Anajka
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Anajka
-
Mysza75 Niezła spryciula z Ciebie ;)) Bo przecież jak by człowiek sobie sam nie wyszukał i sam się nie poratował, to pewnie już by nie żył. To przykre, ale ja też traktuję lekarzy intrumentalnie, jak środki do celu, mają po prostu uprawnienia do wystawiania recept i skierowań. Tego sami nie możemy zrobić. A "przykre", to chyba nie tyle dla lekarzy ile dla pacjentów. Dzięki za podpowiedź :)))
-
GABSONIK Ja też uważam, że irydolog to dla Ciebie dobre wyjście. Oprócz tego, że będzie wiedział o czym świadczyły te kółka i o czym świadczy ich zniknięcie, to z całą pewnością powie Ci czy guz jest, czy tylko stary ślad po nim. Jak zapewne wiesz jest różnica w wyglądzie tych miniznamion na tęczówce w przypadku świeżych schorzń i byłych. Ja korzystałam z takiej diagnozy pierwszy raz prawie 20 lat temu i dowiedziałam się co mam, a do czego mam skłonności i muszę się liczyć z tym, że będę miała, chociaż wielu rzeczy można uniknąć wiedząc o co dbać i czego pilnować. U irydologa byłam przez te 20 lat trzykrotnie i nie żałuję. Ja mogę polecić irydologów ukraińskich, bo zdecydowanie ich umiejętności i doświadczenie przewyższa naszych. Ale powinni być w średnim wieku lub starsi. Nie mieszkasz z tego co pamiętam w moim województwie, więc nie podam Ci namiarów na irydolożkę, która u mnie przyjmuje od ponad 10 lat, bo pewnie Ci za daleko. Zaletą tej diagnozy jest też to, że oprócz zyskania info w sposób bezinwazyjny, masz gwarancję, że nikt nie będzie na Ciebie wrzeszczeć. ;))) Mam jeszcze pytanie dot. minerałów. Jakie sobie zrobiłaś i w czym?
-
Mysza75 Myślisz, że ja się już nie buntuję? Ależ tak!. Przy każdym spadku cukru, w każdym momencie, kiedy ja coś chcę lub muszę a ciało mnie nie słucha. Z pewnymi rzeczami nauczyłam się żyć, ale to nie znaczy, że się nie buntuję. Wykorzystuję każdą możliwą okazję! A nuż się uda? ;))) Z chlebkiem masz świetnie, po prostu luksuswo :))) No i dobry pomysł z tym boraksem, ale ja nie mogę masła kakaowego. Kombinuję od pewnego czasu, żeby jakiś inny tłuszczowy nośnik znaleźć. Z tym mają w aptekach mały problem. Powodzenia
-
GABSONIK Pisząc kółkach, masz na myśli ciemne obręcze położone przy zewnętrznej krwędzi tęczówki? Czy chodzi o coś zupełnie innego?
-
Podziwiam Cię za upór, konsekwencję i wiarę w swoje działania, co nie znaczy, że we wszystkim się z Tobą zgadzam .To niezwykłe, co piszesz o kolorze włosów. Masz jakiś pomysł z czego to wynika? Może jakiś składnik diety lub coś czego organizm się pozbywał w procesie oczyszczania? Nie wiem, może kiedyś miałaś badanie z kontrastem lub coś podobnego? Czerwony kolor włosów mógłby pochodzić od dużej zawartości miedzi lub chromu. A jaki był Twój pierwotny kolor włosów?
-
Modrzew5 Jeszcze parę słów. Radzisz nam poszukać lekarzy, tym bardziej widać, że nie czytałeś tutejszych postów. Praktycznie na co drugiej stronie wzajemnie ich sobie polecamy ;)) Jeśli Twoja grzybica rozwinęła się \"już kilkanaście miesięcy temu\" to zecydowanie łatwiej sobie z nią poradzisz niż my, pod warunkiem, że zlokalizujesz przyczynę pierwotną. Moja grzybica rozwinęła się \"już ponad 20 lat temu\" i dlatego poradzić sobie z nią jest o wiele trudniej, chociażby z uwagi na uodpornienie grzybów, bo z każdej potyczki to one wychodzą silniejsze. W przypadku większości z nas jest to sprawa dłuższa niż kilkanaście miesiecy. Zresztą być może u Ciebie również, tylko jeszcze o tym nie wiesz, ale tego Ci nie życzę. Co zrobić w przypadku hipoglikemii? Nie ma INNEJ drogi jak tylko zjeść węglowodany. Jeżeli spadek jest duży, muszą to być węglowodany proste, ( z glukozą, cukrem, miodem włącznie, najlepiej w płynie, to co jest pod ręką. Doskonały jest mały kartonik soku, a każdy cukrzyk wie, że puszka Coli, bo podnosi cukier w równy sposób o ok. 2 jednostki chlebowe. Jeżeli spadek nie jest tak drastyczny, może to być pieczywo razowe np żytnie chrupki 3-4 szt. No i czekać, aż się wchłonie ;)). Im prostszy węglowodan, tym szybciej się wchłania, glukoza już w jamie ustnej i żołądku. Jeśli tego nie ma pod ręką, to może właśnie SŁODKI owoc np. gruszka, jabłko, brzoskwinia. Trzeba zapamiętać jeden fakt z fizjologii człowieka- ORGANIZM LUDZKI NIE MOŻE PRZEŻYĆ BEZ WĘGLOWODANÓW i dietę ustawić przez pryzmat tego faktu. Jak widać Ty też jesteś inny ;)), bo niektórzy tutaj nie mają aż takich problemów, ale kiedy przeczytasz moje posty będziesz wiedział, że są gorsze przypadki-ja mam hipoglikemie co 1-2h, co nie znaczy, że moja wiedza musi być dla ciebie drogowskazem. W dojściu do tego co chodzi i o ile musisz sobie ten cukier we krwi podnieść pomoże Ci także pomiar poziomu cukru w momencie złego samopoczucia, np. jednorazowo w przychodni, w momencie złego samopoczucia. Jak rozumiem ufasz swojemu lekarzowi, więc poproś go o pomoc w dostępie do takiego pomiaru. Jest też druga ewentualność-zakup glukometru-w promocji możesz go kupić już za ok.50-60 zł wraz z jednym opakowaniem pasków wskaźnikowych i pomiarów dokonywać samemu, w każdym miejscu i o każdej porze. Ja ze swoim glukometrem się nie rozstaję, bo nie zawsze spadek formy związany jest z poziomem cukru i wtedy jedzenie nie jest konieczne. I zawsze mam przy sobie też glukozę i wodę do jej popicia, bo soków niestety nie mogę, a moje spadki są zwykle gwałtowne i wtedy to walka na czas . Jeszcze raz pozdrawiam.
