drożdżyk
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez drożdżyk
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 9
-
hej dziewczyny, nie pisałam ale na bierząco czytałam. Nie wiedziałam co w sumie miałam napisać.,, Co do urwania kontaktu. Przez pierwsze parę dni nie odpisywalam jak pisal "co slychać" "jak mija dzień" itp. W środę zadzwonił do mnie - odebrałam :/ zapytał jak minęły święta i czy miałabym czas spotkać się z nim na piwie ..powiedziałam że nie bo jadę do Kalisza. Powiedział więc że jeśli znajdę czaas i ochote to żebym się odezwała w tyg. Ja się nic nie odezwałam i on też. W piątek napisał mi czy będę w stanie mu pożyczyć 100 zł. Napisałam że spoko. Przyjechał więc, dałam mu te pieniądze i umówiliśmy się że w przyszłym tygodniu mi odda. Nie wiem co to 100 zł miało zmienić bo on raczej ma pieniądze... Ale nie pytałam na co i po co powiedziałam tylko że mam nadzieję że to nie na jakąś głupotę bo sama nie jestem bogaczką by pożyczać na bzdury. Wczoraj wieczorem kładąc się spać pomyślałam że jestem w tak chorej sytuacji z której kompletnie nie potrafię się wymiksować a trwać w niej też w sumie nie umiem (jako koleżanka / przyjaciółka ?) i co? sms... napisał co porabiam.. a ja "że myślę" a on tylko "nie myśl za dużo bo będzie źle" i tyle. Coś we mnie się dzieje, nie wiem co. Nie potrafię się z nim rozstać "tak emocjonalnie" nie potrafię trwać w tym. Czuję się jak w potrzasku. Dlatego tu nie piszę... ciężko jak cholera.
-
u mnie .... niezbyt
-
Naboobek.. spokojnie.. coś się stało. Może napisz tu to ci ulży i zejdzie z Ciebie to "powietrze... trzymaj sie !!
-
zgadzam się z Aneri, niestety raczej uważam, że takie słowa nie obudzą w facecie jakiejs wrażliwości na to co się stało - utwierdzą go raczej w tym jaki jest niezastąpiony i że nawet po rozstaniu Panuje nad Tobą emocjonalnie. Ja bym raczej podeszła tak - jeśli oni wyślą życzenia to odpiszcie - dyplomatycznie, bez zbędnych czułości czy ckliwości. Jeśli nie napiszą to nie piszcie. Bo tak jak Aneri powiedziała zrobicie sobie tylko tym krzywdę. Ja radzę żeby podejść do tych wszystkich "Świąt" tak jak do każdego innego dnia, przeżyjecie to i przeżyjecie kolejne tygodnie i z każdym dniem będzie lepiej. Wykorzystajcie ten weekend na coś fajnego, odpocznijcie, wsiądźcie na rower, pozwólcie sobie na chwile dla siebie, na zasłużony odpoczynek, na coś miłego co sprawi że się uśmiechniecie. Życzę wszystkim spokoju, wytchnienia i uśmiechu. I jeszcze raz dziękuję za życzenia które tu zamieściłyście.
-
ja też jestem ale za bardzo nie wiem co pisać.... Wczoraj podjęłam decyzję o definitywnym zerwaniu kontaktu. W niedzielę wyślę mu życzenia na urodziny i koniec - trzeba to zamknąć. Jest i pewnie będzie mi cholernie ciężko, ale już i tak nie mam nic więcej do stracenia także trzymajcie kciuki za mą silną wolę. Po prostu muszę to zrobić inaczej wykończę sama siebie... napisze wiecej po pracy trzymajcie sie
-
sodaa ja wiem... rozumiem Cię doskonale. ale tak jak napisałam- Ty nie masz wpływu na to co on robi, mówi... wiem, że w pewnym sensie nie masz też wpływu na te myśli które poprostu atakują jak ostrzał z kalashnikova;p w takich chwilach po prostu najlepiej jest zająć się czymś co pochłonie Twoje skupienie, albo jakimś wysiłkiem fizycznym. Poza tym nie stwarzaj sobie sama w głowie żadnych scenariuszy, zazwyczaj to co sobie "wyobrażamy" nijak ma się do rzeczywistości...
