Bylam z narcyzem przez piec lat. Pech, ze byl rowniez moim szefem.
Wszystko bylo pieknie tak dlugo, jak dlugo bylam cicha, spokojna, ulegla, wykonywujaca jego polecenia, nie domagajaca sie niczego od niego, dostepna na kazde jego zadanie, itd, itd ...
Wszystko runelo, kiedy mialam juz tego wszystkiego doscy i dojrzalam do konfrontacji .
Jego reakcja mnie porazila i zszokolwala.
Nigdy nie spodziewalabym sie , ze pytanie co do naszej wspolnej przyszlosci i wyrazenie swoich odczuc moze wywolac tak wielka reakcje.
Wyrzucil mnie NATYCHMIAST zw swojego zycia !
Wyrzucil mnie NATYCHMIAST z pracy, ponizajac mnie, niszczac mi opinie,
obmawiajac, szykanujac.
Jego EGO doznalo upokorzenia, a z tym nie mogl sie pogodzic.
Okazal sie zimnym, podlym , wyrachowanym i msciwym draniem.
Nie moglam dojsc do siebie przez ponad dwa lata. Nie moglam zrozumiec co zrobilam zle, gdzie tkwi moja wina. Obwinialam siebie za wszystko, czulam sie podle. Tesknilam i kochalam nadal, nienawidzilam tez.
Dzisiaj wreszcie rozumiem jego reakcje. Rozumiem, ze tak reaguja osoby - narcyzy.
Jestem juz szczesliwa, ze mialam wtedy tyle jeszcze resztek samoobrony, by podjac krok i powiedziec "nie". "Nie, nie podoba mi sie nasz zwiazek ".
Kosztowalo mnie to strasznie duzo i nigdy juz nie chcialabym zakochac sie w narcyzie.