Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

tortilla29

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Paulina 36 Kochana, poproszę o tę książkę na maila : tortilla291@wp.pl
  2. Paulina 36 Jestem DDA, też myślę o takiej profesjonalnej terapii, ale w mojej pipidówie nie ma ośrodka, muszę dojeżdżać prawie 30 km, a mam małe dziecko, więc kłopot ... Kiedyś jeździłam indywidualnie do psychologa, ale zostawiałam tam sporo kasy i przerwałam. Wolałabym jednak terapię grupową.
  3. sosadsoul "Otwórz oczy i zobacz, jak szaleńczo oczekujesz, by inni zarezerwowali sobie ciebie na własny użytek". Koniec cytatu z Anthonego de Mello.
  4. I wreszcie daję sobie prawo, aby powiedzieć, że być może z nikim nie jestem w stanie stworzyć szczęśliwego związku, ale to nie jest moja wina, tylko moja nieumiejętność... Bo moje problemy są odzwierciedleniem nie tego jaka jestem naprawdę, tylko tego co przeżyłam, tego, co mnie naprawdę ukształtowało. Rozwój duchowy może jest moim jedynym ratunkiem ...
  5. Podzielę się z wami jeszcze swoją refleksją: mój M uosabia wszystkie negatywne cechy moich rodziców i teraz już wiem, że zawsze chciałam od niego dostać to, czego właśnie nie dostałam od rodziców ... Czy ja w M. ujrzałam prawdziwą osobę? Nie, ja ujrzałam moje wyobrażenie o niej! Stąd moje ciągłe analizowanie jego stanów emocjonalnych ... Podporządkowanie swoich myśli jemu (nie mylić z uczuciami!) Bo moje odczuwanie i myślenie najwidoczniej bywają zaburzone ... mylę jedno z drugim! Mój lęk przed odrzuceniem, utratą ... Potrzeba akceptacji z jego strony ... Oczekiwanie, że w naszym związku zapanuje absolutna harmonia, gdy tymczasem takiego modelu życia właściwie nie znam, jednak dążenie do tego, co budzi mój sprzeciw, gdy coś wymyka się spod kontroli! Surowe traktowanie siebie, przekonanie, że nie zasługuję na coś dobrego (moje dotychczasowe czyny o tym swiadczą, nie słowa ...) No i oczywiście toksyczny wstyd ... , że nie jestem (byłam) dobrym dzieckiem, nie jestem dobrą żoną, nie jestem 100% kobietą, bo mam tyle strasznych wad! Teraz zaczynam jednak chyba zdrowieć, uświadamiać to sobie coraz wyraźniej :-) Jestem od kilku dni sama, bo M wyjechał i jest mi niewypowiedzianie dobrze ... Jestem sobą, po prostu jestem i nie zagłuszam swoich mysli! Myślę co chcę i nie oczekuję akceptacji, nie boję się odrzucenia, słucham swoich myśli i wtedy .... więcej czuję!!! I to jest piękne! :-) I pomyśleć, że kiedyś tak za M tęskniłam, dzwoniłam ... Chyba za bardzo kochałam to moje wyobrażenie :-(
  6. tortilla29

    TEŚCIOSTWO

    niuch ... ty nie lubisz krytyki ... tylko tak ci się wydaje :-( Nikt nie lubi krytyki! Ty traktujesz życie jak WYZWANIE i to jest twój problem:-( Mi to uświadomił psycholog. Niska samoocena, brak poczucia własnej wartości budzi taką postawę! Każda z nas ma ten problem! Trzeba naprawić siebie. To jest mój apel!