-
Tak wiem, nie raz ta myśl przeszywa moją głowę. Co jeśli znajdzie sobie kogoś, czy wtedy kompletnie "umrę" emocjonalnie, czy uznam, że zmarnowałam czas utrzymując ten kontakt, czy może jeszcze coś innego. Nie wiem nie umiem sobie odpowiedzieć na to pytanie. Powiedziałam mu kiedyś w szczerej rozmowie iż chciałabym jeśli takie coś nastąpi by powiedział mi o tym. Ale czy mogę na to liczyć nie wiem. Z drugiej strony wydaje mi się logiczne, że gdyby poznał osobę z którą chciałby być to mechanicznie i praktycznie ten kontakt zminimalizował by się do zera ponieważ wiadomo, że ta osoba wypełniłaby jego życie. Szczególnie gdyby się zakochał to automatycznie zapomniałby o mnie. Tak samo gdybym ja poznała kogoś z kim chciałabym być to na pewno on byłby dla mnie najważniejszy. Nie łudzę się, że przez ten czas z nikim się nie spotykał, nie wiem tego, nigdy nie pytałam. Ja sama spotykałam się z dwoma chłopakami ale nic z tego nie wyszło o czym też mu nigdy nie mówiłam. Któraś z was pytała ile najdłużej po rozstaniu się nie kontaktowaliśmy więc najdłużej chyba 2 tygodnie. Z czego w większości to on pisze pierwszy bo ja po rozstaniu obiecałam sobie, że nie będę się prosić o nic ani narzucać. Ostatnimi czasy nawet zdarza się tak, że ja w ogóle nie odpisuje albo nie odbieram, sama nie wiem czemu. Może chcę sobie albo jemu udowodnić, że już nie jestem wtedy kiedy on chce i nie czekam na każdy telefon i wiadomość. Sytuacja dziwna. Skomplikowana. Czasami mam takie wrażenie, że nasze relacje teraz są lepsze niż kiedy byliśmy razem, bo nie ma tego "piętna" związku. Nikt nikomu nie musi się tłumaczyć i w pewnym sensie to daje radość bo jeśli on dzwoni albo pisze to wiem że dlatego, że chce a nie dlatego, że tak wypada. Tymbardziej że będąc z nim lubiłam żeby mi się "meldował" często dzwonił, pisał. Traktowałam go jakby swoją własność której muszę pilnować. Było to troszkę moją obsesją :/ ale cóż pewnie nie tylko ja tak mam/ miałam. W momencie kiedy w pewnym sensie poukładałam sobie życie na poziomie że on już nie jest "mój", że jestem sama. Udało mi się także w dużym stopniu pozbyć tej zaborczości. Przestałam tak jak w pierwszych tygodniach po rozstaniu płakać na myśl że on gdzieś pewnie imprezuje, bawi się, uśmiecha beze mnie, kokietuje inne kobiety. Spojrzałam na to z tej strony, że ja i tak nie mam wpływu na to co on robi, nie jest ze mną i ma do tego prawo a czy ja będę się złościć czy płakać z tego powodu to i tak nic nie zmieni a będę się tylko zadręczać. Początkowo to było bardzo trudne ale z czasem po prostu weszło mi w krew, jak często ćwiczony nawyk. Z jednej strony Aneri teraz tak mi przyszło na myśl, że nawet jeśli on się z kimś zwiąże to będę miała przynajmniej tę pewność, że to musi być wyjątkowa osoba ponieważ znam go i wiem, że on naprawdę chce być z kimś kogo będzie szczerze kochał. Więc myślę, że choć to będzie bolało to z czasem jeśli naprawdę go kochałam będę potrafiła się z tym pogodzić i cieszyć jego szczęściem. Jednocześnie mam też nadzieję, że mnie też jeszcze coś pięknego czeka i że on też będzie cieszył się wiedząc, że mi się ułożyło. Także jakikolwiek był powód rozstania dziewczyny cała mądrość polega chyba na tym, że z czasem (choć to bardzo trudne) trzeba umieć pogodzić się z pewnymi faktami. Ale jednocześnie nie skreślać własnej szansy na szczęście. Ja tak bardzo bym chciała wierzyć, że coś pięknego jest nadal przede mną i w zasięgu mojej ręki...
