Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

drożdżyk

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez drożdżyk

  1. Hej dziewczyny,, Postanowiłam napisać Wam o moich pewnych przemyśleniach związanych z książką która właśnie czytam. Trafiłam na tą książkę zupełnie przez przypadek a mówi ona ogólnie o tym jak budować "zdrowe" partnerskie związki. Podczas czytania zmieniłam nieco swoje podejście. Zawsze byłam niepoprawną romantyczką, wierzyłam w ogromną siłę miłości która przetrwa wszystko i pokona największe trudności. Autorka natomiast uważa że miłość owszem jest ważna ale nie daje ŻADNEJ gwarancji że związek będzie udany. Bo na dłuższą metę samo przyspieszone bicie serca, tkliwe słowa, czułe spojrzenia w oczy ani chemia nie "wystarczą" w codziennym życiu pełnym wyzwań i problemów. Opisuje ona że często właśnie rezygnujemy z tego czego naprawdę szukamy w partnerze za cenę tego że chcemy go po prostu kochać takim jakim jest, poświęcając czasem siebie i swoje marzenia. "Zgadzamy się " niejako na to co on nam daje nie oczekując więcej, tak jakbyśmy same mówiły sobie że na to "więcej" nie zasługujemy. Jej zdaniem znalezienie partnera i stworzenie udanego związku to bardzo ciężka praca a nie zrządzenie losu czy przeznaczenie. I to głównie praca nad sobą. Nauczenie się najpierw pokochania samej siebie, zaakceptowania siebie w 100 % ze swoimi lękami i słabościami. Uważa ona także że powinnyśmy oczekiwać od partnera tyle ile uważamy że powinien nam dawać. "Odpuszczać" tylko w skrajnych przypadkach kiedy wiemy że on po prostu ma takich charakter albo że nie przeszkadza nam to tak bardzo. ALe nigdy nie za cenę tego by w jakiś sposób "poświęcać" siebie. Bo życie jest jedno a my nie rodzimy się by być męczennicami ale po to by być szczęśliwe. Myślę, że w tym co ona pisze jest dużo prawdy. Zrobiło mi się lżej również po przeczytaniu tematu rozstań. Po prostu po przeczytaniu jej przemyśleń zrozumiałam, że choć rozpacz po rozstaniu jest nieunikniona to po prostu czasem ludzie najzwyczajniej nie pasują do siebie i uczucie (nawet silne ) nie jest w stanie tego zrekompensować. Nie wiem...Nie wiem już czy dobrze myślę ale po prostu staram sobie to wszystko jakoś w głowie poukładać.
  2. hej dziewczyny, Dawno nie pisałam.. a to dlatego że ogarnęło mnie takie dziwne sampoczucie... takie samopoczucie kiedy właściwie nie mam już żadnych przemyśleń. Jakbym wewnętrznie miała dosyć analizowania tego co się stało. Wcześniej miałam ogromną potrzebę pisania tu. Teraz wchodzę tu i czytam bardziej ze względu na WAs, czy coś się zmieniło, jak sobie radzicie, jak się czujecie. Sama już wiem że nic a ani nikt mi nie pomoże. Jest mi strasznie cięzko nie odzywając się do k. czasem nawet czuję takie wyrzuty, że może problemem w moim życiu jest właśnie to że jestem taka uparta, taka zatwardziała.. nie wiem...myślę że coś w tym jednak jest. Czasami nawet zastanawiam się czy te przyjaźnie które się rozsypały i fakt że zostałam teraz właściwie sama nie jest taka naprawde moją winą a jednocześnie jakąś karą za to jaka byłam. Jeśli tak to kara jest dotkliwa bo chyba nie ma nic gorszego niż być po prostu samotnym. A tym bardziej mnie to przeraża bo już jakiś czas temu skorzystałam z usług tej wróżki z kafeterii i ona mi powiedziała że problemem w moim życiu będzie to że będę bardzo samotną osobą. wlasnie przed chwila poleciala mi krew z nosa. Zdarza mi sie to ostatnio czesto. Chyba po prostu jestem przemeczona zarówno fizycznie jak i psychicznie...pozdrawiam Was kochane. Ja juz jednak trace powoli nadzieje ze jeszcze mnie cos pieknego czeka ...