  7. Czytam was czasem, chociaż ostatnio rzadko :-( Dziękuję złamane skrzydła za słowa, które oddają sens tego, co ja czuję. Niektóre z Was tak pięknie potrafią pisać i mowić o rzeczach prostych i nieskomplikowanych, bo życie w gruncie rzeczy chyba nie jest aż takie skomplikowane... ;-) "Gdy go nie ma ( kilkudniowe delegacje ) rozkwitam i rozkoszuję się spokojem i ciszą i wiem że niedługo będę tak żyłą cały czas - wcześniej umierałam z tęsknoty bo wymazywałam z pamięci zło a tęskniłam za dobrym które raczej bylo tylko wyobrażeniem moim Sprawiam sobie różne przyjemności , których do tej pory nie sprawiałam bo wkodowane mialam ze nie zasługuję Nie uzależniam swego samopoczucia od humoru toksyka - wczesniej szkoda gadać jak on w dobrym humorze ja kwitłam , za chwilę on wsciekly nie wiadomo zcemu ja pogrążona w otchłani rozpaczy - bez sensu ale samoistnie mi się tak robiło Wiem , że mogę żyć bez niego , nie umrę ani nie nastąpi koniec świata , ba uwazam , że będę zyła spokojniej " Bo zawsze tutaj przeczytam coś krzepiącego ... Nawet czytając wybiórczo ten topik, nieświadomie wpadam tutaj na trop czegoś, co zmienia moje życie. Stwierdzam, że tego prowadzi mnie chyba moja intuicja, jakaś rozbłyskująca świadomość ... I dziękować jeszcze muszę za podrzucenie mi tytułu: "Powrót do swego wewnętrznego domu" oraz Anthonego de Mello w całej swej rozciągłości ... desiderate też jest niezłe
  8. muszę sobie pomóc najgorsze w twojej sytuacji jest to, że ty tak długo pracujesz ... wracasz w nocy, rano wychodzisz ... Czy jesteś jedynym żywicielem rodziny, że musisz tak harować, czy po prostu lubisz tą pracę? Twój M powiedział, że nie jesteś do niczego potrzebna swojemu synowi ... dlaczego tak mówi?! Oczywiście cokolwiek mówi twoj M to źle o nim świadczy, ale mam takie podejrzenie, że u was przysłowiowy kij ma dwa końce, ciebie nie ma, on próbuje być panem sytuacji, nie godzi się z twoją rolą, więc umniejsza ją ... pastwiąc się nad tobą, bo ma cechy psychopatyczne. Jeśli o mnie chodzi to miałam całkiem podobnie, na początku małżeństwa brałam dodatkowe godziny, całymi dniami nie było mnie w domu, ale myślałam, że taka jest moja misja i tak muszę, bo inaczej nie będę dobrym pracownikiem, będę nikim (zresztą mój M czasem mi mówił, że jestem nikim i rzekomo chciał, abym robiła "karierę", jednak okazało się w praktyce, że tylko skutecznie mi w tym przeszkadzał). A więc w międzyczasie udało mi się sprzątnąć, wyprać, upichcić jakiś obiad, czasem brałam gotowe półprodukty, wtedy M wybrzydzał i słyszałam głupie teksty typu: co ze mnie za kobieta i zawsze w głowie włączyła mi się czerwona lampka ostrzegawcza - jego perfekcyjna mamusia, która mało pracowała zawodowo, ale zawsze dała mu ciepły pyszny obiadek, wyprała, wyprasowała i jeszcze ze śniadankiem do pracy odprawiła ... ;-) Mi wydawało się, że ja wywiązuje się ze swoich obowiązków, jestem przepracowana, a on nie rozmawiał ze mną o tym, bo uważał, że nie ma takiej potrzeby ... skoro ja tak chcę! Były tylko kłótnie o to co kto ma zrobić i on udowadniał mi na każdym kroku, że może obyć się beze mnie ... Potem zaszłam w ciążę, byłam na L4, macierzyński, wychowawczy, czyli 1,5 roku obecności w domu. Miałam spokój i nagle dobrze się z tym poczułam, nauczyłam