ecrivain
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez ecrivain
-
Cześć Czujna. U mnie -4.
-
Witaj Zosieńko.
-
Powyżej miało być- z sympatii tak, czyli, że pierwsze z sympatii.
-
Wiesz, może tak być. Chwilowo mam obecnie jakiś gorszy moment. Tzn. nie, że jest źle. Wręcz przeciwnie, jest całkiem nieźle. Ale jakieś takie zmęczenie materiału. Wracam po pracy, mam fajne, wciągające rzeczy do robienia, ale jakoś nie bardzo czuję się na siłach. Więc mało się do tego zabieram. I tak sobie pomyślałem "eee, wtedy miałbym jeszcze mniej czasu" :P
-
Z sympatii tak. Dawno, dawno temu kogoś poznałem w ten sposób i byliśmy razem kilka miesięcy. Ale to był inny portal. Oczywiście, że nie znam. I wiem jak, jest, że może nawet nie odpowiedzieć. I to jest właśnie dziwne, kiedy ja już się nad tym zastanawiam "a może lepiej nie pisać?"
-
Panno M. ani się mi waż przenosić na taki topik! Proszę grzecznie zostać tutaj i już :D Jakoś tak od rana mnie boli. Po tabletce tylko trochę, więc siedzę i przerzucam strony. Co u mnie? Dziwny dylemat :P Wygrzebałem na Sympatii jedną osobę z mojego miasta i zastanawiam się czy do niej napisać. Ale zastanawiam się w sposób szczególny, aż mnie to dziwi. Bo w kontekście - eee, gdyby coś, to trzeba by poświęcać czas i starania. A mi w sumie dobrze, mam czas dla siebie. Choć bywa, że i nadmiary. No i dylemat epoki :P
-
Cześć panno M. Ja mogę pogadać, choć nie wiem jak długo, bo mnie narząd myślenia "ubolewa". :(
-
Ja też czekam "wiosna, wiosna, wiosna ech że ty..."
-
Witaj Zosiu, witajcie wszyscy.
-
17. - świetne postanowienie. Wiem z doświadczenia, że będziesz miał momenty zwątpienia. Zawsze są. Nie poddawaj się wtedy. To stały element, który trzeba pokonać. Moje spostrzeżenie (właściwie nie moje, ale u siebie też obserwuję) - gdy coś nas pochłania, wciąga, to wszystko wygląda zupełnie inaczej. Ja mam teraz i w pracy temat ciekawy, ale i wymagający, do rozgryzania. W domu rozgryzam modelowanie 3D. Oba zajęcia są pewnym wyzwaniem, ale dostosowanym do mojego obecnego poziomu. Dlatego mnie wciągają. Jednocześnie zauważyłem, że czuję się świetnie, nie dokuczają mi żadne czarne myśli, które jeszcze niedawno dosyć często się pojawiały, lubiły nagle atakować. A teraz czuję się świetnie. I w sumie już nie raz coś takiego przerabiałem. Że mnie pochłania, a momentami to dopiero ograniczeniem są klejące się powieki lub "dziura w żołądku" krzycząca, że pora coś zjeść.
-
No proszę! Brawo!
-
Ja się zastanawiam, czy się wybieram, czy nie wybieram zrobić prawko na motór. No i nie wiem, czy się wybiorę. Czy mi się chce tej wiosny albo lata.
-
Myślę, że jak zobaczysz np. ten obrazek, to będziesz wiedzieć o co chodzi: http://www.techimo.com/images/img2/blender3d/modelling_lg.png Oczywiście to powyżej nie jest mojego autorstwa. Ja raczkuję w tym fascynującym temacie.
-
"Pewnie coraz lepiej sobie radzisz z rysunkiem?" W ogóle sobie nie radzę. :P Zająłem się grafiką trójwymiarową. To mi lepiej leży, bo modelowanie bliższe jest nauce, technice niż sztuce.