-
aneri no właśnie "problem" polega na tym, że on jako przyjaciel jest mi najbliższy. Moi rodzice mieli mnie dosyć późno jest duża różnica pokoleń, co za tym idzie między mną a rodzeństwem jest duża różnica wieku , mam z nimi bardzo słaby kontakt bo nie mieszkają już w naszym mieście, ba nawet w kraju. I choć mogę polegać na swojej rodzinie to nie mogę im mówić za wiele i nie chce. Nie wiedzą tak naprawdę przez co przechodzę i nie chce by wiedzieli. K. natomiast wie o mnie wszystko co chyba mógłby wiedzieć, więcej niż ktokolwiek. Zna moje największe słabości, lęki. Nic nie mam do ukrycia przed nim. I w niektórych sytuacjach wiem że tylko do niego mogę się zwrócić. I ktoś z boku powie że jest moją zmorą, niezamkniętym rozdziałem, ale dla mnie on po prostu jest kimś tak bliskim, tak obecnym w moim życiu że ciężko mi sobie nagle wyobrazić wykreślenie go, urwanie kontaktu. Z drugiej strony wiem że nie jest to zdrowa sytuacja kiedy para po rozejściu nadal utrzymuje kontakt. Jest to dziwne, wręcz patologiczne i bardzo ryzykowne. Jestem na rozdrożu, logika podpowiada mi jedno serce drugie. I nie myślcie że ja nie pamiętam tego że mnie zostawił, cały czas jest to obecne w mojej głowie.
-
ja tak się zastanawiam bo dokładnie za tydzień są z kolei jego urodziny, czy już nie wysyłać życzeń czy może wysłać te życzenia jakieś takie bezosobowe i od tego momentu wymiksować się z tego .... on mi złożył życzenia i wczoraj i dziś jeszcze dzwonił, więc trochę chamskie by to było gdybym ja się nic nie odezwała,,, ale sama nie wiem bo tym sposobem zawsze znajdę sobie jakąś "wymówkę" do napisania a to chyba trzeba urwać krótkim cięciem.... sama nie wiem... smutne te urodziny,,,
-
Hej dziewczyny, Piszę bo dziś obchodzę urodziny 25... i w związku z tym naszło mnie przed tymi urodzinami sporo myśli, one mnie wręcz zaatakowały. Troszkę się popłakałam bo jakiś czas temu troche inaczej wyobrażałam sobie te moje 25 urodziny. Ale cóż życie pisze przedziwne scenariusze. CIągle się coś zmienia, mam wrażenie że nie warto nic za bardzo planować bo i tak wszystko się zazwyczaj "po swojemu" układa... K. zabrał mnie wczoraj na lody i na spacer. I właśnie to wczorajsze spotkanie utwierdziło mnie w tym że chyba nie mogę się z nim przyjaźnić. Nie potrafię. Chciał mi złożyć życzenia przysunał się tak jakby chciał mnie objąć a ja się odsunełam i powiedziałam że nie chce życzeń. Po prostu przestraszyłam się tego że podszedł za blisko, a to już chyba zły sygnał. Wcześniej wydawało mi się że jestem gotowa na przyjaźń z nim. Że wszystko umarło śmiercią naturalną, że czas jaki minął zatarł wszystko. Ale zdaje się że tylko się oszukiwałam. To chyba najcięższa decyzja w moim życiu bo wiem że będę musiała się jej konsekwentnie trzymać, wczoraj pół nocy myślałam jak to będzie. Nie mam też pomysłu jak to zrobić ale wydaje mi się, że najlepiej będzie po prostu z dnia na dzień przestać odbierać tel, odpisywać na smsy. Na początku pewnie będzie skołowany ale z czasem chyba zrozumie i się przyzwyczai. Tak strasznie mi ciężko. Ale życie płynie.. a ja wciąż się oszukuję. Boję się strasznie tego co będzie kiedy go stracę, ale boję się też, że sprawię sobie jeszcze większą krzywdę przyjaźniąc się z nim... Ciężkie to życie...