się ze spokojem i dokładnie wykonywać te obowiązki domowe, które zwykle w naszym polskim kraju spadają na kobietę :-( Mój M oczywiście nie okazywał nadmiernego zadowolenia, nie dziękował, ale NIE MIAŁ SIĘ WRESZCIE DO CZEGO DOCZEPIĆ. Zaczęłam pojmować tą prawdę, że ten typ tak ma, bo tak został wychowany!!! Ja muszę dbać o dom jak jego mamusia, aby mieć względny spokój :-( Takiego sobie męża poślubiłam ... Kiedyś byłam z obcokrajowcem, hmmm, niestety też toksykiem, ale z nim zerwałam, bo musialam ciągle imprezować i żyć jego ekscentrycznym trybem ... zrezygnowałam i wpadłam w inego rodzaju kierat :-( Bronię się tylko pazurami, żeby nie stać się Matką-Polką ;-) Niedługo wracam do pracy i zobaczymy ... Doba ma tylko 24 h i nie rozciągnie się. Oznajmiłam więc mojemu M, że on bedzie musiał się dostosować i pomagać więcej na codzień. Już widzę jego entuzjazm ;-) ale teraz będę miała argumenty. Powtarzam sobie - jestem ok. Afirmacja. Jednak nie zdziwię się, jeśli we wrześniu będę chodzić do tyłu, bo M się będzie kłócił i wymagał!!! A na to wszystko w końcu wkroczy wścibska teściowa, bo kiedyś już tak było ... Wtedy dopadnie mnie depresja, albo przysięgam sobie - spakuję mu walizki. :-) Na szęście mieszkanie jest moje.
  9. nowa_mama, takie smutne to, co piszesz, niestety muszę stwierdzić, że i u mnie, mimo (chwilowej???) poprawy sytuacji wyglądało to do tej pory podobnie :-( .... Piszesz: chce separacji stwierdził, że to nie on ma problem tylko ja to moje depresje i smutnki go wk**wiają i on tak nie chce życ ... Najbardziej mnie dziwi, że czytając takie wpisy mam potwierdzenie, że moje życie przypomina życie innych, jakie to dziwne ... Dlatego teraz jestem już 100% pewna, że wyjście z tego schematu jest jedno, uwzględniając indywidualne przypadki jeden wniosek się nasuwa ... jeśli to trwa zbyt długo, powtarza się, nie pomagają terapie, nie ma chęci pracy nad sobą ... to separacja. Jeszcze niedawno naiwnie siebie obwiniałam, starałam się nie popełniać błędów, aby mu się nie narazić. Teraz odcinam mu się, stawiam odważniej czoła, nie płaczę (sama nie wiem dlaczego przestałam płakać), wskazuję mu jego błędy i potknięcia, uświadamiam dlaczego jego zachowanie jest złe, oczywiście drażniąc go tym, wyprowadzając z równowagi ... ale staram się być opanowana i jakoś mi to wychodzi i robię to często, na porządku dziennym, nie czekam, aby emocje opadły, nie kumuluję w sobie gniewu, lęku, bo myślę sobie: co mi zrobisz??? Gorzej być już nie może ... Oczywiście dziecko jest malutkie i nic z tego nie rozumie i teraz mam jeszcze czas, aby coś zmienić ... Ale kiedy M wpada w gniew to dziecko nie jest żadną przeszkodą, aby mnie poniżać. Takie teksty "odpierdol się od nas" słyszałam jeszcze niedawno i zawsze było to w kontekście, że ja coś mu "kazałam", coś od niego chciałam ... I z tym się liczę, że niejest jeszcze tak jak być powinno i nie znam odpowiedzi jak będzie. Na razie widzę tylko, że M trochę spotulniał, złagodniał, bo nie jest mnie pewien, tego jak ja postąpię w kwestii naszego życia (oznajmiłam mu, że separacji się nie boję), tym bardziej, że postawiłam mu swoje warunki i udaje mi się na razie tak go przetrzymać... Boże, co ja piszę, przetrzymać, przetrwać, czy życie to wyzwanie i walka ...?