  3. Dziewczyny, To wszystko o czym piszecie, te wspomnienia, wspólne chwile, które bardzo zbliżały, dobroć i oddanie. Oni to wszystko pamiętają nie ma żadnej amnezji. Różnica jest taka, że ich odczucia w stosunku do tych wspomnień nie są takie same jak u nas kobiet. U nich jest bardziej tak " No tak było fajnie wtedy i wtedy...a wtedy to w ogóle super" ale oni nie dopisują do tego tak jak my całej otoczki o głębokich spojrzeniach w oczy, o czułych szeptach nad ranem itp. Faceci są po prostu inni i trzeba to przyjąć do wiadomości. Nie odczuwają tak samo jak my. Owszem nie są chyba z kamienia ale nie ma w ogóle co porównywać tego co my przechodzimy a tego co oni mają w swojej głowie. I na pewno czasem myślą, na pewno nie tak często jak my ale po prostu nie da się drugiego człowieka tak po prostu z dnia na dzień wykasować z pamięci. Aneri Wiesz, moim zdaniem powinnaś spróbować przejść już na inny etap swojego stanu. Ja wiem, że to łatwo powiedzieć, ale tak jak sama napisałaś utknęłaś w pewnym punkcie i nic nie posuwa się do przodu. Nie wiem, ale może powinnaś troszkę zmienić podejście do tego co się stało. Może powinnaś usiąść i pomyśleć sobie że jednak dane ci było choć przez kilka miesięcy poczuć coś czego wcześniej nie czułaś. Że dane Ci było poznać fajnego inteligentnego faceta, który Cię niejednokrotnie zainspirował, od którego czegoś się nauczyłaś. Że sam fakt że się spotkaliście był jakąś "wartością dodaną" w Twoim życiu. Według mnie powinnaś oprzeć się własnie na dobrych wspomnieniach a nie na tych traumatycznych i na nich budować swoje dalsze samopoczucie. Poza tym teraz powinnaś skupić się na sobie, na odbudowaniu swojej wiary w samą siebie. Jesteś atrakcyjną , inteligentną kobietą. Nie powinnaś mieć żadnych kompleksów. Może jakiś wyjazd by Ci pomógł? Odpocząć psychicznie, odsunąć się od tych myśli, ale jednocześnie zacząć żyć swoim życiem i tym co jest teraz i tu. Ja doszłam do wniosku że jeśli chcę by jeszcze ktokolwiek mnie pokochał, najpierw ja muszę sama siebie pokochać i zaakceptować pewne rzeczy w moim życiu. Kiedy dojdę do ładu sama ze sobą reszta też zacznie się układać. Wierzę w to mocno. Wcześniej nie traktowałam siebie samej dobrze.Teraz chcę to zmienić. Staram się cieszyć małymi szczęściami, nie patrzę już na życie tak "poważnie", nie oczekuję zbyt wiele, staram się doceniać to co mam. Po pracy robię sobie mocną herbatę, siadam na huśtawce w ogrodzie kot wdrapuje mi się na kolana i staram się cieszyć własnie takimi chwilami. Jedno czego od K. się nauczyłam że to tak naprawdę ja decyduje o swoim samopoczuciu. Bo nawet jeśli dzień jest czasami zły to zawsze są dwa wyjścia - albo można się pogłebiać w uczuciu beznadzieji, denerwować się na wszystkich, płakać albo np. wsiąść na rower przejechać się gdzieś, później iść na lody albo obejrzeć ulubiony film. Ja np. wcześniej tak robiłam. Jak było mi źle to po pracy włączałam serię romantycznych smutnych piosenek, do tego gapiłam się pusto w okno i myślałam ciągle myślałam.Teraz na przekór, nawet jeśli jest mi bardzo ciężko włączam jakieś śmieszne filmiki na youtube albo idę do ogródka poczytać książkę lub nawet gazetę, robię wszystko by samej siebie już nie dołować. Bo życie wystarczająco nas doświadcza. Trzeba się ratować.
  4. Kafeterianko ja już się pogubiłam. Czy mówisz o tym eks który jescze parę dni temu powiedział że Cię nie kocha? Czy o kimś innym? Bo już nie wiem.
  5. Nie Aneri, to nie jest kwestia dumy. Od naszego rozstania minęło 7 miesięcy, ja nie raz udowodniłam że moje uczucia były prawdziwe i bezinteresowne. Nawet po rozstaniu nie raz to ja go wspierałam, szczególnie jak wyjechał i pisał że jest mu ciężko. Ja nie mam sobie nic do zarzucenia. Bo prawda jest taka że od dnia kiedy mnie zostawił powinnam się już nigdy nie odezwać do niego. Teraz na tym spotkaniu też na pewno widział ...zresztą on to wie. Ja kiedyś powiedziałam on musiałby świat przewrócić do góry nogami żebym jeszcze kiedykolwiek chciała być z nim. Ale on chyba jest tym pieprzonym egoistą i zawsze nim będzie. Sam skazuje siebie na samozagładę ale ja już na to nie mam wpływu i nie chcę mieć. Cieszę się że wyszłam z tego wszystkiego z twarzą bo nigdy nie płaszczyłam się, nie prosiłam o miłość i uwagę bo nie zasługuję na to. On jest rozchwianą emocjonalnie osobą która niby mnie potrzebuje może kocha ale i tak woli cierpieć. Ja się chcę od tego odciąć w takim razie. Mam dość swoich problemów żeby jeszcze martwić się jego zagmatwaną osobowością. Modlę się by on sam doszedł do wniosku że trzeba ten kontakt urwać. Do mnie tyle rzeczy przez tą jedną noc dotarło ... nie wiem może to jakiś znak, że czas zamknąć ostatecznie to wszystko, pogodzić się i żyć dalej bez tego obciążenia na sercu i duszy. On mnie zniszczył w jakimś sensie i tego nigdy mu nie zapomnę. Będzie mi cholernie ciężko, wiem to. Ale skoro on nie potrafi podjąć żadnej decyzji to muszę to ja zrobić bo inaczej to mi nigdy nie da normalnie żyć. I nie chcę mu nic wyjaśniać bo szczerze teraz jestem jakoś tak wkurzona że nie uważam by na to zasłużył.
