Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Lenka21

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Nicole1988-ja niedawno miałam kolejny pogrzeb w rodzinie-przyrodnia siostra ojca-i nie poszłam z tych samych powodów co ty...od śmierci mamy byłam tylko 2 razy w tym kościele-na mszy za mamę i ze święconką w święta-to była katorga... A już za tydzień minie rok od Twojego wypadku mamuś...nie mogę uwierzyć, że to już rok...
  2. Panicznie boję się 1 listopada...czy ktoś też tak ma? z jednej strony pewną przyjemność sprawia mi dbanie o grób mamy, chodzenie za zniczami i teraz wiązanką na czas gdy wykopię żywe kwiatki...a z drugiej strony to będzie pierwsze święto mamy-Święto Zmarłych....i nie mogę sobie wyobrazić, że po raz pierwszy będę musiała chodzic po cmentarzach bez niej... i sprzątam grób, podlewam kwiaty a ostatnio złapałam się na tym, że przez te kilkadziesiąt minut nawet na moment nie spojrzę na napisy.... w styczniu minie rok i znowu spadnie śnieg, który mi przypomina tamten potworny czas.... ehh bez sensu piszę...pozdrawiam i dużo siły życzę
  3. /Latmaro/-ja w styczniu straciłam mamę, byłyśmy bardzo ze sobą związane...i mimo, że nie mam dzieci rozumiem twój ból bo wiem jak moja mama bała się zawsze, że mogłaby przeżyć mnie czy brata..często powtarzała, że to najgorszy strach rodzica to to, że musiałby kiedyś żegnać własne dziecko. po jej wypadku i odejściu pocieszałam się tylko tym, że już nie cierpi i że jej koszmar o stracie dziecka się już nie spełni... A od soboty jest już u mamusi pomnik a ja czuję taką pustkę bo tak długo na niego czekalam, planowałam, szukałam wzorów na kilku cmentarzach i w internecie i w końcu znalazłam ale teraz muszę sobie znowu wymyślić jakiś cel, coś na co mogę czekać bo inaczej oszaleję...i stojąc nad grobem nawet przez moment nie dociera do mnie, że to JEJ grób bo ciągle ją słyszę, widzę...i nie wiem czy to kiedyś do mnie dotrze, tak bardzo mi jej brak...
  4. emila198212 ja się cieszę, że przez 20 lat mogłam się cieszyć tak cudowną mamą i choc teraz tak tęsknię i cierpię to sobie myślę, że równie dobrze mogła odejść gdy byłam mała bo gdyby nie badała regularnie piersi a miała ciągle jakieś, na szczęście nie groźne zmiany, to jestem pewna, że opłakiwałabym ją duzo wcześniej...ale wtedy chyba zwariowałabym... Czy rozpoznasz mnie gdy spotkamy się w Niebie? Czy uścisnę Cię, gdy spotkamy się w Niebie? Tak mocno chcę odmienić się Bym mogła iść, iść tam gdzie Ty Hen do Niebios... Czy przywołasz mnie gdy spotkamy się w Niebie? Czy prytulę Cię gdy spotkamy się w Niebie? A drogi kres nieznany jest Jak mam żyć, gdy Ty masz być Hen w niebiosach? Czas złamać cię chce, czas kolana twe gnie Czas serce ci rwie musisz pospieszyć się... Gdy trafię sama do Raju bram Żadnych łez nie będzie już tam, Łez w Niebiosach...
