Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

tortilla29

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez tortilla29

  1. Jesteście kochane Wierzę w was jak w najlepszy poradnik psychologiczny ... ;-) Zajrzę na pewno do Chopry, poczytam o afirmacji, dla mnie to też nowość ... I jestem gotowa na nowe, potrzebuję odświeżenia swojej energii od wewnątrz. Potrzebuję siebie samej, więc muszę to zrobić dla siebie! Dziewczyny, to piękne uczucie, gdy można robić coś dla siebie, pokonywać swoje lęki, ograniczenia ... Ja już pisałam, że zaczęłam od małych rzeczy i to mnie uskrzydla :-) Teraz malutki zasnął, a ja już marzę jak fajnie byłoby poleżeć z książką na kanapie ... I wierzę kiedy piszecie, że gdy uwierzę w siebie, będę nowa, dumna i wspaniała i NIE BĘDĘ SIĘ NICZEGO BAĆ! A związek najwyżej umrze śmiercią naturalną ... Oczywiście mój M broni się przed zmianami, obraża się itp. I jeszcze coś dodam, przy moim M stworzyłam sobie swój własny świat, a w relacjach z ludźmi \"zdziczałam\", przestałam wierzyć w szczere intencje, miłość, łagodność ... straciłam poczucie normalności. Dzisiaj miałam taką sytuację, że rozmawialam z facetem na kursie o życiu, pracy, o relacjach damsko-męskich, taka sobie pogawędka ... i to mnie na swój sposób ...zszokowało, bo nagle zrozumialam ile w moim związku brakuje do normalnośći ... przypomnialam sobie, że niektórzy faceci mają w sobie empatię, cierpliwość, radość życia, a ja taka jestem spragniona akceptacji, wymiany myśli i uczuć nie tylko w kwestii robienia zakupów, czy ustalania kto z nas wyjdzie na spacer ... I myślę, że normalny związek= wymiana na zasadzie; ty mi dajesz, ja ci oddaję, ja biorę, ty bierzesz, bo każdy z nas ma prawo ...
  2. Niebo My się w łóżku nie godzimy, latami mu ulegałam, czasami sama proponowałam na \"zgodę\", ale on potrafił mi odmówić ... :-( Kiedy zauważyłam, że on potrafi być czuły w łóżku, ale rzadko to ma miejsce ... to za tym tęskniłam. To wynikało chyba z mojego patologicznego lęku przed odrzuceniem. Teraz uświadomiłam sobie, że nie tęsknię za nim, za jego słowem, dotykiem, twarzą, po prostu nie tęsknię i nie ciągnie mnie już do tej bliskości. Lubię wręcz być sama ... tylko BOJĘ SIĘ ŻYCIA W POJEDYNKĘ!!! Tak naprawdę jestem bardzo chora, uświadamiam sobie coraz bardziej. Boję się tylko o przyszłość dziecka, bo wiem, że ma teraz zapewnione dobre warunki bytowe, mimo, że rodzice nie kochają się na \"zabój\", a co będzie, jeśli będę musiala zawalczyć sama o WSZYSTKO dla mojego dziecka: dać mu nie tylko moją miłość, ale też stworzyć dobre warunki materialne, spokój. Ciągle pokutuje we mnie przekonanie wyniesione z dzieciństwa, że dziecko powinno mieć ojca, więc gdy ojciec nie jest alkoholikiem czy psychopatą, który nas bije (to jest dla mnie kryterium, żałosne ...) to potrzebny mu ten ojciec, a ja ... za słaba jestem żeby dać dziecku wszystko, zwłaszcza dostatnie życie i beztroskie dzieciństwo. Bo jest coś o co się martwię: boję się walki o dziecko, robienia sobie świństw, a tego bym się spodziewała i ... boję się siebie samej, swoich emocji :-(
  3. Seks i pieniądze ... Ja jestem taka bidulka, że nawet o tym z mężem za wiele nie gadam, co oczywiście nie pokrywa się z moimi wewnętrznymi potrzebami, bo JA CHCIAŁABYM INACZEJ, ale on nie chce i blokuje często rozmowę. Dochodzi do tego, że to ja pozbawiam siebie prawa do tych uczuć, wypieram je ze świadomości i jest to fałszywa zgoda na rzeczywistość... Bo w rzeczywistości wolałabym inny seks i więcej możliwości do decydowania w sprawach finansowych. Ale co słyszę, gdy zaczynam mówić otwarcie o swoich uczuciach i potrzebach... Że wszystko psuję w naszym związku przez moje marudzenie, że nie wiem czego chcę, że ciągle mi coś nie pasuje ... W końcu konkluzja jest taka, że jestem beznadziejna i i tak się do niczego nie nadaję. Stąd pomysł męża, aby wyprowadzić się z własnościowego mieszkania w bloku (moje mieszkanie) do domu jego mamusi (my bierzemy część domu), za pieniądze z kredytu jego rodziców plus oszczędności męża ... Nawet nie wiem dokładnie ile ich ma, bo mi całej prawdy nie mówi, widocznie uważa, ze jestem na to za głupia. A pieniądze za moje-nasze mieszkanie, które można by sprzedać nie obchodzą go w ogóle, nawet nie chce o tym rozmawiać, nie dopuszcza faktu, że ja mogłabym tu o pieniądzach decydować ... Dlatego ja nadal nie wyraziłam zgody na przeprowadzkę ... I jest między nami taka gra, kto kogo przeweźmie ... O seksie wolę