agniesha
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Reputacja
0 Neutral-
Ten topic przynosi szczęście w miłości!!! Wejdż i wpisz się,a wkrótce ....
agniesha odpisał na temat w Życie uczuciowe
nie wierze w takie rzeczy ale co mi szkodzi się wpisać :) -
Zamknij oczy....Posłuchaj o krainie pełnej kwiatów i słońca, w której nigdy nie gościł smutek, a śpiew najpiękniejszych ptaków kołysał dzieci do snu. Była to kraina wiecznego lata i nieskończonego dnia, gdzie cień drzew, szum wiatru i morska bryza dawały ukojenie, zachęcając do spoczynku. A słońcu towarzyszył orszak różowych obłoków, by skwarem nie męczyć ziemi i jej mieszkańców. Pieczę nad tym cudownym miejscem sprawował władca mądry, sprawiedliwy, a nade wszystko dobry i radosny. Bo właśnie radość króla była źródłem szczęścia mieszkańców, przywoływała słońce i urzekała dobre wróżki. Mijały dni, miesiące, lata wypełnione śmiechem i tańcem. Niepostrzeżenie jednak jasna zieleń liści i żywe barwy kwiatów nabierały głębi, a na bezchmurnym dotąd niebie pojawiało się coraz więcej obłoków ciężkich od deszczu. Każda kropla była tęczą, zachodzące słońce malowało horyzont i niebo przywdziewało szatę tkaną srebrem. Przybył księżyc, rozrzutny wiatr roznosił zapachy, a niektóre ptaki ukochały zmrok wysławiając go swą pieśnią. Aż wreszcie mieszkańcy posmakowali cichej łagodności nocy i chłodu poranków. Wieczory sprzyjały zadumie i zakochanym, a jasne światło świtu budziło delikatnym łaskotaniem, przypominając, że nastał nowy pracowity dzień. Lecz dni stawały się coraz krótsze i chłodniejsze, coraz mniej słonecznych promieni otulało ziemię. Świt był krzykiem zachwytu - tęsknie wyczekiwanym przez oszronione kwiaty i zmarznięte zwierzęta. Kraina zwolna przeobrażała się w świat trosk i lęków, bo jej mieszkańcy nie znajdowali czasu na śpiew, a pieśni matek na kołyskami niemowląt pełne były trwogi o los pociech. Czyżby wróżki, płoche i niestałe, obdarzyły fortuną inne miejsca? A może to słońce, znudzone trwaniem, zapomniało o wybrańcach? Dość, że spadł pierwszy śnieg, wraz z nim zapadł mrok, w ludzkie serca wkradła się trwoga i nastała przejmująca cisza - żałobny marsz po zwiędłych kwiatach, niewykrzyczany płacz martwych słowików. Lęk poddanych udzielił się władcy. Król, już nie potężny monarcha, a zalękniony starzec, zrozumiał że to jego szczęście i wola życia dawały siłę krainie, urzekły elfy, rzuciły urok na wróżki i budziły respekt słońca. Cóż, kiedy lata troski o państwo wyżłobiły na jego czole zmarszczki i nie pozwoliły sercu na miłość. Z wiekiem jego zachwyt nad światem malał, wspomnienia cudownych chwil z przyjaciółmi stawały się coraz bledsze, a oczy zasnuła melancholia właściwa filozofom. I tylko czasami w snach przemierzał dzikie knieje, które rozbrzmiewały odgłosem polowań i perlistym śmiechem spłoszonych nimf tańczących pomiędzy wiekowymi drzewami i tulących się do wiecznie zielonych mchów. Po takiej nocy budził się silniejszy i pełen wiary, a wtedy słońce - zwabione jego radością próbowało rozproszyć mrok i ogrzać zmarzniętą ziemię. Kapryśnie jednak żądało więcej i więcej szczęścia, a tego nie mogło dać zmęczone królewskie serce. Zwątpienie, trwoga i bezwolne oczekiwanie na koniec zatruło ludzkie dusze i odstraszyło wróżki, będąc pożywką dla zła, które z wolna rosło w siłę. Wydawało się, że nie ma już ratunku, bo mróz ściął kwiaty i zmroził serca. A wtedy władca postanowił ofiarować światu cząstkę siebie - swoje wspomnienia. Wiedział, że bez nich nie może istnieć. Miał jednak nadzieję, że ogrzeją ziemię, bo zwabią zachłanne duchy i przywołają słońce. Pełne bowiem były motylich skrzydeł, szeptów i śmiechu. Całe w błękitach i zachwytach - mieniły się pomarańczowo złotym światłem witraży, układały się w strzelistość gotyckich katedr. A czasami, będąc gwałtowną falą, rozbijały się o strome brzegi nieznanych krain....... Mądry i dobry król zamknął oczy, a wolą jego stało się światło - jak koncert w tonacji dur i lot ptaków w takt bicia serc i dzwonów. Nagle rozwarła się ciemność...... Pierwsze promienie przedarły się nieśmiało, a potem ziemię zalało słońce - potokiem ciepła i barw. Kładąc się zrazu różową łuną na śniegu i będąc ostatnim wspomnieniem monarchy - słodkim snem o nie rozpoczętej i skończonej znajomości.
