Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Lenka21

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Lenka21

  1. Nicole1988-ja niedawno miałam kolejny pogrzeb w rodzinie-przyrodnia siostra ojca-i nie poszłam z tych samych powodów co ty...od śmierci mamy byłam tylko 2 razy w tym kościele-na mszy za mamę i ze święconką w święta-to była katorga... A już za tydzień minie rok od Twojego wypadku mamuś...nie mogę uwierzyć, że to już rok...
  2. Panicznie boję się 1 listopada...czy ktoś też tak ma? z jednej strony pewną przyjemność sprawia mi dbanie o grób mamy, chodzenie za zniczami i teraz wiązanką na czas gdy wykopię żywe kwiatki...a z drugiej strony to będzie pierwsze święto mamy-Święto Zmarłych....i nie mogę sobie wyobrazić, że po raz pierwszy będę musiała chodzic po cmentarzach bez niej... i sprzątam grób, podlewam kwiaty a ostatnio złapałam się na tym, że przez te kilkadziesiąt minut nawet na moment nie spojrzę na napisy.... w styczniu minie rok i znowu spadnie śnieg, który mi przypomina tamten potworny czas.... ehh bez sensu piszę...pozdrawiam i dużo siły życzę
  3. /Latmaro/-ja w styczniu straciłam mamę, byłyśmy bardzo ze sobą związane...i mimo, że nie mam dzieci rozumiem twój ból bo wiem jak moja mama bała się zawsze, że mogłaby przeżyć mnie czy brata..często powtarzała, że to najgorszy strach rodzica to to, że musiałby kiedyś żegnać własne dziecko. po jej wypadku i odejściu pocieszałam się tylko tym, że już nie cierpi i że jej koszmar o stracie dziecka się już nie spełni... A od soboty jest już u mamusi pomnik a ja czuję taką pustkę bo tak długo na niego czekalam, planowałam, szukałam wzorów na kilku cmentarzach i w internecie i w końcu znalazłam ale teraz muszę sobie znowu wymyślić jakiś cel, coś na co mogę czekać bo inaczej oszaleję...i stojąc nad grobem nawet przez moment nie dociera do mnie, że to JEJ grób bo ciągle ją słyszę, widzę...i nie wiem czy to kiedyś do mnie dotrze, tak bardzo mi jej brak...
  4. emila198212 ja się cieszę, że przez 20 lat mogłam się cieszyć tak cudowną mamą i choc teraz tak tęsknię i cierpię to sobie myślę, że równie dobrze mogła odejść gdy byłam mała bo gdyby nie badała regularnie piersi a miała ciągle jakieś, na szczęście nie groźne zmiany, to jestem pewna, że opłakiwałabym ją duzo wcześniej...ale wtedy chyba zwariowałabym... Czy rozpoznasz mnie gdy spotkamy się w Niebie? Czy uścisnę Cię, gdy spotkamy się w Niebie? Tak mocno chcę odmienić się Bym mogła iść, iść tam gdzie Ty Hen do Niebios... Czy przywołasz mnie gdy spotkamy się w Niebie? Czy prytulę Cię gdy spotkamy się w Niebie? A drogi kres nieznany jest Jak mam żyć, gdy Ty masz być Hen w niebiosach? Czas złamać cię chce, czas kolana twe gnie Czas serce ci rwie musisz pospieszyć się... Gdy trafię sama do Raju bram Żadnych łez nie będzie już tam, Łez w Niebiosach...