  10. tortilla29

    TEŚCIOSTWO

    Ok. Pomyślałam teraz sobie, że moja teściowa daje mojemu mężowi też wsparcie ... ale w tym sęk ... że za dużo! Bo o to chodzi, aby wspierać dziecko, ale w odpowiednim momencie wyczuć, gdzie to jeszcze wsparcie, a gdzie już manipulacja i "urabianie" pod siebie... Zresztą mój mąż to już nie dziecko i tyle wsparcia nie potrzebuje ... I kiedy teściowa odpuszcza i nie miesza się w nasze sprawy, w naszym małżeństwie dzieje się lepiej ... Ale mężuś najpierw musi sam zrozumieć, że czas odciąć tą pępowinę ...
  11. aneseeee gdy czytam co napisałaś przypomina mi się to, co ja przeżywałam tak często ze swoim M jeszcze kiedy nie bylismy małżeństwem ... to nieustanne pohukiwanie na mnie, a ja jeszcze siebie obwiniałam, że w odwecie głos na niego podniosłam, bo "mieszał mnie za to z błotem"... Wtedy jeszcze bardziej się kontrolowalam, aby nie podnosić głosu z byle powodu, a miałam bardzo wiele powodów, dziś wiem, że poważnych ( podobnych jak twój - ten przypadek z podwiezieniem koleżanki ...) wtedy bagatelizowałam, obwiniałam siebie, bo mówił mi, że jestem nienormalna, że wszystkiego się czepiam i jak będę tak robić to on będzie miał mnie dosyć ... Oczywiście na mnie to działało jak płachta na byka ... I myślalam sobie: ja mu pokażę, że jestem więcej warta, ja mu udowodnię, ze się myli, bo ja jestem mu potrzebna :-( Nie miałyście też tak ... ? :-( Jakie głupie i pokrętne to myślenie, kobieta z syndromem DDA chyba cały czas chce czuć się potrzebna, na wet wykolejeńcom, sadystom, psychopatom ... Oczywiście skrzywdziłam siebie tym związkiem i małżeństwem, pogrążyłam się w analizowaniu swoich problemów, co osłabiło moją energię dodziałania w innych dziedzinach, dzisiaj tak to oceniam, że mogłam więcej zdziałać w swoim życiu zawodowym i częściowo w prywatnym, gdybym miała u boku osobę wspierającą, normalną ... a tak cała para poszła w gwizdek :-( :-( :-( Naprawdę myślę, że za dużo energii poświęciłam JEMU. I najlepsze jest to, że on twierdził, że przeze mnie mu się nic nie udaje ... Para wampirów energetycznych? ;-) O tych wampirach mogłabym dużo dołożyć od siebie, bo mam taką fajną teściową mamusię mojego M i jego siostrę ze szwagrem, że ilekroć jestem w ich towarzystwie to siły mnie opuszczają, mam wrażenie, że jestem taka słabiutka i muszę tylko się bronić, bo nie ma normalnej wibracji, klimatu do rozmowy, tylko jakaś głupia rywalizacja, docinki, łapanie za słówka. Męczy mnie to ... :-( Odkryłam, że jedyna broń to mój optymizm i nie przyjmowanie ich słów do siebie, jednak w praktyce bardzo trudne :-( Pisałam, że ostatnio trochę lepiej układa mi się z mężem. Myślę, że w głównej mierze dziecko nas trzyma razem, które bardzo kochamy, ale mi pomaga też to, że wyćwiczyłam w sobie odruch nie robienia z siebie ofiary, staram się unikać myślenia "życzeniowego", co ja od niego chcę, jak on powinien postąpić, tylko koncentruję się na sobie... co JA MOGĘ zrobić w danej sytuacji ... To pomaga, ale łatwo powiedzieć, bo na razie nie ma takich krytycznych sytuacji. Chociaż przedwczoraj dostało mi się ;-) zezwał mnie za to, że mu nie kupiłam mięsa wołowego tylko mieszane wołowe-wieprzowe i zwróciłam parę razy uwagę o zamknięcie okna, bo jest przeciąg ... Haha, ja nie mogę mu zwrócić uwagi o nic, bo od razu jest awantura, ale on może we mnie bluzgać na czym swiat stoi ... że się do niczego nie nadaję, jestem beznadziejna itp. ech, prawda jest taka jak napisała wcześniej Agaaa: Czy jestes szczesliwa? Czy czujesz sie doceniana? czy czujesz sie szanowana? Czy czujesz się bezpiecznie? Ja na te wszystkie pytania odpowiem raczej NIE. No, może jednak szczęśliwa, ale tylko dlatego, że mam kochane dziecko i nie czuję się samotna i niekochana. Bo wcześniej to zdarzało mi się wyć do księżyca ....