  6. Nie wiem co zamierzam... z jednej strony on jest jedyna osobą którą jeszcze obchodzi co czuje jak się czuje czy jestem zdrowa.. i wciąż wydaje mi się to szczere, nie sądzę żeby on czerpał z tego jakąś korzyść taką psychologiczną bo po co miałby to robić. I to też chyba nie jest do końca tak jak mówiłaś na spotkaniu że on w ten sposób oczyszcza siebie. Mnie się raczej wydaje że on mnie zna i wie że jestem po prostu słaba psychicznie i wie też jak wygląda moja sytuacja. Bo przecież z dniem zerwania mógłby zamilknąć na wieki i mieć spokój. Absolutnie nikogo tu nie usprawiedliwiam po prostu nie chce mi się wierzyć że on utrzymuje ten kontakt dla własnej satysfakcji bo wtedy chyba byłby potworem. W zasadzie wydaje mi się że on tak samo jak ja się boi, boi do końca mnie stracić. I to jest takie błędne koło. Ja dzisiaj również zaczęłam się zastanawiać nad wyjazdem. Nie sądzę żeby to znacząco zmieniło to co czuję ale ja po prostu muszę coś zrobić ze swoim życiem bo inaczej popadnę w jakiś obłęd. Stażu i tak mi na pewno nie przedłużą a perspektywa życie w tym mieście mnie przeraża, boję się tu zostać bo tu nic mnie nie czeka a wspomnienia atakują mnie z każdej strony. Teraz nie widzę innego rozwiązania niż ucieczka. Dzięki niej stracę kontakt na zawsze. Po prostu stoję na krawędzi i tylko ja sama mogę siebie uratować.
  7. Aneri.. ale ja nie mam wcale siły ...chyba źle mnie zrozumiałaś... ja go kocham nadal... chyba jeszcze bardziej się o tym przekonałam ale co z tego? ja już nie jestem częścią jego życia. Poczułam to właśnie wtedy kiedy on był na tej imprezie. że normalnie byłabym tam też ja.. a nie mogę.Nie należe juz do tego wszystkiego. Ja tu o żadnej sile nie mówię. Lecz o totalnym zwątpieniu we wszystko w co wcześniej tak mocno wierzyłam i co nadawało mojemu życiu sens - czyli miłość, która wszystko zniesie, wszystko przetrzyma. Dzisiaj obudziłam się z myślą że wszystko mi obojętne, co będzie, co się ze mną stanie. Ja nie chcę z nim na ten temat rozmawiać. Tak jak napisałam. Będę "udawać" dopóki nie wyjedzie. Dziś napisał mi czy lepiej się czuje a ja odpisałam że tak że czuję się lepiej. Mam nadzieję że już nie zadzwoni dziś, nie napisze. najgorsze jest to że wczoraj kiedy zadzwonił i kiedy mu powiedziałam że nie mogę wyjść bo płakałam to mówił do mnie tak jak kiedyś - tak że naprawdę poczułam się lepiej i to nie to że jakoś słodził tylko mówił do mnie tak jak facet powinien mówić do kobiety by czuła się bezpiecznie, tak jak zawsze się przy nim czułam. Więc Aneri ja wcale nie mam siły. Ja umarłam za życia.
  8. Kiedyś gdzieś czytałam że człowiek aby mógł sobie poradzić z jakąś depresją, załamaniem musi dotknąć najczarniejszych części swojej psychiki, zmierzyć się z najgorszymi lękami. Ja myślę że właśnie wczoraj to się u mnie stało. Zupełnie przez przypadek trafiłam na tą piosenkę http://vodpod.com/watch/4081145-christina-aguilera-you-lost-me-hq-hd i paradoksalnie ona mnie uleczyła.Wyzbyłam się wszelkich złudzeń, wiary w prawdziwą miłość, wiary w to że ona przetrwa wszystko. Wszystko we mnie zgasło, nie mam w sobie nic, pustkę, nie czuję i nie chcę czuć już nigdy.
