camisia
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Reputacja
0 Neutral-
Czesc dzierwczyny! Udalo mi sie dostac do komutera... wlasciwie cudem... Przeczytalam tylko dwie ostatnie strony (a zaleglosci mam ponad 30 stron!) wiec nie bardzo wiem co u Was. Przepraszam Was strasznie, ze nie pisze, ale to dla mnie bardziej niz nierealne najczesciej... Zupelnie przypadkowo pojawilam sie jak o mnie pytacie :) Milo mi tym bardziej :) ze o mnie pamietacie. Mam nadzieje, ze nadejdzie czas, ze jakos uporam sie z codziennoscia i bede mogla do Was zagladac czesciej. Niestety dwojka malych dzieci to dla mnie nowa bajka... Dziwie sie pomaranczce (tez akurat przypadkiem trafilam na jej wpis), ze sie czepia betix... szkoda slow. Ja nie mam wogle czasu na internet, na komputer... Zagladam tu bo was lubie i zwiazalam sie z Wami w czasie ciazy (kiedy mialam o niebo wiecej czasu, mimo, ze mialam juz jednego malucha), a teraz boje sie kiedy znow bede mogla regulanie tu zagladac... :( Niestety caly moj dzien (i noc rowniez, bo obie dziewczynki budza sie w nocy) wypelniony jest bieganiem miedzy jednym a drugim dzieckiem, gotowaniem (czesto z Hanka na reku), spacerami, zakupami, praniem, sprzataniem, prasowaniem... Niby zwykla codziennosc, ale ja nie daje rady chwilami. Do tego dochodza sprawy dodatkowe - wlasnie sprzedajemy dom i budujemy nowy... Chyba nie zdecydowalabym sie na to nigdy gdybym wiedziala ile z tym bedzie zachodu... Zaraz skoncze. Hania placze...
-
Mam sekundke to jeszcze opisze porod... Juz nie pamietam co pisalam Wam po wyjsciu ze szpitala, wiec jak sie powtorze to sorki... Jednak Hania dobre dziecko, jak sie umowilo tak wyskoczylo... Dalo nam jeszcze odpoczac po ciezkim tygodniu i w sobote od rana sie zaczelo... Jak wiecie, 31.pazdziernika rano odeszly mi wody... bardzo podobnie jak z Pola, wiec myslalam, ze bede czekac na cala akcje jeszcze troche. Zjedlismy sniadanie, zadzwonilam do poloznej... Ona powiedziala, ze skoro skurczy nie ma i nic mnie nie boli, to mam sie spokojnie przygotowac i przyjechac do szpitala na KTG i sprawdzenie (jak bedzie nadal cisza, to dostane antybiotyk i wroce do domku). I tak tez zrobilismy (torbe wzielismy do bagaznika,Bogu dzieki, ale nie zabieralismy jej ze soba do szpitala). Na miejscu okazalo sie, ze wiele porodow jest... i nawet nie moga mnie w tym momencie zbadac (tego dnia urodzily sie trojaczki i kilkoro blizniat... owocny dzien)... Wszyscy latali, a nam kazali usiac w poczekalni na krzesle... To byla 10.30... ja sie czulam dobrze, nic nie bolalo... tylko recznik musialam mniec miedzy nogami... Przed samym poludniem udalo sie nam dostac jekies lokum, zeby podlaczyli mnie do KTG (nadal mnie nie bolalo), tam okazalo sie, ze mam jednak skurcze... i to dosc silne. Powiedzieli, ze jednak zostane w szpitalu, bo chyba bede rodzic jednak dzis... kazali zostac w tym pokoju (to bylo ciagle na porodowce, a ja mialam zabookowany porod w Centrum - nie wiem jak te nazwe przetlumaczyc) i czekac, bo jakas kobieta wlasnie opuszcza jedno miejsce w Centrum i jak sprzatna to tam pojde rodzic... Tak wiec, Jedrek poszedl po torbe do samochodu, a sobie spokojnie sluchalam serduszka Hani siedzac na krzesle w zastepczym pokoju... Nagle okolo 