-
zalamanietotalne.. chyba musze stanac w jego obronie tym razem... dla mnie to Ty go osaczylas. Oczekiwalas by cale swoje zycie, kazda wolna chwile poswiecil tylko na Ciebie. Pracowal na dwa etaty - a gdzie czas dla niego? Na odpoczynek, na wlasne sprawy... nie wiem takie jest moje zdanie ze mial tego po prostu dosyc.
-
SORKI ALE jednego tu nie rozumiem, po co Ci w ogóle kontakt z nim jeśli on 'kogoś" ma. Po prostu nie wiem, podziwiam Cię jeśli potrafisz mieć z nim kontakt w takiej sytuacji.
-
Wiesz co do tej niedzieli to raczej zgadzam się z Aneri. Ty byłaś pewnie trochę podpita a on na odczepne powiedział \CI że się spotkacie tylko po to byś spokojnie poszła do domu. Gdyby chciał się faktycznie spotkać to myślę że by to po prostu zrobił. Teraz chodzi o coś o co prosiłaś go jeszcze jak byliście razem. Więc nie widzę powodu by odmówić tych karnetów. A nawet jeśli się nie odezwiesz, nie odpiszesz... czy ja wiem czy coś zdziałasz? Teraz może Ci się wydawać, że w ten sposób pokażesz mu coś, że się odegrasz, ale wierz mi że koniec końcem to i tak odbije się na Tobie nie na nim...
-
swoją drogą wiem że jestem ciekawska ;p ale po prostu się zastanawiam co takiego zrobiłaś że on tak z marszu kazał Ci wyjeżdżać i zerwać znajomość. Kompletnie nie rozumiem co "trzeba' zrobić żeby ktoś tak w jednym momencie odwrócił się.
-
Naboobek W takim razie chyba chcąc nie chcąc powinno być Ci "łatwiej" o ile w takiej sytuacji w ogóle można mówić o tym że może być łatwiej. Jeśli romansował z kimś będąc jeszcze z Tobą, jeśli do tego przypuszczalnie Cię zdradził to powinnaś jak najszybciej zamknąć ten etap i gdzieś w duszy cieszyć się, że los "uchronił" Cię przed dalszym związkiem z takim człowiekiem. Bo pomyśl co by było jakbyś się o takim "romansie" dowiedziała np. po ślubie? Jesteś młodą, na pewno świetną kobietką. A skoro on zdradził a teraz bez wyrzutów spotyka się z tą osobą... no cóż sama sobie odpowiedz.
-
dziewczyny trochę nie nadążam, skąd wzięła się ta pewność że "jest inna". Podejrzewacie że była juz jak jeszcze z nimi byłyście czy pojawiła się "zaraz po" zerwaniu??