-
Modrzew5 A mnie się wydawało, że wiedza większości tu piszących ma właśnie internetowe podstawy, sądząc po wklejanych linkach ;)). Wnioskuję z Twojej wypowiedzi, że nie przeczytałeś wszystkich postów, starych i nowych. Co do leków, również niektórzy z nas je stosowali. Niektórym pomogły, innym nie, np. mnie. (mimo zgodności z antymykogramem), jeszcze inni mieli je podawane w sposób ignorujący zasady leczenia tego typu grzybicy i się zniechęcili, a lekarze uodpornili im takim dawkowaniem ich szczepy i niewiele możliwości im zostało. Poza tym, nie wszyscy mogą wszystko stosować. Ja w żadnym wypadku nie mogłabym wypić nawet pół łyżeczki wódki (ani piwa), zwłaszcza rano. Reakcja mojego organizmu polega na tak silnym pobudzeniu, ze nie jestem w stanie złożyć nawet jednego krótkiego zdania do kupy, jestem sparaliżowana i nie mogę nic powiedzieć przez jakieś 3-4-minuty, do tego w tym czasie odczuwam totalne przerażenie. Podobnie działa na mnie świeży imbir. ( i nie tylko na mnie, znam też inne takie osoby i wcale nie z rodziny, które w chińskiej lub orientalnej restauracji spadały z krzesła z takimi objawami) Każdy jest inny. Gdybyś przeczytał wiele postów, wiedziałbyś, że każdy tutaj szuka w związku z tym SWOJEJ drogi radząc się i poszukując. Jeśli pomaga Ci to co Ci proponują, korzystaj z tego, ale nie wrzucaj wszystkich do jednego wora, bo tak właśnie robią lekarze i dlatego my jesteśmy tutaj. O tym, że grzybki uodparniają się na ziółka ( i nie tylko) szybko i po 4 dniach trzeba im zmiany pisano na tym forum już daaaawno. Stosując osłaniacze typu siemie lniane lub farmakologiczne np. Venter trzeba pamiętać, że upośledzają one wchłanianie wszelkich substancji odżywczych, bo po prostu powlekają przewód pokarmowy jak lakier drewno. Ta warstwa oczywiście po czasie schodzi, ale jeśli stosuje się to w sposób ciągły i to przed posiłkiem, trzeba brać sprawę wchłaniania pod uwagę. Przypuszczam, że chcesz nam pomóc w dojściu do zdrowia, a nie dyskutować dla samej przyjemności i ja jestem Ci wdzięczna, bo KAŻDY głos może zawierać dla kogoś cenną wskazówkę . Jeśli tak będzie na pewno ktoś się o Ciebie odezwie. Życzę Ci powodzenia na Twojej drodze do zdrowia i serdecznie pozdrawiam :)))
-
ROCH Dzięki. Muszę się przymierzyć do tego wszystkiego. Na razie troszkę się wycofam, bo od poniedziałku COŚ mnie gnębi i jest coraz gorzej. Wczoraj i dziś mam wrażenie że musiałam wpaść pod autobus. Co prawda nie przypominam sobie, ale musiałam, skoro tak się czuję ;))) Pozdrawiam
-
KaiaK Mogę, ale ze względu na temat ;)), napiszę jeśli podasz maila.
-
ROCH To w jakiej postaci i ilości trzymasz propolis w ustach? Mój mąż rozcieńcza krople we wodzie wg przepisu i też tylko trzyma w ustach. On ma nieustające problemy z zatokami i namawiam go na ten aloes i/albo picie żyta, bo to akurat sprawdzona w rodzinie kuracja. Rtg jego zatok jest zawsze ok, nie ma krzywej przegrody, a wystarczy większy wiatr, o klimie nie wspomnę i zaraz głowa go bardzo boli, ma sucho w nosie, zapchane zatoki, a zimą czasem pokrwawia. Dałam mu do poczytania o grzybicy i przestał jeść słodycze, ale takiej diety, o której tu na forum mowa, nie może stosować, bo jest cukrzykiem od 15 lat. Ja mogę znowu spróbować z aloesem, bo moje poprzednie próby były dawno, teraz może już nie będzie tak źle, ale jak Ty proponujesz go stosować? Ja czytałam parę lat temu w książce o kuracji oczyszczającej opisywanej tu zresztą przez kogoś na forum, opartej na aloesie rozc. wodą 1:1, różnych olejach i soku z cytryny, a do nosa na aloesie rozcieńczonym wodą i nie pamiętam jaka to była proporcja. Niestety książki nie mogę odnaleźć, ale szukając w necie trafiłam na Słoneckiego i to chyba było to. Czy to masz na myśli?
-
An_Dy W takim razie co polecisz na lamblie? Mi też niestety nie wyszły w kilkakrotnych badaniach, ale COŚ musi być. Nic nie tracę w każdym razie, jak się po nich \"przelecę\". Pisałaś, że po mango była wyraźna poprawa, a całościowo? Z tego, co pisałaś o papai zrozumiałam, że poprawiła u Ciebie odtrucie wątroby, ma działanie żółciopędne. Ale nie tylko, jest silnie odrobaczająca i powinna działać też na ameby i pierwotniaki (czyli lamblie również). Tak twierdzą podróżnicy, którzy radzą sobie przy pomocy pestek papai z wszelkimi biegunkami w tropikach. Ale może działa tak na świeże zakażenia, na przewlekłe już słabiej, bo jednak paskudy się otorbiają i zagnieżdżają tkankach. Stąd niewielka poprawa u Ciebie. A może miałaś amebę, lamble i coś jeszcze? Jeśli amebę przywiozłaś z podróży, to być może coś jeszcze, czego u nas nie dagnozują i to \"polepszyła\" Ci papaja?. Ciebie to już pewie nie interesuje, bo ważne, że się tego pozbyłaś, a teraz i tak tego nie można stwierdzić :)) Muszę po prostu znaleźć środek/ki o jak najszerszym spektrum i pojechać po całości , ale naturalnie i bezpiecznie dla organizmu, bo z leków mało co toleruję, zresztą jak tu pomogą to tam zaszkodzą.