  5. /Marina2/ może głupio zabrzmi ale gratuluję, że nie zwariowałaś:) Gdyby mnie ta tragedia nie spotkała nie wiedziałabym jak bardzo można oszaleć i dosłownie zwariować z rozpaczy... Przed wypadkiem ja zajmowałam się cudzymi problemami, wspierałam koleżanki gdy miały jakieś zmartwienia itp, to nie samo-wychwalanie się ale na prawdę wszyscy mogli na mnie liczyć i tylko kilku osobom \"wspominałam\" o swoich problemach w domu, z ojcem...a teraz gdy ja jestem w takiej sytuacji kilka osób, które kiedyś mogło liczyć na moją pomoc odwróciło się, przestało mnie zauważać i odzywać się...udają, że wcześniejszych chwil nie było bo chyba obawiają się, że będę chciała rekompensaty i zacznę się im wyżalać...przez to zaczęłam się bać rozmawiać z ludźmi o tym co się stało, żeby nie przygniatać ich moim bólem...tylko teraz czuję taką niesprawiedliwość i złość do nich...jedna z moich najlepszych kumpeli odwróciła się ode mnie tylko dlatego, że dzień przed Dniem Mamy pisałyśmy na gg-tzn ona pisała a ja nie mogłam nawet słowa wtrącić o sobie a czułam się potwornie i tego dnia jak nigdy chciałam się komuś pożalić ale chyba mi nie starczyło sił żeby jej przerwać więc się bez słowa rozłączyłam i poszłam płakać w poduszkę...potem jej wytłumaczyłam dlaczego tak zrobiłam a ona śmiertelnie obrażona nie odzywa się a mnie to tak boli...zwłaszcza, że straciła kilka lat temu bliską osobę...jesli ona mnie nie rozumie to ja już nie wiem czy komukolwiek mówić co czuję... Na szczęście jest ze mną nadal kilka osób, które nie pozwalają mi się załamać... ehh idę spać, spokojnej nocy życzę:*
  6. Dziękuję Haneczko Jutro chyba na terapii grupowej zgłoszę się do pracy indywidualnej... czasem sobie myślę, że może łatwiej byłoby iść do psychiatry po jakieś leki? Ale tak jest tylko w tych najgorszych momentach. Denerwuje mnie jak ktoś mówi, że psycholog to strata czasu, takie bezsensowne gadanie a ten ktoś nigdy na terapii nie był...nie wiem co by było gdybym ja już przed śmiercią mamy nie chodzila na terapię...nauczyłam się patrzeć inaczej na wiele spraw i tego, że mam prawo cierpieć, okazywać swój ból, płakać i przestać udawać, że nic się nigdy nie stało, wszystko jest jak dawniej...gdy zaczęłam mówić jak tęsknię i cierpię to potworne napięcie bardzo się zmniejszyło i teraz gdy jestem sama częściej uśmiecham się do zdjęć mamy niż na ich widok płaczę... Wiele osób tutaj boi sie mówić o tym co przeżywa aby innych nie przygnębiać swoimi problemami...a mi się wydaje, że trzeba ten lęk pokonać i otworzyć się przed innymi bo inaczej zamęczymy a przez to ukrywanie emocji nasi bliscy nie mają pojęcia jak się w naszym towarzystwie zachować -czy pocieszać czy udawać że nic się nie stało? Ja bardzo potrzebuję czasem pocieszenia i przytulenia a nie umiałam wysłać odpowiedniego sygnału bo się bałam narzucać innym ale okazało się, że znajomi często chcieli mnie pocieszyć ale nie wiedzieli czy czasem wracając do śmierci mamy nie urażą mnie...takie błędne koło...ja je powoli przerywam i tylko dlatego nie każdy dzień jest totalnie beznadziejny... pozdrawiam wszystkich i przytulam:*
  7. a ja z kazdym dniem, a jutro minie 5 miesięcy, przekonuję się, że straciłam nie tylko mamę ale brata i ojca także... siedzę jak co dzień po pracy sama w domu, przed kompem, nic mi się nie chce robić, brat sobie gdzieś poszedł, nawet tel nie odbiera a ojciec śpi zachlany...nie pójdą na terapię, nic ze sobą nie zrobią tylko piją, staczają się i ciągną mnie za sobą bo już nie mogę znieść tej samotności i znowu odruchowo nasłuchuję przez okno czy wśród głosów osób idących z autobusu nie usłyszę mamy... Ludzie cieszą się piękną pogodą a ja widzę za oknem śnieg taki jaki był przez te 19 dni jej śpiączki i nie wiem kiedy i czy w ogóle zaświeci dla mnie prawdziwe słońce... Swiat się dla mnie zatrzymał a dla innych pędzi dalej i nie mogę się do tego dostosować