-
Dziwny widok roztoczył się przed oczyma Ziemian, gdy wysiedli ze statku kosmicznego na tej planecie w odległej galaktyce. Powierzchnia globu, jak okiem sięgnąć była gładka i płaska. Żadnych wzniesień, żadnej roślinności, nic tylko klatki. Długi rząd klatek, aż po horyzont. Kształtem przypominały nieco pomieszczenia, w jakich na ziemi trzyma się ptaki, ale zawierały coś zupełnie innego. To co zawierały przypominało nieco ludzi. W każdej klatce siedział jeden człekopodobny. Jak długo trwała ich niewola ? Zapewne długo, bo sprawiali wrażenie dziwnie bezwładnych. Ziemianom na ten widok krajały się serca. - Trzeba ich uwolnić! Natychmiast! - Cóż za tyran zgotował im taki los!? - Śpieszmy się. Może gdzieś niedaleko kręcą się strażnicy? - A jeśli on są niebezpieczni? Dowódca wyprawy zabrał głos: - Uwolnimy ich z zachowaniem wszelkich środków ostrożności. Nie wyglądają groźnie, biedaczyska! - A nawet gdyby, to nie możemy ich tak zostawić! Zbliżyli się do pierwszej klatki. Człekopodobny patrzył na nich, nie okazując najmniejszego wzruszenia. ani strachu, ani wdzięczności, nic. Wydał tylko kilka dziwnych dźwięków, nie zadając sobie nawet trudu otwarcia ust. Kapitan uśmiechnął się do niego serdecznie. - Biedny przyjacielu, nic nie rozumiem z twoich wywodów. Najpierw cię stąd wyciągniemy, a potem przyjdzie czas na naukę języków obcych. Członkowie załogi nie zwlekając wzięli się do piłowania krat. Gdy skończyli, więzień zmarł. Zakłopotany kapitan zwrócił się do lekarza pokładowego: - Co pan o tym sądzi? - Hm, trudno powiedzieć. Może wzruszenie, wywołane odzyskaniem wolności, okazało się za silne. Serce, lub jakiś jego odpowiednik, nie wytrzymało. Będziemy ostrożniejsi przy następnych. Podeszli do drugiej klatki. Zanim jednak zabrali się do piłowania, pokazali człekopodobnemu na migi, co zamierzają zrobić. Jedyną odpowiedzią były dwa czy trzy niewyraźne jęki. Tak jak poprzedni, i ten więzień nie przeżył odzyskania wolności. Wyzionął ducha, gdy upadła ostania krata. Zrobili jeszcze dziesięć prób, wszystko na nic. Kapitan wybuchnął: - Nędzni niewolnicy! Tak się przywiązali do upokarzającej sytuacji, że wolność ich zabija! Muszą mieć klatkę, żeby żyć! Ale ja ich uwolnię, uwolnię, choćby od tego wszyscy mieli zdechnąć! Ludzie z coraz większą wściekłością i uporem piłowali kraty, a więźniowie umierali. Lekarz wrócił do pierwszej klatki, by zbadać zwłoki. Nieco później podszedł do niego kapitan z resztą załogi. Jak okiem sięgnąć, widać było teraz rozbebeszone klatki i trupy człekopodobnych. - Ani jeden - mruczał kapitan - ani jeden nie przeżył. Lekarz podniósł się znad ciała, które właśnie zbadał. Miał dziwny wzrok. - To nie klatki, to ich kręgosłupy.