-
An_Dy Przeraszam za pomyłkę. To była Kingaparis. :))
-
ROCH Nie wiem czy to \"efekt zagrzybienia mózgu\", chyba, że użyłeś tego jako skrótu myślowego. Miałam na myśli raczej zatrucie toksynami, które po nocy jest wyraźniejsze, bo krążenie słabsze i oczyszczanie w związku z tym też. Ale może masz rację? Ja wykazuję większy optymizm w tej dziedzinie-na razie.;))) No właśnie też mam od lat wrażenie, że COŚ mnie zatruwa. W najgorszym okresie miałam wrażenie, że jestem w szarej, gęstej mazi i nie mogę wydostać się z niej, do \"jaśniejszego\" spojrzenia ,lżejszej głowy, chociaż czasem to się działo. Za minutę zmiana i byłam w zupełnie innym - jasnym świecie. Strasznie tu bredzę, ale jak tak masz/miałeś, to zrozumiesz. Ja wtedy próbowałam coś zjeść, co ruszy żołądek/wątrobę, bo miałam wrażenie, że tam TO siedzi. To jest zresztą zgodne z tym czego uczy homeopatia- jeśli masz depresję, pokaż mi swój żołądek\" Czyli depresja to choroba-pochodna żołądka. O to mi chodzi, że ja nigdy nie uważałam, że mam depresję,(a ta szara maź była niby typowa) tylko, że to jakieś zatrucie, bo nie można mieć depresji 3 h, potem nie mieć jej 4h i mieć znowu 2h itd. Więc działałam instynktownie. Jadłam. Musiało to być coś kwasotwórczego np. pszenne pieczywo, najlepiej słodkie, np. herbatniki, ale bez czekolady itp.(nie mylić z kwaśnym produktem, bo to wywoływało zupełnie inną reakcję- ogólnie negatywną, nie mówiąc już o języku, który nie był w stanie tego znosić). Miałam wrażenie, że w moim żołądku nie ma kwasu. Smaki w ustach były beznadziejne. Woda, którą piłam raz była gorzka, kiedy indziej cały dzień słodka... I pomagało, chociaż nie zawsze. Teraz nie bywam już w szarej mazi, choć jak każdy, miewam doły psychiczne, ale to jest zupełne co innego. Nie ma mazi tylko smutek, który wiem, że jest zależny ode mnie i krótkotrwały. Zdarza mi się mieć \"płaczący dzień\", ale wtedy jak mam kilka \"pechów\" na raz. W żadnym razie nie jest to BEZ POWODU, tak jak w przypadku \"szarej mazi\" Jak i sie polepszyło, to już nie historia na posta. Jak u mnie z oddychaniem? Trudno powiedzieć, niby nie mam zapchanego nosa, ale miewałam np. dwudniowe gęste katary, albo 3 dni kapiący nos z cyklu \"jak ręką odjął\". Tzn nie wygasał powoli tylko kończył się nagle. Z gardłem problemy były ciągle. Na początku bolało stale, było czerwone, co najmniej rok miałam na migdałach białe czopy.( Nawet nie wiem kiedy znikły :))) Chrypę i kaszel miewam czasem rano, czasem po zjedzeniu czegoś, wtedy czuję np.jakiś ostry, piekący smak. Jedno jest pewne. ZAWSZE LEPIEJ czuję się na dworze. Jestem \"wyraźniejsza\" myślę, że wiesz o czym piszę. Jest mi łatwiej coś zrobić i jaśniej mi się myśli, mam więcej energii i więcej \"mi się chce\". Jak jestem bleee, to wiem, że \"podziubanie\" w ogrodzie powoli mnie rozkręci. Przeważnie, bo jednak nie zawsze. Kiedyś próbowałam wkraplać aloes do nosa, ale to było w najgorszym okresie i tak mnie szczypało, że łzy leciały mi ciurkiem i odpuściłam. Śluzówkę wtedy ogólnie miałam w bardzo złym stanie. Nigdy nie leczyłam też zatok, nie miałam z tym problemów, nie miewam \"zielonych\" katarów, chyba, że na początku tego kryzysu lub w czasie grypy, raz na 5 lat. Rzadko zdarza mi się nagły np. w nocy, obrzęk śluzówki nosa tak, że muszę oddychać przez usta, ale szybko mija np. za 1/2h. Nie wiem skąd to się bierze, ale to naprawdę incydentalnie. Miewam też duszności, ale to inna bajka. Czasem mam wrażenie, że mam \"skurczony\" nos, ale w odcinku dolnym. Generalnie nie spedza mi to snu z powiek. Dużo gorzej sprawa ma się ze smakami w ustach, z wydzielaniem wewnętrzym. Coś to wszystko powoduje. I to jest do rozgryzienia :\\\.
-
AN DY Pamiętam, jak pisałaś, że po propolisie miałaś palpitacje, a niedawno napisałaś, że możesz już pić. Możesz podać bliższe szczegóły? Ja przezornie oblizałam tylko jedną "propolkę" na gardło i myślałam, że serce mi eksploduje. Trwało to dość długo jak na palpitację. Co ciekawe propolis powoduje raczej obniżenie ciśnienia. Może to inny składnik tych tabletek np, mentol, bo raczej nie róża i nie sok malinowy. Robiłam sobie potem próby na przedramieniu z propolisu w pudrze, a następną z propolisu na spirytusie bez rozcieńczania i nic mi nie było. Kiedyś piłam mleczko pszczele i nic takiego się nie działo, więc sądziłam, że będzie ok. Pszczoła też mnie kiedyś użądliła i nie miałam większych problemów, ale to było daaawno. Bardzo chciałabym brać propolis, wręcz muszę, bo mam cystę na jajniku ( w dodatku z "intresującą białą kreseczką w środku" jak powiedziała lekarka robiąc mi usg) i zamierzam się z nią rozprawić globulkami. Niestety nie mogę brać zapisanego butapirazolu, bo pomijając moje poglądy, dostaje kaszlu i skurczu oskrzeli. Nie chcę z lekarką o tym teraz rozmawiać, bo ona już chciała mi zapisać tony różnych śwństw, których i tak nie mogłabym zapewne brać. Wiem, że też tak jak ja jesteś z tych co próbują "po kropelce",więc Twoje doświadczenie jest dla mnie cenne. A może znasz jakiś sposób na cysty ? ;) oczywiście nie operacyjny.