nie pisać, zawsze liczyły się bardziej jego potrzeby niż moje, ale ja nie czuję już z nim zespolenia duchowego tak jak kiedyś, więc seks przestał mnie interesować, chociaż czasem jestem wygłodniała, ale wtedy rzuciłabym się chętnie na innego faceta ;-) I tak w kółko to samo, stoję w tym samym punkcie, chociaż staram się być odważniejsza w mówieniu o swoich uczuciach i potrzebach i on to wie. Ale czy ja jestem przeez to szczęśliwsza ...? Może trochę ... Ważne, aby dać sobie prawo do tych uczuć, wiele razy o tym piszecie ... I ja myślę, że skoro jest to forum dyskusyjne to niech każdy wyraża swoje myśli tak jak potrafi, jak je czuje ... Ja cieszę się bardzo, gdy ktoś mi odpisze, bo pojawiam się rzadko, ale kiedy zaczynam pisać to nie mogę potem się oderwać (to uzależnia ;-) i zawsze brnę w te dywagacje, dopóki nie stwierdzę, że dałam upust swoim emocjom i czas odpocząć i skierować swoje myślenie dalej od ekranu komputera ... Tak czy owak, zawsze Ewa Goniąca Kormorany ma dla mnie jakąś wskazówkę, czytam sobie i jeśli się zgadzam, to się zgadzam, jeśli nie, nie biorę do siebie... Proste. Bo na tym forum przywłaszczam sobie wiedzę czasem tylko w oparciu o jedną wypowiedź, jedno zdanie, które mi utkwiło i mnie uwiodło ... Jeśli któraś z was jest dyplomowanym psychologiem i ma patent na rozstrzyganie spornych kwestii to proszę o radę, jestem otwarta, co nie oznacza, że chłonę jak gąbka wszystko jak leci i niezdolna jestem do refleksji nad tym co przeczytam. Krnąbrne dzieci idą w zaparte, zawsze mają rację, albo chcą mieć rację, chcą być zauważone... Byłam krnąbrna i zawsze mi odbierano prawo do własnego zdania, dlatego liczę się ze zdaniem innych, tak mnie nauczono. Oceńcie to same, wszechwiedzące i te bardziej
  4. Ewy układ z siłą wyższą objawia się nie tylko w jej intuicji, ale też w jej cierpliwości i otwartości na inych ... Słowa płynące prosto z serca do serc trafiają Dziękuję za podsunięcie tematu do lektury, nie czytałam ... A tu Ewa o miłości: \"A gdy spotkałam mężczyznę, który był z mojej rzeczywistości... to wszystko przebiegało normalnie... Nastąpiła zbilansowana wymiana uczuć. Nie czuło się ani nadmiaru, ani niedomiaru. A związek można stworzyć prawie z każdym... troszkę nadrabiać miną, troszkę lękiem, troszkę dystansem, troszke tłumaczyć siebie, troszkę partnera... I jakoś razem współistnieć.\" Czyli ja tkwię po prostu w związku. Dzięki Ewo za tą świadomość, zgadzam się. Medalion też się czułam zawsze winna, że ktoś mnie oszukał ... i tu chciałabym zaraz przytoczyć przykład durnego postępowania mojej mamy, która mnie dołowała, gdy ktoś mnie wykorzystał, zwalała winę na mnie i zmuszała do nienawiści i odrazy do samej siebie ... I ja chcę naprawdę też o tym zapomnieć co kiedyś mówiła mi moja mama, chcę się od tego odciąć i to jest straszne, że to przy okazji grzebania w sobie ZAWSZE wraca. Nawet metoda radykalnego wybaczania nie działa, bo chyba nie radzę sobie z wdrażaniem jej w życie, może to jeszcze nie ten czas ... ???
  5. yezz bardzo dziękuję, właśnie próbuję zwalczać swoje słabości i przekraczać swoje ograniczenia. Zaczynam od rzeczy banalnej, ale podbudowującej poczucie mojej wartości: kurs prawa jazdy na nowo, bo kilka lat nie jeździłam samochodem przez co straciłam umiejętności, zresztą zawsze byłam niedzielnym kierowcą, zawsze tylko do domu, do pracy, poza tym facet mnie woził, teraz powiedziałam basta, koniec tego kalectwa!!! Bo ja mam wewnętrzny lęk, żeby jeździć, to wiąże się z moim perfekcjonizmem, wolalam nie jeździć wcale, bo nie czułam się DOBRYM kierowcą ... Czujecie jakie to głupie ...??? Bałam się, że inni będą na mnie trąbić, że popełnię wykroczenie, dostanę mandat etc. Inni myślą: i co z tego, jeśli nawet, trzeba próbować ...A ja nie. :-( Ja myślę: jestem do doopy, jestem beznadziejna, inni są lepsi ode mnie, po co się ośmieszać ... I tu przypomina mi się histeria mojej mamy, zawsze mnie uczyła, że mam patrzeć jak inni lepiej ode mnie coś robią i ja mam być taka jak oni! Nie da się przejść przez życie spokojnie i na luzie bez tego bagażu emocjonalnego. Tylko jak to jarzmo zgubić? Jak wyzbyć się całkowicie myślenia o przeszłości? yezz, jeszcze raz przeczytam co napisałaś, tam chyba kryje się już odpowiedź ... ??? I z psychologiem pracuję nad tym głównie jak uczyć się prosić i tego, że nie muszę być perfekcyjna, w pewnym sensie uczę się też asertywności od podstaw. To na razie tyle, na wiecej nie starczyło do tej pory czasu.
