kulka27
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Reputacja
0 Neutral-
Jo jo --- nie przejmuj się, potraktuj to jako nieplanowany DD. Ty tak szybko zbijasz te kilogramy, że nawet jak teraz coś przybędzie, to błyskawicznie się z tym rozprawisz! Jesteśmy tylko ludźmi, każdemu może się zdarzyć chwila słabości. Głowa do góry, jutro jest nowy dzień :-) OŚka --- widzę, że nabierasz rozpędu do nowej walki :-) Fajnie :-) Ja się cieszę, bo jak Ci dieta dobrze idzie, to więcej piszesz, a ja tu lubię czasem zajrzeć i poczytać :-) Setka --- przy myciu okien można spalić dużo kalorii, więc co byś dziś nie zjadła to i tak bilans na pewno wyjdzie dobrze :-) U mnie to, co widać w stopce, czyli nie jest źle. Powoli zmierzam do celu. Pozdrawiam :-)
-
Oj, Zosia... a ja myślę, że trochę przesadzasz. Schudłaś 3,6 kg w ciągu 12 dni. Przecież to bardzo ładny wynik. Też bym tak chciała. I pewnie nie tylko ja :-) Uśmiechnij się, bo wcale nie jest źle :-)
-
No nic, w takim razie nic tu po mnie. Z pomarańczami nie będę dyskutować, bo nie widzę sensu. Na siłę też nikogo nie będę wywoływać. Jakby dziewczyny chciały, to same by już dawno coś napisały. A jakieś głębsze przemyślenia zostawię sobie na topik u Shane. Może tam nie będą się wydawać takie "dziwne". I jeszcze tak sobie myślę, że może dziewczyny tu zaglądają, ale spadła im motywacja, efektów nie ma i dlatego się nie odzywają. Jeśli czytacie, to mam do was słówko. Nie poddawajcie się. Nawet jak wam się zdarzają wpadki, to nie rezygnujcie. Najgorzej jest zacząć, potem jest już coraz lepiej. Tylko, że trzeba w końcu zacząć! Tak czy owak, życzę powodzenia i pozdrawiam. :-)
-
Czyli jednak, dla niektórych to były dziwne tematy. Może faktycznie niechcący przepłoszyłyśmy stąd dziewczyny. No nie wiem...
-
Lewatywa to metoda kontrowersyjna. Ma tyle samo przeciwników co zwolenników. Ja nikogo nie namawiam i nie przekonuje. Każdy robi to, co uważa za słuszne. No a tak poza tym.... Dziewczyny, co jest w wami??? Tyle tu było pozytywnej energii przed Świętami, wszystkie chciałyście schudnąć, a teraz co? Święta już dawno minęły, Nowy Rok też, a was dalej nie ma. Cicho tu i pusto, czasem ktoś się odezwie, ale gdzie są dziewczyny, które pisały na pierwszych stronach? Gdzie założycielka? Powstała tabelka, miały być tam wpisywane efekty i co? Tabelka długaśna, ale pusta. Lipa po całości, dziewczyny! Co jest z wami? Nie chce wam się pisać? Znalazłyście inne topiki? Czy może jednak odpuściłyście i wcinacie, a dieta czeka na lepsze czasy? Przyznawać się, co jest grane!
-
To jest osobna kategoria, która nie poddaje się żadnym regułom :-)
-
Witam :-) jo jo --- ja właśnie dlatego zrezygnowałam z tych zajęć, bo u mnie było dokładnie tak, jak u Ciebie dzisiaj. Wszystko zależy od osoby prowadzącej i ja akurat kiepsko trafiłam. Ośka --- 3 kg to jeszcze nie tragedia, dasz sobie z tym szybko radę. Zresztą z Twoim pozytywnym nastawieniem, to nawet pocieszać Cię nie trzeba. I tak trzymać. My tu mamy schudnąć, a nie zwariować :-) Dziewczyny, pisałyście dzisiaj o wieczornych napadach głodu, więc chciałam się trochę "pomądrzyć" w tym temacie :-) Przede wszystkim trzeba się zastanowić, jaki to jest głód, bo są dwie możliwości: 1) głód "psychiczny", kiedy odzywają się stare przyzwyczajenia, tzn. tak naprawdę nie czuje się głodu, ale chętnie by się coś przekąsiło wieczorkiem, np. oglądając telewizję. 2) głód "fizyczny", kiedy rzeczywiście skręca nam żołądek. Powód - prawdopodobnie było za mało jedzenia w czasie dnia lub coś z tym jedzeniem było nie tak. Może trzeba się zastanowić nad tym, co jemy na kolację. Najlepsze jest białko, bo najdłużej utrzymuje uczucie sytości. I jeszcze coś o sławnej godzinie 18, po której już nic nie powinno się jeść. Tak naprawdę nie chodzi o tę konkretną godzinę, ale o to, żeby nie jeść 3-4 godziny przed snem. Zatem 18 jest ok, ale dla tych którzy chodzą spać o 22. Jeśli chodzimy spać o 24, to śmiało jeszcze o 20 można coś zjeść. Ja nigdy nie kładę się o 22. U mnie jest to 24, a czasem i później, dlatego do 20 jem i jest ok. Jeśli naprawdę nie dajecie rady wytrzymać tych 4 godzin przed snem, to zjedzcie coś. Tylko niech to nie będzie nic słodkiego. Jogurt naturalny albo serek wiejski na pewno nie zrujnuje efektów odchudzania. Lepsze to niż w końcu 10 minut przed położeniem się spać, nie wytrzymać i wymieść pół lodówki. Z własnego doświadczenia wiem, że na początku te wieczory są rzeczywiście najgorsze. Odzywa się głód i różne zachcianki, ale to po jakimś czasie mija. Jak się już wpadnie w rytm, to jest łatwiej. No i warto nauczyć się jeść o stałych porach, bo w wtedy organizm wie, kiedy dostanie swoją porcję energii i nie szaleje aż tak bardzo.