13.00 "cos strzelilo" i zerwaly sie okropne bole... Nastepna godzina, byla chyba najgorsza godzina w moim zyciu... Skurcze zaczely sie raptownie, tak silne, ze nie moglam podczas nich oddychac i prawie nie mialy odstepow... Autentycznie bylam pewna, ze umieram... W pewnym momencie stracilam przytomnosc... (a ja dalej na tym krzesle pod KTG) Obudzila mnie straszna potrzeba pojscia siusiu... Ktos kolo mnie byl... Jedrek mowi, ze zaraz przyjdzie polozna, ta to tylko studentka... Widzialm jakis poploch wokol... No, ale ja twardo, ze ja chce siusiu! Musieli mnie zaprowadzic, bo nie dalam rady wstac na nogi... W toalecie okazalo sie, ze to nie siusiu... ale za to jakas sila chce mi wyrwac zebra... I czuje, ze dzidzia wychodzi sama... Ja w krzyk... Doprowadzili mnie do lozka, na ktore nie dawalam rady juz wejsc... Musialam przec... Za drugim razem Hanka wyskoczyla... Nie musze Wam tlumaczyc zaskoczenia... nawet poloznej. Hania wyskoczyla 14.14. - tak zapisali na karcie, ja napisalam Wam 14.13, bo tak bylo na moim zegarku... Po Hani poszla cala reszta szybciutko i bez krwotoku! Wogle nie dotarlam do Centrum, gdzie mialam rodzic. Dzieki temu nie mialam podloczen w zylach, o ktorych mowili na wizytach ciazowych, ze bede musiala miec... Wsztstko bylo ok... Mialam tylko lekkiego zakwasa w miesniu ramieniowym, ktorego nabawilam sie jak probowalam podczas parcia rownoczesnie wspiac sie na lozko, zeby nie urodzic na podlodze (wlasciwie na lezanke lekarska, bo nie bylo to lozko porodowe). Zaraz po urodzeniu wstalam i poszlam wziac prysznic... Nie zdazylam sie nawet rozebrac z bielizny do porodu... I rodzilam w makijazu... :P Do domu mnie puscili wczoraj rano, tak wiec po niecalej dobie. Niestety w karcie porodu mam wpis o dwoch powiklaniach... Jeden to to, ze Hania byla kilkakrotnie owinieta pepowina (nawet nie wiedzialam, ze dopiero po 2 minutach zaczela oddychac, choc dziwne bylo dla mnie, dlaczego nie daja mi jej od razu) no i drugi problem to to, ze rodzilam za szybko... Niby to nic wielkiego, ale powiedzieli, ze uzanja to za powiklanie, bo nastepny porod prawdopodobnie mialabym w domu... i dodatkowo Hania miala i jeszcze troszke ma klopot, bo za malo miala skurczy i dobrze nie zostal wycisniety caly sluz z brzuszka i plucek. Na szczescie juz powoli Hanusia poradzila sobie ze sluzem (wymiotuje bardzo i musimy nosek i gardzielko odsysac). Wogle... Hania Jest sliczna! Jak tylko o niej pomysle to placze! Ze szczescia... Wyglada zupelnie inaczej niz Pola... ma zwykle krociutkie czarne wloski i nie ma takiego perkatego noska... Chyba mialyscie racje, ze Hania to bedzie blondaska... ;) No i waga tez nie najgorsza... Dobrze ja wykarmilam... 3800 to waga po kilku godzinach zycia (tu nie waza od razu, dopiero po siusiu)... Jak sie urodzila to polozna stwierdzila, ze musi miec co najmniej 4 kilo... Ale za dluga nie jest... Taka pyzunia moja slodka... Nie wiem co jeszcze napisac... Rumianella - dobrze, ze jednak 2 godziny, a nie 20 minut... Nie wyobrazam sobie jak by to bylo... A nawet ten czas co rodzlam przelecial niezauwazalnie... Nawet troche za szybko, bo jakos nie nacieszylam sie tym pobytem w szpitalu... czegos mi teraz brakuje... :P Pozdrawiam Was strasznie mocno!!!
