Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zagubiona_dusza

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Consekfencja i kubciamala... dzięki za reakcję. Odniosę się do niej w najbliższym czasie - dziś miałam kolejny dzień pod znakiem zdechłego Azorka i generalnie jestem na \"nie\" do wszystkiego... Jestem zmęczona całą tą sytuacją i wiele bym dała, żeby móc choć na dzień od tego się uwolnić, odetchnąć. Nie chcę ciągle o tym myśleć i przeżywać-dlatego też nie zawsze mam siłę coś napisać. Jakoś tak dziwnie się składa, że jak uda mi się odsunąć myśli, to zawsze wydarzy się coś takiego, co zmusza mnie, żebym do tego wróciła :(. Tak, że póki co, proszę o wyrozumiałość i troszkę czasu. Pa pa
  2. enia spokojnie, mam go jeszcze w domu, ale nie biorę.
  3. yeez, wiem o czym mówisz... Prawie rok chodziłam ze stanem podgorączkowym, wykonałam różne badania-USG, krew, mocz, próby wątrobowe, ginekolog, dentysta... i dopiero, gdy nie przyjęli mnie do szpitala (drugi raz) z powodu braku miejsc, dostałam polecenie, aby iść do laryngologa. Powodem był stan zapalny zatok. Dopiero po punkcji ok. 1,5 miesiąca temu czuję się trochę lepiej (fizycznie). Tylko, że znów z powodu stanu mojej duszy stwierdziłam, że po co mi leki - i jakoś nie biorę. Ani na jelito, ani na zatoki :o. Zdaję sobie sprawę, że są lekarze i "lekarze". Moja psy. poleciła mi jakiegoś, z którym współpracuje od wielu lat. Miała namiar też na drugiego, ale uznała, że lepiej, żebym do niego nie szła. Więc wydaje mi się, że to nie będzie ten z grupy "lekarzy".
  4. Dzięki dziewczyny za informacje. "ale sie nie dziwie jak to bylo pogotowie, oni chca od razu zabezpieczyc pacjenta a nie go leczyc" - ok, ale moja choroba może wynikać ze stresów, ale na pewno nie z lęków. Nie było zagrożone moje życie (tzn. nie z powodu psychiki), więc nie wiem, po jakiego diabła mi to zapisała... yeez chyba jesteś sceptycznie nastawiona do lekarzy wszelkiej maści... Nie tylko do psychiatry. Skąd ja to znam :D.
  5. Nie chcę się wymądrzać w tym temacie, bo nie jestem specjalistą, ale... w takim razie po co istnieje instytucja psychiatry i te wszystkie narzędzia, które ma w ręku, czyli leki?
  6. cholipa Najśmieszniejsze jest to, że ten Afobam został przepisany na Izbie Przyjęć w szpitalu, gdy trafiłam tam z podejrzeniem wrzodziejącego zapalenia jelita grubego. Taka młoda lekarka pouciskała mnie, popytała czy się denerwuję na studiach (to już było rok po zakończeniu), potem gdzieś zadzwoniła, nie było miejsc na oddziale (miałam mieć zrobione dodatkowe badania) i wypisała Afobam "na te lęki", chociaż o żadnych nie mówiłam. Nie pamiętam, ale to chyba była dawka 50 mg - wybrałam tylko połowę listka, bo nie mogłam normalnie funkcjonować. Rozumiem, że u psychiatry będę musiała na nowo wszystko powiedzieć? :o
  7. To, co piszecie, jest faktycznie w jakiś tam sposób budujące. Dziękuję za to. "niewatpliwie znieczula, uspia ale nie kazdy akurat tego oczekuje i nie kazdemu 'takie' znieczulenie pomaga" - może i tak, ale... chyba lepsze to niż to, co się teraz ze mną dzieje:o. Przynajmniej dla mnie. Nie jestem w stanie normalnie funkcjonować. Choć mając doświadczenie z Afobamem niespecjalnie mi to pasowało. No ale to było wtedy i była inna sytuacja. Nie było aż tak źle jak teraz. Najgorsze jest to, że osoby z otoczenia, które nie wiedzą "jak to jest" oczekują, że będę normalna, że co tam... Mój kuzyn stwierdził dziś też, że jak mogę mieć doła, skoro spotykam się z bratem eks :o. Tak, jakby miało to jakąś moc uzdrowicielską. Albo jakbyśmy się spotykali jako para-a tak nie jest. Tylko, że niektórzy nie chcą tego przyjąć do wiadomości. Znam go od trzech lat i gdy zaczęłam się spotykać z eks, usłyszałam w pracy od koleżanki: "No, a Ty wcześniej spotykałaś się z ***" (czyli z jego bratem) - a cały czas są to spotkania na stopie koleżeńsko-przyjacielskiej... :o "rok, czy dwa terapii" - to tyle trwa? Czy zależy od indywidualnego przypadku?