-
"A nie wiecie co się dzieje z Ecrivainem? Nie widać go tutaj od jakiegoś czasu. " Ot nie miałem nic do powiedzenia. Do tego sporo pracowałem. I zacząłem się wkręcać w grafikę 3D. Bo rysowanie mnie trochę pokonało. 3D bardziej mi leży
-
"To ,że nie byłam zakochana, to nie jest zadna dewiacja." "O ile w twoim wieku ktoś nie mieszka na pustyni to jest. Można powiedzieć, że brak Ci tego co w większym stopniu niż ruchomy kciuk odróżnia nas od dzikich zwierząt." Gdy się zastanawiam nad moimi związkami, to nie jestem przekonany, czy byłem zakochany. W jednym na pewno nie. W drugim nie wiem. Nie mam pojęcia, jak wygląda zakochanie, znam tylko wyświechtane romansidła literackie - nawet jeśli to wielkie dzieła. Tam zawsze są fajerwerki, stada motyli w brzuchu i tak dalej. Ja tęskniłem, chciałem wracać do E., gdy była daleko. Źle się czułem, gdy się rozjeżdżaliśmy. I gdzieś tam długo tliła się pustka /i tli chyba nadal/ po rozstaniu. Ale nie wiem, czy to było zakochanie. "Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę, Nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę; Jednakże gdy cię długo nie oglądam, Czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam; I tęskniąc sobie zadaję pytanie: Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?" Ale do sedna. Gdyby w toku wymądrzania się uznać, że nie była to miłość, czy tak trudno doszukać się par, gdzie tej miłości nigdy nie było? Moim zdaniem bardzo łatwo. To, że powszechnie ludzie łączą się w pary, nie znaczy, że byli choć raz zakochani. Więc być może zdziwił byś się, jak dużo jest owych "dewiantów" :P A tak poza tym. Czy jest jakiś obowiązek zakochiwać się? Czy bez tego nie można równie świetnie żyć, jeśli potrafi się w tym życiu odnaleźć "swój kawałek"? Moim zdaniem można. Choć w sumie raczej wątpię, żeby taka osoba trafiła na ten topik. Bo tu głównie samotność w znaczeniu brak uczucia.
-
Zosiu, nie wiem co o Tobie piszą, ale olej przeróżnych piszących specjalnej troski.
-
"Mnie ciągle chodzi po głowie wyjazd w pojedynkę na parę dni na urlop. " Mnie też to po głowie chodzi. Ale skoro mam sam wydeptywać gdzieś ścieżki, to sobie chyba to zostawię na drugą połowę marca, licząc na szybką wiosnę.
-
Ja niestety wszystko zbyt mocno rozważam. Czy idąc tą ścieżką bezskutecznie już tyle i tyle czasu oznacza to, że powinienem: a. wybrać inną, bo to świadczy, że ta jest niewłaściwa b. iść konsekwentnie tą, bo to zwyczajne przeciwności losu, jak na każdej ścieżce, i ta może być właściwa Itd. itd. Zazdroszczę tym, którzy gdzieś tam mają jasny kierunek, wiedzą, że to i tylko to. Oczywiście na takiej ścieżce może "się nie udać". Ale jeśli to jest czyjś własny kierunek, to dla niego podróż nią jest właśnie "tym czymś".
-
"Oby sie tylko o te skały za bardzo nie poobijać." Można się nawet nie poobijać. Ale pływając tak chaotycznie, jak kartofel w zupie, można się zmęczyć. Można się znudzić pływaniną, popaść w apatię.
-
"Najważniejsze ,żeby sie nie zniechęcać." Nie od razu Rzym zbudowano" Znam bardzo dobrze tę maksymę. Ale ja zaraz mam rozważania - a może to nie mój kierunek, może powinienem pójść poszukać tego swojego. Bo po co się męczyć w nieswoim, kiedy czeka ten własny. Niestety wciąż gdzieś tam podświadomie tkwi we mnie przekonanie, że mamy jakieś tam przeznaczone kierunki, czy może raczej takie, do których mamy predyspozycje. Pewnie można to wykorzystać pozytywnie. Ale trzeba jeden z tych kierunków obrać. I chodzi mi raczej o kierunki "realizowania siebie". Bo w sumie ja mam pracę, którą lubię, więc jako kierunek zarobkowania jestem zadowolony.