-
Przepraszam za bledy... Wyslalam bez przeczytania... O opuchliznie pisalam... chodzilo mi o spuchniete stopy. Ale zapomnialam sie "pochwalic", ze niestety dopadlo mnie to co przypuszczalam... walcze z hemoroidem gigantem... :( Ale to podobno tez ma samo sie wchlonac... Na razie mnie to tylko doprowadza do deresji... No ale i tak jestem szczesciara, bo wszystko inne jak gdyby nigdy nic... krocze i wszystko co sie z tym wiaze, wyglada zupelnie jakbym nie rodzila... Bo z Pola mialam kilka dni takie lekkie obrzmienie (a tez nie peklam)... Teraz wszystko od razu wygladalo normalnie. No, ale za to mam tego cholernika... Nie ma nic w zyciu za darmo... :) Przy nastepnej okazji sprobuje opisac troche porod... Sama jeszcze sie nie moge nadziwic, ze tak dziwnie poszlo... Nawet dzisiejsza polozna sie smiala, ze bylo o mnie glosno w szpitalu... O mnie i o innej kobiecie, ktora w tym samym momencie rodzila trojaczki... Moze dlatego bylo tyle zamieszania i o maly wlos urodzilabym w toalecie na korytarzu... :P
-
Czesc Dziewczyny! Nie moge znalezc czasu, zeby zasiasc do komputera... :( Hania co prawda jest cudownie grzeczna, ale Pola wymaga teraz wiecej uwagi... Nie jest zazdrosna (choc moze jest tylko nie okazuje tego jawnie), tylko strasznie potrzebuje uwagi... Jak jej nie ma to chodzi smutna... gasnie nam... Tata nie wystarczy. A dodatkowo strasznie lgnie do Hani i mimo, ze mnie to cieszy, to czesto jest trudne, bo stale siedzi przy jej lozeczku, glaszcze ja, caluje... i w konsekwencji nie daje jej chwili spokoju i mnie tez, bo stale musze pilnowac... A przez to strofuje ja nadmiernie, ona czuje sie odwpchnieta i tak zaczyna sie bledne kolo... Wogle zlapal mnie troche juz baby-blues i zloszcze sie na wszystko... obrywa sie Jedrkowi i Polce... Az mi wstyd, ale cos sie ze mna dzieje... placze i sie wkurzam na zmiane... Poza tym u nas dobrze. Hania rosnie ladnie, uwielbia cyca. Spi slicznie i jak na razie jest strasznie cichutkim i kochanym dzieckiem. Zakochana jestem w niej po uszy!!! Taki moj slodki cukiereczek... jak tylko o niej pomysle to mam oczy pelne lez... I tak mi tylko zal, ze te nasze skarby tak szybko urosna... Zazdrosze tym co maja dopiero pierwsze dziecko... bo jeszcze pewnie beda miec nastepne... Ja nie wiem, jak zatrzymac czas!!! Jestem taka szczesliwa, ze mam takie dwie piekne coreczki! Jestem kompletnie walnieta... chodze i rycze ze szczescia... Z przyziemnych spaw. Hanka mi dzis pozolkla... dosc mocno niestety. Byla przed chwila polozna i pobrala krew Malutkiej do badania... do wieczora ma dac znac czy mamy sie stawic w szpitalu. :( Niestety Hania (podobnie jak Pola) odziedziczyla krew po Jedrku i maialysmy konflikt... Ja juz dostalam immunoglobuliny... Jeszcze tylko czekamy co sie stalo u Hani. Przepraszam, ze nie odpisuje Wam. Moze uda mi sie nadrobic to z czasem. Wlasnie minela 4 doba jak Hania sie urodzila... wiec jeszcze jestem taka jakas w szoku... nie moge sie ogarnac... I Pola stoi nade mna... A jeszcze ja... Ja sie czuje swietnie. Z krwawienia pozostalo mi juz tylko lekkie plamienie. Mleka na razie mam duzo, jednak nawal mi nie dokuczyl za mocno. Tylko opuchlizna ciagle jeszcze sie utrzymuje, ale to podobno minie, jak bede wiecej sie ruszac... Brzuch jeszcze widac, ale juz tylko lekko wystaje. Za to rozstepy raczej beda... :( Widze, ze Misiaczka nam jeszcze zostala do rozpakowania... :) Trzyamj sie Kochana i dawaj znac co u Ciebie!!! smalle - juz chyba urodzila... :)
-
Ja na sekundke... Nad ranem odeszly mi wody. Na razie poza okropnym bolemk krzyza nic sie nie dzieje... Nie wiem co bedzie dalej, moze przyjdzie mi czekac na porod jak poprzednio... choc nie wiem, bo krew sie leje tez. Zaraz jedziemy do szpitala. Czekam na opieke dla Poli. Odezwe sie, jak bede mogla.