-
Kurcze, sama nie wiem... Sama doszłam do 109, ale nigdy nie miałam problemów typu zadyszka, problemy z kręgosłupem, kolanami, biodrami. Mimo tej wagi byłam dosyć sprawna. Każdy to pewnie jakoś inaczej odbiera... W każdym razie, u mnie było tak, że któregoś dnia stanęłam na wadze, zobaczyłam 109 i powiedziałam KONIEC. Wcześniej długo się nie ważyłam, czułam, że przytyłam, ale nie sądziłam, że aż tyle. Myślałam, że 100 nie przekroczyłam. W każdym razie ta liczba mnie przeraziła. I to bardzo. Nie chcę czegoś takiego widzieć nigdy więcej. Tak czy owak trzeba schudnąć i tyle! Wiem, że powiedzieć jest trudniej niż zrobić, ale myślę, że samo to, że w końcu przychodzi taka myśl, to już dobry znak. Bo zawsze są dwie opcje: 1) ważę 100, czas się wziąć za siebie, 2) ważę 100, mogę ważyć 120 - co za różnica - tak czy tak będę gruba.
-
Nie będę oryginalna. Jak widzę grubasa, to też myślę: "O Boże....". Tak to już jest. Oczywiście, że fryzurą, strojem, uśmiechem można odwrócić uwagę od kilogramów, ale fakt pozostaje faktem. Grubas jest grubasem. Ja sobie zawsze myślę - Ok, jest fajnie ubrana, uczesana, makijaż, ciuchy, wszystko ok, ALE jakby schudła byłoby lepiej. Można się zapuścić i ważyć 10, 20, 30 kg za dużo, powody mogą być różne - leki, ciąże, jakieś choroby, no ale też (niestety) brak opanowania w jedzeniu. Niektóre przypadki można zrozumieć, usprawiedliwić. Ale mnie zawsze zastanawia jedno (i chyba nigdy tego nie rozgryzę) - jak można się doprowadzić do takiego stanu, że nie można sobie zawiązać buta, zaczynają się problemy z chodzeniem itp. Co sobie myśli taka osoba, która przez swoją wagę przestaje być samodzielna, a mimo to nadal nie robi nic, żeby schudnąć? Ja teraz jestem w Stanach i tutaj co druga osoba jest gruba. Kobiety ważące 130 kg i więcej to jest normalny widok na ulicy. I zastanawiam się - jak można aż tak popłynąć? Czy te kobiety dobrze się z tym czują? Czy w ogóle im nie zależy na wyglądzie, na zdrowiu? Ech... Ciężka (dosłownie) sprawa :-)
-
No dziewczynki, ładnie drukujecie. Fajnie, że jest co poczytać :-) Co do tego aerobiku w wodzie, to zupełnie nie dla mnie. Byłam kiedyś kilka razy, ale zrezygnowałam, bo mi się po prostu tam nudziło. Może po prostu trafiłam na taką grupę, bo było kilka młodych osób, ale też kilka starszych i może instruktorka chciała jakoś wypośrodkować poziom. W każdym razie mi to nie pasowało. Wychodziłam stamtąd i w ogóle nie czułam, że miałam jakiś ruch. Zdecydowanie wole pływanie. Wtedy rzeczywiście czuję, że się ruszam, że mięśnie pracują i jak wychodzę to czuję takie pozytywne zmęczenie. Po aerobiku tego nie było. No ale wiadomo, że każdemu pasuje coś innego. Ja pływam 2 razy w tygodniu, jak mam czas, to nawet częściej i to jest dla mnie najlepsze. A co do kosmetyków z Ziaji, to faktycznie są świetne. Ja mam oliwkę do masażu i serum drenujące z tej czarnej serii i jestem bardzo zadowolona. Kosztowały ok. 10 zł. Co prawda nie mam cellulitu, ale używam tak profilaktycznie i skóra naprawdę jest po tym gładka i napięta. W ogóle moim zdaniem Ziaja ma fajne kosmetyki, bardzo dobrej jakości i w przystępnych cenach. Uwielbiam całą serię z masłem kakaowym. Mam płyn pod prysznic i masło do ciała i jestem zachwycona. Moja skóra bardzo łatwo się przesusza, zwłaszcza w zimie mam z nią problem. Przetestowałam chyba wszystkie balsamy i kremy do ciała i efektów albo nie było w ogóle, albo tylko na chwilę. A to masło z Ziaji jest rewelacyjne. I kosztowało niecałe 10 zł. Jak szukacie czegoś dobrego do ciała, to polecam. Ośka, w tych kozaczkach na szpilce to możesz śmigać w lecie - teraz jest taka moda, że wszystko wolno i nic nie dziwi :-)