  8. Z pisaniem tutaj też nie jest tak słodko-nie wiem czy to prawidłowe, ale nie chcę o tym myśleć, rozmawiać, najchętniej natychmiast wyrzuciłabym to z głowy, do tego stopnia mnie to dręczy :(.
  9. \"to wyjatkowe uczucie gdy w swoim bolu spotkasz dusze,ktora cie rozumie\" - myślę, że właśnie go doświadczyłam. Tutaj. Wiem, że nie powinnam pukać w zamknięte drzwi, w tym przypadku odnośnie mamy, ale z drugiej strony to mój rodzic i wydaje mi się to naturalne, że dziecko w pierwszej kolejności zwraca się o pomoc do rodzica - dlatego to tak boli :(. Do tego psychiatry pójdę - tylko gorzej będzie ze zgraniem tego w czasie. Ja pracuję na zmiany, psychiatra przyjmuje tylko popołudniami (dojeżdża z miasta odległego o 80 km), a teraz właśnie przypada mi popołudniowa zmiana-chyba, że uda mi się wziąć jakieś wolne-a potem mam mieć wyjazd na 2 tygodnie. Więc nie wiem, kiedy tam pójdę. Co do zamulania przez leki, ja również tego nie chcę-kiedyś w szpitalu przepisano mi Afobam-spałam przez cały dzień. Na stojąco :o. Psy. powiedziała mi, żeby się tych leków nie obawiać, bo odpowiednio dobrane nie będą zamulać. Mam nadzieję, że tak właśnie będzie... A co do wizyt u psychologa nie zamierzam rezygnować, z tym, że tu znów zaczynają się schody-ma czas we wtorek rano, a wtedy mam umówioną wizytę u innego lekarza. Zresztą musiałabym spóźnić się do pracy. Po drugie nie mogłam się do niej dodzwonić, więc o ew. wizycie w tym tygodniu nic nie wiem. Po trzecie idąc wieczorem po pracy albo nie zdążę na pierwszą wizytę po skończeniu mojej pracy-muszę dojechać do innej dzielnicy i dojść z przystanku, albo będę czekać na kolejną (1,5 h po pracy, więc ani czekać, ani jechać do domu), ale wtedy nie będę miała czym wrócić do domu-nie zdążę na ostatni autobus :o. I tak sobie myślę: czy tylko ja mam tak ciągle pod górę?????? :o A jeśli tak, to czemu? :(
  10. A ja tak chyba trochę nie w temacie... Byłam w ub. wtorek u psychologa... Do wizyty byłam nieźle przerażona i gdyby nie brat eksa, możliwe, że w ogóle bym tam nie poszła :o... Pani psycholog robiła dobre wrażenie przez telefon i tak samo w rozmowie. Rozmawiało mi się z nią dużo lepiej niż z tym psychologiem z policji. Rzuciła światło na niektóre sprawy związane z eks, czyli dlaczego zrobił tak, jak zrobił, pytała czy się zastanawiałam, dlaczego wybieram takich mężczyzn, a nie innych-powiedziałam o domu. Pytała o relacje z mamą, o to, co czuję do ojca (\"nie umiem mu wybaczyć\"). Na koniec stwierdziła, że ona to widzi tak, że powinnam przychodzić na terapię-najlepiej co tydzień (niestety wizyta kosztuje 100 zł i stanęło na tym, że będę chodzić 2x w miesiącu), że powinnam udać się do psychiatry po leki antydepresyjne... Dała mi namiar, ale jeszcze nie byłam (z powodu pracy). Nie odzywałam się, bo nie wiem czy nie jestem tu kimś na przyczepkę - tworzycie wrażenie jakiejś tam zgranej \"paczki\", o ile tak można ująć bliskie znajomości internetowe... Poza tym niezmiennie mam doła, rozmowa z panią psy. na razie nic nie dała-ryczałam jak głupia w gabinecie, po wizycie też i tak prawie codziennie :o. Albo po pracy kładłam się spać, żeby o tym nie myśleć. Oczywiście najgorsze są dni wolne, jak np. dziś (wczoraj pracowałam, a potem był u mnie brat eks, więc nie miałam jak o tym myśleć-gdybym nawet chciała) - dziś cały dzień snuję się po mieszkaniu w piżamie, na przemian to śpiąc, to płacząc do poduszki i tak sobie myślę, że wkrótce chyba zwariuję. Chciałam się do kogoś odezwać, np. do brata eks-cały dzień ma wyłączony telefon, więc