  6. Ewo ... goniąca kormorany ;-) Naprawdę trafiłaś tutaj ujmując rzecz bardzo prosto: okazywanie miłości w sposób bez hamulców... nie wymagałby od Ciebie takich zabiegów. Byście spokojnie i łagodnie otwierali swoje serca i dusze na siebie... a i umysł pracowałby bez zarzutów nie powodując niemalże fizycznego bólu pt. co robię nie tak. To moje. To zastanawianie się co robię nie tak, i to włączanie hamulców w kwestii okazywania uczuć, wręcz odmawianie sobie prawa do tych uczuć, a potem płacz w poduszkę, że ja chcę inaczej ... Kiedyś chciałam swoje uczucia mieć na dłoni, zalewałam partnera swoją uczuciowością i dostałam za to po głowie ... W przenośni mogę powiedzieć, że nawet wlazł mi na głowę, nie szanował moich uczuć, moich starań, moich decyzji ... Dopiero teraz wyłażę powoli z tej skorupy, w której siedziałam ... ale i tak zdarzaja się dni pełne obaw i zwątpienia. Wtedy uświadamiam sobie, że: Nie potrafię wymagać od Niego Boję się prosić Boję się popełniać błędy Boję się odrzucenia Boję się podejmować decyzje Strach jest paraliżujący, nie widzę wyjścia z sytuacji i moje myśli zaczynają krążyć wokół smutnych wspomnień z dzieciństwa I jeszcze jeden wniosek: zawsze chce postępować dobrze, chcę być chwalona, doceniana, zauważana. Wiele rzeczy robię więc dla innych, nie dla swojego zadowolenia, ale zdaję sobie sprawę, że takie jest życie, bo tak mnie uczono ... Czy jakaś prosta analiza tutaj pasuje, bo mi psycholog mówi różne rzeczy, ale do tej pory rozbieramy wszystko na części, a nie mam prostej recepty jak dotrzeć do wnętrza siebie samej ...
  7. Dziękuję za kilka słów na temat Chopry, łatwiej mi to teraz \"ugryźć\" ;-), czy strawię okaże się póżniej ;-) Na temat kochających za bardzo ... skoro tak łatwo wydajemy sobie tą diagnozę, to muszę pogadać o tym koniecznie z psychologiem. Będę miała wreszcie podstawy do myślenia o sobie w konkretny sposób, może to się wyda komuś dziwne, ale ja dążę do zdefiniowania w sobie problemu, bo to daje mi jakąś nadzieję, że jeśli zostałam zdiagnozowana to znaczy moje postępowanie podlegało schematowi i schematem z tego wyjdę ... Kiedyś już o czymś takim mówiłyśmy ... Swój charakter mogę tłumaczyć genami, uwarunkowaniami rodzinnymi itp. To fakt oczywisty, bo to mnie ukształtowało ... ale skoro latami popełniam te same błędy, a nie chcę ich ... to sorki, nie wystarczy mi ta świadomość, że taka po prostu jestem!!! Nie chce być wiecznie cierpiąca, obwiniająca, poszukująca i jak tu napisała Wierna czytelniczka - \"bez decyzyjna\". To też mój ogromny problem. Widać to w małżeństwie i nawet rozprzestrzenia się to na inne sfery życia ... Może kocham za bardzo, bo nie kocham SIEBIE, bo nie mam zaufania do SIEBIE, bo nie wierzę w SWOJE możliwości ...
  8. Czytam was niestety tylko z doskoku, kiedy czas pozwoli, nie udzielam się, ale ostatnie strony przeczytałam i mam parę pytań do Was, tych doświadczonych :-) Ja należę do tych kochających za bardzo ... Dziękuję za ten cytacik, bo już zapomniałam, że to we mnie siedzi :-( Coś z tego pojęłam już dawno, cośtam już stosuję w praktyce, bo dbam bardziej o siebie, chodzę na jogę, to mnie wspaniale nakręca i odpręża zarazem, z wizyt u psychologa nie rezygnuję, chociaż to proces bardzo powolny; przerabiam sytuacje bieżące, ale niestety nie mogę przestać myśleć o przeszłości, dawne urazy i lęki z dzieciństwa dają często o sobie znać, nie mogę się odciąć od nich i to mnie boli i kłuje w środku, że jednak to wraca... myślę czasem, że wybrałam sobie męża na obraz i podobieństwo swoich rodziców: on utożsamia wszystkie ich wady, a ja projektuję na nim wszystkie swoje lęki z dzieciństwa, dlatego metoda radykalnego wybaczania, którą starałam się tak usilnie wdrożyć, w praktyce jest naprawdę trudna, bo jest to praca dla ludzi otwartych duchowo, a ja jeszcze jestem chyba za bardzo zamknięta, mam te tzw. \"cofki\". raz myślę, że wszystko jest już ze mną ok. a potem znowu czarne myśli ... Mam ostatnio mało czasu na czytanie, dlaczego polecacie Deepak Chopra, przeczytałam ogólnikowo o co chodzi w opisie książki, ale może przybliżycie mi tak ze swojego punktu widzenia ... Sorki, jeśli to już było poruszane, mogłam przeoczyć, więc proszę o wyrozumiałość ;-)
  9. Witajcie Dawno mnie tu nie było, pisałam tu intensywnie, ale krótko, bo chyba w tamtym czasie...się wypaliłam :-( Poza tym dużo mam i coraz to więcej obowiązków przy dzidzi :-) Nie starcza mi czasu i siły, aby systematycznie się udzielać, poza tym mój wspaniały małżonek prawie nie dopuszcza mnie do komputera, bo ON się panoszy wieczorami przy kompie, mi się nawet nie chce zabiegać i walczyć o to prawo, bo co mi z tego jak wszystko muszę robić na szybcika, nawet zaczytać porządnie się nie zdążę :-( Życie nie podsunęło mi nowych rozwiązań, ale kiedy potrzebowałam wsparcia tu je częściowo dostałam ...poprzez czytanie różnych wpisów wyczuliłam się na pewne kwestie. Odwiedzam też nadal psychologa. Natrafiłam też zupełnie przypadkiem przy okazji szperania w necie na książkę Tippinga o RW oraz \"Inspiracje miłości\" marcina Kurnika. Teraz jestem bardzo zaskoczona, że wiele z was zetknęło się z ta metodą, bo kiedyś podjęłam ten wątek i :-( nie przebiłam się z tym do dyskusji bo jakoś nie było odzewu, nie było odpowiedzi ... widać kubciamala porusza ten temat skuteczniej ;-) Co mi utkwiło i zostało z tej metody ... myślę, że pozbycie sie poczucia winy za wszystko i świadomości bycia ofiarą. Powoli wychodzę z tej histerii, że jestem taka bidulka, że ode mnie nic nie zależy ... I wybaczam, przynajmniej staram się ... ;-) ale w taki sposób, że myślę, ok. nic się nie stało, twoje postępowanie jest takie i ja dzięki temu dowiedziałam się czegoś nowego o sobie ( teraz wiem, czego nie lubię, czego nie toleruję, bo to moja podświadomość wyparła te cechy) I przede wszystkim WYBACZAM SOBIE. Tego się uczę i nad tym pracuję. Staram się bardziej pokochać i szanować siebie. Dzięki temu ustąpiły pewne lęki, mniej sie kłóce z M, a jeśli już to mówię otwarcie co myślę i już tak się nie boję jak kiedyś, mogę spać po nocach i nie mam poczucia końca świata, mam w doopie, że on trzaska drzwiami i teraz np. siedzi zamknięty w innym pokoju, bo się na mnie obraził (przez co ja mam wolny komputer haha:-D A rzecz w tym, że z M nie posunęłam się ani o milimetr dalej. Nie jest lepiej, ja go tylko swoim postępowaniem zmuszam do kompromisu, trochę się umocniłam i on to czuje, ale to wszystko ma krótkie nogi... Potem napiszę szczegółowiej o co chodzi, zmykam do dziecka.