  8. Ja tez myślałam, że im więcej czasu upłynie będzie mi lżej...tylko, że nikt kto tak mi tłumaczył nie uprzedził, że dopiero po paru miesiącach zacznie do mnie docierać, ze mama umarła i wtedy dopiero zacznie się piekło... Od poniedziałku kamieniarz ma pracować nad pomniczkiem dla niej, długo szukałam odpowiedniego wzoru ale w końcu znalazłam-proste serce i obok malutkie z napisem ode mnie i od brata...i już nie mogę się doczekać gdy go zobaczę ale z drugiej strony bardzo się boję, że efekt końcowy nie będzie mi odpowiadał...tak się \"napaliłam\" na ten pomnik, tak bardzo starałam się znaleźć coś co odda moje uczucia i wolę mamy żeby był prosty, z kawałkiem ziemi na kwiaty i taki będzie ale i tak się boję. Chyba bardziej martwię się o to co będzie potem bo od śmierci mamy ciągle na coś czekam. Na początku na koniec sesji, potem aż załatwię ZUS itp, teraz na ten pomnik i cały czas wydawało mi się, że jak to będzie już za mną to będzie mi lżej a gdy okazuje się, że wcale tak nie jest wymyślam sobie nowe rzeczy na które czekam żeby nie stracić tej nadziei, że jednak kiedyś będzie lepiej... I już zawsze będą te daty: śmierci, urodzin, Dzień Mamy, imieniny, data wypadku, święta spędzane bez niej Niby dotarło do mnie, że umarła a jednocześnie ciągle ją widzę...nawet taka głupota jak trasa autobusem i rondo na, którym mama zawsze trzymała mnie za rękę i śmiała się, że zaraz spadnie z siedzenia...teraz jak tamtędy jadę wydaje mi się, że nadal mama mnie trzyma... A zaraz jadę na zdjęcie aparatu ortodontycznego, na które tak czekałam a teraz to mnie w ogóle nie obchodzi bo nie usłyszę jej opinii... kocham Cię mamciu:*:*
  9. Ciężki dzień...chyba gorszy od urodzin mamy... /Sasanka 28/ też mieszkam pod Kielcami i robię u miejscowego kamieniarza, który też wydaje mi się godny polecenia. Chociaż tyle bo nie wiem jak bym sobie dała radę gdybym musiała jeszcze uganiać się za kamieniarzem tak jak Płatek...współczuję, to straszne że przy takim bólu jeszcze trzeba sobie nerwy szarpać a akurat takie sporawy powinny być załatwiane sprawnie...
  10. /moje przemyślenia/ mogę tylko napisać, że przykro mi się zrobiło po twojej wypowiedzi, jak ktoś pisze, że my \"wiecznie użalamy się nad sobą\" i to kosztem bliskich to nie interesuje mnie już czy moja wypowiedź urazi tę osobę czy nie bo mnie to co napisał dotknęło bardzo i nie miałam zamiaru tego przemilczeć ani cichutko wyrażać swoją delikatną opinię...nie po to chodzę na terapię gdzie mnie uczą jak nie tłumić w sobie emocji tych złych jak i dobrych... Zresztą zauważyłam, że ostatnio łatwo się denerwuję, mam w sobie ogromne pokłady agresji i w końcu czasem wybucham ale to właśnie przez tłumienie w sobie tego wszystkiego:( kiedyś po przyjściu ze szkoły czy pracy opowiadałam o wszystkim mamie a teraz nie mam komu i dlatego tak...:(
  11. /Marina2/ przytulam mocno:*:* mogę się tylko podpisać pod Twoimi słowami...jutro Dzień Mamy...tak bardzo się go boję, tak bardzo mnie bolą te wszystkie reklamy co można kupić mamie, kwiaty, perfumy itp....a ja mogę tylko zapalić znicz... i nikt już do mnie nie mówi Lenka...tylko ona tak mnie nazywała...:(
  12. ah no tak nie zwróciłam uwagi, że "z obserwacji" jest płci męskiej...a jakże...