  5. /Marina2/ może głupio zabrzmi ale gratuluję, że nie zwariowałaś:) Gdyby mnie ta tragedia nie spotkała nie wiedziałabym jak bardzo można oszaleć i dosłownie zwariować z rozpaczy... Przed wypadkiem ja zajmowałam się cudzymi problemami, wspierałam koleżanki gdy miały jakieś zmartwienia itp, to nie samo-wychwalanie się ale na prawdę wszyscy mogli na mnie liczyć i tylko kilku osobom \"wspominałam\" o swoich problemach w domu, z ojcem...a teraz gdy ja jestem w takiej sytuacji kilka osób, które kiedyś mogło liczyć na moją pomoc odwróciło się, przestało mnie zauważać i odzywać się...udają, że wcześniejszych chwil nie było bo chyba obawiają się, że będę chciała rekompensaty i zacznę się im wyżalać...przez to zaczęłam się bać rozmawiać z ludźmi o tym co się stało, żeby nie przygniatać ich moim bólem...tylko teraz czuję taką niesprawiedliwość i złość do nich...jedna z moich najlepszych kumpeli odwróciła się ode mnie tylko dlatego, że dzień przed Dniem Mamy pisałyśmy na gg-tzn ona pisała a ja nie mogłam nawet słowa wtrącić o sobie a czułam się potwornie i tego dnia jak nigdy chciałam się komuś pożalić ale chyba mi nie starczyło sił żeby jej przerwać więc się bez słowa rozłączyłam i poszłam płakać w poduszkę...potem jej wytłumaczyłam dlaczego tak zrobiłam a ona śmiertelnie obrażona nie odzywa się a mnie to tak boli...zwłaszcza, że straciła kilka lat temu bliską osobę...jesli ona mnie nie rozumie to ja już nie wiem czy komukolwiek mówić co czuję... Na szczęście jest ze mną nadal kilka osób, które nie pozwalają mi się załamać... ehh idę spać, spokojnej nocy życzę:*
  6. Dziękuję Haneczko Jutro chyba na terapii grupowej zgłoszę się do pracy indywidualnej... czasem sobie myślę, że może łatwiej byłoby iść do psychiatry po jakieś leki? Ale tak jest tylko w tych najgorszych momentach. Denerwuje mnie jak ktoś mówi, że psycholog to strata czasu, takie bezsensowne gadanie a ten ktoś nigdy na terapii nie był...nie wiem co by było gdybym ja już przed śmiercią mamy nie chodzila na terapię...nauczyłam się patrzeć inaczej na wiele spraw i tego, że mam prawo cierpieć, okazywać swój ból, płakać i przestać udawać, że nic się nigdy nie stało, wszystko jest jak dawniej...gdy zaczęłam mówić jak tęsknię i cierpię to potworne napięcie bardzo się zmniejszyło i teraz gdy jestem sama częściej uśmiecham się do zdjęć mamy niż na ich widok płaczę... Wiele osób tutaj boi sie mówić o tym co przeżywa aby innych nie przygnębiać swoimi problemami...a mi się wydaje, że trzeba ten lęk pokonać i otworzyć się przed innymi bo inaczej zamęczymy a przez to ukrywanie emocji nasi bliscy nie mają pojęcia jak się w naszym towarzystwie zachować -czy pocieszać czy udawać że nic się nie stało? Ja bardzo potrzebuję czasem pocieszenia i przytulenia a nie umiałam wysłać odpowiedniego sygnału bo się bałam narzucać innym ale okazało się, że znajomi często chcieli mnie pocieszyć ale nie wiedzieli czy czasem wracając do śmierci mamy nie urażą mnie...takie błędne koło...ja je powoli przerywam i tylko dlatego nie każdy dzień jest totalnie beznadziejny... pozdrawiam wszystkich i przytulam:*
  7. a ja z kazdym dniem, a jutro minie 5 miesięcy, przekonuję się, że straciłam nie tylko mamę ale brata i ojca także... siedzę jak co dzień po pracy sama w domu, przed kompem, nic mi się nie chce robić, brat sobie gdzieś poszedł, nawet tel nie odbiera a ojciec śpi zachlany...nie pójdą na terapię, nic ze sobą nie zrobią tylko piją, staczają się i ciągną mnie za sobą bo już nie mogę znieść tej samotności i znowu odruchowo nasłuchuję przez okno czy wśród głosów osób idących z autobusu nie usłyszę mamy... Ludzie cieszą się piękną pogodą a ja widzę za oknem śnieg taki jaki był przez te 19 dni jej śpiączki i nie wiem kiedy i czy w ogóle zaświeci dla mnie prawdziwe słońce... Swiat się dla mnie zatrzymał a dla innych pędzi dalej i nie mogę się do tego dostosować