-
dagussa nie wiem dlaczego ciągle jakoś źle rozumiesz to co piszę... ja nie napisałam że życie w pojedynkę jest lepsze. Nie jest lepsze. Chodziło mi generalnie o to by nauczyć się akceptować pewne stany rzeczy. Np ja teraz jestem sama, nie mam partnera. Też często gęsto mam to uczucie że nikt nie dba o to co się ze mną dzieje. No ale co z tego powodu mam chodzić po ścianach i płakać? Cały czas chodzi mi tylko o to by umieć zbudować jakiś świat poza facetem, mieć jakieś zainteresowania, mieć co ze sobą zrobić. Właśnie po to by nie być uzależnioną od nich. Oni teraz zapewne nie odzywają się właśnie dlatego że jakoś zagospodarowują sobie ten czas i nie mija im tak samo jak Wam. Tak jak tu ktoś pisał dla nas tydzień to wieczność a dla faceta to ułamek sekundy. Myślę, że z pewnością się odezwą. Wspomnicie moje słowa.
-
Tu nie chodzi o to by być zamkniętą - tylko o to by życie miało sens tak po prostu, a nie tylko kiedy jest w nim facet. Ja również nie uważam że, życie wersja "sama dla siebie" jest najlepszym wyjściem, ale nie uważam też, że z tego powodu mam się załamać. Po prostu tak na razie się moje życie potoczyło i nie uważam, że zacznę dopiero być szczęśliwa jak kogoś poznam. Chcę i mam prawo być szczęśliwa tu i teraz. Poza tym nie łudzcie się że jeżeli jesteście niezadowolone z życia to nagle jakiś facet to zmieni. Tak samo w drugą stronę - jeśli facet nie wie czego chce od życia - to tymbardziej nie będzie wiedział będąc w związku. Moim zdaniem do pewnych rzeczy trzeba po prostu dojrzeć i raczej właśnie rozglądać się za takimi osobami które dają poczucie, że wiedzą czego chcą i nie chwieją się ciągle na swoich emocjonalnych nogach. Jeżeli facet odchodząc mówi że boi się odpowiedzialności, nie wie sam czego chce to : po 1. należy rozumieć to dosłownie po 2. jest po prostu niedojrzały i co gorsza może być tak że te dwie rzeczy nigdy się nie zmienią - tzn nigdy nie będzie wiedział czego chce i nigdy tak naprawdę nie dojrzeje a na takich facetów naprawdę szkoda życia. Nie ma ideałów, żaden z Waszych facetów nim nie jest. My też nie jesteśmy idealne. Związek to pewien kompromis dwóch osób którym na sobie zależy. Podejmują świadomą i dojrzałą decyzję za którą ponoszą wszystkie konsekwencje. Bajki o wielkiej miłości możemy zostawić reżyserom melodramatów. Tak naprawdę miłość to ciężka praca nad sobą, nad własnym charakterem, to chęć zmierzenia się z różnicami jakie niesie ze sobą przebywanie kobiety i mężczyzny w jednym świecie. Chęć zrozumienia tych różnic i czasem pogodzenia się z nimi. A im bardziej osobom zależy tym ciężej potrafią nad tym pracować. Nic nie bierze się z powietrza. Możecie się ze mną nie zgadzać ale taka jest teraz moja wizja prawdziwej, dojrzałej miłości.