-
Mysza 75 Nie mogę powiedzieć Ci co masz jeść i ile. Po 1) Nie jestem chora na porfirię. A po następne KAŻDY ma INNY organizm i musi wypróbować co jest dla niego, a co nie. To co dobre dla mnie nie musi być dobre dla Ciebie. Ja nie zażywam żadnych probiotyków w tabletkach. Jem tylko jogurt z wiśniami (wiśnie z uwagi na braki żelaza). Gdybym mogła, zamiast probiotyków jadłabym raczej kiszonki, ale swoje lub ze sprawdzonych źródeł. Picia soku z kiszonek nie polecam, najwyżej łyżka stołowa na kaca ;))), bo ma działanie przeczyszczające (sól i kwas mlekowy) i niewiele wnosi w przeciwieństwie do włókien kapusty lub ogórka (składniki i błonnik,flora, oraz to, co w soku) Lekarze gastro przy wypisie ze szpitala zapisali mi Enterol 250. To drożdże, ale inne, rywalizujące w środowisku jelit z Candidą. Po szpitalu brałam i nigdy wcześniej nie małam takich odgłosów w jelitach. Bigunki jak były, tak były. Brałam ok. miesiąca. Potem okazało się, że \"nieee, to za długo, jakiś tydzień trzeba było\" powiedziano mi po fakcie, ale przy wypisie nikt mnie o tym nie poinformował. Zresztą wg mnie probiotyk brać przez 5dni to bezsens. Ale gastrolodzy w ogóle nie widzą problemu grzybicy w jelitach. Oni uważali, że histeryzuję i nic mi nie jest, a wielomiesięczna biegunka to tylko jelito drażliwe, a to że leki przepisane na to nie działają, to też moja histeria. Chleb żytni na zakwasie kupiony w piekarni ZAWSZE zawiera drożdże. Wierz mi, jestem z zawodu technologiem żywności. Chleb na zakwasie jest bardzo kłopotliwy dla piekarzy nastawionych przecież na zysk - rośnie baaarrdzo powoli, żeby to przyspieszyć dodają drożdże. Ja kupuję taki chleb w piekarni, w której kupuję też tony bułek dla siebie. (na Sołaczu) Mogę kupić tylko tam, bo dodają minimalne ilości polepszaczy, a pieczywo ze sklepów szkodzi mi w sposób natychmiastowy. Ale nawet w tej piekarni, małej i bardzo tradycyjnej też dodają drożde do tego żytka na zakwasie. Gwarancje możesz mieć tylko jak upieczesz sama, ale to żmudne i trudne. Ja piekę od lat różne pieczywka, ale okazjonalnie, jako rarytas ;))),bo do takiej ilośc bułek jak ja potrzebuję musiałabym mieć piec wielkości co najmniej półtechnicznej, a pieczenie chleba na zakwasie jest skomplikowane, dlatego jest droższy niż zwykły. Ale... nie dajmy się zwariować. Wg mnie ilości drodży są w tym chlebie tak minimalne, że nie mają istotnego wpływu na całokształt. Poza tym raczej nie mamy innej możliwości, coś jeść trzeba. Należy tylko świadomie eliminować, to co można. Drożdży nie zawiera żytnie pieczywko chrupkie. Nie wiem czy każde. Ja kupuję PANO produkcji \"Chaber\", ale ono z kolei zawiera cukier :))), no cóż, coś za coś.;))) Też jem. W moim przypadku, przy KONIECZNOŚCI jedzenia prostych węglowodanów ta odrobina więcej nie robi różnicy, brak wyjścia. Ty też musisz jeść, więc sama sobie odpowiedz czy wolisz odrobinę drożdży czy cukru. Wolny od cukru i drożdży jest chlebek ryżowy w postaci wafli, jest z solą lub innymi dodatkami smakowymi, lub bez, w dodatku jest z brązowego ziarna, więc chyba najlepszy z pieczywek. Jeśli byłby przez Ciebie zaakceptowany i wystarczający, to dobry wybór, ale nie jest najtańszy, bo musisz chyba jeść go sporo. Ziemniaki to temat wielokrotnie tu poruszany. Jedni są za, inni przeciw. Ale musisz jesć jakieś węglowodany i to w większych niż inni ilościach. Na samych waflach ryżowych daleko nie zajedziesz. Może w takim razie spróbuj gotowanych \"w mundurkach\", jeśli to dla Ciebie do przyjęcia. Wg doniesien internetowych ziemniaki w mundurkach są zasadotwócze, w przeciwieństwie do obranych ze skórki, a to zawsze jest korzystniejsze dla organizmu, bo zwykła dieta zawiera przewagę produktów zakwaszających. Badanie kału dobrze sobie zrobić, ale trzeba mieć świadomość, że jak wynik NIE będzie dodatni, to nie jest to gwarancją, że grzybicy nie ma. Masz tyle innych WYRAŹNYCH objawów, że byłoby to raczej niemożliwe. Dobrze jest też wiedzeć z jakimi konkretnie grzybkami mamy do czynienia, a może też są pleśnie, bo zwykle tak bywa. Mam pytanie: czy zewnętrznie też nie możesz stosować żadnych farmakologicznych środków p-grzybiczych?(maść, krem, puder) Mam opracowaną mieszankę skuteczną w moim przypadku. Jeśli nie, to żeby przynieść sobie tymczasową ulgę w dolegliwościach \"partii dolnych\" proponuję nadmanganian potasu. Można kupić tanio w aptece. Jeśli będziesz chciała wiedzieć wiecej na ten temat, służę pomocą. Ja stosuję, jak muszę. A na to te bestie (inne zresztą też nie) się nie uodpornią :))):))) Prof. Adamski zalecał mi to też na płukanie jamy ustnej i gardła. Kiedyś miałam straszny, bolący, kalafiorowaty jęzor i białe czopy na migdałach. Teraz już tak nie mam. Miewam natomiast kalafiorowaty i bolesny oczywiscie z białym nalotem, ale maks. do połowy. Ale to minęło, przez \"lata pracy\" zdrowienia całego organizmu, a nie po paru płukaniach. Wtedy mi to jakoś nie pomagało w wyraźny sposób, ale stan całości był raczej benadziejny. Pozdrowionka