  13. \"z obserwacji\" widać, że nigdy nie przeżyłeś/łaś tragedii...albo, że nie potrafisz czytać ze zrozumieniem...to jest forum na którym można się wyżalić ale jestem pewna, że tak jak i ja 90% osób, które straciły bliską osobą jeśli mają swoje rodziny to są dla nich a przynajmniej starają się być tacy jak przedtem a cierpią w samotności...ja może 2-3 osobom moge powiedzieć jak mi jest potwornie ciężko a przed innymi udaję, że jest ok... kiedy czytałam o tzw etapach żałoby żeby zobaczyć, czy u mnie przebiegają podobnie znalazłam taką radę dla osób z otoczenia tych, którzy cierpią po stracie bliskich-aby nigdy pod żadnym pozorem nie starali się \"pocieszać\" sowami \"WEŹ SIĘ W GARŚĆ\"!! bo to powoduje tylko, że taka osoba jeszcze bardziej zamyka się w sobie i obwinia o to, że w tą \"garść\" się nie może \"wziąć\" ... Życzę Ci abyś nigdy nie musiał/ła płakać po stracie bliskiej osoby a jeśli już tego doświadczyłeś\"łaś to tym bardziej ciężko mi zrozumieć jak można było napisać coś tak \"podnoszącego na duchu\"...
  14. Ja zawsze gdy byłam na jakimś pogrzebie wyobrażałam sobie co bym czuła gdyby to była jakaś moja najbliższa osoba... W styczniu przed pogrzebem wydawało mi się, że najgorszym momentem będzie oglądanie ciała mamy i potem złożenie trumny do grobu ale tak na prawdę nie myślałam w ogóle o ciele. Pamiętam, że bardzo mi się nie podobało jak ten pan z prosektorium przygotował moją mamę...miała siniaka na czole po wypadku i on chciał to zamaskować więc ją wysmarował czymś i była cała żółta, do tego zrobił z niej staruszkę, jej piękne włosy schował pod głowę i wystawił tylko siwawe odrosty...zamiast smutku czułam o to złość ale nie myślałam o tym ciele, cały czas miałam mamę przed oczami uśmiechniętą czy nawet leżącą dzień wcześniej w szpitalu nieprzytomną ale ciepłą i rumianą...i myślałam sobie Magda cholera czemu ty nie płaczesz, to twoja mama tu leży...a ja wyszłam stamtąd i patzyłam w niebo bo miałam wrażenie że ona gdzieś tam na mnie patrzy z góry albo nawet stoi koło mnie i daje jakąś taką siłę żebym właśnie nie płakała...ale błędem było jednak nie wzięcie żadnych środków uspokajających...chciałam pogrzeb mamy przeżyć całkowicie świadomie ale gdy zobaczyłam trumnę zaczęłam się cała trząść...i tak prawie 2 godziny...dopiero jak już ją pochowaliśmy trochę się uspokoiłam...i cały czas myślę-tam w ziemi jest tylko ciało...i zawsze patrzę w niebo gdy tam jestem albo siadam na ławeczce i zostawiam mamie trochę miejsca żeby się dosiadła do mnie...na prawdę zaskoczyło mnie, że mam takie podejście ale chyba dopiero teraz po stracie najbliższej osoby dotarło do mnie że to że ona była taka wspaniała to nie zasługa tego ciała ale duszy... i jeszcze jedna kwestia...czy wy też mieliście takie wrażenie, że im dalej od tragedii tym mniej wam \"wypada\" okazywać cierpienie? bo mi się wydaje, że z miesiąca na miesiąc każdy z mojego otoczenia uważa że powinnam już czuć się lepiej i udają, że nic się nigdy nie wydarzyło a ja przez to wstydzę się jeszcze bardziej pokazywać łzy i ten ból który mnie od środka rozrywa i z każdym miesiącem jest coraz większy bo dopiero po czasie dociera do mnie, że mama nie wyjechała...i nikt, nikt tego nie zrozumie póki nie przeżyje...:(