  10. Szczera praca i tyranie nad związkiem ... rozumiem... Jednak przeważnie tyram ja! Poza tym są tylko uniki jednostronne - jak to fajnie określiła Ewa. Uniki jednostronne ... podoba mi się to stwierdzenie i dobrze określa stan rzeczy. Tak właśnie się czuję. Jeśli nie umiem wytłumaczyć mężowi, czego od niego potrzebuję, jakiego typu wsparcia, a najczęściej to on po prostu nie chce zrozumieć ... :-( to rezygnuję i o więcej nie proszę. Koniec, blokada. I to jest właśnie unik jednostronny. Do czasu kiedy sprawa okaże się na tyle skomplikowana, że dłużej już tak nie mogę i muszę wyrzucić z siebie! Ponoszę wtedy wielkie koszty, dla mnie to bardzo wyczerpujące, bo jest kłótnia, z jego strony najczęściej arogancja, agresja. I tu jest problem. Ja boję się jego agresji, gniewu, więc stosuję unik, aby nie doprowadzić do konfrontacji, chowam głowę w piasek. Czasem jednak idę na \"czołowe\" z nim ... i to jest już baaaardzo wyczerpujące. Wiem, że będzie mniej wyczerpujące, jeśli nauczę się asertywności ... Tak? Stawianie granic - najczęściej ja przekraczam granice, swoje granice ... tzn. robię coś co mi nie pasuje, robię po to, aby M zadowolić.
  11. Zgadzam się, że w zdrowym związku szkoda czasu na frustracje i pierdoły ... Szkoda czasu na dywagacje kim ja jestem i co robię, jaka jest moja rola i rola partnera ... W zdrowym związku rzeczy dzieją się same, ludzie wychodzą naprzeciw swoim potrzebom ... Bo przecież najbardziej ludzką sprawą jest dbać o bliźniego i kochać go jak siebie samego ... No właśnie, ale nie w związkach toksycznych!!! My dajemy i nie dostajemy w zamian ... Zastanawiamy się co uczynić, aby nasze potrzeby były spełniane, ba, w najgorszych przypadkach nie wiemy nawet czy my mamy jakieś potrzeby, bo ten instynkt samozachowawczy został nam odebrany ... I jeszcze ta robota z uzdrawianiem siebie ... :-( I święta racja, cytuję za Ewą: Gdy trzeba brac na siebie obowiązki drugiej strony (w tym przypadku utrzymywanie w nim statusu spokoju, poprzez Twoje odgadywanie jego stanów emocjonalnych, bo on całkowicie sobie z tym nie radzi... a M. jakos wcale nie odgaduje co w Tobie się dzieje) Tak właśnie jest. Tyle razy nie otrzymuję zwrotnej informacji, że mój M wie co się we mnie dzieje. Nie wie, bo nie chce ... Wczoraj w kwestii chorego dziecka ... Dąsał się na mnie, że panikuję, że dziecko chore i potrzebuje pomocy. I chodziło mu tylko o mnie, bo ja jestem całym złem, z którym należy walczyć i rywalizować! Wreszcie wezwałam lekarza na wizytę domową, bo nie mialam spokoju i wyszło na moje ... dziecko ma zapalenie krtani, stan podostry. Lekarz pzrepisał leki i zalecił kupienie inhalatora z nebulizatorem, jeśli nas stać ... Oczywiście stać nas, tylko M zaczął się na mnie rzucać, że będziemy jedli chyba chleb z margaryną. A parę dni wcześniej wydał lekką ręką kupę kasy na swoje niepewne przedsięwzięcie biznesowe i nie martwił się, że może od ust nam chleb odejmuje ... Ostatecznie kupiliśmy, ja tak zadecydowałam i dziecko jakby ozdrowiało ...! Pierwsza noc przespana od kilku dni, mały szczęśliwy i znowu wesolutki się robi :-D I myślicie, że M chociaż jedno słowo zadowolenia wyraził??? Chociaż sam narzekał wcześniej na stan dziecka. NIC nie powiedział, bo jest ZAZDROSNY, że mamusi wie lepiej ...