-
PANCREA Co do wątroby, to irydolog powiedział mi, że mam wrodzoną słabość tkanki wątrobowej.Nie jest ona chora, tylko zbudowana ze słabszej tkanki. Patrząc na rodziców, to tato miał w wieku 17 lat żółtaczkę i zmarł na raka pęcherzyka-wątroby, chociaż dbał o nią, stosował dietę oczyszczającą Tombaka raz w m-cu i akupresurę na złogi w pęcherzyku, ostropest i l-argininę. Bał się poddać operacji usunięcia pęcherzyka z uwagi na serce. Miał przerost lewej komory, stałą bradykardię (tętno ok 50, w nocy poniżej, włącznie z zatrzymywaniem serca) Ale to w wieku po 60. Wcześniej był okazem zdrowia.Wg źródeł medycznych osoby, które przebyły żółtaczkę, są w dużym stopnu narażone na raka pęcherzyka-wątroby. Babcia ze strony taty całe życie narzekała na wątrobę, ale sekcja zwłok (babcia wpadła pod autobus w wieku 65 lat) wykazała, że wątroba nie wykazywała oznak patologii. Czyli być może też słabośc tkanki bez zmian chorobowych. A ja sama co zrobiłam na \"nie\"? Np. pracę magisterską z toksykologii przelewając hektolitry eteru etylowego potrzebnego do ekstrakcji tych toksyn z pieczywa. Poza tym wiele godzin w laboratoriach w mniej lub bardziej szkodliwych substancjach, trochę w benzenie. Ale bez przesady. Najbardziej dokopały mi leki, które brałam w szpitalu na toksoplazmozę. I one też są przyczyną mojej wieloletniej grzybicy. Dostawałam b. silne leki przeciwmalaryczne w połączeniu z sulfonamidami. Tyle, że te leki w przypadku malarii podaje się w ilości 1 tabletkę na 7 dni, a ja miałam podawane 1-3 3x dziennie w towarzystwie podwójnej dawki sulfonamidów. Już w połowie kuracji wszyscy (pacjenci) mieliśmy grzybicę jamy ustnej i gardła, część z nas wylądowała na hematologii z tragicznymi wynikami krwi i niemożnością ustania na nogach (uszkodzenia szpiku), z utratą przytomności włącznie. Ja byłam młoda i zniosłam kurację dość dobrze, nie licząc grzybków, krótkiej depresji(tak działały te leki) i powalających mdłości. Krew była ok, próby wątrobowe niezłe. Druga część kuracji była po 2 tyg w domu. Końskie dawki Rovamycyny, potem Nystatyna, dwa miesiące przerwy i powtórka. Osoba tak zdrowa, wysportowana jak ja wtedy, w wieku 25 lat czuła tylko osłabienie, ale bez problemu mogła funkcjonować. Nie miałam pojęcia jak bardzo wpłynie to na całe moje życie. Co do wit. B12 trzeba rozgraniczyć połączenie jej z niezbędnym do póżniejszego wchłonięcia\"czynnkiem wewnętrznym\" od wchłaniania w jelicie. Pierwsze jest związane ze stanem żołądka, drugie ze stanem jelita. Jeżeli nie nastąpi połączenie w żołądku, nie ma możliwości wchłonięcia jej w jelitach. Jeżeli ktoś ma jej zbyt mało, przy normalnej diecie, to nie pomoże mu zażywanie jej doustnie, bo oznacza to, że się nie wchłania. Przeważnie przyczyną jest brak \"czynnika wewnętrznego\". Wtedy pomóc mogą tylko zastrzyki. Ale to nic strasznego, jak doskonale wiesz Ty, ja, mój mąż (od 15 lat na insulinie) i wielu innych chorych. Badania wątroby \"najsławniejszy w mieście\" gastrolog ograniczył do podstawowych: Alat, aspat cholesterol, trjglicerydy, usg. Były ok, a pozostałe go nie interesowały.Tzn to JA zrobiłam je sobie sama wcześniej, jemu podsunęłam pod nos :( Alkohol jest jednym z produktów działalności C.a., a że obniża poziom glukozy we krwi wie każdy cukrzyk ;). Jak kiedyś wspomniałam komuś jak sie w danym momencie czułam, to stwierdził, że to tak jakby na kacu. Może miał rację. Nie miałam jakoś nigdy kaca, więc nie wiem, ale ta głowa rano - nieboląca, ja ten stan nazywam obrzękiem mózgu ;))), jakby gęsta ciecz się przelewała z jednej strony na drugą przy każdym ruchu. ńadwrażliwość na światło i hałas. Może to wspólny objaw dla zagrzybionych? Pozdrawiam
-
PANCREA O podobieństwie jednej z toksyn do hormonu tarczycy dowiedziałam się od pewnego lekarza internisty i kardiologa-instrumentalisty, który również zajmuje się diagnozowaniem i leczeniem grzybicy. Bardzo dużo opowiadał na ten temat, ale ostatecznie nie zdecydowałam się na niego z różnych powodów. Nie bardzo trafiały mi do przekonania sposoby diagnozowania i niektóre leczenia. Powiedział mi również, że mam lamblie, ale nie byłam i nie jestem tego pewna. Miał wtedy gabinet pod Poznaniem. Pamiętam też, że gdzieś syszałam o tych powiązaniach z insuliną. Niestety nie wiem gdzie i dokładnie co. Piszesz, że one blokują działanie insuliny, ale ja jakoś sobie zapamiętałam, że one powodowały zwiększone jej wydzielanie. Niestety nie jestem tego pewna. Chętnie przeczytałabym coś wiarygodnego na ten temat. Gdyby było tak, jak ja pamiętam, to wyjaśniałoby ciągłe uczucie głodu u zagrzybionych, bo uczucie głodu pojwia się w odpowiedzi na spadek poziomu cukru we krwi (oczywście nie tylko) no i te superczęste moje hipoglikemie. Miało się tak dziać w szczególności przy \"zagrzybionej\" trzustce. Niestety moje wspomnienia są dość mgliste i nie dojdę już teraz do