  15. MKNO ja dzień po pogrzebie nie mogłam podnieść się z łóżka, brat poszedł do pracy, ojciec poszedł chlać a ja do samego wieczora, do powrotu brata leżałam, płakałam, nic nie jadłam i nie piłam...myślałam, że to koniec, że sobie coś zrobię...ale następnego dnia wstałam, pojechałam do miasta z koleżanką załatwiać sprawy w pracy mamy i...jakoś to ciągnę, choć po 4 miesiącach nie czuję, że żyję ale czasami mogłabym to określić wegetacją...bo czekam na coś, na początku to był koniec sesji, potem, aż pozałatwiam sprawy w ZUSie itp...a teraz czekam aż będzie gotowy pomnik...tylko wydaje mi się, że to jest czekanie na powrót tego życia sprzed 4 miesięcy a ono już nigdy nie będzie takie samo...ehh właśnie z cmentarza wróciłam...i tak mi teraz lepiej niż w ciągu dnia...pozdrawiam, 3majcie się... Można odejść na zawsze by stale być blisko...:*
  16. MKNO cieszę się bardzo, że idziesz na terapię:) Ja też muszę ciągle być czymś zajęta bo jak tylko mam wolną chwilę zaczynam za dużo myśleć o tym wszystkim i łapę doła... głuptula- moja mamcia nie doczekała się wnuczków ale przez ostatni rok jak tylko widziałyśmy małe dzieciaczki mówiła, no kieeedy zostanę babcią, Magda weź się pospiesz! ja odpowiadałam, żeby pomęczyła mojego starszego brata:) A nawet miała takie podejście, że gdy jej powiedziałam co by zrobiła gdybym pewnego dnia zakomunikowała jej, że jestem w ciąży i nie powiem nigdy kto jest ojcem itp to ona z radością wołała, że to nie ważne, że skakała by z radości i rozpieszczała wnusia xDxD w ogóle moja mamcia nigdy niczego mi nie zabraniała a nawet namawiała-zrobiłabyś sobie jakis fajny tatuaż albo kilka dziurek na kolczyki w uchu:) A jak spotykała jakąś moją koleżankę i ta jej mówiła dzień dobry to ona wołała czeeeść i ją przytulała:) pamiętam jak mojej kumpeli świeczki w oczach stanęły bo moja mam okazywała jej więcej czułości niż jej własna... Taka była i pozostanie w moim serduchu...ale teraz na myśl o własnych dzieciach czuję taki smutek, że nie poznają nigdy osobiście swojej wspaniałej babci i strasznie mnie to boli... Płatek-myślałam kiedyś o podobnym pomniku ale za mamą jest spora przestrzeń i wydawałoby mi się, że jest strasznie pusto...a dziś na cmentarzach nie spodobał mi się zbytnio żaden nagrobek, i do tego smutas mnie wziął bo tyle młodych osóbek już odeszło...ale zobaczyłam napis, który mnie bardzo wzruszył i wplotłam tam tylko mamusię i zmieniłam \"zgasłaś\", które mnie przytłacza, na \"byłaś\": \"Byłaś mamusiu jak słońce na niebie, nikt nam nie zastąpi Ciebie\"...to bym chciała umieścić na sercu tuż pod napisem a na płycie jeszcze chciałabym: \"Kiedy odchodzą Anioły zostaje wiatr po ich skrzydeł trzepocie\"-jakiś czas temu to znalazłam i siedzi mi ciągle w głowie...