-
Witam dziewczynki :-) Koniec świąteczno-noworocznej laby, więc znowu ruszamy do boju. I teraz już nie będzie żadnych wymówek :-) dorota33 --- zanotować po Świętach minus na wadze, to jest prawdziwy sukces. Szacun :-) Ośka --- do boju kobieto! Wiesz dobrze, co jest w czwartek, a my tu wszystkie czekamy na Twój raport :-) Mam nadzieję, że humor masz już lepszy, bo jesteś nam tutaj potrzebna :-) jo jo --- Ciebie nie trzeba upominać, bo sama się pilnujesz :-) Setka --- ochota na śledzie to mi się tylko z jednym kojarzy :-) Donka --- wybacz, ale Twoich wpisów nie będę więcej komentowała. Już napisałam, co o tym myślę i nie będę się powtarzała. Bardzo ładnie pisałaś, jak teraz wszystko się zmieni, ale według mnie nadal masz problem. Trzy ciastka, dwa paluszki i witaminy z apteki nie załatwiają sprawy. Rzadko mi się to zdarza, ale tym razem w 100% zgadzam się z pomarańczą, która tu dzisiaj napisała. No ale ja wyznaję zasadę, że nikomu na siłę nie można pomóc, a już na pewno nie na forum. Jedyne, co jeszcze mogę zrobić, to życzyć Ci tego, żeby nie było za późno. Ja wiem, że się oburzysz i zaczniesz tłumaczyć, że jesz więcej itp., ale ja i tak uważam, że problem dalej jest. Być może inne osoby, które to przeczytają również uznają, że jestem dla Ciebie niemiła, ale moim zdaniem w tym momencie Tobie nie jest potrzebne głaskanie po główce, ale porządna terapia szokowa. Tyle w Twoim temacie. Witam "nowe" dziewczyny. Fajnie, że jesteście :-) Życzę powodzenia w walce z nadbagażem. Wszystkim pozostałym, no i sobie również :-) A... jeszcze coś.... Któraś z was pytała o chrom. Ja zażywałam i naprawdę bardzo mi pomógł. Momentalnie przeszła mi ochota na słodkie. Na mnie to działa, więc ja polecam. Warto chociaż spróbować, bo nie jest drogi i na pewno nie zaszkodzi, a może pomóc tak, jak w moim przypadku.
-
Fajnie widzieć, że się tu wreszcie coś dzieje po świątecznym uśpieniu. Święta minęły, Nowy Rok się zaczął, więc ruszamy do boju! :-) Proszę o aktualizację w tabelce, bo u mnie już 91,5 :-)
-
Mam tylko chwilkę dziewczynki, więc nie będę się teraz rozpisywać. Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. Pogody ducha, uśmiechu i samych sukcesów (nie tylko w odchudzaniu) :-)
-
Sorry dziewczynki za te powtórki. Najpierw nie mogłam wysłać, a potem wkleiło się 4 razy i to jeszcze w kilkuminutowych odstępach. Dziwna jest ta kafeteria :-)
-
Witam poświątecznie :-) Dziewczyny, jestem z siebie naprawdę dumna. Nie dałam się ponieść świątecznemu obżarstwu i trzymałam się dzielnie. Wigilia - talerz czerwonego barszczu z dwoma pierogami, kawałek ryby, kawałek sernika. Pierwszy dzień Świąt - łycha sałatki z majonezem na śniadanie, 2 kawałki ryby z surówką na obiad, kawałek sernika na kolację. Do tego jeszcze byliśmy na lodowisku i na spacerze. Drugiego dnia Świąt tutaj nie ma, więc problem z głowy :-) I naprawdę ani przez chwilę nie byłam głodna i nie miałam wrażenia, że się strasznie poświęcam. Mogłam zjeść więcej, ale żołądek już nie ten i po prostu nie pomieści, a napychanie się na siłę tylko dlatego, że są Święta uważam za bezsens. A dzisiaj u mnie był dzień wyprzedaży. Wszystko co najmniej 50% tańsze. Kupiłam kilka fajnych rzeczy za śmieszne pieniądze. Również sporo super ciuchów. Wszystkie za małe. Zrobiłam to specjalnie. Stwierdziłam, że nie ma sensu kupować rzeczy, w których nie mam zamiaru długo chodzić. Bo schudnę. Więc teraz mam w szafie całą półkę mobilizacji :-)