ich źródła. Piszesz, że żona ma grzybki i problemy z tarczycą. Otóż ja w czasie ostatniego kryzysu leżąc na endokrynologii miałam zrobione dość solidne badania, w tym także usg tarczycy.Szłam na te badania pewna, że TAM, to na pewno nic nie zajdą, bo przecież robiłam sobie usg tarczycy niedługo przedtem i było wszystko ok. Jakież było moje zdumienie kiedy okazało się, że mam guzek i torbiel, od razu zrobiono mi też biopsję, ale masa i hormony były w normie. Czy to nie ciekawy zbieg okoliczności? Wcześniej, kiedy grzybica była w ryzach, nie było problemów, a pojawiły się w najgorszym czasie kryzysu. Ale mimo wyników w normie przez całe życie, miałam problemy, początkowo takie jak przy niedoczyności, w tym również przytarczyc, a okresami takie, jak przy nadczynności. W wieku 18 lat przez rok brałam hormony tarczycy, ale potem lekarka zaniechała tego, mówiąc, że problem jest raczej niewielki i wystarczy mi co roku mesiąc nad morzem. Potem miałam taki sam okres dużej męczliwości i osłabienia w czasie studiów, było mi ciągle bardzo zimno i założenie zimowych butów powodowało zadyszkę. Przepisano mi spore ilośc wapnia.Do kliniki nie mogłam się dostać. Teraz też miałam sę zgłosić po szpitalu na systematyczną kontrolę, ale nie byłam w stanie wstać na 5 rano i stać w koszmarnej kolejce, żeby zarejestrować się do poradni. U nas można tylko 2 stycznia i jeden dzień w lipcu wg tych samych zasad. 2 stycznia rejestrują do czerwca, a w lipcu do końca roku. Innych możliwości nie ma, bo klinika przyjmuje pacjentów z Polski północnej i zachodniej. Jest jeszcze jedna poradnia, ale tam jest to samo. Jak komuś uda się pierwszy raz, to potem jest 2x w roku na kontroli, ale dostać się pierwszy raz to dla mnie było niemożliwe. Prywatna wizyta u dobrego endo kosztuje już 200zł + badania.
-
INFORMUJĘ No to się zgadzamy w takim razie w większości poglądów. A to dla mnie oznacza, że brakuje Ci tylko trochę empatii z powodu braku negatywnych doświadczeń ze zdrowiem. I życzę Ci, żeby tak pozostało :)))
-
Roch No dzięki Ci dobry człowieku za dobre słowo :))). Co do rytmu dnia to ja mam podobnie, nie wiem jak inni tutaj. Jeśli wstanę przed 10:30 bardzo źle się czuję, robi mi się gorąco i słabo, pocę się i trzęsę się też \"od środka\". Za to mogę siedzieć do 2:00 w nocy bez problemu. Jak nie pójdę spać, to po tej godzinie znowu gorąco itp. Co ciekawe, na endokrynologii miało to odbicie w wynikach wydzielania hormonu nadnerczy-kortyzolu. Rano jego ilość powinna być zdecydowanie wyższa niż po południu, u mnie było odwrotnie. Tzn to jest MOJA interpretacja tego zjawiska oparta na wiedzy własnej, ale pasuje do obrazka :)))Lekarze oczywiście na to nie wpadli. Próbuję się przestawić jakoś na \"normalniejszy tryb\", ale podobnie jak Tobie, nie bardzo mi wychodzi. Teraz staram się chodzić spać o 23:30, ale... ;) czasem się zaczytam i zamknę książkę dopiero 1:30, albo czekam aż jeden z kotów wróci na noc do domu, (wiadomo facet, ale tylko \"prawie\" ;)), albo aż syn wróci ;) i tak miesiące lecą. Ale muszę się zdyscyplinować, bo jak mam rano wstać na zajęcia z podyplomówki i w dodatku wejść tam na 5 piętro, to przeżywam horror. Ostatnio tak spadł mi cukier, że nawet glukozą nie dawałam rady go pogonić. Po takiej hipo mam silną arytmię i muszę się położyć. No to wróciłam do domku, poleżałam, ale o 11:00 wstałam i pojechałam znowu, bo uparta baba jestem. Ciekawe, czy tak robią hipochondrycy? ;))) Co do propolisu, bardzo bym chciała, ale niestety. Oblizałam tylko tabletkę propolisową na gardło i dostałam takiej palpitacji i to na długo, że boję się. (AN DY miała zdaje się podobnie) Aczkolwiek na przedramieniu następnego dnia spróbowałam propolis w pudrze (bo najsłabszy) i nic mi nie było, następnego dnia to samo, tylko propolis na spirytusie i też nic. Wygląda na to, że to sprawa wewnętrzna, ale będę próbować dalej jeszcze w innej postaci. Tylko to niestety wymaga czasu, dobrego dnia itp. Aloes kiedyś próbowałam. Ale ze mną jest ten problem, że ja nigdy nie jestem naczczo, więc te metody, które stosuje sie przed jedzeniem raczej opadają. Z tego samego powodu nie mogę robić sobie różnych badań, a bardzo by się przydało. Ale jak tu zrobić usg brzucha, albo poziom żelaza, OB i inne? No nic, kiedyś się doprowadzę do stanu, kiedy będę mogła nie jeść przez 6h w nocy i dojść jeszcze bez jedzenia do labo. :)))
-
Mysza75 Na grzybicę pochwy spróbuj propolis w globulkach, podobno jest bardzo skuteczny i niedrogi-kilkanaście zł. Stosuje się go tylko 5 dni. Ja jeszcze do tej pory nie mogłam go stosować, ale moja siostra była zachwycona. Bez problemu poradził sobie nawet z nadżerką. Jest też chwalony na jednym z forum dla kobiet z grzybicą pochwy. Pamiętaj żeby zrobić próbę najpierw na przedramieniu od wewnąrz, bo możesz być uczulona. A potem trzeba pamiętać żeby chronić bieliznę, bo brudzi na brązowo i to trwale, (we wodzie się nie rozpuszcza).