-
"To ze postawilem na swoim, mimo ze wszyscy zniechecali mnie do kupna gitary tez daje mi ta dodatkowa satysfakcje" Super zrobiłeś. Jeśli coś Cię pasjonuje, idź tą ścieżką. Mi się ścieżki plączą, ja się gubię. W sumie nigdy nie miałem czegoś tak szczególnie mnie pociągającego. Przy jednocześnie pociągających mnie bardzo wielu rzeczach. Wyczytałem gdzieś kiedyś prawdziwą historię - jako anegdotę z książki. Niestety nie pamiętam jakiej, ani o kogo chodziło. Pewien chłopach, właściwie już dorosły facet, bo był po 20. miał dobrą pracę. Ale pewnego dnia poszedł do szefa i ją rzucił. Ten go zapytał, dlaczego. - Postanowiłem zostać perkusistą - odpowiedział. - A umiesz w ogóle grać? - Jeszcze nie. Nie minęło kilka lat, kiedy został perkusistą w jakimś znanym zespole. Niestety nie pamiętam kto to był.
-
A ja próbuję przebrnąć przez pojawiające się zaspy zniechęcenia. Kiedy widzę kursiki "malowania", niby takie proste, ale nie takie proste, to zaraz mi przychodzą do głowy rogate czarno-myśli, że nigdy nie dam rady tego tak zrobić. To takie fascynujące, poprzez kombinacje kolorów oddawać trójwymiar, ale właśnie - światła, cienie, pryzy rysowaniu kreski. Ech. Ale będę jeszcze próbował. Najgorsze, że żeby coś robić, trzeba przejść ten początek, żmudnie przez to przebrnąć. A ja niestety nie potrafię tego robić tak jak dzieci. A do tego jeszcze pojawiają się myśli, że trzeba by się skupić na czymś jednym. A ja tak do końca nie wiem na czym. Cały czas gdzieś tam pod skórą nie dają o sobie zapomnieć słowa. Że słowa to moja bajka. Ale ze słowami mam tak samo. Choć w sumie nie. Słowami posługuję się dużo lepiej niż narzędziami "malarskimi". Ale tam totalnie "nie widzę", efektów, mam trudności z ich oceną. W bazgrołach chociaż widzę, że jest krzywo, koślawo. W słowach wciąż próbuję (próbowałem, bo dawno to było) dotrzeć do nieistniejącego ich porządku idealnego. Blehh!. Trudno być perfekcjonistą z tendencjami do odpuszczania, gdy nie udaje się idealnie. Ależ wypracowanie nasmarowałem :P Musiałem się pożalić ;) No, nie jest tak źle. Ale wciąż żegluję bez mapy i kompasu. Bez obranego celu. Rozbitków takich jak ja, na skałach wielu.
-
Panno M. - szukaj innej. Wiem, że nie jest łatwo, że nie jest łatwo też zadecydować, żeby odejść w nieznane, bo nie wiadomo jak będzie. Ja jednak raz (może nawet dwa) miałem taki dylemat. I cieszę się, że zadecydowałem, żeby odejść z jednego miejsca. Teraz jestem w domu wariatów, totalnie absurdalnej instytucji, ale i tak dobrze mi tam.
-
Panno M. - ja mam podobnie. To znaczy miewam. Tej zimy dosyć często. Głównie to jest tak trochę jak ze statkiem na fali. Buja mną. Staram się unikać w swoich myślach tematu sensu. Staram się też wynajdywać wciągające zajęcia, bo myślę, że ważniejsze od rozważania sensu jest zajęcie się czymś pochłaniającym. Nie bardzo jednak takowe zajęcie znajduję. Tj. znajduję, ale przeważnie krótkotrwale. Ratuje mnie praca - jest w niej dużo śmiechu, sporo kontaktu z ludźmi, których lubię, no i są zajęte myśli (poza tym, są rzeczy, które muszę zrobić, więc je robię i to daje pozytywne odczucie).