-
***** Pewnego dnia, zmęczone Szaleństwo przycupnęło przy samotnej skale na pustyni. Obok niego usiadła Miłość, piękna jak zawsze, ujmująca każdym calem swojej postaci, ale niestety nie widząca piękna otaczającego jej świata. Minęło mnóstwo czasu od pierwszej zabawy w chowanego, podczas której straciła oczy. Zrobiło to Szaleństwo. Aby zmazać swoją winę, obiecało być towarzyszem Miłości. Być przy niej w chwilach smutku i radości, być dla niej przewodnikiem, towarzyszem i przyjacielem w życiu. I tak było od dawna. Szli przez ziemię razem, razem kochając i szalejąc na punkcie innych. Tak było do dzisiaj. Szaleństwo, szalone ale uważne, zauważyło w oddali oazę. Chcąc ulżyć w pragnieniu swojej towarzyszki, dopuściło do siebie szaloną myśl: znajdę wodę. I poszło. Miłość odpoczywała. Uczucia nią targające wyciągały z niej ostatnie soki. Nie jadła, nie piła, tylko kochała. I nie czuła zmęczenia, głodu, pragnienia. Tylko kochała czekając na Szaleństwo. Przypadkiem przychodziła obok Głupota. Pomyślała: zrobię Miłości głupi kawał. I podając się za Szaleństwo (a że głos miała podobny)wzięła Miłość pod rękę i Głupota i Miłość poszły dalej. Szaleństwo wróciwszy z manierką wody i nie znalazłszy Miłości, wpadło w szał. Niszczyło wszystko po swojej drodze, zarażało sobą wszystkich po kolei, szukało i pragnęło odnaleźć znów tą samą Miłość, szalało wraz z Rozpaczą, którą spotkało po drodze, aż wreszcie odnalazło Spokój wraz ze Smutkiem i tylko czasem znów przypomina sobie o Miłości. A Miłość? Na początku czuło się dziwnie, ale wreszcie przyzwyczaiło się i od tej pory Miłość jest nie tylko ślepa ale i głupia...
-
Czym nie jest miłość? - Miłość nie jest idealna, platoniczna, tragiczna, ślepa, szalona, boska, przyjacielska, rodzicielska, synowska, braterska, małżeńska. Miłość nie jest afektem, emocją, sentymentem. Miłość nie jest brutalnym ani subtelnym, ani jakimkolwiek posiadaniem. Miłość nie jest wulgarną ani wyszukaną przyjemnością. Miłość nie jest czymś czym można handlować. Miłości nie można sobie zaskarbić ani jej tanio lub drogo, za bajońską sumę kupić, nabyć na własność i zamknąć pod kluczem. Miłość nie jest czyjaś. Miłość nie nakłada obrączki i nie ściąga obrączki. Miłość nie poślubia ani się nie rozwodzi. Miłość nie włóczy się po sądach. Miłość się nie procesuje. Miłość nie przysięga i nie krzywoprzysięga. Miłość nie potrzebuje zapewnień o lojalności, wierności, wzajemności. Miłość nie potrzebuje wdzięczności. Miłość nie dzieli się na osobową i bezosobową. Miłość nie jest rozdarciem pomiędzy jednym a drugim ani pomiędzy jednym a wszystkim. Miłość nie jest wyborem. Miłość nie jest powtarzaniem. Miłość nie jest nawykiem. Miłość nie jest pamięcią, wspomnieniem, marzeniem. Miłość nie jest fotografią, wizerunkiem, obrazem, rzeźbą, płaskorzeźbą, żądanym przedstawieniem plastycznym. Miłość nie jest myślą. Miłość nie jest świadomością miłości. Miłość nie jest wyznaniem miłości. Miłość nie jest opisem miłości. Miłość nie jest zaprzeczeniem seksu. Miłość nie jest zaprzeczeniem niewinności. Miłość nie jest pożądliwością, lubieżnością. Miłość nie jest wstrzemięźliwością, umartwianiem się , ascezą. Miłość, nie jest nakazem, rozkazem, zakazem. Miłość nie jest skutkiem przyczyny ani przyczyną skutku. Miłość nie jest zawiścią, zazdrością, mściwością. Miłość nie jest cierpieniem. Miłość nie jest przede wszystkim słowem. Żadnym słowem. Ani tym, co na pseudo początku, ani