-
Mysza75 Ja też jestem z P-nia. No to proponuję Ci prof. Adamskiego z zastrzeżeniem, które jest w postach do Pancrei. Prof. przyjmował prywatnie przy ul. Gajowej, wizyta kosztowała 95 zł, teraz pewnie drożej. Tylko on proponował mi ten wyciąg z grasicy. Jest mrukliwy, ale nie zrażaj się. Jesteś raczej rzadkim \"przypadkiem\" może potraktuje Cię jak wyzwanie naukowe ;))). Wiem , że Ci nie do śmiechu, nie miej żalu, ale poczucie humoru jest w takich przypadkach pożyteczną cechą. Co do diety, to lekarze z jego zespołu informowali pacjentów o konieczności zachowania diety, on sam mi nic nie mówił. Lekarka, która miała moją salę mówiła mi o tym, szczególnie z uwagi na ciągłe hipoglikemie. Z tego powodu zabraniała marchewki, za to polecała właśnie kiszoną kapustę, ogórki, jogurty, pieczywo z pełnego ziarna itd. Ja akurat tego nie mogłam, mogłam marchewkę :))) I zapisała mi probiotyk zawierający w skaładzie substancję ułatwiającą zagnieżdżanie dobrych bakterii w jeliach. Aha, leżałam na dermatologii na Lutyckiej.Tam też jest poradnia NFZ, ale profesor tam nie przyjmował, może teraz tak, ale wątpię, bo mu nie zależy. Poza tym lekarze z oddziału, co dziwne też tam nie przyjmowali, ale to było w 2005, kawał czasu. A Ty gdzie trafiłaś z wynikami? To Twój lekarz od porfirii?
-
PANCREA Użycie \"brzytwy\" nie miało żadnego związku z Tobą. Było tylko ostrzeżeniem dla osób, które zechcą skorzystać z Twojego polecenia i będą sobie wiele po nim obiecywać, a okaże sie ,że będzie jak w moim przypadku. Jeśli teraz ktoś zechce korzystać z porad prof.A. będzie znał dwa końce tego kija ;))). Co do wątroby, to jak przeczytasz mój post do Myszy75, dowiesz się, że nie mogę brać i jeść nic co pobudzi pracę układu pokarmowego i wydzielanie, tym bardziej, że mam silny podwójny refluks i żółć oraz enzymy trzustkowe przedostają się do żołądka (grzybki hasają na odźwierniku i wpuście), co kompletnie rozwala trawienie. Jest duży problem z przyswajaniem żelaza z pożywienia i kompletnie nie ma wchłaniania wit. B12. Muszę co tydzień brać ją w zastrzykach. Co tydzień , bo muszę brać mniejsze dawki. Duża dawka jest nie możliwa do zmagazynowania w mojej wątrobie. Nie wiem dlaczego wątroba się jej pozbywa, a dawka tygodniowa utrzymuje moją krew w jako takim stanie. Oczywiście do tego doszłam sama, ale już na początku ostatniego kryzysu i praktycznie zmusiłam profesora gastro do przyjęcia tego do wiadomości, chociaż różniło się to od jego wiedzy medycznej. Szkoda, że ta moja wiedza przyszła tak późno. Gdybym to wiedziała przy pierwszym kryzysie nie męczyłabym się tak przez 6lat. Niestety, nie ma leków hamujących wydzielanie żółci i enzymów trzustkowych oraz insuliny. Na takie dziwolągi jak ja medycyna jest nieprzygotowana ;)))
-
MYSZA75 Twoja sytuacja jest rzeczywiście trudna i nietypowa. Przeczytaj mój pierwszy post. Też nie mogam stosować diety p-grzybom. Wyszłam z najgorszego mimo diety opartej na zabronionych produktach. Mogłam jeść tylko gotowany biały ryż, gotowaną marchewkę, kawałek gotowanej piersi kurczka. Do tego zjadałałam dziennie ok 14 -20 czerstwych 3-4 dniowych bułek z niewielką ilością masła (te ilości to z powodu ciągłych hipoglikemii :)))). To stanowiło moje pożywienie przez kilka lat, ale objawy powoli ustępowały. Jelito nie było nadmiernie drażnione i mogło się powoli goić. U mnie był i jeszcze jest problem z nadmiernym wydzielaniem enzymów trawiennych (i insuliny) które działały silnie drażniąco i niszcząco na śluzówkę przewodu pokarmowego. Potem dołączyłam zupę jarzynową miksowaną z ziemniakami. Nie wiem gdzie mieszkasz, ale zasugeruj lekarzowi podanie Ci wyciągu z grasicy w zastrzykach. Tym bardziej, że nie możesz stosowć leków p-grzybiczych. Mnie też to proponowano- z uwagi na meganietolerancje. I głowa do góry. :)))
-
ROCHU Wiem, co to psycholog. Zaliczyłam ich kilku, nie licząc tych, po których obijałam się z koniecznośc w szpitalach ;) Też najpierw zaczęłam sama, bo stwierdziłam , że może łatwiej będzie mi znosić tą chorobę. Również, tak jak Pancrea musiałam udowadniać, że nie jestem wielbłądem, czyli, że moja choroba to nie nerwica, że wyraźnie czuję, że jestem w jakiś sposób zatruwana. Oczywiście, jak większość tutaj, wielokrotnie szukałam pasożytów i pamiętam, że ktoś tu wspominał o pójściu do weterynarza w tej sprawe. JA BYŁAM U WETERYNARZA i oglądał moje \"zdobycze\" pod mikroskopem, a ponieważ nie wiedział co to jest, zabrał na wydział biologii UAM i tam poprosił specjalistkę w tej dziedzinie. Niestety, ona również poległa. Korzystając z wiedzy z okresu studiów, 10 letniej praktyki zawodowej i kontaktów zawodowych umówiłam się z wybitnymi miejscowymi mikrobiologami, ale niestety nie udało mi się ponownie pobrać materiału do badań. Z braku sił olałam sprawę. Psychologów też, bo nic mi to nie dawało. Co do ZUS-u, chorowałam jako pracownik 6 m-cy, a potem byłam na zasiłku rehabilitacyjnym do końca możliwego okresu. Pamiętam jedną lekarkę orzeczniczkę, która była pełna szczerego współczucia dla moich dolegliości i naprawdę ją to ruszyło. Ale powiedziała, że w wykazie chorób na które można uzyskać rentę nie ma takiej jednostki chorobowej i nie ma pod co tego podciągnąć. Był to rok, w którym zmieniły się