dałam spokój, do kuzyna-ochrzanił mnie, że jest 16-sta, a ja w łóżku, do innego kolegi (bliskich koleżanek nie posiadam :( ), który będzie się rozwodził - on zaproponowałby spotkanie, ale nie jest pewien siebie, bo mogłoby być tak, że mógłby chcieć ode mnie czegoś więcej niż normalnego spotkania :o..., więc się nie spotkaliśmy :(. Jedyną sprawą, w którą mogę się zaangażować jest wyjazd, który i tak nie wiadomo czy dojdzie do skutku, bo występują wszystkie możliwe komplikacje... A znów jeśli zostanę w domu, to chyba oszaleję! :(:(:(:(:(:(:(:( Z moją mamą zamieniłam dziś całe 4 zdania... Chciałam z nią rozmawiać, nawet zaczęłam jakiś temat, ale odpowiedzią była ignorancja :o. Nie mam pojęcia, jak przez to wszystko przejść, przeraża mnie to, że jestem z tym sama, nie mam na kim się oprzeć, a sama mam zbyt mało siły :(, znów coraz bardziej dopadają mnie myśli... :o. :(:(:(:(:(:(:(:(
  11. Mało się odzywam, bo nie mam siły myśleć o tym wszystkim, co się dzieje i... czasem mi się to udaje... Wczoraj np. przespałam prawie cały dzień :o - bo w piątek, tym razem w domu, była \"akcja\" i to był taki mój sposób na wyparcie tego wszystkiego z głowy... W piątek przyjechał do mnie brat eks-a. Wymyśliliśmy sobie, że się odetniemy od tego wszystkiego, co się dzieje - z jego braćmi (w tym z eks), z jego rodzicami, z nim samym. No i ze mną. I że pojedziemy gdzieś na urlop. Wymyśliliśmy sobie wycieczkę do Chorwacji. Jakoś dziwnie wszystko zaczęło się układać - dogranie terminów urlopu, znalezienie po trudach jako takiej oferty (cenowo przystępnej), ale całe popołudnie spędziliśmy u mnie przed komputerem szukając wszystkich możliwych szczegółów, aby na miejscu nie było niespodzianek finansowych. Niestety wynikły w trakcie szukania, więc zaczęliśmy szukać innej opcji - i tak nam zeszło, że nie wiadomo kiedy zrobiło się bardzo późno, a raczej bardzo wcześniej - bo na dworze już świtało... :o No ale nic, nie przeszkadzaliśmy mojej mamie we śnie-było po prostu cicho. Aż nagle moja mama się obudziła, poszła do łazienki i zaczęła się tyrada, że kto to widział, że ona chce mieć spokój, że to, że tamto... że to przez nas nie śpi... wypowiedziana, a raczej wyrzucona z siebie takim tonem, że mi od razu zachciało się ryczeć... Brat eks zaraz po tym zmył się do domu, ale zanim wyszedł, zapytał czy jadę z nim-potem mówił mi, że jego samego również przeraził ton mojej mamy, sposób, w jaki mówiła... I że owszem, może nie powinien tak się u mnie zasiedzieć, ale to jeszcze nie powód, żeby robić taką awanturę... Ja potem wyłączyłam telefon na pół dnia, włożyłam zatyczki do uszu, żeby nikt mnie nie obudził, ale jak się gdzieś w okolicach południa przebudziłam, to usłyszałam, że mama \"zrobi porządek\" itd. Temat nie jest nowością... Kiedyś, po wyprowadzce mojego ojca (rok temu) miałam całkowity zakaz zapraszania kogokolwiek do domu, zwłaszcza przedstawicieli płci męskiej :o. Nie chciała ich widzieć i tyle. Spotykać się mogłam w kawiarniach czy gdzieś tam. Do momentu zaręczyn :o. Bo wychodziła z założenia, że ona nie musi nikogo poznawać ani być miła, ani nic względem tej osoby robić, skoro to nie jest nikt ważny (=kandydat na męża albo mąż). Bolało mnie to jak cholera, walczyłam z tym, potem odpuściła... Potem często przyjeżdżał eks-na niego też miała alergię, bo jeszcze nie miał rozwodu... Nie liczyło się to, że już nie był z żoną i nie rozwalałam niczyjego małżeństwa ani on tej żony nie zdradzał - bo małżeństwem byli tylko formalnie. Tylko albo aż-zależy jak na to