-
czesc dziewczyny, Podobnie jak Aneri pisałam tu w czasach "świetności" tego tematu. Zajrzałam tu a tu tyle nowych postów, tyle historii - kolejnych, innych ale tak naprawdę takich samych. To niesamowite jak czas leczy rany, jak człowiek się zmienia pod wpływem pewnych wydarzeń, pewnych ludzi. Ja np. dziś już na pewno nie jestem tą samą osobą którą byłam pisząc na tym forum. Jestem silniejsza, bardziej świadoma tego co czuję, co myślę. Uważam iż na dobrą sprawę wszystko to co się wydarzyło sprawiło że stałam się kimś lepszym. Nie żałuję żadnej chwili ani żadnej łzy, nie żałuję żadnego zdania które pozostawiłam tu na forum, bo właśnie to mi najbardziej pomogło. Wyniosłam z tych wszystkich wydarzeń ogromną naukę i zamiast się załamać i stracić wiarę w siebie - kompletnie zmieniłam swoje podejście do życia i ludzi. Na dzień dzisiejszy uważam iż osiągnęłam bardzo wiele - emocjonalnie i życiowo. Dla ciekawskich - nie jestem w związku i póki co jest mi z tym dobrze. K. stał się przyjacielem i mogę na niego liczyć w każdej sytuacji. Pogodziłam się, że już nie będziemy razem, ale szanuję to że mimo wszystko nie zawiódł mnie jako człowiek. Nie wiem co będzie dalej i czy kogoś jeszcze pokocham i nie zastanawiam się nad tym. Staram się myśleć pozytywnie a przede wszystkim unikam "samodestrukcji" czyli zagłębiania się w czarnych myślach. Staram się raczej sama dla siebie być opoką i podporą. Nie chcę Wam dziewczyny mówić ile potrwa Wasze "leczenie" ale wierzcie Mi, że życie jest zbyt piękne i zbyt krótkie by uzależniać swój byt albo niebyt od tego czy mamy faceta u boku. Bo niestety kiedy tak postępujemy to kiedy on odchodzi nagle nie zostaje nic ? To bzdura! Od momentu kiedy to zrozumiałam zaczęłam budować swój świat właśnie dla SIEBIE i naprawdę ktoś będzie musiał się postarać by dostać do niego wejściówkę ;-) powodzenia - przytulam was wszystkie - BĘDZIE DOBRZE!
-
Ja przecież też nie chcę być sama... chyba niewielu ludzi "chce" być samotnych. Samotność to straszna rzecz. Ja tylko doszłam do wniosku że nie ma co się łudzić że nagle w jednej chwili się wszystko odmieni. Po prostu straciłam tą wiarę. Mama mi ciągle powtarza że na pewno kogoś spotkam, że jestem młoda... ale skąd ona może to wiedzieć ? Jaką ma pewność że życie mi się ułoży? Żadnej. Dlatego ja się nie łudzę już. Czuje się jakaś taka .. pusta w środku tak jakbym już nie potrafiła ani kochać ani nienawidzić. Dziwne to bo byłam zawsze niepoprawną romantyczką, ale chyba się po prostu obudziłam. Napiszcie co u Was... <stopka>http://vodpod.com/watch/4081145-christina-aguilera-you-lost-me-hq-hd </stopka>
-
Czesc dziewczyny, Nie pisałam bo musiałam wrócić do rzeczywistości po wyjezdzie a poza tym poukładać mysli. Nie było pogody, tylko raz założyłyśmy stroje ale i tak tego dnia padalo poza tym już nikt się nie opalal :/ ale ogolnie i tak było super. Chodziłyśmy na piwko, rybke, lody. Zrobiłyśmy mnóstwo zakupow bo było tam pelno wyprzedazy. Jednym slowem prawdziwie babski wypad. Nie uniknęłam jednak tego iż przez caly wypad brakowalo mi jednak jego lapalam się czasem na tym ze gdzies w mojej głupiej podświadomości budząc się rano myślałam ze zobacze k obok siebie. Nie zepsulo mi to absolutnie wyjazdu ale to tak jakby wszystko było super ale nie do konca. Nie umiem tego uczucia opisac Co do facetow i miłości. Wiele rozmyślałam również będąc tam. Doszlam do wniosku ze ja już w milosc nie wierze. Może to smutne bo troche czuje się odarta z jakiegos sensu zycia. Bo do tej pory moim sensem zycia była wlasnie mysl ze któregoś dnia stworze rodzine z kims kogo naprawde będę kochac i kto będzie kochac mnie. Teraz już stracilam ta nadzieje. Stracilam ja glownie przez to iż na co dzien bacznie obserwuje swiat, mężczyzn. Widze w większości