  9. hej dziewczyny, Ja dzisiaj zaraz po pracy położyłam się spać i wstałam dopiero teraz. Czuję ciągłe zmęczenie, ale bardziej takie psychiczne. Do tego chyba pogarsza mi się wzrok przez ciągłą pracę przy komputerze i nie wiem czy nie skończy się to wizytą u okulisty. Dziewczyny również jestem zdania że nie warto dzwonić, nie warto nawet przeprowadzać tych "spokojnych rozmów" o których jedna z Was tu pisała. Faceci wtedy jeszcze bardziej się utwierdzają jak "uzależnione" od nich i ich miłości jesteśmy. A to przecież nie o to chodzi. Ja również zawsze byłam zdania że walczyć ewentualnie powinna ta osoba która odeszła. Nie ważne z której strony ostatecznie była większa wina. Ta osoba która odchodzi przekreśla wszystko i w razie czego to ona powinna stawać na głowie by odzyskać to co przez głupotę straciła. Innej opcji nie widzę. Znam z doświadczenia wiele przypadków gdzie dziewczyny "wybłagały" powrót i albo rozstawali się znów za jakiś czas albo ona żyła sfrustrowana i zachowywała się jak opętana byle jej znów nie zostawił, jakby żebrała o miłość. A tego chyba żadna z nas by nie chciała bo jesteśmy zbyt wiele warte. Co do dziewczyn które czują się gorsze po rozstaniu, jak to pisałyście - jak śmieć, jak przedmiot. Po pierwsze to jest normalne odczucie jeśli jest się tą osobą zostawioną, jest to naturalne że człowiek podważa swoją wartość za każdym razem kiedy w jakiś sposób zostaje odrzucony, podobnie jest kiedy straci się pracę, kiedy przyjaciele zawiodą. Ale wiecie co? Kiedyś jeden z moich kolegów powiedział mi bardzo mądrą rzecz - że jeśli ktoś potrafi sprawić że czujemy się źle sami ze sobą to ta osoba nie jest warta żadnej obecności w naszym życiu. Bo osoba która będzie nas szanowała nigdy nie pozwoli na to byśmy się tak poczuli. Tak samo jest ze związkami, jeżeli jesteśmy z kimś przy kim czujemy się małowartościowe to znaczy że ta osoba nie daje nam poczuć się inaczej bo ten kto daje nam szczęście nigdy nie będzie cieszył się z naszego smutku i łez i nigdy nie będzie na nie obojętny. Minima cieszę się że masz lepszy dzień. Słowa i zachowanie A. podbudowują Cię jako kobietę i osobę. I myślę że na to zasłużyłaś a on z pewnością zasłużył na to żeby poczuć się właśnie tak jak się czuje, czyli żałuje, jest pełen wątpliwości, na pewno tęskni. W końcu może zobaczył drugą stronę medalu. Przypomniało mu się, że przecież taka świetna dziewczyna jak Ty może spokojnie już kogoś mieć i układać sobie życie, bez niego, nie rozpamiętując i nie tęskniąc. Cokolwiek się stanie każda z nas zasługuje na "coś więcej" niż łzy, niepewność, ciągłe poświęcenie. A już na pewno nie na to żeby ciągle przepraszać faceta i swoim zachowaniem błagać o to żeby nas nie zostawiali. To oni powinni się bać że nas stracą bo jesteśmy wyjątkowe i nie mówię że dziś że jutro może za 10 lat przekonają się o tym i to zaboli. Ale póki potrafimy z klasą znieść tą porażkę jaką jest rozstanie i ten ból póty ta nasza wartość jest naszym skarbem i naszą przewagą. Co do K. właśnie przed chwila napisał mi smsa że właśnie wjechał do Polski... tęsknię za nim. Ale on się o tym nie dowie.
  10. ja tylko się zastanawiam, czy przyjdzie jeszcze taki dzień że poczuję się po prostu szczęśliwa. Nie tak jak teraz, nie tak jak czuję się zasypiając. Wczoraj wzięło mnie na oglądanie naszych wspólnych zdjęć. To wszystko jest we mnie takie żywe.Mimo że ja to odpycham. Czuję jak mnie to zżera od środka. To jest po prostu jakiś koszmar. Minęło już tyle czasu..
  11. hej dziewczyny, Ja dzisiaj czuję się fatalnie. A to dlatego że w ogóle nie spałam w nocy.. udało mi się zasnąć koło 5 ale już za chwilę się obudziłam bo miałam koszmar i obudziłam się z krzykiem :( Czuję się okropnie, mam oczy jak dwie szparki, boli mnie głowa. Chyba wydawało mi się że radzę sobie lepiej ale to co w środku nadal dręczy.Marzę by jakimś cudem dotrwać do końca pracy i przyjść do domu położyć się spać. Nie przypuszczałam, że to będzie takie ciężkie.Myślałam że jest już lepiej... Czuję się tak dziwnie...
  12. Ja nie uważam bym uzależniała swoje szczęście czy niedole od faceta. Ale uważam jednak że nigdy nie będę do końca szczęśliwa sama, nawet jeśli poukładam sobie wszystko w głowie, pogodzę się sama ze sobą, zaakceptuję siebie i swoje położenie. W moim przypadku jest jednak tak że te chwile szczęścia które pamiętam i kiedy mogłam to otwarcie powiedzieć to jednak były chwile spędzone z nim. Pamiętam jak często przed snem kiedy leżał obok mnie myślałam o czasach przed tym jak go poznałam, kiedy myślałam że nic mnie już nie czeka, że na nic nie zasługuje. Patrzyłam jak śpi i myślałam sobie że nic więcej nie chcę, że chcę tak się czuć. Mam na telefonie takie nagranie z naszego pierwszego wyjazdu nad morze. On kupił wtedy taki balonik z helem i mnie rozśmieszał. Na tym nagraniu właśnie jest" nagrane "moje szczęście, mój śmiech, jego głos. to co było między nami. Wczoraj słuchałam parę razy tego nagrania i za każdym razem po prostu się uśmiechałam. Nie było mi żal nie uroniłam łzy. Po prostu się uśmiechałam. Tak chciałabym właśnie to wszystko zapamiętać... Ja jednak nie chcę być w życiu sama i nie chcę na siłę sobie udowadniać że będę "szczęśliwą singielką" bo prawda jest taka że ja do szczęścia potrzebuje dzielić się moim życiem z kimś, tylko wtedy ma ono jakiś sens dla mnie. Nie wiem czy będzie mi to dane ale potrzebuję tego. Ale nigdy nie chcę już "uzależniać" się na własne życzenie, tak jak Wam opowiadałam. Chciałabym czuć się wartościowa w związku, chciałabym być na tym samym poziomie co partner.