  12. Oczywiście mój problem w porownaniu do ----> nie wiem nic jest w tym momencie duperelą ... ale czy ja wiem jak moje życie będzie wyglądało za 20 lat ....???!!! Życie w sumie składa się z drobiazgów, z takich pojedynczych przypadków składają się relacje międzyludzkie ... Jeśli więc w moim życiu jest zakorzeniony strach o reakcje męża, jeśli nie wiem jak on w danej sytuacji postąpi, czy nie ośmieszy mnie publicznie (to mój duży problem -wstyd przed innymi, dlaczego???), nie wyśmieje, nie zbeszta ... to jak mogę czuć się pewnie, jak mogę odczuwać pełnię tego związku...?! Jestem DDA, byłam wychowywana przez lęk, niewątpliwie jestem panikarą, ponoszą mnie emocje ... Ale czy możliwe jest życie z człowiekiem, który nie posiada cierpliwości i empatii dla mnie? :-( Do innych też nie jest cierpliwy, zawsze wychodzi to po pewnym czasie, gdy więź emocjonalna się zacieśnia ... Tylko przy dziecku na razie stara się jak może, ale nie jestem pewna jak będzie, gdy synek zacznie dorastać, wyrośnie z niemowlęctwa, zacznie zadawać \"dorosłe\" pytania ... Mam naprawdę poważne wątpliwości, chociaż na razie test na ojca zdaje, nie moge powiedzieć, że nic nie robi, że nie pomaga, tylko ... ta jego agresja, znużenie, zniecierpliwienie i moja na to wrażliwość... Któraś z was, zdaję się Ewa pisała kiedyś o wyuczonej dorosłości, czyli według mnie np. wychowywanie dzieci trzyma czasem dwojga ludzi ... Mój M moim zdaniem tak funkcjonuje. Ale ja za bardzo nie wiem jak żyć z człowiekiem, którego ja na każdym kroku irytuję i muszę się uczyć jak kontrolować siebie i jego na tle siebie ... analizować sytuacje, wykonywać dużą robotę ... Dlatego czytam i próbuję zrozumieć, że może los mi podesłał takiego człowieka, aby uzdrowić siebie ... Co wy na to???
  13. Nadrabiam zaległości w czytaniu :-) Ewo, to co wkleiłaś na str. 126 o grze kontroli i konflikcie na tle energii jest GENIALNE!!! Dzięki ci za to! Odpowiada tak wałkowanej ostatnio przeze mnie wersji RW, ponieważ ta technika ma właśnie na celu uświadomienie sobie swojej energii duchowej, która jest kluczem do rozumienia innych ludzi na tle siebie samego ... a nie wybaczaniem \"z urzędu\", że się tak wyrażę ... Dużo tu znowu waszych smutków i doświadczeń :-( Dobrze, że jest to forum, że można tu znaleźć sensowne odpowiedzi, podpowiedzi ... że zawsze znajdzie się ktoś, kto wie, kto czuje, bo przeżył i może przydać się innym ... Czasem ktoś podrzuci jakiś wątek, który jest wspólnym doświadczeniem nas wszystkich, i tak od słowa do słowa sklejamy to wszystko do kupy i wychodzi całkiem niezły elaborat z przepisem na życie ;-) Ja nie jestem w stanie doradzać w większości przypadków, bo sama błądzę, ale rozmowa jest bardzo ważna i kiedy doradza się innym można zrzucić z siebie ten nadmiar emocji ...widzę, że inne nowe dziewczyny próbują wzajemnie się wspierać i to jest fajne ... Ja odniosę się tylko do Tekany ... Kochana, czy my mamy aż tak dużo ze sobą wspólnego? Moje dziecko w ostatnich dniach pochorowało się. Tzw. trzydniówka niemowlęca z gorączką i wysypką. Mąż starał się współpracować, chwaliłam los za to ... i kiedy pojechaliśmy do lekarza nagły zwrot o 180 stopni, narobił mi wstydu przy wszystkich w przychodni, nakrzyczał na mnie, że kolejka i gdyby wiedział to by ze MNĄ tu nie przyjezdżał, bo to moja wina ... Hmmm, jak widać nie zrozumiał, że on przyjechał tu nie dla MNIE tylko dla naszego dziecka!!! Według niego nie dowiedziałam się telefonicznie jak się sprawy mają, chociaż ja dzwoniłam do przychodni i poinformowano mnie, że przyjmowane dzieci są w kolejności jak się przyjdzie, a nie od rejestracji ... Tłumaczyłam to wałkoniowi wcześniej przez telefon, ale widocznie nie słuchał ... ON, który zawsze ma się za takiego uważnego, zorganizowanego i perfekcyjnego, że aż boli! Oczywiście ja głupia wciągnęłam się wtą jego gierkę w poczekalni i aby zażegnać konflikt i udobruchać męża próbowałam załatwić wejście przed innymi pacjentami, którzy nie mieli dzieci gorączkujących, czym mojego męża wkurwiłam bardziej i już jechał po mnie jak po szmacie. Wprawdzie ciskał we mnie półgłosem, ściśniętą ze złości szczęką z chorym dzieckiem na rękach ... że wszyscy ludzie nie zrozumieli tej sytuacji (czemu ja się boję wstydu przed ludźmi?????) ale ja i tak czułam się podle, jakbym tony węgla przerzucała ... Jak zwykle Zosia-Samosia próbowała ratować sytuację przed tyranem biorąc wszystko na siebie, a on krążył po przychodni jak obrażony sęp nad padliną! Wczoraj, w niedzielę dziecko dostało wieczorem jakieś objawy chrypki, przeraziłam się, że to może zapalenie krtani się przyplątało, że to niebezpieczne i abyśmy pojechali lepiej na pogotowie ... i znowu na mnie nabuczał, że panikuję i ON ma tego wszystkiego dosyć, tego życia ze mną, tej atmosfery, mojego panikowania itp. .... Jakby nie mógł powiedzieć normalnie, zrobić coś męskiego, mianowicie uspokoić mnie stanowczo, ale zachować się odpowiedzialnie, opiekuńczo, czule, normalnie ... Ale nie, kurwa, on się musi nakręcać, tak się nakręcać, że ja się popłaczę z bezsilności.