przepisy dot. przyznawania rent. I co miałam namawiać lekarza rodzinnego, żeby wynalazł mi coś na co mogę dostać rentę? Może gdybym miała więcej sił próbowałam bym coś robić i gdzieś pisać, ale nie miałam. Wiem, że nie chcesz pamiętać najgorszego. Ja, pojawienie się tutaj i ruszenie swoich \"wspomnień\" przypłaciłam dziś bezsenną nocą. Wszak każdy z nas działa na zasadzie dwa kroki do przodu, jeden do tyłu, a czasem niestety dwa, a chcielibyśmy tylko do przodu ;))) Też jak, Ty zmuszałam się do jakiejkolwiek pracy. Wyglądało to tak: W \"lepszy\" dzień porywałam się na umycie podłogi w kuchni 11 m2. Myłam 1/3, spadała mi glukoza we krwi, jadłam, po pewnym czasie myłam następną 1/3, znów hipogliemia, znów jadłam, i znów powtórka. Podobnie z wieszaniem prania. Jednocześnie jadłam, ryczałam, siadałam na podłogę, stawałam, wieszałam. Pamiętam swoje pierwsze 200m, które przeszłam. Po 1,5 roku od najgorszych chwil, mąż zabrał mnie i syna na 3 dni nad morze. (Jestem uzależniona od morza :)) MUSIAŁAM zobaczyć morze, a do plaży było 200m. Przeszłam 1/3 drogi, musiałam usiąść i zjeść, potem znowu. Na 200m musiałam zjeść 2 bułki i musiałam 2xusiąść i odpocząć. Po powrocie zdrowie zaczęło się szybciej poprawiać . Moja tarczyca się ucieszyła. Myślę, że wiadomo jest tu wszystkim, że jedne z toksyn grzybów C.a. mają budowę poobną do hormonów tarczycy, niejako podszywają się pod nie. Wyniki hormonów moga być w normie, bo badane nie jest na tyle swoiste, żeby wykryć różnicę między faktycznym hormonem a \"grzybową podróbką\"(zależy od laboratorium). Tak więc zmuszałam się do robienia czegokolwiek i z czasem zaczęłam odczuwać przyjemność z wykonywania najprostszych codziennych czynności, to wspomogło psychikę, a potem zaczęłam kulinarne szaleństwa. Nie dla siebie oczywiście tylko dla rodzinki. Gotowałam i piekłam z wielką przyjemnością, chociaż sama nie mogłam jeść, a nawet próbować. Po następnym roku to się zaczęło zmieniać. W tym roku na Święta mogłam już spróbować bigos, bez natychmiastowych, groźnych reakcji! :)))
-
PANCREA Ależ ja się z Tobą całkowicie zgadzam! W żadnym razie nie chodziło mi o odwodzenie kogokolwiek od kontaktów z lekarzami. Podałam mój przypadek wobec Twojego polecania profesora, jako ostrzeżenie przed ewentualną klapą. Tym bardziej nie zniechęcam nikogo do stosowania diety. Napisałam przecież, że \"ZAZDROSZCZĘ tym, którzy mogą stosować dietę\" i też tak sądzę, że gdybym mogła ją stosować plus naturalne \"uzdrawiacze\" typu czosnek, propolis, to byłabym już zdecydowanie dalej na drodze do zdrowia. To było tylko tak nieśmiało i cichutko ;) powiedziane, że to na pocieszenie tym, którzy nie mogą, podobnie jak ja, takiej diety mieć. To, że zdałam się na \"instynkt\", wynikało z braku innego wyjścia. Nikogo nie potępiam za to że stosuje \"chemię\"!. Absolutnie się nie zrozumieliśmy. Badania jeśli tylko są możliwe to NALEŻY je robić. Ja po prostu stanęłam przed ścianą. Widziałam co teoretycznie powinnam zrobić, ale organizm nic z tego nie tolerował i musiałam się poddać tej fali. Jak widać organizm wie co robi, wolno,bo wolno, ale idzie w dobrym kierunku. Teraz, jak napisałam, jest już znacznie lepiej, dlatego próbuję zrezygnować z części tych \"zabronionych\" produktów, zastąpić je właściwymi i dołączać nowe. Kilka już mi się udało w ostrożnych ilościach. Marzę o propolisie i pestkach papai-czekają wysuszone na swoją kolej. na Wiele mam nadzieję w tym roku. :) Co do prof, łuszczyca jest jego konikiem, a co do przyczyn, byłam świadkiem, jak tłumaczył studentom i podkreślał, że duży wpływ na jej powstanie i okresy pogorszenia ma stres. Też uważam, że ma dużą wiedzę, ale w moim przypadku widocznie mu się \"nie chciało\", zwalał na kolegę gastrologa, a ten piłeczkę odbijał (może się nie lubią?). Trzeba też pamiętać, że minęło od mojego pobytu w szpitalu parę lat i zapewne doszedł do kolejnych wniosków,dot. wpływu stanu jelit. On wg mnie należy do lekarzy dokształcających się. Niestety, w moim przypadu nie zadziałał. Ja również poddałam się sugestii gastrologa i odwiedziłam psychiatrę,który zapisał mi leki p-depresyjne i po nich właśnie bardzo mi się pogorszyło, chociaż brałam 1/8 dawki, bo znam swój organizm, po 3 tygodniach zaczęłam mieć właśnie ciągłe hipoglikemie, bardzo silne lęki, których wcześniej nie miałam i totalną bezsenność. Oczywiście lekarze twierdzili, że to niemożliwe, że takie dawki w ogóle nie działają, są podprogowe (tylko jeden endokrynolog złapał się za głowę, PO CO mi podano takie leki). Jakież było ich zdziwienie i zakłopotanie, kiedy po 4 miesiącach od zaprzestania brania tych leków, w szpitalu na endokrynologii okazało się, że mam serotoninę powyżej normy! Ja, niebędąc lekarzem, osobiście uczestniczyłam w konferencji na temat różnic w metaboliźmie wątroby, a oni- klinicysci nie mieli o tym pojęcia? Nic dziwnego, nie było tam akurat żadnego z nich. A szkoda. Miałam jeszcze propozycje następnych leków, ale te 3 tygodnie wystarczą mi na całe życie. Właśnie po tym przestałam tolerować większość pokarmów, ziół i byłam w tak złym stanie. Po roku czasu dopiero odczułam LEKKĄ poprawę.Moja niechęć do lekarzy nie bierze się znikąd, ale z własnego, dotkliwego doświadczenia. Pozdrawiam