  12. tortilla29

    TEŚCIOSTWO

    I jeszcze mnie naszła taka refleksja .... skoro mam toksycznego męża (od niedawna trochę mniej toksycznego) :-( to jednak w imię tego, co kiedyś sobie ślubowaliśmy istnieje margines na wybaczanie sobie krzywd, jeśli wszystko idzie w dobrym kierunku ... Jednak taka sama zasada wobec teściowej, której ja nic nie ślubowałam ;-( nie obowiązuje! Tak łatwo kogoś zranić słowami, ale jeśli nie istnieje relacja miłości, a zatem naturalnego wybaczania, proszę się nie dziwić, że synowe nie mogą wybaczyć gorzkich słów swoim teściowym :-( Co ja mogę być winna teściowej, która sama nie uporała się ze swoim małżeństwem przez ponad 30 lat ... która swojemu mężowi odpuszczała w życiu zbyt wiele i dlatego tkwi po dziś dzień w chorym związku, a mi nie daje prawa do naprawy swego małżeństwa według własnego podejścia i widzenia rzeczywistości, tylko wszędzie roztacza swoje macki i rozlewa toksyny ... a ja jej "dobrych" rad nie chcę słuchać! Skoro teść jest nadal jej mężem, a ona wciąga do rozgrywek małżeńskich mojego męża i córki, skoro to jej się należy, bo to są JEJ dzieci, to niech ona zrozumie moje prawo do decydowania o moim życiu, bo to MÓJ MĄŻ, MOJE DZIECKO i NASZE ŻYCIE!!! I najlepsze, że teściowa mnie zawsze jak obcą traktuje, swoje sprawy załatwia po swojemu, ze swoimi dziećmi, z moim mężem tak jak chce, a mi wara od tego! To jej wara od mojego życia, bo jej synuś założył juz swoją rodzinę!!! Do jasnej cholery, to takie proste, ale nigdy nie potrafiłam jej tego powiedzieć!!!