  13. Aneri Dlatego ja coraz bardziej zastanawiam się nad tym. Rozważam to żeby w ogóle się nie spotykać bo tak jak Ty powiedziałaś, nawet jeśli nie jest dobrze ze mną do końca ( choć już o niebo lepiej!!) to w czym on mi może pomóc?? Co może zrobić ? NIC. Dopóki ja sama ze sobą nie poczuje się już zupełnie dobrze, dopóki nie zapomnę, nie stanę na nogi to nikt nie jest mi w stanie pomóc. A ja się po prostu boję że takie spotkanie to niepotrzebne zaburzanie tego procesu. Na początku jak wyjechał było mi strasznie ciężko. Tak jak mówiłam - czułam że dopiero wtedy naprawdę go straciłam. Teraz jestem na takim etapie że już się z tym praktycznie pogodziłam i z tym że jestem sama też, że jego nie ma... Czasami wręcz mam takie wrażenie że to co się nam wydarzyło to był tylko jakiś sen... a teraz znów jest to co było przed tym snem.. czyli taka nicość. Jakbym wróciła do punktu wyjścia. Z tą tylko różnicą, że teraz już nic nie jest takie samo bo poznałam co to cholerna miłość. Tak jak Wam wczoraj mówiłam ja naprawdę chciałabym żeby K. coś zrozumiał po tym wyjeździe żeby może zmienił to swoje podejście. Gdyby tak się stało to i tak byłabym szczęśliwa bo wiedziałabym że w jakimś sensie zmienił się dzięki mnie i to nie to że zmienił się dla mnie .. tylko dla siebie, po to by mógł w końcu być szczęśliwym. Bo ja w głębi duszy wierzę w niego, wierzę że byłam z człowiekiem który był wart tego czym go obdarzyłam. Może to brzmi bardzo górnolotnie ale ja naprawdę tak myślę. Wczoraj w autobusie mówiłam Minimie że boję się właśnie tego że on zadzwoni usłyszę " już jestem, mogę podejchać do Ciebie możemy się spotkać" i boję się właśnie tego że nogi mi zmiękną i że ja po prostu będę chciała go choć na chwilę zobaczyć .. poczuć jego obecność.Tylko że to wszystko jest złudne tak jak mówisz Aneri. Ehh
  14. Ja wiem jak jest ci ciężko. Ale według mnie jeszcze ciężej jest tkwić w takiej nieokreślonej sytuacji. Tym bardziej że on po prostu wykorzystuje Twoje bezinteresowne uczucie. Nie ma żadnych skrupułów by po "cudownym" jak piszesz wieczorze powiedzieć że nic do Ciebie nie czuje i nie poczuje. Czy to jest ktoś wart Twojego uczucia?
  15. Kafeterianko!! Musisz to uciąć jak najszybciej!! Musisz bo inaczej wykończysz się psychicznie! Rozumiem gdyby jeszcze było tak że spotykalibyście się ale on nie okazywałby Ci uczuć, nie prowokował, nie robił nadziei. A tak? Za każdym razem kiedy się spotykacie on po prostu "Cię wykorzystuje" inaczej nie umiem tego nazwać i jeszcze bezczelnie próbuje Ciebie wpędzić w poczucie winy? Ja wiem, że tych trzymasz się tych chwil bo one przypominają Ci o tym jak było między wami i dają nadzieję że nadal mogłoby tak być. Ale on sam mówi Ci okrutnie że nie kocha i nie pokocha. Więc na co liczysz? Odpowiedz sobie sama czy chcesz tak żyć. Czas chyba podjąć bolesną decyzję i raz na zawsze odciąć się od niego. Chyba że chcesz nadal w tym trwać...