tym, co tutaj. Gdyby miłość była słowem, zostałaby zaduszona pod lawiną znaczeń, interpretacji, spekulacji, kompinacji, które - na to słowo zwalają się. Tak właśnie zduszone, zdławione, zmiażdżone jest słowo miłość. W świecie słów słowo miłość nie znaczy nic. Mówiąc inaczej, znaczy to, co komu się podoba, co kto chce, co komu ślina na język. W świecie słów, czyli w świecie ludzi-słów słowo miłość ocieka posiadaniem pożądaniem, chciwością tych, co co chcą. Ale miłość, rzecz jasna, nie jest słowem. Miłość jest spontanicznym, bezinteresownym czynieniem miłości, tak jak słońce jest spontanicznym, bezinteresownym promieniowaniem słoneczności. Słońce jest słońcem w świecie heliosowym, miłość jest słońcem w świecie księżycowym. Słońce jest słońcem w świecie jasności, miłość jest słońcem w świecie ciemności. Edward Stachura \"Fabula rasa\" (fragment)
-
Intryga, niezmiernie zaintrygowana, uniosła tylko lekko brwi, a Ciekawość, nie mogąc się powstrzymać, spytała z typowym dla siebie zainteresowaniem, kiedy Znudzenie ostentacyjnie ziewnęło po raz trzeci, Szaleństwo, jak zwykle obłędnie dzikie, zaproponowało: - Pobawmy się w chowanego! - W chowanego? A co to takiego? - To zabawa - wyjaśniło żywo Szaleństwo - polegająca na tym, iż ja zakryję sobie oczy i powolutku zacznę liczyć do miliona. W międzyczasie wy wszyscy dobrze się schowacie, a gdy skończę liczyć, moim zadaniem będzie was odnaleźć. Pierwsze z was, na którego kryjówkę trafię, zajmie moje miejsce w następnej kolejce. Podekscytowany Entuzjazm zaczął tańczyć w towarzystwie Euforii, Radość podskakiwała tak wesolutko, iż udało się jej przekonać do gry Wątpliwość, a nawet Apatię, której nigdy niczym nie dało się zainteresować. Jednakże nie wszyscy chcieli się przyłączyć. Prawda wolała się nie chować, w końcu i tak zawsze ją odkrywano. Duma stwierdziła, że zabawa jest głupia, ale tak naprawdę w głębi duszy gryzło ją, iż pomysł wyszedł od kogo innego. Tchórzostwo z kolei nie chciało ryzykować. - Raz, dwa, trzy - zaczęło liczyć Szaleństwo. Najszybciej schowało się Lenistwo, osuwając się za pierwszy lepszy napotkany kamień. Wiara pofrunęła do nieba, a Zazdrość ukryła się w cieniu Triumfu, który z kolei wspiął się o własnych siłach hen! Na sam szczyt najwyższego drzewa. Wspaniałomyślność długo nie mogła znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca, gdyż wszystkie kryjówki wydawały się jej idealne dla przyjaciół: krystalicznie czyste jezioro było wymarzonym miejscem dla Piękności, dziupla - w sam raz dla Nieśmiałości, motyle skrzydła stworzono dla Zmysłowości, powiew wiatru okazał się natomiast najlepszy dla Wolności. W końcu Wspaniałomyślność schowała się za promyczkiem słońca. Z kolei Egoizm znalazł sobie, jak sądził, wspaniałe miejsce: wygodne i przewiewne, a co najważniejsze - przeznaczone tylko, tylko dla niego. Kłamstwo schowało się na dnie oceanów, a może skłamało i tak naprawdę ukryło się za tęczą? Pasja i Pożądanie w porywie gorących uczuć wskoczyli w sam środek wulkanu. Niestety wyleciało mi z pamięci, gdzie skryło się Zapomnienie, lecz to przecież mało ważne. Gdy Szaleństwo liczyło dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć Miłość jeszcze nie zdołała znaleźć Sobie odpowiedniego miejsca. W ostatniej chwili odkryła jednak zagajnik dzikich róż i schowała się wśród ich krzaczków. - Milion - krzyknęło na końcu Szaleństwo i dziarsko zabrało się do szukania. Od razu, rzecz