Dzień Dobry Kobiety:) Czytam was już od jakiegoś czasu. Rozpoznaje więc wasze łzy i radości po \"nicku\". Zatrzymałam wzrok na temacie bo jestem jedną z was. Kochałam, tak jak już mogę nie pokochać więcej, bo coś takiego zdarza się przecież tylko raz...:) Czy byłam kochana? Wątpię... Parę dobrych miesięcy temu tagały mną emocje zawiedzionego uczucia. Tęsknota, ból, kłamstwo, poniżenie...Nie mogę powiedzieć, że wyszłam z tej szarpaniny bez szwanku. Wieczna huśtwaka, radość i smutek, euforia i załamanie. Dwie twarze. Łagodna, przepojona spokojem i zrozumieniem, a za sekundę blokada żalu i pretensji... Jak ja siebie nienawidziłam...Rozbite dni i odebrane sny. Kiedy to wszystko wspominam, choć jeszcze za wcześnie na wspomnienia..., czuję zażenowanie i niesmak. Spaliłam wszystkie mosty do Niego. Zatarłam obraz, odebrałam znaczenie jego słowom, ukryłam uczucia. A jeszcze to wszystko tli się we mnie, jeszcze nie wyłuskałam tej zadry z serca... Wiecie czego nam brakuje? Własnego Ja w miłości. Miejsca dla siebie, dla własnych kaprysów, widzimisie, małych egoizmów. Kiedy kochamy stajemy się niewolnicami. Uzależniamy się częto od mężczyzn. A gdzie miejsce dla nas? Pozdrawiam okrutnie mocno. Ps. Czytam Cię Myshko tak jakbym siebie czytała...