  14. Mój M od ekstremy do ekstremy ... Pewnego dnia krzyczał, że on się stąd nigdzie nie ruszy ( znaczy z mieszkania), choćbym go wyganiała ... To są jego typowe chwyty, hehe ... ;-) i tego samego dnia nagle zmienił front, już straszył rozwodem, wyprowadzką, powiedział, że mu nie zależy na niczym ... Więc ja powiedziałam O.K. Przyjmuję do wiadomości, dam ci rozwód, ale też niczego nie ułatwię w kwestii kontaktów z dzieckiem itp. No i ... przyszedł z podtulonym ogonem i znowu ma być pięknie i szczęśliwie ;-) I on nie ma problemu ze sobą, tylko ja jeżdżę do psychologa :-)
  15. Tekana, ty na pewno jesteś ofiarą psychopatycznie myślącego człowieka :-( Zastanów się dlaczego tak jest, co jest w tobie, że takich facetów przyciągasz ... "Generalnie zawsze uzyskiwał ode mnie to czego chciał, a ja przez te lata dopóki nie przejrzałam na oczy naprawdę czułam sie szcześliwa widząc jedynie to co dobre , wiecznie bagatelizujac negatywy, broniac go pred wszystkimi znajomymi którzy go krytykowali bez względu na to jak długo go znali..." MAM TO SAMO KOBIETO!!!Czyli klasyczny syndrom kobiety kochającej za bardzo, poza tym ja jestem DDA. Bałam się rozwodu, próbowałam ratować, bo nikt nie pokocha lepiej naszego dziecka, sama nie zapewnię mu tego, co powinam i tak w kółko... Ale głowę daję, ze on się z Tobą nie rozwiedzie!!! Guzik, a nie machina, żadnego pozwu rozwodowego nie będzie, zobaczysz ... Mój M też groził, wyprowadzał się do mamusi, a potem wracał ... Przyczyny do naprawy trzeba szukać w sobie, niestety, ja to dzisiaj tak widzę. Kończę z szukaniem u męża, szukam w SOBIE. Uzdrawiam siebie, ale to dostrzeżesz dopiero, gdy ostygniesz z tych emocji. Teraz jesteś w szoku.
  16. oneill - w kwestii wybaczania i darowania krzywd ... Ja postanowiłam na razie zrewidować tylko swoją przeszłość i swoje wyparte uczucia z dzieciństwa. Aby ich już więcej nie projektować na inne osoby i nie wpędzać się w poczucie winy. Jeśli uda mi się wybaczyć radykalnie to znaczy nie będę potępiać i osądzać już więcej, tylko uwierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny ... Chcę myśleć, że to, co mi się przydarzyło stało się tylko po to, abym mogła się doskonalić na tej drodze, bo taką misję dostała moja dusza... Chcę uwierzyć, że to, co dzieje się teraz ma swój ukryty głęboki sens i cel... Chcę wyjść z roli ofiary.... i pokochać siebie z moimi wadami i lękami. Uwolnię się od poczucia winy = uwolnię się od roli ofiary. Czy wam wydaje się to logiczne?
  17. Tekana, mogę coś ci tylko polecić ze swojego "podwórka" ... Kiedy mój mąż 4 m-ce temu wyprowadził się na 2 dni do teściowej, bo obraziłam jego uczucia, w jego mniemaniu ... potem awanturował się przede mną o pieniądze, że JA go kontroluję i aby mnie ukarać zadzwonił przy mnie do teściowej, żeby go poparła, że ON chce dobrze, a ja szukam dziury w całym ... i zapowiedział, że BĘDZIE mnie szantażował takimi telefonami częściej ... JA ZAPOWIEDZIAŁAM< ŻE NIE WYTRZYMUJĘ JUŻ< OSIĄGNELIŚMY DNO, IDĘ DO PSYCHOLOGA I NASZE DALSZE ŻYCIE UZALEŻNIAM OD WSKAZÓWEK PSYCHOLOGA, NIE POSTĄPIĘ JUŻ WEDŁUG WŁASNEGO WIDZI MI SIĘ, TYLKO WEDŁUG WSKAZÓWEK SPACJALISTY, CZY ŻYĆ Z NIM DALEJ ... To miało niezły skutek. Potem oczywiście jeszcze próbował swoich sztuczek ze mną, obwiniać mnie o wszystko, ale ja nic, tylko swoje: psycholog jest moim doradcą, nie obchodzi mnie co ty teraz myślisz, boję się przyszłości z tobą, nie ufam ci, więc muszę sama rozwiązać PROBLEM ... Spróbuj coś w tym stylu Tekana ... Ja jestem teraz konsekwentna i to przynosi jakieś rezultaty. Ale wilk nie zmienia od razu swojej skóry, czyż nie ...?