jasna, odnalazło schowane parę kroków dalej Lenistwo. Chwilę potem usłyszało Wiarę rozmawiającą w niebie z Panem Bogiem. W ryku wulkanów wyczuło natomiast obecność Pasji i Pożądania. Następnie, przez przypadek, odnalazło Zazdrość, co szybko doprowadziło je do kryjówki Triumfu. Egoizmu nie trzeba było wcale szukać, gdyż jak z procy wyleciał ze swej kryjówki, kiedy okazało się, iż wpakował się w sam środek gniazda dzikich os. Trochę zmęczone szukaniem Szaleństwo przysiadło na chwilę nad stawkiem i w Ten sposób znalazło Piękność. Jeszcze łatwiejsze okazało się odnalezienie Wątpliwości, która, niestety, nie potrafiła się zdecydować, z której strony płotu najlepiej się ukryć. W ten sposób wszyscy zostali znalezieni: Talent wśród świeżych ziół, Smutek - w przepastnej jaskini, a Zapomnienie... cóż, już dawno zapomniało, iż bawi się w chowanego. Do znalezienia pozostała tylko Miłość. Szaleństwo zaglądało za każde drzewko, sprawdzało w każdym strumyczku, a nawet na szczytach gór i już, już miało się poddać, gdy odkryło niewielki różany zagajnik. Patykiem zaczęło odgarniać gałązki... Wtem wszyscy usłyszeli przeraźliwy okrzyk bólu. Stało się prawdziwe nieszczęście! Różane kolce zraniły Miłość w oczy. Szaleństwu zrobiło się niezmiernie przykro, zaczęło prosić, błagać o przebaczenie, aż w końcu poprzysięgło zostać przewodnikiem ślepej z jego winy przyjaciółki. I to właśnie od tamtej pory, od czasu, gdy po raz pierwszy bawiono się na Ziemi w chowanego, Miłość jest ślepa i zawsze towarzyszy jej Szaleństwo....
-
Szukam Cię. W zakamarkach tylko naszych miejsc. W jesiennej kałuży. Zgubionym oddechu. Ukradkowym spojrzeniu spod pomalowanych rzęs. Jesteś w każdym mężczyźnie. I żaden z nich to nie Ty. Nie wiem, czego chcę. Za czym tak gonię. I nie wiem, czego mi ciągle brak. To nie tak, że marzą mi się motyle. Że chcę ideału. Rumaka. Królestwa. I lśniącej zbroi, w której padniesz u mych stóp. To nie tak. Żadnych bajek. Bo ze mnie też zupełnie zwyczajna kobieta jest: Przypalę Ci obiad. Spóźnię się na spotkanie. Wszystkie pomarańcze zjem. Zbiję Twój ulubiony kubek. Powiem od razu, jeśli mnie zranisz. Wyciągnę Cię na narty. Obruszę się, gdy piąty dzień pod rząd przyniesiesz do domu pracę. Wydłubię Ci oczy za jakąś babę. Wścieknę się i zrobię zimna jak lód. Zwariujesz od mojego ciągłego śpiewania w aucie. Nie wybaczę, jeśli nie wybierzesz się ze mną na tańce. Zasypię Cię smsami. Nie będziesz mógł w domu oglądać horrorów. Bo ja potem nie mogę spać. Nafukam, jak bez pytania zjesz mój jogurt. Ale jak zapytasz, czy możesz, odpowiem \"Przecież to nasz wspólny dom\". Zanudzisz się, jak przyjdzie mi dzień na \"Zawsze tam gdzie Ty\". Bo będę tego słuchała non stop. Zabiorę Twoją koszulę, co by w niej po domu łazić. I nie omieszkam Cię poinformować, że pod spodem to ja mam w zasadzie nic. Odwrócę się na drugi bok, jak wymruczysz \"Zrób śniadanie, Kocie\";....ale tylko na chwilę, potem zjemy śniadanie razem. I nie będę nam na Święta ton jedzenia gotować. A tak naprawdę, to powiem Ci w sekrecie, że ja sobie zupełnie nie wyobrażam, jak to jest z kimś być. Nie znam weekendów. Spędzam je na łonie natury, byleby szybciej, byleby z wiatrem we włosach. Nie znoszę zimnych poranków i samotnych wieczorów. Jednego talerzyka na stole. Jednej filiżanki kawy. Mam do siebie żal, bo usilnie szukam, gdzieś za plecami zostawionych zasad. Znajduje je, po czym z rozmysłem gubię na nowo i