  8. Ja tez myślałam, że im więcej czasu upłynie będzie mi lżej...tylko, że nikt kto tak mi tłumaczył nie uprzedził, że dopiero po paru miesiącach zacznie do mnie docierać, ze mama umarła i wtedy dopiero zacznie się piekło... Od poniedziałku kamieniarz ma pracować nad pomniczkiem dla niej, długo szukałam odpowiedniego wzoru ale w końcu znalazłam-proste serce i obok malutkie z napisem ode mnie i od brata...i już nie mogę się doczekać gdy go zobaczę ale z drugiej strony bardzo się boję, że efekt końcowy nie będzie mi odpowiadał...tak się \"napaliłam\" na ten pomnik, tak bardzo starałam się znaleźć coś co odda moje uczucia i wolę mamy żeby był prosty, z kawałkiem ziemi na kwiaty i taki będzie ale i tak się boję. Chyba bardziej martwię się o to co będzie potem bo od śmierci mamy ciągle na coś czekam. Na początku na koniec sesji, potem aż załatwię ZUS itp, teraz na ten pomnik i cały czas wydawało mi się, że jak to będzie już za mną to będzie mi lżej a gdy okazuje się, że wcale tak nie jest wymyślam sobie nowe rzeczy na które czekam żeby nie stracić tej nadziei, że jednak kiedyś będzie lepiej... I już zawsze będą te daty: śmierci, urodzin, Dzień Mamy, imieniny, data wypadku, święta spędzane bez niej Niby dotarło do mnie, że umarła a jednocześnie ciągle ją widzę...nawet taka głupota jak trasa autobusem i rondo na, którym mama zawsze trzymała mnie za rękę i śmiała się, że zaraz spadnie z siedzenia...teraz jak tamtędy jadę wydaje mi się, że nadal mama mnie trzyma... A zaraz jadę na zdjęcie aparatu ortodontycznego, na które tak czekałam a teraz to mnie w ogóle nie obchodzi bo nie usłyszę jej opinii... kocham Cię mamciu:*:*
  9. Ciężki dzień...chyba gorszy od urodzin mamy... /Sasanka 28/ też mieszkam pod Kielcami i robię u miejscowego kamieniarza, który też wydaje mi się godny polecenia. Chociaż tyle bo nie wiem jak bym sobie dała radę gdybym musiała jeszcze uganiać się za kamieniarzem tak jak Płatek...współczuję, to straszne że przy takim bólu jeszcze trzeba sobie nerwy szarpać a akurat takie sporawy powinny być załatwiane sprawnie...
  10. /moje przemyślenia/ mogę tylko napisać, że przykro mi się zrobiło po twojej wypowiedzi, jak ktoś pisze, że my \"wiecznie użalamy się nad sobą\" i to kosztem bliskich to nie interesuje mnie już czy moja wypowiedź urazi tę osobę czy nie bo mnie to co napisał dotknęło bardzo i nie miałam zamiaru tego przemilczeć ani cichutko wyrażać swoją delikatną opinię...nie po to chodzę na terapię gdzie mnie uczą jak nie tłumić w sobie emocji tych złych jak i dobrych... Zresztą zauważyłam, że ostatnio łatwo się denerwuję, mam w sobie ogromne pokłady agresji i w końcu czasem wybucham ale to właśnie przez tłumienie w sobie tego wszystkiego:( kiedyś po przyjściu ze szkoły czy pracy opowiadałam o wszystkim mamie a teraz nie mam komu i dlatego tak...:(
  11. /Marina2/ przytulam mocno:*:* mogę się tylko podpisać pod Twoimi słowami...jutro Dzień Mamy...tak bardzo się go boję, tak bardzo mnie bolą te wszystkie reklamy co można kupić mamie, kwiaty, perfumy itp....a ja mogę tylko zapalić znicz... i nikt już do mnie nie mówi Lenka...tylko ona tak mnie nazywała...:(
  12. ah no tak nie zwróciłam uwagi, że "z obserwacji" jest płci męskiej...a jakże...
  13. \"z obserwacji\" widać, że nigdy nie przeżyłeś/łaś tragedii...albo, że nie potrafisz czytać ze zrozumieniem...to jest forum na którym można się wyżalić ale jestem pewna, że tak jak i ja 90% osób, które straciły bliską osobą jeśli mają swoje rodziny to są dla nich a przynajmniej starają się być tacy jak przedtem a cierpią w samotności...ja może 2-3 osobom moge powiedzieć jak mi jest potwornie ciężko a przed innymi udaję, że jest ok... kiedy czytałam o tzw etapach żałoby żeby zobaczyć, czy u mnie przebiegają podobnie znalazłam taką radę dla osób z otoczenia tych, którzy cierpią po stracie bliskich-aby nigdy pod żadnym pozorem nie starali się \"pocieszać\" sowami \"WEŹ SIĘ W GARŚĆ\"!! bo to powoduje tylko, że taka osoba jeszcze bardziej zamyka się w sobie i obwinia o to, że w tą \"garść\" się nie może \"wziąć\" ... Życzę Ci abyś nigdy nie musiał/ła płakać po stracie bliskiej osoby a jeśli już tego doświadczyłeś\"łaś to tym bardziej ciężko mi zrozumieć jak można było napisać coś tak \"podnoszącego na duchu\"...