  18. Tekana, Boże, te rzeczy, które piszesz są mi tak znajome ... kropka w kropke!!! Tylko ja kiedyś o tym obszernie pisałam na forum \"Teściostwo\", bo myślalam, że głównie z tym mam problem ... Mój mąż również za idealny uważa model swojej rodziny, któremu ja nigdy nie dorównam ...on także nie został nauczony okazywania uczuć i przyglądając się jego rodzince - teść to szef, bezwzględny i egoistyczny narcyz, teściowa to perfekcyjna pani domu, niedowartościowana kobieta wylewająca swoje żale, a syna traktująca jak swojego \"przybocznego\"... Ja oczywiście nie dorastam do ICH modelu, a uwagi na swój temat np. od którejś siostrzyczki czy teściowej są oczywiście zawsze dla mojego dobra. I zawsze będę winna za to, że w domu akurat zabrakło masła ... Apropos prezentów od siostry .... w Wigilie przyszła jego siostra wymienić się prezentami przed południem, bo oni gdzieś wyjeżdżali, Więc ja zabrałam się do otwierania paczki, żeby podziękować przy nich za to co dostałam. A tu spotkała mnie taka reprymenda, że myślałam, że się popłaczę. Mąż wyskoczył na mnie, że jestem jak małe naiwne dziecko, że mam sobie otworzyć później po kolacji, a nie TERAZ, że zawsze wszystko robię na odwrót i siostra ze szwagrem mieli ubaw po pachy :-( Tekana, słowa wyjęte z twoich ust odnoszą się do mnie: \"Pracowity jest faktycznie i to niepodważalne....choc chyba nie on jeden na świecie, to raczej normalna rzecz u normalnego faceta, a on z tego czyni podstawę do wynoszenia pod niebiosa...jednocześnie mi mówiac ze i tak bez niego nie dam sobie rady, ze do zadnej pracy sie nie nadaję, ze nie znajdę innego frajera który bedzie mnie utrzymywał, itd...\" Ale ja mam pracę, obecnie jestem na urlopie wychowawczym. Mimo to zawsze słyszałam, że moja praca jest beznadziejna, że za mało zarabiam, gdy tymczasem zrównaliśmy się zarobkami :-( To wtedy usłyszałam, że za dużo poświęcam się tej pracy, że za mało mnie w domu ... Urodziło się dziecko, macierzyński, wychowawczy, jestem wreszcie w domu, gotuję obiadki na czas to i tak pewnego dnia usłyszałam, że mam iść już do pracy, bo mi odbija od siedzenia w domu... Nie chcę mieszkać z teściową na jednej posesji, powiedziałam, że jesteśmy niezależni, bo moje jest własnościowe mieszkanie, to usłyszałam toczka w toczkę to co Ty, Tekana: cały wykład wrzaskiem ze jestem niewdzieczną materialistką bo nie doceniam ze dom będzie większy itp. I ja jak ty Tekana: \"Wiesz, zawsze uważałam ze jest wyjatkowy: bardzo przystojny, inteligentny, kochajacy, wyjątkowo wierny, pracowity, że rodzina jest dla niego rzeczą świeta... \" Tekana i jeszcze to zdanie: \"On we wszystkim chce dorównać ojcu, chce mieć rodzine którą sie pochwali: atrakcyjną żonę, ładne, wyjatkowe dzieci, itd... ale nie umie sie nami cieszyc, nie cieszy go wspólnie spędzony czas, wspólne wyjscia, nic takiego... Cieszy go swiadomosć ze nas ma kiedy trzeba i tyle....\" Boże, ja tego wszystkiego tu nie pisałam, nie chciałam obciążać tego forum szczegółami z mojego życia ... ;-) Napisałam tylko o naszej fizycznej bliskości, a właściwie jej braku na codzień, bo mąż skąpi mi uczuć i okazuje możliwie jak najrzadziej, natomiast po tym jak sobie wypije to coś mu się zmienia i muszę natychmiast być do usług, paradować przed nim w negliżu, podniecać go, choćby dziecko płakało z głodu, bo my mamy jeszcze niemowlę ... Na szczęście nauczył się okazywać uczucia dziecku, powoli widzę, że idzie to w dobrym kierunku, bo wykazuje cierpliwość i chęć ... Może dlatego, że zewsząd słyszy, że syn do niego taki podobny, taki śliczny, grzeczny, mamy naprawdę udane dziecko i on jest teraz z niego dumny. Ale kiedy byłam w ciąży ... na usg poszedł z łaski i kręcił nosem, że to... syn. Mojego brzucha nigdy czule nie pogłaskał, chyba że o to prosiłam ... Ja teraz jestem na takim etapie, że obserwuję męża, kontroluję jakby jego i swoje zachowania. Wystawiam nam cenzurkę, ale nic nie mówię, że ja się nam tylko przyglądam ... On coś z tego rozumie, że jest u MNIE na cenzurowanym i kontroluje się. Jest o wiele lepiej niż kilka tygodni temu ... A historyjki z poniżaniem mnie przed wspólną koleżanką też przeżyłam ... na szczęście to było dawno, hmmmmm ... tuż przed ślubem i ja głupia nie wycofałam się wtedy. Świadomość ofiary ... :-( Oczywiście nie mam zadnej gwarancji, że to się nie powtórzy ... Jeśli syn wda się w ojca to teść legalnie romansuje na oczach swojej żony i ma w doopie co ona myśli ... Ech, dużo by pisać ... Ja tylko nie wiem co się stało, ale obecnie mąż przezywa fazę \"ugrzecznienia\", ja jeżdżę do psychologa i jego rodzina też się ode mnie odpierdoliła, mam względny spokój, staram nie przejmować się nimi i wierzę, że dostałam ten los by uzdrowić siebie ....
