miałam faceta przez dwa lata,było cudownie,planowalismy slub,dziecki,bardzo sie kochalismy,on mnie starsznie kochał,zycie mógł za mnie oddac. był zakochanywe mniie na zabuj. i raz mnie okłamał tzn nie raz ale ja mu zawsze wybaczałam bo takie pierdoły,ale powedziałam stop,ze nie bede wiecej tolerowac jego kłamstwek głupich. oi tak sie stało okłamał mnie dalej i ja go rzuciłam i myslałam ze wiesz mnie bedzie błagał o wybaczenie i wogóle zebym do niego wróciła,owszem błagał ale przez 2 dni tylko potem dał sobie spokuj, i minało 4 miiesiace i nic.chciałam urataowac nasz zwiazek,próbowałam ale on nie chciał i nie chce:
powiedział,ze nie chce miec dziewczyny i wogóle ze nie chce mnie ranic. ale dlaczego? ja go nie rozumiem...powiedział mi tylko tyle,ze moze kiedysco ja mam o tymmyslec...ludzie pomozcie! w sumie to tylko połówa tej historii,ale nie chce was wiecej zanudzac