  14. Ja zawsze gdy byłam na jakimś pogrzebie wyobrażałam sobie co bym czuła gdyby to była jakaś moja najbliższa osoba... W styczniu przed pogrzebem wydawało mi się, że najgorszym momentem będzie oglądanie ciała mamy i potem złożenie trumny do grobu ale tak na prawdę nie myślałam w ogóle o ciele. Pamiętam, że bardzo mi się nie podobało jak ten pan z prosektorium przygotował moją mamę...miała siniaka na czole po wypadku i on chciał to zamaskować więc ją wysmarował czymś i była cała żółta, do tego zrobił z niej staruszkę, jej piękne włosy schował pod głowę i wystawił tylko siwawe odrosty...zamiast smutku czułam o to złość ale nie myślałam o tym ciele, cały czas miałam mamę przed oczami uśmiechniętą czy nawet leżącą dzień wcześniej w szpitalu nieprzytomną ale ciepłą i rumianą...i myślałam sobie Magda cholera czemu ty nie płaczesz, to twoja mama tu leży...a ja wyszłam stamtąd i patzyłam w niebo bo miałam wrażenie że ona gdzieś tam na mnie patrzy z góry albo nawet stoi koło mnie i daje jakąś taką siłę żebym właśnie nie płakała...ale błędem było jednak nie wzięcie żadnych środków uspokajających...chciałam pogrzeb mamy przeżyć całkowicie świadomie ale gdy zobaczyłam trumnę zaczęłam się cała trząść...i tak prawie 2 godziny...dopiero jak już ją pochowaliśmy trochę się uspokoiłam...i cały czas myślę-tam w ziemi jest tylko ciało...i zawsze patrzę w niebo gdy tam jestem albo siadam na ławeczce i zostawiam mamie trochę miejsca żeby się dosiadła do mnie...na prawdę zaskoczyło mnie, że mam takie podejście ale chyba dopiero teraz po stracie najbliższej osoby dotarło do mnie że to że ona była taka wspaniała to nie zasługa tego ciała ale duszy... i jeszcze jedna kwestia...czy wy też mieliście takie wrażenie, że im dalej od tragedii tym mniej wam \"wypada\" okazywać cierpienie? bo mi się wydaje, że z miesiąca na miesiąc każdy z mojego otoczenia uważa że powinnam już czuć się lepiej i udają, że nic się nigdy nie wydarzyło a ja przez to wstydzę się jeszcze bardziej pokazywać łzy i ten ból który mnie od środka rozrywa i z każdym miesiącem jest coraz większy bo dopiero po czasie dociera do mnie, że mama nie wyjechała...i nikt, nikt tego nie zrozumie póki nie przeżyje...:(
  15. MKNO ja dzień po pogrzebie nie mogłam podnieść się z łóżka, brat poszedł do pracy, ojciec poszedł chlać a ja do samego wieczora, do powrotu brata leżałam, płakałam, nic nie jadłam i nie piłam...myślałam, że to koniec, że sobie coś zrobię...ale następnego dnia wstałam, pojechałam do miasta z koleżanką załatwiać sprawy w pracy mamy i...jakoś to ciągnę, choć po 4 miesiącach nie czuję, że żyję ale czasami mogłabym to określić wegetacją...bo czekam na coś, na początku to był koniec sesji, potem, aż pozałatwiam sprawy w ZUSie itp...a teraz czekam aż będzie gotowy pomnik...tylko wydaje mi się, że to jest czekanie na powrót tego życia sprzed 4 miesięcy a ono już nigdy nie będzie takie samo...ehh właśnie z cmentarza wróciłam...i tak mi teraz lepiej niż w ciągu dnia...pozdrawiam, 3majcie się... Można odejść na zawsze by stale być blisko...:*
×