spojrzeć. Ale dla mojej mamy liczył się tylko jego stan cywilny. Eks wiedział jak jest-stwierdził wtedy, że jakoś damy radę, a jak będzie cieplej, to będzie większe pole do popisu, jeśli chodzi o spotkania, bo będzie można spotykać się gdzieś na zewnątrz. I wyglądało to tak, że przebywał u mnie, gdy jej nie było, gdy wracała-my wychodziliśmy. A potem jakoś się do niego przekonała... Na początku marudziła, że długo u mnie jest-jak przyjeżdżał o 21-szej, po pracy, wyjeżdżał gdzieś około północy... Ale potem zluzowała... Gdy końcem kwietnia miał mnie zawieźć do szpitala w moich rejonach, to żeby nie jeździć w tę i z powrotem, nawet zgodziła się, żeby u nas przenocował. Tzn. dała mi wolną rękę. Ale do czego zmierzam. Mam 27 lat, w domu jestem głównym źródłem utrzymania-mieszkam z mamą, i traktuje się mnie jak dziecko, które nie ma zupełnie nic do powiedzenia-powinno mieć, choćby dlatego, że jest już dorosłe. Mama odbija sobie wszystko to, co było, gdy mieszkał z nami ojciec, czyli jej brak prawa do głosu, do decydowania... do czegokolwiek. Zachłystuje się tą władzą... Inna sprawa, że to ja muszę się martwić o kupienie nowej lodówki (ustąpiła dopiero, gdy z powodu awarii starej przyszedł rachunek za prąd w wys. 300 zł :o-a i tak problem wniesienia jej był na mojej głowie i eks-a-szczęśliwie się złożyło, że akurat nie pracował; mama miała ważniejsze sprawy na głowie - uczy się zaocznie, ale to jej raczej nie zwalnia z niczego), o czyszczenie pieca (mieszkam w kamienicy), o to, że z psem trzeba jechać do weterynarza, że trzeba zatkać otwór wentylacyjny, że trzeba wymienić żarówkę, przepchać zatkaną umywalkę... Ostatnio zapytała mnie: \"A jak to zrobiłaś?\" :o:o:o:o Czasem zastanawiam się, kto tu jest rodzicem, a kto dzieckiem...? Ostatnio też coraz częściej słyszę, że mam się wyprowadzić-bo co to za problem kupić sobie mieszkanie :o. Mama ma miesięcznie jakieś 600 zł i takie teorie są na porządku dziennym. Przecież zawsze można zaciągnąć kredyt :o. Albo można sobie wynająć mieszkanie... :o Więc generalnie jest fajnie, co jakiś czas wybucha awantura na jakiś temat-ze strony mamy tyrada wygłaszana tonem nie cierpiącym zwłok... Ostatnio powiedziałam, że moje myśli samobójcze wynikają też z jej podejścia-bo jest moją matką i całkowicie obcym człowiekiem. A tak nie powinno być, bo mamy tylko siebie. Przynajmniej teoretycznie. Bo praktycznie jestem sama jak palec :(:(:(::(::(:(:(:( Rodzeństwa nie mam, a i znajomych też nie bardzo - wszyscy się odwracają, gdy już wiedzą, jakie mam problemy. Zostało jakichś 2 czy 3 i są to znajomi płci męskiej, co też czasem komplikuje sprawę... W każdym razie, gdy to usłyszała, to stwierdziła, że skoro mam takie problemy, to ona \"zadzwoni po psychiatrę, a ten zrobi ze mną porządek\", bo ona chce mieć spokój i nikt nie będzie jej denerwował :o. No i jak tak wszystko to się złoży do kupy, to... przestaje się widzieć cokolwiek przed sobą. Mam tego dość, nie mam dokąd pójść i nie wiem, co zrobić w tej sytuacji :(:(:(:(:(:(. We wtorek mam wizytę u psychologa i tak się zastanawiam, po co ja tam w ogóle idę-temat eks - główny powód (nadal nie wiem czy ktokolwiek jest w stanie mi pomóc :( ), a temat wspólnego mieszkania z mamą-drugi. I chyba tak samo ważny :(. Bo gdzie mam znaleźć ten azyl, gdzie się wyciszę i będę czuła się bezpiecznie? Będę mogła nabrać dystansu do tego, co się dzieje? Nie mam takiego miejsca i to wszystko jeszcze bardziej mnie przeraża :(:(:(:(:(. Czuję się strasznie samotna i jakaś taka... osaczona. Z każdej strony dostaję po głowie i czuję się jak w pułapce. Nie mogę nic zrobić, aby było lepiej. Mogłabym się wyprowadzić, ale na kupienie mieszkania mnie nie stać, a znów wynajęcie sprowadzi się do czterościanowości życia... i do tego, że jeszcze bardziej oddali mnie to od własnego mieszkania, bo... będę nabijać komuś kieszeń. A po pół roku moja mama ma prawo mnie wymeldować. I sądzę, że jeśli jej coś odbije, to jest w stanie to zrobić :o. I co zrobię, jeśli nawet w wynajętym mieszkaniu coś pójdzie nie tak? :(:(:(:(:(