  16. No cóż ucichło tutaj. Ja np. po naszym wczorajszym spotkaniu znów zaczęłam myśleć :/ Co gorsza jak wróciłam do domu to miałam ogromną ochotę napisać do niego... nie zrobiłam tego ale strasznie tego chciałam. Ale chyba właśnie wniosek z naszego spotkania jest taki że cokolwiek my byśmy zrobiły to i tak musiałybyśmy mieć pewność że oni też chcą tego... I to jest właśnie tak jak rozmawiałyśmy. Brakuje tego spokoju.... który był zanim się zakochałyśmy. Ja cały czas myślę i mam nadzieję że pewnego dnia moje życie się odmieni. Ale naprawdę wątpię że będę jeszcze tak szczęśliwa jak kiedyś:/
  17. No właśnie też miałam napisać, że coś ucichło .. ale pomyślałam że to może dobry znak. Że lepiej się czujemy bo nie mamy potrzeby pisać. Ja np. z każdym dniem odczuwam coraz mniejszą potrzebę mówienia i pisania o tym, dzielenia się. I to nie dlatego że to wszystko mi "przeszło" ale to dlatego iż czuję jakąś ogólną zmianę w sobie. Dawniej byłam osobą bardzo wylewną, często zwierzałam się mamie, znajomym, "pseudoprzyjaciółkom"... zawsze mówienie komuś przynosiło mi ulgę. Od jakiegoś czasu mam zupełnie odwrotnie. Jak mam jakiś problem to zostawiam go tylko sobie a na zewnątrz udaję że jest ok. Nie mam ochoty o tym z nikim rozmawiać. Może to całe rozstanie spowodowało taką zmianę bo tak jak pisałam zdałam sobie sprawę że na pewne rzeczy w życiu choćbym nie wiem co zrobiła w jakimś sensie i tak nie mam wpływu. K. ostatnio mi nawet napisał że on wyczuwa że jestem jakaś inna i żebym mu powiedziała co się dzieje. Ja mu napisałam początkowo że nic się nie dzieje że wszystko jest w porządku. A on dalej że on mnie zna. Więc napisałam mu otwarcie że ja już z nikim nie rozmawiam o swoich problemach, z nim też nie i że wolę liczyć tylko na siebie i będę się tego trzymać. Po prostu powiem Wam, że mi to wszystko jakoś zobojętniało. Mało mam wiary w to że jeszcze się zakocham, że będę szczęśliwa. Raczej żyje i uczę się przyzwyczajać do tego że życie jest jakie jest :/ A jak tam u Was? Antiochia ? a jak w końcu Wasza historia się potoczyła dalej ?
  18. hej.. codziennnie budzę się z nowymi przemyśleniami. Dziś znów jadę na weekend do szkoły. Ostatnie 2 egzaminy i koniec. Aneri30 Wiesz co? Wiem, że to trudne ale spróbuj pomyśleć o tym wszystkim tak zupełnie na chłodno - Czy naprawdę chciałabyś wrócić do tego człowieka? Z jego wszystkim dołami, huśtawkami emocjonalnymi, z ciągłym poddawaniem Ciebie próbom "ile wytrzymasz". Czy naprawdę naszym szczytem marzeń jest ktoś kto przeżywa ciągły ból istnienia i dopisuje do tego całą teorię że on nie może z nami być i nie wie czego chce ? Czy naprawdę miłość ma być bezinteresownym poświęceniem ? A jeśli tak to czemu tylko z naszej strony? Chyba zasługujemy na coś więcej. Ja wiem, że dla nas wszystkich w każdym z tych facetów było coś wyjątkowego co sprawiło że czujemy się teraz tak a nie inaczej. Ale jednocześnie każdy z nich "pozwolił" na to byśmy teraz cierpiały i płakały i wątpię że "bardzo się tym przejmują". Ja dziś miałam sen. Bardzo "silny" ...byłam nad morzem, poszłam na plażę, był wieczór. Usiadłam, skuliłam głowę między nogami i tak po prostu wsłuchiwałam się a szum fal. Czułam się tak spokojnie, czułam w końcu taką ulgę psychiczną, taki spokój. I nagle usłyszałam głos K. usiadł za mną, objął mnie i oparł się na mnie. JA mówię " ja chcę po prostu odpocząć, nic więcej nie chce" a on "ja i tak wiem że będziemy razem" a ja cały czas tylko powtarzałam że ja nic więcej nie chcę tylko odpocząć i mieć spokój. Dziwne to bo on mi się śni w różnych scenach od paru dni, a przecież ja ostatnio naprawdę staram się w ogóle o nim nie myśleć, staram się zajmować wszystkim byle myśli nie wracały. ALe w tym śnie mówiłam prawdę. Niczego tak teraz nie chcę jak po prostu świętego spokoju i szansy bym mogła właśnie tak odpocząć. Życzę Wam wszystkim miłego weekendu, spokojnego. Pamiątka Jesli miałabym Ci radzić ja bym mu powiedziała że na razie nie chcesz powrotu. Po prostu zbyt już poznałam życie. Nie musisz się bać że ucieknie, ale nie może Cię też przecież stawiać pod murem? Jeśli mu zależy to będzie walczył nawet jeśli powiesz nie.