  13. tortilla29

    TEŚCIOSTWO

    przypadkowy przechodzień po co teściowa chce mieszkać z nami = ze mną ... odpowiedź jest prosta: bo chce mieć syna i wnuka przy sobie i tylko dlatego zniesie tam moją obecność :-( Zresztą była pewna siebie, że może mnie urobić, bo wiedziała ze swoich obserwacji, że 1. mąż właściwie nigdy nie stanął w moje obronie 2. ja jestem z natury trochę nieśmiała i mało asertywna, a więc da sobie ze mną radę (ona, czyli osoba, ktora ma tupet ...) 3. ona ma beznadziejne małżeństwo, teść jej w ogóle nie szanuje, zdradza, a ona nie potrafi się z nim rozwieść, jednak kasę trzeba z niego wyciągnąć, dlatego trzeba budować dom, w którym zresztą teść z nią nie zamieszka (tak zapowiedział), a więc jak ona ma iśc tam sama ... 4. konflikt małżeński między mną i mężem jest jej właściwie na rękę, ona się tym nie przejmuje, bo ewentualnie zyskałaby syna, zresztą i tak była orędowniczką rozwodu, gdy mieliśmy kryzys ... Mąż kiedyś przed ślubem powiedział mi, że nie ma takiej opcji, abyśmy tam zamieszkali z jego matką ze względu na różnicę charakterów (dom stał pusty i jeszcze nie było wiadomo kto tam ma mieszkać, bo jak już pisałam w ich rodzinie są przedziwne konflikty, był problem z teściem i jego zgodą na tą budowę ....) Tak więc co mowi synuś przed ślubem, to jedno, co poślubie, to drugie ... :-( Wystarczył jeden konflikt małżeński, aby wszystko się rypnęło, mąż przewrócił całą swoją filozofię do góry nogami, bo mamusia mu coś obiecała, na co ja się nie godziłam ... Powód dla wielu ludzi może wydać się śmieszny i trywialny: ja nie godziłam się na psa, którego koniecznie chciał mąż, dlatego mamusia obiecała mu dom i działkę i pilnowanie pieska ... Ja nie zamierzam sączyć już żalów, pogodziłam się z pieskiem, mieszkamy z nim, bo wydawało mi się, że lepiej utrzymać to małżeństwo dla dziecka ... Ale co ja znaczę dla męża to się dopiero przekonuję... A co znaczę dla teściowej to już się przekonałam ... :-( :-( :-( I masz rację przypadkowy przechodzień, skoro ja jestem taka zła, to po co robić kłopot teściowej ... ;-) Niedawno mąż mi powiedział, że ja nie lubię całej jego rodziny. Odpowiedziałam, że moja sympatia dla nich jest taka, jakie ich podejście do mnie!!! I się zamknął :-) Bo on o wszystkim wie, nie jest głupi, ale próbował mnie zawsze "urobić pod siebie".
  14. tortilla29

    TEŚCIOSTWO

    przechodzien dokładnie tak jest jak piszesz ... bo sama się niedawno o tym przekonałam, gdy mimo fochów jego mamusi, które tym razem były skierowane także przeciwko mężowi okazałam zupełną obojętność, absolutny spokój, zero zainteresowania. No i najważniejsze - podczas konfrontacji z mamusią nadrabiałam pewnością siebie, ale przedtem musiałam popracować nad tym, aby uwierzyć, że mam prawo do bycia sobą, bo ona mi zawsze to prawo odbierała i ja zachowywałam się przy niej czasem jak mała dziewczynka wyuczona grzeczności i konwenansów, aby broń Boże nie narazić się mężowi, nie wyjść na uparciucha, samoluba (a ja niestety mam tendencję do obwiniania siebie za wszystko - jestem przecież DDA). przypadkowy przechodzien, masz jak zawsze logiczne wnioski :-) i ja dodam od siebie, że przy mamusi pamiętać, aby się nie podkopywać swoją niewiedzą na temat "mężowskich spraw", bo mi się to wielokrotnie zdarzyło, że mamusia i wszyscy wokoło wiedzieli co mąż myśli i robi w temacie ... tylko ja nie byłam wprowadzona w temat i przy wszystkich zwróciłam mu uwagę! Błąd!? Teraz myślę, trzeba udawać, że ja o wszystkim wiem i przemilczeć sprawę, a porozmawiać poważnie w domu :-( !!! Oczywiście nie może dochodzić do takich sytuacji, że on z mamusią knuje spiskową teorię dziejów, a mnie przy tym nie ma ... prosty przykład - przeprowadzka - oni to postanowili bez mojej zgody, za moimi plecami można rzec ... i kiedy stawiałam sie w roli ofiary, przegrywałam. Dlatego powiedziałam mu wreszcie otwarcie, w opanowany sposób co o tym myślę i zaznaczyłam co JA MOGĘ zrobić w tej sytuacji. No i zdżarło go z kapciami ... Bo on często podkreślał jaka jego mamusia jest zaradna, a ja to niby nic nie potrafię ... niestety życie zweryfikowało jego zdanie, bo okazało się, że ja w wielu sytuacjach mam rację. Jednak tematu przeprowadzki w życiu nie poruszę przy mamusi, ponieważ ona nie zrobiła tego nigdy w mojej obecności tylko za moimi plecami knuła z mężem, a kiedyś przyszła do nas z planami domu, tylko kiedy mnie nie było, gdy weszłam zamilkła i skończyło się ...