  12. A ja znów tylko się zamelduję Nie mam siły na nic, nie mam siły pisać. Myśleć też mi się o niczym nie chce :(. Wszystko mnie przerasta. Co do chorób wywoływanych emocjami-ja choruję na chroniczne wrzodziejące zapalenie jelita grubego, ostatnio doszło przewlekłe zapalenie zatok... Na to pierwsze od dwóch lat - współczesna medycyna nie ma jednoznacznej przyczyny tej choroby, ale m.in. wymienia się stres-w moim wypadku były to głównie tłumione emocje. MEGA emocje. Z powodu wcześniejszego eks. Nigdy chyba nie przestanę żałować, że pozwoliłam się zmanipulować na tyle, że zaczęłam przypłacać to zdrowiem... :o Ech... Człowiek rodzi się głupi... i głupi umiera...
  13. ... a po głowie non stop tłucze mi się tekst zasłyszany czy przeczytany, gdy miałam lat -naście: "Boże, zatrzymaj świat-ja wysiadam!" :o
  14. Dobry wieczór Chciałam przeczytać wszystko, co napisałyście w ciągu ostatnich dwóch dni, ale chyba na ten moment nie dam rady z powodu czasu, więc coś naskrobię. Nie odzywałam się cały weekend, bo prawie nie było mnie w domu i... jeszcze to, co napisałam wcześniej - że mam wrażenie, że całe moje życie stacza się po równi pochyłej. Otóż, w piątek, w pracy wynikł pewien fakt, który raczej przesądza o tym, że dział, w którym pracuję, zostanie prędzej czy później zlikwidowany, bo nasze obowiązki przejmie ktoś inny - tak cały czas zabierają nam pieczę nad różnymi usługami. A dodać do tego zwolnienia grupowe w mojej firmie... Więc w całym tym bagienku mam kolejny problem. Prędzej czy później to nastąpi, więc wypadałoby szukać innej pracy. Tylko z powodu natłoku tych wszystkich złych zdarzeń jakoś nawet nie chce mi się o tym myśleć, nie chce mi się pisać CV, nic mi się nie chce. Mówić o tym też nie mam ochoty, bo już nie mam siły. Męczy mnie to wszystko, miotam się w tym niesamowicie, nawet wygadanie się niczego nie zmienia :(. Najchętniej zatraciłabym się w nicości :o. Więc to jest jedna sprawa. Nawet nie pomógł weekend spędzony w towarzystwie brata M. - wbrew Waszym radom spotkałam się z nim. Pomagałam wybierać prezent dla rocznej bratanicy... Byliśmy w kinie w innym mieście i w sumie do jego domu dotarliśmy w środku nocy. Nocowałam tam - bez podtekstów. I wróciłam do domu po upływie ponad doby... Następnie on przesiedział u mnie do północy, oglądaliśmy film, było miło i sympatycznie, tylko za rogiem jak zwykle czaiło się coś złego. Nagle moja mama (mieszkam z nią) zaczęła stroić fochy, że tak późno, a on nie jedzie do domu, że ona nie może spać (było cicho, więc nie wiem, o co chodziło. Chyba o czepianie się dla zasady...) i takie tam... W każdym razie od rana znów mam zepsuty humor, przespałam dziś całe popołudnie, aby o tym wszystkim nie myśleć, ale nic to nie dało... Cały czas coś mnie dręczy-albo na jawie, albo we śnie-jak nie on, to coś innego :o. Dziś nawet zaczęłam zadawać sobie pytanie, po co ja w ogóle idę do tego psychologa? Przecież to nie ma sensu :o. Chodzę podminowana, bez humoru, zaczęłam robić porządki w różnych