  17. /Samotny47/ moja mama też kochała kwiaty i za każdym razem jak byłyśmy na cmentarzu mówiła jak chce żeby jej grób kiedyś wyglądał. Ja się wtedy denerwowałam na nią ale nie przypuszczałam, że po naszej ostatniej takiej rozmowie 1 listopada, w styczniu będę musiała myśleć już o nagrobku dla mamci... Ale przynajmniej wiem co jej się podobało i wczoraj znowu z bratem rozmawialiśmy z kamieniarzem. Cieszę się, że nie uległam marudzeniu rodziny, że to niepraktyczne i na mamy grobie będzie duże wycięcie w płycie na ziemię-o tym zawsze mówiła, że broń Boże nie chciałaby całej płyty bo wydawało jej się, że będzie ją przygniatać, chciała mieć żywe kwiaty na grobie...chcę jeszcze z przodu zrobić lamówkę na kwiaty żeby było pięknie i kolorowo, a po bokach krzyża posadzić jakieś iglaczki-przynajmniej jeden mały wykopany też z naszego ogródka, który tak kochała pielęgnować. Widziałam gdzieś takie małe drzewko uformowane z margaretek, które uwielbiała ale nie muszę się raczej obawiać, że ktoś coś zniszczy czy ukradnie z jej grobu bo u nas mimo, że nie ma stróża to na cmentarz parafialny przychodzą tzw sami swoi i nie ma takich przypadków. Jedynym niszczycielem bywa wiatr bo mama leży w nowym rzędzie a za nią jest spory wolny plac pola i mocno tam wieje ale są na to sposoby:) Właśnie zbieram się na miejski cmentarz szukać wzorów nagrobków dla kamieniarza... Ale wiecie co ludzie potrafią być złośliwi, nawet jeśli robią to niechcący...ostatnio usłyszałam wyrzuty od znajomych dlaczego po 4 miesiącach jeszcze nie zrobiliśmy pomnika jeśli nie sa problemem finanse na ten cel...zdenerwowało mnie to strasznie ale mam to w nosie, znajdę w końcu wzór jaki by się nam obu podobał nawet jeśli ma to zająć następne 4 miesiące... 3majcie się wszyscy ;*
  18. /MKNO/ nawet nie wiem co ci powiedzieć, ja straciłam mamę 4 miesiące temu i nie mogę się z tym pogodzić bo była mamą jak z bajki, wszystko razem robiłyśmy, ojca pewnie bym tak nie żałowała bo nigdy dobrym ojcem nie był-w sumie nie był nim wcale ale złego licho nie weźmie tylko tych dobrych, teraz przy życiu trzyma mnie tylko brat, który powiedział mi niedawno, że po śmierci mamy gdy gdzieś wychodziłam on patrzył za mną czy nie idę sobie czegoś zrobić bo gdyby mnie już nie miał to też by się zabił...ale wiem, jak w takim momencie ludzie chociaż o to głośno nie proszą a wręcz ukrywają to chcą otrzymać od innych pocieszenie, słowa współczucia nawet jeśli one nigdy zmarłych nie przywrócą do życia to jakoś lepiej jest człowiekowi gdy wie że inni o nim w tak trudnych chwilach myślą...ale musisz zrozumieć, że przyjaciele nie mają pojęcia jak się zachować, boją się, że jakimś słowem Ciebie urażą. przy mnie koleżanki milczały na ten temat do czasu aż im sama powiedziałam, żeby nie unikały rozmów na temat mojej mamy bo ja sobie czasem potrzebuję powspominać a nie płaczę na te wspomnienia tylko wtedy gdy ktoś przy mnie jest, wtedy nawet mogę się uśmiechać szczerze... Rozumiem twój ból odnośnie tego jak sobie wyobrażasz jak bliscy musieli cierpieć, jak zginęli...ja też często myślę, że przez te kilka minut jak mamę zaatakował kozioł wyobrażam to sobie, czuję jej ból, czuję jak nie mogła oddychać aż serce przestało bić, potem przywrócili akcję ale już się nie wybudziła ze śpiączki i mogłam przy niej czuwać przez 19 dni, mogłam ją przytulać i pożegnać się ale tak na prawdę nikt mi nie da pewności, ze ona też mnie czuła, że słyszała jak mówię, że ją bardzo kocham...czasem czuję jakbym ją straciła w dniu wypadku a nie 19 później. Ale pamiętaj, że rodzina jest cały