  15. Mery23 Biedaczko ... wszystko co piszesz jest takie podobne do tego, co ja słyszałam, że się do niczego nie nadaję, że jak nie chcę to nic nie muszę robić, bo on sobie beze mnie doskonale da radę ... I zawsze i tak byłam beznadziejna, czy się starałam, czy nie, bo zawsze robiłam coś za wolno, albo za szybko, za dokładnie, albo niedokładnie, za mało, za dużo itp. Trudno było dogodzić Jaśniepanu, który mi mówił, że i tak by mnie nikt nie zechciał oprócz niego ... I na dokładkę źle wyglądałam, źle się ubierałam, za dużo mówiłam ... dosłownie zbiór wad! I poniżał mnie najczęściej przy swojej rodzinie, siostrzyczkach, szwagrach, no i mamusi :-( która zaczęła regularnie wpierdalać się w nasze życie :-( On pozwalał każdemu kto chciał wejść mi na głowę i nigdy nie stanął w mojej obronie!. A rodzinkę to on ma ... pisałam już o tym. Charakterki rasowe. Ogólnie z nimi wychodzi mi tylko small talk, szczerze i refleksyjnie się nie da :-( Dlatego ciężko mi było dogadać się już nie tylko z nim, ale z całą jego rodziną (nie licząc teścia, bo on olewa wszystko i wszystkich). No więc zaczęłam jeździć do psychologa po pewnych zdarzeniach, gdy mąż robił mi awantury, a potem skarżył się na mnie teściowej.Gdy mu to oznajmiłam trochę go zaskoczyłam. Powiedziałam, że dalsze życie z nim uzależniam od wskazówek terapeuty i nie zamierzam grać juz roli ofiary i kozła ofiarnego. I coraz częściej mu odpowiadałam tak jak on mi; że ma sobie robić jak chce, mnie jego zdanie już nie obchodzi ... Zrób tak na początek, pokaż, że ci już na nim nie zależy, że twoje życie może być równie wartościowe bez niego, że jesteś skuteczna i masz zaufanie do siebie ... i rób swoje jak najlepiej potrafisz, abyś z siebie samej była zadowolona! Mi się udało w ten sposób w jakimś sensie odebrać mu oręż z ręki, ale dochodzą jeszcze inne problemy - przeprowadzka itp. Jednak na razie jakoś stoję mocniej na nogach i nie poddaję się, aby mnie znowu nie "przewziął" ... To trudne na pewno i każdy musi to robić po swojemu, dostosować do swoich możliwości. Jest trudno, ale może spróbuj najpierw z tą terapią DDA. Potem okoliczności może potoczą się na twoją korzyść ... Może mu ten interes nie wypali i wróci jak syn marnotrawny ... W każdym razie nie wracaj z nim do Polski, jeśli poradzisz sobie bez niego, nie wspieraj go w jego zamiarach. A jeśli wrócisz z nim to wykorzystaj ten czas na psychologa i zrób coś nowego np. jakiś kurs, cokolwiek, co da ci jakąś satysfakcję ... Potem może dojdziesz do wniosku, że ty się zmieniasz i on musi się do ciebie jakoś dopasować ... Ja troche ruszyłam do przodu, czuję to, ale jeszcze nie wiem jak moja sytuacja się wyklaruje, ale po to tu jestem i chyba każda z nas, która zagląda na ten topik ma jakieś swoje problemy ...
×