-
Nie moge spac... ten upal mnie wykonczy... W dzien jest ciezko, ale noce sa koszmarem! Juz sama nie wiem co lepsze... bo na pewno ciezej mi znosic te temperatury i ta duchte z brzuchem, ale prawde mowiac nie wyobrazam sobie rodzic teraz! Zupelnie jak pisala K_Z_Kasia - leze i wygladam jak "zdechla foczka"... Dzis mecza mnie znowu bolesne skurcze... ale nie bola jak powinny... to tylko trening. Ale i dobrze, bo nie dalabym rady chyba zebrac sie teraz na wysilek porodowy... K_Z_Kasiu - piszesz, ze z oksytocyna nie tak zle... Dzieki, bo na pewno bedzie mi latwiej byc do niej podlaczona... :) - jakby co... Jednak ja nie boje sie bolu... Mam tylko taka "prywatna schize", ze nie chce dziecka wypedzac brutalnie z brzucha... Wiem, ze sam porod jest wielkim stresem dla niego, wiec najlepiej jak samo zdecyduje sie wyjsc... Jak jest wypedzane, to jest dla niego gorzej (o ile nie ma zagrozenia zycia lub innych powaznych przyczyn). Ale to tylko moje glupie myslenie... a i tak bedzie jak ma byc. Na razie jest ok... Tak jak pisze betix - staram sie relaksowac i czerpac jak najwiecej z obecnego bycia mama tylko jednego maruderka... :) Choc tak do konca nie jest... Dzis mam dolka... znow mialam dzis nalot i to niespodziewany, jak probowalam sie zrelaksowac chlodna kapiela... Tesciowa z Poli kuzynka... wlasciwie to nie byly odwiedziny, tylko przywiezienie Malej "do Poli"... Ach, wiele by pisac. Juz sie mezowi wyplakalam w rekaw. Nic nie daja sugestie... Chyba jak bede miala drugie dziecko to bede musiala ostro zareagowac... Czy tak ciezko zrozumiec, ze chcialbym odpoczac i miec chwilke dla siebie i Poli? Mialam zal, ze nie potrafi zrozumiec, ze w 9 miesiacu ciazy potrzebuje odpoczynku (a moze nawet troche pomocy... ale o tym nie wspomne), ale teraz jak jestem "przeterminowana??? A wczoraj delikatnie prosilam, ze przydalaby mi sie pomoc (transport) przy zakupach... niestety moja sugestia odbila sie o wielki mur milczenia... A wiem, ze dzis tesciowa jezdzila kilka razy do sklepu i nawet nie padlo pytanie czy nadal cos potrzebuje... Tak mi przykro! Tylko potrafi mnie z wyrzutem spytac: "no kiedy w koncu urodzisz?" Czuje sie jak maszynka do wykonania zadania... W srode rano musze isc do szpitala... Bede musiala poprosic kolezanke o opieke dla Poli... Juz to zrobilam. Niestety, nie ma innych chetnych do pomocy... Dobrze, ze moja mama o tym nie wie... nie mialabym odwagi jej tego powiedziec, bo by sie zamartwila i nigdy nie zrozumiala... Wiele by pisac... Boje sie, ze jak zaczne temat, to go nie skoncze... Sorki Dziewczyny... mam dolka... I jeszcze do tego spac nie moge, bo ukrop straszny! Ufff... wlasnie lunelo... Moze ten deszcz troche ochlodzi i bedzie czym oddychac... Uciekam sprobowac sie przespac... Buziaczki!!!