  19. Aha i wiecie co... Nie wiem czy to będzie duże pocieszenie, ale jakiś czas temu rozmawiałam z bardzo doświadczoną życiowo kobietą. Ona mi powiedziała że według niej to jest tak, że jeżeli coś nam się w życiu przydarza takiego co nas bardzo boli i cierpimy bardzo to jest to dla nas znak że musimy coś w sobie albo w swoim życiu zmienić na lepsze. I ten nasz ból nie nie ma wydźwięku kary. Tylko właśnie takiego znaku - ostrzeżenia. I że jeśli po takim wydarzeniu wejdziemy w głąb siebie i zmienimy coś na lepsze w sobie lub w swoim podejściu do życia to los znów nam odpłaci czymś dobrym. Bo życie to taka sinusoida - ta linia wciąż wygina się w górę i w dół. Ja uważam, że jest coś w tym bo właśnie zazwyczaj po jakiś ciężkich przeżyciach częściej pochylamy się nad samymi sobą, nas swoim zachowaniem, sensem życia. Może warto po prostu wsłuchać się w siebie i zmienić coś na lepsze, wtedy poczujemy się same z sobą lepiej a i może los magicznie odmieni się ? Nie wiem - trzymam się wciąż desperacko nadzieji, że po prostu to wszystko dzieje się "po coś" bo tak bardzo brakuje mi tego stanu kiedy byłam naprawdę szczęśliwa....
  20. Aha i wiecie co... Nie wiem czy to będzie duże pocieszenie, ale jakiś czas temu rozmawiałam z bardzo doświadczoną życiowo kobietą. Ona mi powiedziała że według niej to jest tak, że jeżeli coś nam się w życiu przydarza takiego co nas bardzo boli i cierpimy bardzo to jest to dla nas znak że musimy coś w sobie albo w swoim życiu zmienić na lepsze. I ten nasz ból nie nie ma wydźwięku kary. Tylko właśnie takiego znaku - ostrzeżenia. I że jeśli po takim wydarzeniu wejdziemy w głąb siebie i zmienimy coś na lepsze w sobie lub w swoim podejściu do życia to los znów nam odpłaci czymś dobrym. Bo życie to taka sinusoida - ta linia wciąż wygina się w górę i w dół. Ja uważam, że jest coś w tym bo właśnie zazwyczaj po jakiś ciężkich przeżyciach częściej pochylamy się nad samymi sobą, nas swoim zachowaniem, sensem życia. Może warto po prostu wsłuchać się w siebie i zmienić coś na lepsze, wtedy poczujemy się same z sobą lepiej a i może los magicznie odmieni się ? Nie wiem - trzymam się wciąż desperacko nadzieji, że po prostu to wszystko dzieje się "po coś" bo tak bardzo brakuje mi tego stanu kiedy byłam naprawdę szczęśliwa....
  21. Hej dziewczyny, Ja już sama nie wiem co mam myśleć i pisać tu. Wciąż czuję się podobnie ale na co dzień muszę żyć, muszę udawać. Nie mogę okazywać słabości ani problemów bo raczej nikogo to nie interesuje a poza tym w dzisiejszych czasach nie warto okazywać słabości bo niestety inni to wykorzystują. Dzisiaj w sumie doszłam do wniosku, że wszelkie moje przemyślenia, przypuszczenia są tak naprawdę bezsensowne, bo prawda jest taka że na niewiele rzeczy w życiu mam wpływ a już na pewno nie na to czy będę miała szansę kochać prawdziwie, na zawsze. Liczę się z tym że może już nigdy nie będę tak szczęśliwa, może zawsze będę żyć tylko wspomnieniami a w głębi pozostanę bardzo samotną osobą - ale z drugiej strony tli się we mnie jeszcze ten cień nadzieji że jeszcze kiedyś będę się czuła tak jak kiedyś było mi dane się czuć. Sama przekonałam się że życie w różne strony czasami potrafi się zmienić z dnia na dzień. Tylko wiem, że jest to trochę takie " czekanie na cud" a kiedy cud nie nadchodzi z każdym dniem człowiek czuje się coraz bardziej sfrustrowany i zniechęcony. Wierzę że każdemu jest coś pisane i choćby pięć razy uciekał od tego to i tak wróci. Ktoś może mówić że nadzieja matką głupich ale mi ta nadzieja pozwala przetrwać każdy dzień - że teraz jest jak jest, ale może przez jakiś czas musi tak być żeby w końcu coś kiedyś odmieniło się na lepsze. Jedno z czego bardzo się cieszę po tym wszystkim co się stało, że ja zmieniłam swoje podejście do życia, do związków. Patrzę teraz na to trochę innymi kategoriami. I nie chcę tego zmieniać. Teraz dla mnie będą się liczyły "konkrety" i koniec owijania w bawełnę. Jeśli ktoś będzie się ze mną spotykał to ja chcę widzieć że mu zależy. NIe będą wchodziły w grę "2 tyg ciszy bo byłem u wujka gdzieś tam i nie było zasięgu" albo " nie wiem czego chcę od życia, nie wiem czy chcę z Tobą być ble ble ble..." . Liczy się szczerość i uczciwość tylko na takich podstawach da się zbudować coś sensownego. Niedojrzałym, zagubionym, szukającym darmowej terapeutki i kochanki w jednym mówię zdecydowane - SPADAJCIE!
  22. Boję się... strasznie się boję że nigdy nie będzie juz mi dane pokochać nikogo jak jego i że będę musiała posłuchać rozsądku i być z kimś byle być...