czas przy tobie-teraz możesz tego nie czuć ale przyjdzie taki czas, że zacznie ci się wszystko układać bo oni dadzą ci tę siłę, której wydaje ci się, że teraz nie masz. Ja czuję ulgę gdy myślę, że mama nade mną czuwa i już nie cierpi...Skarbie jesteś tylko rok starsza ode mnie, codziennie o tobie myślę mimo, że się nie znamy ale bardzo się przejęłam tym co Ciebie spotkało...bardzo polecam ci terapię-mi ona niesamowicie pomogła i otworzyła oczy na wiele spraw, na przeżywanie żałoby-na to że mam prawo okazywać cierpienie a nie dusić wszystkiego w sobie...3maj się Skarb:*
  19. U mnie mimo, że mam strasznego księdza to będę robić mamie pomnik u miejscowego kamieniarza, który już swoje wykłócił z księdzem i ten nie pobiera od niego żadnej opłaty za wjazd na cmentarz ale nie wiem jak jest z innymi kamieniarzami...wiem, że w Kielcach na komunalnych po ok 600-700 zł pobierają za wjazd na cmentarz ale to stała kwota niezależna od ceny pomnika...ehh ale ten znienawidzony już przeze mnie ksiądz od nas zawołał 1000 zł za miejsce na cmentarzu + grabarz 1600 + 700 zł dla księdza-pogrzeb załatwiałam w dniu śmierci mamy 9 stycznia a 10tego się odbył i ksiądz kazał mi tego samego dnia gdy do niego poszliśmy przywieźć pieniądze dla siebie czyli te 1700zł mimo, że mu mówiłam, że musiałabym specjalnie jechać do miasta (mieszkam kilka km od Kielc) wyciągnąć je z banku-kazał pojechać i punkt 14.30 być u niego z pieniędzmi...w tak straszny dla mnie dzień on jak zwykle tylko o kasie... Btw. jutro mija 4 miesiące:(:(:( nie wiem jak to przeżyję bo od 8 do 20 jestem na uczelni...:( pozdrawiam
  20. 21 grudnia 2008 moja mama miała wypadek, na początku lekarze dawali nam nadzieję, była w śpiączce farmakologicznej ale po odstawieniu środków usypiających nie wybudziła się, 6 stycznia lekarze stwierdzili śmierć pnia mózgu, 9 stycznia odeszła...wszystko robiłyśmy razem, kazdy mi zazdrościł, że mam taką fajną mamę i, że mamy tak wspaniały kontakt ze sobą, z ojcem nigdy nie miałam dobrych kontaktów mimo, że całe życie pod jednym dachem...ale mama dawała mi i starszemu bratu tyle miłości, że rekompensowała nam brak ojca, ona spajała nasz dom...a teraz wszystko runęło...w dniu pogrzebu modliłam się żeby już chociaż miesiąc minął...ale minęły już prawie 4 a im dalej tym ciężej bo zaczyna do mnie docierać, że ona nie wyjechała tak jak sobie wmawiałam tylko już nigdy nie wróci...stoję nad jej grobem i nie wierzę że to jej miejsce...zamknęłam się w sobie i nikomu nie mówię o swoim cierpieniu bo ona była jedyną osobą która mnie pocieszała i której mówiłam o wszystkim...ale teraz, mimo że ciągle z nią rozmawiam nigdy nie da mi to takiego ukojenia...wysłuchuje jakie zmartwienia mają inni, staram się pomóc a sama milczę bo nie chcę swoim cierpieniem obarczać innych...chodzę na terapię-to też tylko dzięki mamie bo pomogła mi znaleźć ośrodek jeszcze w lipcu...teraz nie wiem czy byłabym w stanie szukać takiego miejsca...terapia dużo mi daje, staram się otwierać na ludzi i nie płakać w kącie samotnie...a przy życiu trzyma mnie tylko myśl, że nie mogę się zabić bo wtedy nie spotkam jej już nigdy w niebie...i widzę, że nikt, choćby nie wiem jak się starał nie jest w stanie zrozumieć co czuję, jeśli sama czegoś podobnego nie przeżył dlatego wchodzę na fora i szukam kontaktu z innymi, których los tak pokrzywdził...nie da się, po prostu się nie da opisać tego bólu...tak bardzo ją kocham...ciągle ją słyszę i widzę i mam wrażenie, że to tylko sen i mama zaraz wejdzie do domu uśmiechnięta i zacznie mi opowiadać co było w pracy...
×