taka pustke w oczach, jeżeli już to patrza na mnie czysto przedmiotowo jakbym była tylko przedmiotem na który można gwizdnąć. Z kolei kiedy trafiaja się inteligentni faceci to SA tacy jacys zadufani w sobie, jakby byli ostatnimi facetami chodzącymi po tej planecie. Jednym słowem doszłam do punktu w którym w jakimś sensie zrozumiałam że nie będzie tak jak marzyłam, że jest duże prawdopodobieństwo że będę w życiu jednak sama. Z jednej strony czasami jak o tym pomyślę to może i lepiej, bo to co się dzieje nie wróży nic dobrego, więc jakbym miała się użerac z jakims kłamcą albo egoistą, albo kimś kto nie będzie mnie szanował to wolę być sama i oszczędzić sobie tego wszystkiego. Smutne to bo mam 24 lata niby cale Zycie przede mna a ja jakos nie czuje tej wiary w to ze to moje Zycie się odmieni, ze będzie jeszcze pieknie. Czasami mysle sobie ze może mój „przydział szczęścia już wykorzystałam i powinnam dziękować choć za to nie wiem Był taki okres kiedy przyglądałam się facetom w pracy, w sklepie, gdzies na miescie, podczas tego wyjazdu i zastanawiałam się jak by to było być z tym czy z tym, ze może warto jakos zwrocic jego uwage. Teraz to minelo. Ostatnie dwie noce przeryczalam. Wczoraj poszlam do pracy z „palącymi spuchniętymi oczami, wszyscy pytali co mi się stalo :/ powiedziałam ze nie mogę spac po wyjezdzie..uwierzyli Dlaczego płakałam? Płakałam z zalu za moimi marzeniami które kiedys mialam, płakałam bo zawiodłam się na ludziach w których tak bardzo wierzyłam sama nie wiem. Po prostu poczulam taka gorycz i złość ze Zycie tak mnie rani, wystawia na probe Posłuchajcie .. http://www.youtube.com/watch?v=N82FebuDkt8
-
Hej dziewczyny, Co do kolejnych związków - ja dziewczynki nie uważam, że to jest coś z nami nie tak że nowe znajomości nie wychodzą. Ja po prostu myślę że jednak trzeba trafić "na swojego" ja np. zanim poznałam K. nie raz chodziłam na randki ale za każdym razem było jakoś tak drętwo, nie było za bardzo o czym rozmawiać. Zawsze myślałam że to moja wina, że jestem za mało przebojowa, że nie potrafię faceta "zabawić" rozmową a tym samym zainteresować sobą. Ale np. jak poznałam K. to było inaczej, po prostu wszystko było bardzo naturalne i nie mogliśmy się nagadać, nie czułam jakiegoś napięcia ze zapadnie cisza i że nagle przez to przestaniemy się spotykać. Miałam ochotę bliżej poznawać jego a on mnie. A czasami jest po prostu tak że już na pierwszym, drugim spotkaniu wiemy ze jakoś tak to się wszystko nie klei i nie ma się co zmuszać do dalszych według mnie bo przecież sedno tkwi chyba w tym że naprawdę ciężko jest znaleźć kogoś kto by nam odpowiadał, kto nas tak naprawdę zainteresuje. Do mnie nie dawno zagadał na gg chłopak którego kiedyś poznałam na sympatii. Przez jakiś czas flirtowaliśmy ale później kontakt się urwał. Minęło chyba już z 5 lat, a on się odezwał. Ale np. rozmawiając z nim (choć ewidentnie dążył do spotkania) poczułam taki własnie brak zainteresowania nim, próbowałam sobie przypomnieć czy jak miałam z nim kiedyś kontakt czy była chociaż jedna rzecz która mnie w nim pociągała i sprawiała że chciałam tą znajomość utrzymać i doszłam do wniosku że nie było właśnie takiej rzeczy, że gadaliśmy tak naprawdę o dupie maryny i to nigdy do niczego nie zmierzało. I dlatego nie uważam że to moja wina, ale raczej ślepego losu ;) że niektórzy ludzie po prostu lgną do siebie, mają jakąś nic porozumienia, a inni ? Po prostu są nam obojętni a my im. To chyba jest dowodem na to że ta teoria chemii między ludźmi chyba jednak ma coś w sobie. Ja się ostatnio śmieję do siebie bo we wszystkich horoskopach mi piszą że moja miłość życia jest tuż tuż i tak właśnie się rozglądam gdzie niby ;-) W środę jadę nad morze - trzymajcie kciuki żeby chociaż troszkę słońca było...