  19. Tekana, biedaczko, psycholog miala świętą rację mówiąc Ci te 3 zdania ... Kiedy czytam twój wpis, to przypominam sobie swoje przejścia z mężem, groźby rozwodem, wyrzucanie z domu, przepraszanie, godzenie się, stawianie warunków, skąd ja to znam ... Ale ja teraz nic o sobie nie piszę, nic o swoich relacjach z nim, bo przerabiam obecnie tylko swoją PRZESZŁOŚĆ ... i wierzę, że to co się dzieje w moim życiu ma związek z moją przeszłością, z tym kim jestem, kim byłam i jakie mam doświadczenia :-( I to wszystko się na siebie nakłada, przeplata się, nic nie dzieje się bez przyczyny ... Zrozumialam, że on pojawił się w moim życiu, aby uzmysłowić mi mój własny problem, abym mogła przejść drogę do uleczenia samej siebie, rozpoznania bólu, a przede wszystkim uwolnienia się od niego ... WYJŚCIA Z ROLI OFIARY. Ja teraz trochę więcej \"kumam\", bo zaczęłam czytać i jestem jakby ... \"natchniona\" ;-) Zaczęłam jeździć do psychologa, coś mi się odblokowało w głowie, sercu, nie wiem gdzie jeszcze, ale czuję, że MOGĘ więcej ... Wobec powyższego faktu mój mąż jakby złagodniał, zaczął się bardziej ze mną liczyć i kontrolować swoje emocje... I to się stało w miarę szybko, tylko nie wiem jak długo będzie tak spokojnie ... Do tej pory obwinialam siebie, teściową, rodzinę męża, miałam skryty żal do wszystkich i wszyscy byli mi nieprzychylni ... Bo ja byłam ich ofiarą i ich rozdmuchanego ego ... A tu pstryk ...jezdżę do psychologa, przestaję patrzeć na siebie jak na ofiarę i wyciągam wnioski, staram się być krytyczna w stosunku do siebie, ale nie bezwzględna...Staram się akceptować swoje wady i na siebie spoglądać jakby z boku, przyglądać się sobie ...i rzeczywiście dostrzegam pewne błędy w swoim postępowaniu. Moja uległość, tłumienie prawdziwych emocji, uzależnienie od cudzej opinii na swój temat, udowadnianie innym, że jestem wartościowym człowiekiem, dążenie do perfekcjonizmu, moje lęki i uprzedzenia ... mogę jeszcze długo wyliczać ... Zobaczę co z tego wyniknie, ale na razie nabieram jakiejś wewnętrznej siły do dalszego działania, akceptowania sytuacji i wiem, że przede mną jeszcze niejedna próba... Choćby to, że mąż próbuje mnie zmusić (kiedyś)/przekonać(teraz) do zamieszkania z teściami, a mamy własnościowe mieszkanie - moje własnościowe 60m mieszkanie! ... Ale mąż jest materialistą i człowiekiem lubiącym \"luksus\". W przyszłości, jeśli dom będzie gotowy, wiem, że postawi mnie przed wyborem ... A ja nie chcę złotej klatki. I to jest teraz mój największy problem. Tak strasznie bałam się jego reakcji do tej pory, jego gniewu, złości, dominacji ... Na razie obiecał, że nie będzie nalegał, na razie...??? Dlatego pracuję nad sobą... Na terapię małżeńską nie chodzimy razem, zresztą mąż nawet nie chce. Ja mam świadomość, że zaczynam od siebie i na razie mi to wystarczy.
  20. Nie zaglądałam do Was od trzech dni ... z braku czasu i motywacji ;-) Bo ja TAK mam, że jak mnie dopadnie problem to muszę go przegadać, przemielić, przeanalizować, prze ... prze ... przedobrzyć :-D a potem od tego odpocząć ;-) Moja sytuacja nie jest obecnie tak krytyczna, mogę pozwolić sobie na względny spokój i kontemplację życia. Dlatego zabrałam się stanowczo i z determinacją za lekturę \"Radykalne wybaczanie\" Colina Tippinga. Niedawno próbowałam wywołać tutaj ten temat - czy spotkałyście się z tą praktyką, ale nie było odzewu ... Czytając wpisy yezz i Ewy :-) Czy Ewa nie jest przypadkiem zwolenniczką RW - radykalnego wybaczania...??? Np. wypowiedź: \"ponieważ tam nie chodzi o walke ega z duchem... tylko o szacunek do ega i ducha\". Ewa zawsze pisze tajemniczo i filozoficznie ;-) yezz pisze dobitnie ;-) Każda z Was może bronić swoich racji. Ja, osoba szukająca pomocy potrafię wyciągnąć z każdej z Was coś dla siebie :-) Nie przyszłoby mi na myśl, że nieświadomie jestem tutaj manipulowana... Ale są pewne posty, które bardzo dużo wnoszą i baaaaaardzo dużo dają osobom szukającym pomocy, jak dla mnie renta11, yezz, cztery umowy, corobić; jesteście the best! Ewo, ty jesteś dyżurnym moderatorem tego forum, zawsze w pogotowiu, zawsze do usług ... korzystam z twoich uwag, doceniam Cię, chociaż jesteś dla mnie zagadką ;-)
  21. Zaczerniłam się :-) A ja jeszcze raz nawiąże do wpisu z > cztery umowy: \"Jeśli jakaś osoba wywołuje we mnie agresję, lęk, brak przekonania, znaczy, że popatrzyłam tak naprawdę w lustro i zobaczyłam siebie, coś co noszę głęboko ukrytego w sobie, jakąś agresję w stosunku do własnych emocji, przeżyć, postaw, lęk przed sobą, czegoś gdzieś nie przerobiłam, nie zaakceptowałam, nie zmieniłam\" 100% prawdy, niedalej jak wczoraj uświadomiłam sobie jak bardzo emocje innych ludzi wpływają na moje postrzeganie siebie ... Miałam pewną przedawnioną sprawę urzędniczo-papierkową do załatwienia i próbowałam przez telefon \"cośtam\" odkręcić. Trafiłam na pewną panią, która rozmawiała ze mną zdawkowo, a ja jej tłumaczyłam sprawę z najdrobniejszymi szczegółami. Ona tylko krótko: tak, nie, a ja do niej \"ą, ę, bułkę przez bibułkę\". W pewnej chwili zorientowalam się, że ona ma mnie gdzieś i powinnam skończyć tą rozmowę, poczułam się taka malutka i śmieszna ... I wyobraźcie sobie, że miałam po tym strasznego doła ... i poczułam wstręt do siebie!!! :-( I przypominam sobie, że tak było zawsze w mojej przeszłości. Wracałam do domu ze szkoły, poskarżyłam się na niesprawiedliwą nauczycielkę, wredną koleżankę i przeważnie usłyszałam : to twoja wina, albo: nie umiesz upomnieć się o swoje, jesteś goga, ciele itp. :-( Doszło do tego, że przestałam mówić otwarcie o swoich uczuciach, lękach i porażkach. Potem to samo w związku z mężczyzną ... Czyli tak jak pisała > yezz, wybieramy partnerów, aby oddali nam to, czego nie dostaliśmy od rodziców, a tu niestety wybór pada na ten sam schemacik ... Żaden partner nas nie dowartościuje, bo nie cenimy siebie. I znowu robota ;-) jestem w punkcie wyjścia... Ale dla mnie to bardzo ważne, aby się wygadać i ruszyć z tą robotą ...
×