  23. Boję się... strasznie się boję że nigdy nie będzie juz mi dane pokochać nikogo jak jego i że będę musiała posłuchać rozsądku i być z kimś byle być...
  24. powiem tak Ja go kocham, to pewne. ALe to moje uczucie przez ten czas po rozstaniu też jakoś tak ewoluowało bo i ja sama się też zmieniłam. Chodzi o to że nie potrzebuję już jego tak jak mi się wydawało i tak jak kiedyś potrzebowałam. Martwię się o niego, często o nim myślę, modlę się, ale np, nie mam już potrzeby żeby odzywał się do mnie codziennie a jak byłam z nim to nie mogłam wytrzymać jak nie pisał nie dzwonił, teraz spokojnie potrafię wytrzymać tydzień "bez niego" ale z drugiej strony kiedy już dłużej się nie odzywa to czuję się źle, od razu czegoś mi brakuje, myślę, tęsknię... Czasami sama siebie pytam czy ja go kocham? I w sumie nie wiem. Wiem po prostu że jak zadzwoni czuję się spokojniejsza i z tym spokojem mogę sobie żyć parę następnych dni. Ja chyba nie potrafiłabym być jego przyjaciółką, a to przez to że po prostu jak się z nim spotykam to ja zawsze czuję coś takiego,,, nie wiem jak to określić.. takie napięcie.. taką chęć by przypadkiem dotknąć go.. by poczuć jego zapach. Myślę że gdybym czuła totalną obojętność mogłabym zostać jego przyjaciółką, ale on zawsze wywołuje we mnie to uczucie. Zdaję sobie sprawę że między nami już nigdy nie będzie tego co na początku, co więcej zdaję sobie sprawę że między nami nigdy już nic nie będzie a to że on się odzywa to raczej próba udowodnienia mi że mimo wszystko nie byłam mu obojętna co nie znaczy że coś jeszcze czuje do mnie. Ja to tak widzę. Tzn sama nie wiem jak widzę bo szczerze naprawdę o tym nie myślę.Jak przyjdzie mi się zastanawiać co zrobić to wtedy będę się martwić. Na razie żadnej propozycji spotkania nie ma, ani tym bardziej powrotu. Ale jeżeli pytasz o to czy np. gdyby zaproponował spotkanie i powiedział na nim że chce powrotu to ja zdecydowanie powiedziałabym nie. Bo taka deklaracja z jego strony już po prostu nic dla mnie nie znaczy. Za tydzień albo dwa byłoby pewnie motanie i znów wątpliwości. Ja musiałabym zobaczyć po jego czynach, zachowaniu że on się zmienił że wie czego chce. Minęło pół roku od rozstania a 2 miesiące od czasu jak się ostatni raz widzieliśmy. Wszystko mogło się zmienić. Nasz kontakt z każdym dniem odkąd wyjechał się ograniczył. Ja nigdy nie pisalam jako pierwsza, raz tylko zadzwoniłam tak jak pisałam a tak to zawsze on. Może to też jakiś znak że on już coraz mniej mnie potrzebuje?.. Może to wszystko umiera śmiercią naturalną ? Nie wiem. Nic nie wiem.
  25. Hej dziewczyny, Czytam wasze wypowiedzi i tak jakoś mi smutno. Smutno, że coś co było piękne i co dało nam szczęście znika i pozostawia taką wyrwę która nie może się zagoić. Co do K. tak jak pisałam ostatniej rozmowy z nim nie pamiętam dokładnie. Powiedział tylko że za dwa tygodnie "wraca do Polski" ale nie wiem czy w sensie że wraca na jakiś czas, czy wraca bo nie chce już tam być. On tam pojechał bo miał problemy finansowe. Tak jak pisałam rozłączyło nas nagle, wiec tzn. że on juz nie ma nic na koncie. Z nim to nic pewnego może być tak że spotkanie ze mną będzie pierwszą rzeczą którą zrobi kiedy wróci a może być tak że nie będzie chciał już komplikować tego i spotkania nie będzie. W sumie ja uważam że trzeba to naprawdę przemyśleć bo ja znam siebie i wiem że takie spotkanie mogłoby poruszyć wszystkie moje uczucia. Poza tym ja wiem że on się też może bać że kiedy mnie spotka to wszystko wróci i będzie miał znów mętlik. A tak przynajmniej minęło już trochę czasu i pewnie oboje wymazujemy powoli to wszystko z pamięci. Sama nie wiem co będzie i jak to będzie.Niczego się nie spodziewam bo wiem że to dziwna sytuacja. Z drugiej strony jednak zastanawia mnie czemu wraca. Nie wiem ale powiem wam że staram się właśnie nie myśleć o tym. Jestem chyba na "dalszym" etapie. To mnie atakuje samo. Ale ja sama z siebie staram się robić wszystko by właśnie nie analizować bo najzwyczajniej nic mi to nie daje. Wiem, że i tak nie wymyślę co w jego w głowie siedzi. Na tyle na ile go znam mogę się tylko domyślać. Żałuję że tak mało pamiętam z tej rozmowy - najbardziej po prostu jego głos...
×