znów. Spuszczam oczy. Mówię \"rozumiem\",choć tak naprawdę nie rozumiem nic. Czasami uciekam daleko myślami i nie wiem, gdzie tak naprawdę jestem. Uciekam w marzenia ... Pod moimi powiekami znów budzi się ta stęskniona kobiecość. Znów każdą cząstką siebie pragnę dotyku, ciepła, smaku Twoich warg. Tak bardzo bym chciała móc się zatracić. Odnaleźć w Tobie bezpieczną przystań. Zwinąć żagle. Móc powiedzieć, że to jest mój Port. Bo ja już nie chcę się smutku uczyć. Wyciągać wniosków. Nie chcę być ostrożna. Nie chcę się bać. Marzy mi się normalność, codzienność, rzeczywistość. Wspólna jazda samochodem, gdy w Twojej dłoni, moja dłoń. Chcę jeździć na zakupy i wkładać do koszyka to co dla Ciebie, to co dla nas. Marzą mi się ranki w Twoich ramionach. Przyrządzanie śniadania. Ciepłe bułeczki. Twój ulubiony sok.Żebyś mnie tulił. Ocierał się o mnie. Prowokował jak ta dzika pantera. I żeby w jednym naszym spojrzeniu było więcej zrozumienia niż w całym morzu niepotrzebnych słów. Tak bardzo pragnę bezpieczeństwa. Tak bardzo chcę Ci bezpieczeństwo dać. Żebym mogła płakać, śmiać się, szaleć, milczeć, żebym mogła wszystko przy Tobie i z Tobą. Chcę czuć, że nie odejdziesz. Bo ja się boję.... Paraliżuje mnie ta myśl. Chcę czuć się bezpieczna, pewna i kochana. Taki Twój mały skarb... Jest we mnie wiele czułości, zrozumienia i ciepła, ale z drugiej strony mam swoje ambicje, plany. Tak naprawdę to marzę o tym, żeby przy Tobie kobietą być. Czekać aż wrócisz z pracy zmęczony. Witać Cię u progu w wersji sauté. Ciągnąc za krawat. Lądować w łóżku. I w ramach obiadu kochać się. Chcę Ci rysować moje marzenia. Mówić o planach, ambicjach, wizjach. Chcę razem z Tobą zdobywać Świat. Przy Tobie jednym nie musieć być silna. Rozłożyć ręce, po prostu się popłakać. Wiem, że na pewno gdzieś Jesteś. Powtarzam to sobie. Żyjesz. Pracujesz. W jakimś nazbyt tłocznym mieście. Może tuż obok mnie.... Może nasze spojrzenia spotkały się już kiedyś... I może tak samo jest Ci mnie brak... Ps. Głupie są noce, kiedy się trzeba przed snem wsunąć pod zimną kołdrę. I nałożyć na zamrożone stopy skarpetki. Bo kolejny dzień bez Mężczyzny zaczyna się wieczorem dnia poprzedniego. Gdy się biegnie z łazienki po lodowatych kafelkach. I rzuca na lóżko, żeby taki On natychmiast przytulił, wtulił i obtulił, bo jest tak okropnie zimno, zimno, zimno. Jak się teoretycznie nieświadomym ruchem owiniętych w ręcznik bioder prowokuje Go do wyszeptania \"Chodź tu do mnie, Kocie\" Jak się można calusieńka schować w wielkie ciepłe ramiona. I nie mieć żadnej nieprzyklejonej do Mężczyzny obok siebie-cząsteczki. Jak się podczas snu czuje czyjś oddech między kosmykami włosów. Jak się dzieli tą samą kołdrę. I to właśnie takie noce tworzą magię poranka. I takich nocy brakuje mi w tym moim-nie-moim-domu. I takie noce bym chciała mieć w wśród swoich własnych czterech ścian. I żebyśmy potem razem zjedli śniadanie z talerzyków w te stokrotki i identycznych kubków wypili herbatę. Bo Mężczyzny nie może zastąpić zimna poduszka, którą trzymam w objęciach, a jego dotyku - \"namiętnie\" pulsujące po ciele, strugi ciepłej wody prysznica. Ciekawe, czy mężczyźni o tym wiedzą, czy są tego świadomi...że są tak bardzo potrzebni? Nie po to żeby wynieść śmieci, pozmywać naczynia, znieść rower do piwnicy czy poprawić obrazek na ścianie....Są potrzebni, żeby można było z nimi porozmawiać, zasnąć przy nich, po prostu być jednym w dwóch ciałach.