znajomościach - mam jednego kolegę, dość bliskiego, aby nazwać go przyjacielem, który w momencie poznania dziewczyny też po przejściach skupił się całkowicie na zdobywaniu jej, jej zaufania, na pomocy w rozwiązywaniu jej problemów ze sobą. A ja poszłam do kąta. To trwa jakieś pół roku, były już ze 2 rozmowy na ten temat. Rozmowy, które nic nie zmieniły. Aż teraz wytoczyłam cięższe działa i powiedziałam, że jak tak ma być, to ja nie widzę sensu utrzymywać tej pseudo-znajomości... Niby jakiś tam efekt jest-dostałam 2 zaproszenia od niego-basen i jakaś wystawa, ale... to nie zmniejsza dystansu między nami... Nie wiem czy ja w ogóle jeszcze chcę chcieć... :o Poza tym pokłóciłam się dziś z mamą-z okazji dzisiejszego święta otrzymałam w prezencie jakieś tam czekoladki, ale potem wywiązała się dyskusja, w której usłyszałam, że skoro mam takie problemy ze sobą, to powinnam się wyprowadzić, bo ona potrzebuje spokoju... Zrobiło mi się nieziemsko \"miło\" :(, wobec czego odmówiłam przyjęcia jej podarunku. I mam w domu krajobraz po wojnie :o. no coz no coz \"I w związku z tym, co napisałam powyżej chciałam się odnieść do rozmowy sprzed kilku stron na temat pozbywania się komunikatorów i ucinania kontaktu... Przepraszam, nie pamiętam która z Was pisała, że robi to by nie chce okazać słabości... Wybacz, ale gówno prawda... Też sobie tak to tłumaczyłam, że nie usuwam bo chce żeby widział, że mam to gdzieś i nie jestem słaba... A prawda jest taka, że nie usuwam, bo potrzebuję choćby tego pozornego związku...Nie usuwam, bo nie potrafię się odciąć całkowicie, bo jakaś część mnie wciąż ma nadzieję, choć właściwie nie wie na co... \" - podpisuję się pod tym obiema rękami :o. To o mnie chodziło... :o. W ciągu ostatnich dwóch czy trzech dni dotarło do mnie, że ja wcale nie chcę zerwać z nim kontaktu, a dziś rano... że to nie jest takie proste, mimo tego, co się stało. To prawda, potrzebuję choćby tego pozornego związku, nie potrafię odciąć się całkowicie, bo ciągle mam nadzieję, że to się ułoży - przy współpracy obu stron :o. Może to głupie... Może niepotrzebnie... Nie umiem tak tego wymazać z pamięci... Rozmawiałam z jedną osobą, która powiedziała mi, że ma wrażenie, że tak nie do końca się rozstaliśmy, że nie do końca go straciłam i... to chyba przeważyło. Tzn. uświadomiło mi to, czego oczekuję :o. Co sprawia, że sytuacja jest jeszcze gorsza niż była :(. Nie potrafię tego zmienić, nie potrafię nic nie czuć, nie potrafię o nim zapomnieć, nie potrafię nie czekać aż coś się zmieni... Wszystkie założenia szlag trafił :o. I teraz jeszcze bardziej nie wiem, jak się z tego wyplątać :o:o:o:o:o. Stuk puk puk Mam podobne odczucia do Twoich. Też czuję się nierozumiana przez nikogo-ze skrajności w skrajność, osamotniona, a gdy ktoś wyciąga do mnie rękę, potrafię ją odtrącić, aby tylko nie zawieść się na tej osobie... :o Z tym chceniem albo nie chceniem jest trochę inaczej... Najpierw nie wiem, czego chcę, potem niby coś mi świta, że może bym i chciała, ale lepiej tego nie pokazywać, bo znów się przejadę na kimś... Potem, gdy poczuję twardy grunt pod nogami, stwierdzam: CHCĘ. I wtedy na chcenie jest zwykle już za późno, bo druga osoba już nie chce... I to wszystko warte funta kłaków... Błędne koło... :o
  15. A ja powiem Wam tylko dobranoc, bo... Za dużo faktów i wydarzeń występuje w moim pokręconym życiu... nie tylko związanych z M., generalnie wszystko się stacza po równi pochyłej, więc... na razie nie będę o tym pisać. Mam doła :(. Chciałam tylko dać znać, że jestem obecna.
×