-
Cos sie dzieje u mnie z forum... Nie moge zmieniac stron. Napisac tez ciezko... nie wiem czy uda mi sie wyslac to co pisze teraz... Postaram odezwac sie jutro (choc w weekendy zawsze mam urwanie glowy) albo pojutrze. Chyba, ze sie cos wydarzy to przesle SMSa jak nie uda mi sie odpalic kompa... Na razie jednak cisza kompletna, wiec pewnie w poniedzialek zamelduje sie tu dalej z brzuszkiem... Probowalam wyslac zdjecie mojego gigantycznego brzucha na nasza poczte, ale nie dochodzi... Chyba mamy przeladowana skrzynke i wyczerpal sie limit... Nieznajomej tez nie chcialo zdjecie Blanki dojsc... Moze trzeba by podczyscic... Wyrzuce moja stara wiadomosc ze zdjeciem, zeby zwolnic troche miejsca, jednak moze to niewiele dac, bo mam tam tylko ja jedna. Dzieki za pamiec! I pozdrawiam Was goraco!!! :)
-
Rumianella - gratulacje!!! Wracaj jak najszybciej do sil! I ucaluj od nas Laryske!!! SURI - odezwij sie! Dorka i Gabrysia juz pewnie tez po wszystkim... No i co sie dzieje z garstka naszych brzuchatek? smalle, Misiaczka!!!!! Czyzbym juz tylko ja zostala? :)
-
Jestem, jestem... :) Wczoraj nie dalam rady juz tu zajrzec... Bo zanim odebralam Pole po wizycie, potem obiad... i padlam... Wykonczyl mnie wczorajszy upal! Juz dawno tak strasznie sie nie czulam... Noc tez do niczego, bo goraco! Nie ma czym oddychac... a to dopiero poczatek lata i tylko jakies tam ponad 30 stopni... :( No ale przejde do rzeczy... co w szpitalu... No wiec, Hanka "happy", wiec poki co nie ma alarmu. Serduszko ladnie bije, malutka jest spokojna i szczesliwa... Wiec nie wydaje mi sie, ze trzeba ja wypedzac sila. Lozysko sprawne, przeplywy super... Wiec jeszcze czekamy. W srode (czyli dokladnie tydzien po terminie) mam sie znow stawic, tylko wtedy juz beda troche Hanke wykurzac... Zrobia badanie wewnetrzne z masazem szyjki, USG i wszystkie badania od nowa... Jak bedzie znow ok z dzieckiem to czekamy kolejne dwa dni (a jak cos sie nie spodoba, to wywolanie od razu). I w piatek (6.11) beda badac od nowa wszystko i zaproponuja oksytocyne :( Jesli bedzie wszystko dobrze z dzieckiem i ze mna, pozostawia mi prawo wyboru. Chyba, ze bedzie cos nie tak, to nie beda proponowac, tylko podadza, albo beda ciac... i to juz bez mojej zgody. No, wiec wiem na czym stoje. Oczywiscie powiedziano mi, ze mimo szczescia mojego malenstwa, to wyraznie jest juz ono gotowe na wyjscie i moze to sie stac w kazdej chwili... wiec tak do konca nie jest wszystko przewidziane... Troche sie dziwia, ze ja jeszcze ciagle w dwupaku, bo przy tak silnych skurczach i takim brzuchu, to juz powinnam byc dawno po... zwlaszcza, ze Pola zaczela sie pchac na swiat przed terminami wszelkimi... No, ale widac natury nie mozna zamknac w zadne reguly... :) I kazda ciaza, naprawde!!!, jest inna... No i wlasnie... duzy brzuch... jest on rzeczywiscie pokazny i wyjatkowego ksztaltu - szpiczasty! Sama polozna usmiala sie i powiedziala, ze w konkursie na najbardziej niesamowity ksztatl brzucha mialabym pierwsze miejsce... ;) Co prawda mam to gdzies jak wygladam... martwi mnie tylko jedno, ze przy wczorajszym badaniu wielkosc brzucha byla troche ponad wymiar... Mam nadzieje, ze Hanka nie okaze sie kolosem... Bo wiem, ze glowka bedzie spora (z USG). No, ale co ma byc to bedzie... Ciagle licze, ze uda sie Hance zdecydowac na samowolne wyjscie z brzucha... nie chce jej wypedzac! Trzymajcie kciuki za weekend! Tyle o mnie.
-
nieznajoma Dopiero Cie zauwazylam... oj, mam dzis jakis ciezkawy dzien... :P Pewnie, ze sie odezwe!!! Buziaki! Nie pisze wiecej, bo znow jakiegos kleksa walne...
-
Nieeee... no, naprawde mi nie idzie pisanie!!! Mialo byc: "zebyscie sie NIE przejmowaly sugestiami..." Nie wiem co sie ze mna dzieje... moja glowa chyba juz rodzi... albo hormony komplenie mi sparalizowaly mozg...