-
Aneri A ten wyjazd Ci ani trochę nie pomógł? Na spotkaniu opowiadałaś że wyjazd jakiś czas temu właśnie do siostry bardzo Ci służył i dobrze się czułaś. Ja też ogólnie z nikim nie rozmawiam. Nie ma o czym tak jak napisałaś. Jedynie tu na forum. Ja właśnie się łudzę że ten mój krótki wypad nad morze będzie jakąś terapią. Że pomoże mi odrzyć, dobrze się bawić, odciąć od tego wszystkiego. Z drugiej strony boję się sytuacji że gdzieś pójdziemy a ja cały czas będę miała w głowie np. coś w stylu "chciałabym żeby i on tu był.. " oby nie i obym spędziła ten czas miło. Mam nadzieję że tak będzie.
-
Hej dziewczyny, Ciekawa jestem co u Was słychać. Ja miałam ostatnio trochę problemów zdrowotnych ale na szczęście wszystko wraca do normy. Jeżeli chodzi o moją sytuację to nie będę ukrywać, ja chyba nadal go kocham, często myślę, tęsknię w taki bardzo przyziemny sposób po prostu brakuje mi go. Staram się każdy dzień wypełniać jakimiś zajęciami, "szukam" sobie ciągle czegoś do zrobienia by zająć czas i myśli ale wciąż mam wrażenie że te dni są jakieś takie podobne, przemykają mi przez palce. Wkrótce wybieram się na parę dni z koleżanką nad morze..nie mogę się już doczekać! Napiszcie co u Was.
-
Minima Musisz wierzyć że jeszcze będziesz szczęśliwa. Ja myślę, że koniec końcem wszystko czego doświadczamy w życiu ma jakiś głębszy sens i cel. Czasami po prostu przez dłuższy czas wydaje się, że nic nie ma sensu - to takie uczucie jakbyśmy były za coś "karane" - ja tak przynajmniej mam... ale wierzę, chcę głęboko wierzyć że to wszystko czego doświadczam nie "pójdzie na marne" że wyniosę z tego jakąś naukę na przyszłość, że zmienię w sobie niektóre rzeczy na lepsze, poukładam to wszystko w sobie a wtedy może zacznie się w końcu układać. Ale czytając tą książkę o której Wam mówiłam zrozumiałam też jedno. Zrozumiałam, że na własne szczęście trzeba sobie zapracować. Bo nic nie przyjdzie do nas samo, nic się nie zmieni jeśli my się do tych zmian nie przyczynimy. Dlatego warto myśleć o sobie, warto się rozwijać , podejmować nowe wyzwania, po prostu starać się by później móc sobie z czystym sumieniem powiedzieć że się chociaż próbowało. Dla mnie teraz najważniejszą rzeczą jest właśnie takie dojście do ładu sama ze sobą. Przekalkulowanie na co mnie stać, co jestem w stanie zmienić by było lepiej, co mogę zrobić sama dla siebie. Minima a co z tym chłopakiem? Odzywa się ? Z tego co pisałaś wszystko rozwijało się pozytywnie. Zawsze będą takie dni jak dziś..że jakoś tak dziwnie, smutno. Ale będą i takie że znów zrozumiemy że wszystko ma sens. Sedno chyba w tym żeby się zastanowić czego tak naprawdę chcemy i dążyć do tego z całych sił. Ja np. mam dzisiaj taki dzień. Dziwny bo czuję się tak dziwnie spokojna. Dawno się tak nie czułam i szczerze nie wiem czym to jest wywołane. Mam nadzieję że będzie tak przez dłuższy czas.
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 9