-
Uciekam, bo nic mi dzis pisanie nie idzie... ;) Chcialam tylko powiedziec, zebyscie sie przejmowaly sugestiami o zimnych raczkach niemowlat... Im wcale nie jest zimno. Zimne raczki maluszki maja z reguly i jest to wynik niedojrzalego jeszcze ukladu krwionosnego!!! A czkawka, tez nie z zimna... Czy dzidziusiowi jest zimno czy cieplo sprawdza sie na karku. A swoja droga lepiej, zeby dziecko mialo troszke chlodniej niz przegrzac je. Co do czapeczek to tez sprawa umowna... U nas zakazuja je uzywac (tylko na wyjscia z domu i to tylko zima!!!). Nie wolno nakrywac dziecku glowki po kapieli (ja bylam w szoku, bo przyzwyczajona do nawykow polskich...). Nie mowie tego, ze tak trzeba robic, tylko pokazac, ze sa rozne poglady... I kazda z Was ma instykt i najlepiej jak sie bedzie trzymala tego co on jej mowi... bo rady babc sa czasami przytlaczajace... Wiem cos o tym... moja tesciowa niedosyc, ze ma swoje "racje" to jeszcze mase zabobonow wokol dziecka snuje... Kiedys Wam opisze... ;) Uciekam, bo musze sie szykowac do wyjscia... Ale mi dziwnie... przeterminowuje sie... :) Jednak kazda ciaza inna. Poprzednio zaczelo sie kilka dni przed terminem... a porod dokladnie w dniu terminu (z USG). Teraz cos innego... Wiec moze mam szanse zobaczyc czopa, skoro wszystko inne? Oby tylko nie okazalo sie, ze skoro wszystko inne, to porod da mi "popalic"... No ale co ma byc to bedzie... :) Byle Hania byla zdrowa... Buziaki wielkie!
-
I nastepna bzdure wylapalam... Nie wiem co z tym moim pisaniem dzisiaj... Ale zakrecona jestem! :o Mialo byc, ze z dzwonieniem byla "kompletna klapa"... bo nigdzie nie moglam sie dodzwonic... :(
-
Ale bez sensu napisalam... Dzisiejsza wizyta jest bez Jedrka, nie dlatego, ze na porodowce, tylko dlatego, ze w ciagu dnia... a on w pracy (tzn. dlatego w ciagu dnia, bo na porodowce... :P wiec takie "maslo maslane"). Normalnie spotykalismy sie z polozna wieczorami, jak on wracal z pracy...
-
Czesc, ja jak zwykle od rana zagladam... Dzis musze sie uwinac szybko z pisaniem, bo zaraz do szpitala biegne. Pierwszy raz bez Jedrka, bo dzisiejsza wizyta jest nieco inna... na porodowce, bo sie "przetreminowalam" :) . Choc nie wiem jak dokladnie mnie potraktuja, bo mam jeszcze termin na 31.10. Boje sie tamatu wywolywania, bo bardzo bym go nie chciala, ale przynajmniej bede wiedziala dokladnie na czym stoje. A poki co dobrze, ze Hanka siedzi w brzuchu... Jedrek dzis daleko jedzie i ni jak nie zdazylby na porod.... Jutro bedzie podobnie... A wczoraj tak "na probe" dzwonilam do tesciow i "gdzie sie da", zeby sprawdzic jak mi sie uda szybko znalezc kogos do opieki nad Pola, jakby sie zaczelo... I wiecie, ze nie kompletna "klapa"... tesc podobno byl w domu, ale nie odebral zadnego z moich telefonow (podobno cos naprawial na dachu...), tesciowa nie slyszala telefonu... itd... Mam nadzieje, ze w razie czego choc sklepowa, z ktora jestem umowiona odbierze telefon... No i moze szwagierka, choc ona musialaby zwolnic sie z pracy i przyjechac tu z sasiedniego miasta. Kurcze jednak byle do weekendu... Ja na razie czuje sie dobrze... tzn. ciagle podobnie... boli co ma bolec, zmeczona jestem strasznie i opuchnieta... ale poza tym jest ok. Ciagle ogladam sie w lustrze i probuje dobrze zapamietac jaki ten moj brzuszek jest... :) Poza tym jakos cicho z symptomami porodowymi... skurczy jest znacznie mniej, a jak juz to jakies sporadyczne, choc zawsze bolesne. Ale nocki sa spokojne... Gdyby nie bol bioder i nog, to spalabym jak susel... nieznajoma - u nas jest 10 godzin pozniej niz w Polsce (nie wiem jaki macie czas w Irlandii, wiec musisz sobie obliczyc). Czyli jak w Polsce jest 24.00 to u nas 10.00 rano nastepnego dnia. Wysylam teraz posta... wlasnie minela 9 rano... a w Polsce 23.00. :)