drożdżyk
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez drożdżyk
-
Według mnie nie przeżywają tego tak bo to po prostu faceci i to jestem w stanie zrozumieć. Nie znam raczej faceta (prawdziwego) który miesiącami rozpamiętuje swoje niepowodzenie życiowe. Coś się dzieje, nie jest fajnie, ale trzeba iść do przodu. Oni właśnie tak myślą i może dzięki temu właśnie w takich sprawach radzą sobie psychicznie lepiej. Aneri ja myślę że odpowiedziałby Ci po prostu " jesteś cudowną dziewczyną, ale akurat nam nie wyszło, z kimś innym na pewno będziesz kiedyś szczęśliwa bo jesteś tego warta" to jeden ze standardowych tekstów. Zresztą to co oni mówią o miłości trzeba przez 3 dzielić. ...Faceci wyrażają swoje uczucie przez czyny - ja zawsze będę się tego trzymać. Strasznie mi przykro, że płaczesz. Ja czasem jeszcze też. Po prostu to wszystko w nas siedzi i dopóki ostatnia potrzebna łza nie będzie wylana to to z nas nie "zejdzie", dlatego ja nie tłumię tego płaczu. Staram się by nikt nie widział. I jest mi lepiej po chwili. Zauważyłam, że ten płacz często przychodzi po paru dniach kiedy na pozór czuję się lepiej. Dziwne to wszystko. Aneri mówię Ci. Nie zaglądaj wciąż na tą jego stronę. Zadręczasz się i dodajesz sobie bólu. A jeśli już chcesz zaglądać to zmień podejście. To nie jest przeciwko Tobie wymierzone (a jeżeli tak to niski poziom by on prezentował), to jest wymierzone w jego męskie ego które musi być pogłaskane po rozstaniu i jeśli znajdzie to w kontakcie z przypadkowymi dziewczynami to niech szuka, po czasie mu się to znudzi. Bo sam stwierdzi że to nic nie daje. Nie znajdzie tam miłości bo on jej chyba nie szuka, gdyby jej szukał to by nie odszedł. On na razie szuka uznania, dziewczyny która wciąż będzie wysłuchiwać jaki to świat jest straszny a mimo to widzieć w nim silnego mężczyznę. Dziecinada.
-
ja np. jestem w stanie uwierzyć że człowiek może zmienić swoje podejście do pewnych spraw, ale jego charakter chyba jednak pozostaje taki sam. Chodzi mi tutaj o Twojego F. i Twoje zadręczanie się że dla kogoś innego będzie lepszy. Otóż nie będzie - będzie taki sam, bo to nadal on, ten sam którego Ty tak dobrze poznałaś. Te jego doły i zachwiania może zmienić tylko on sam jeśli będzie tego chciał i będzie nad tym pracował - żadna kobieta tego nie dokona a już na pewno nie kobieta która obdarzy go bezgraniczną miłością bo wtedy on będzie bezkarny. Ja nadal uważam że z naszymi facetami było jednak coś nie tak a nie z nami. Owszem popełniałyśmy może jakieś błędy, ale to normalne. Oni natomiast po prostu zachowywali się i zachowują niedojrzale i Aneri wiem jedno - my w tym momencie nie mamy ŻADNEGO wpływu na ich myślenie i zachowanie. Nie możemy NIC zrobić bo cała rzecz tkwi właśnie w tym, że to ONi muszą sobie zdać sprawę czego tak naprawdę chcą. I proszę CIę nie zadręczaj się tym że szuka innych. Pomyśl sobie tak - a niech szuka, jeśli znajdzie "lepszą" to niech ona sobie go weźmie bo Ty już takiego faceta nie chcesz. Taka jest prawda. Ja cały czas jednak staram się właśnie podnosić swoją samoocene i powtarzać sobie że naprawdę ciężko mu będzie znaleźć kogoś po tym co mieliśmy. Nie mówię że nie znajdzie ładniejszej dziewczyny - na pewno znalazłby sobie setkę ładniejszych, może nawet bardziej otwartych, pewnych siebie, ale to nie jest wszystko - bo to nie będę nigdy ja. Tak samo jak każdy inny facet może być super partią ale to nie będzie nigdy K. To działa w dwie strony. Ja już jestem chyba na typ etapie po rozstaniu że mało tak naprawdę czuje, coraz więcej obojętności. Bolą mnie wspomnienia, stracone chwile, upływający czas który mógłby być piękny a nie jest. Chyba to mnie boli najbardziej. Gdzieś na dnie duszy jest mi najzwyczajniej przykro że on to po prostu przekreślił. Czuję że ten żar miłości którego tak wiele miałam w sobie przelałam cały na niego i już dla nikogo innego nie zostało. Po prostu czuję - NIC. Czasami mam wręcz takie uczucie jakbym zatoczyła koło. Jakbym wróciła do punktu wyjścia, "sprzed K." kiedy również prawie codziennie zastanawiałam się co jest nie tak, że nie mogę być najzwyczajniej szczęśliwa. Jakby to wszystko to byl tylko sen.ehhh......
-
hej, Tak to prawda -sesja jest intensywna. W piątek prosto po pracy poszłam na pociąg i do szkoły w szkole codziennie prawie do 20. Po weekendzie wczoraj wróciłam poszłam na głosowanie, kąpiel i o 21 już leżałam w łóżku. Leżąc doliczyłam się że 10 dzień K. mijał właśnie wczoraj. Wcześniej wydawało mi się że w sobotę. No i leżąc tak wciąż zastanawiałam się czemu się nie odzywa. Do niczego nie doszłam oczywiście, więc odcięłam się od tych myśli bo zaczęły niestety miłe wspomnienia wracać. Zasnęłam. budzi mnie telefon - patrzę on. Odebrałam. Niestety zawsze tak mam że jeżeli ktoś dzwoni wybudzając mnie ze snu to ja później niewiele z tej rozmowy pamiętam bo od razu z powrotem zasypiam wiem tylko że powiedział że ma mało na koncie i za chwilę go rozłączy i że za dwa tygodnie wraca do Polski ale nie wiem czy na stałe czy tylko na trochę. Nie pamiętam za bardzo o czym jeszcze mówiliśmy i co. Ja tak po prostu mam. Rano spojrzałam że rozmowa trwała 10 min więc coś tam na pewno więcej było ale co to nie wiem. Jeżeli wraca dlatego że nie jest tam szczęśliwy to ja się nie dziwię. Ja mu przed jego wyjazdem napisałam że mu to nie pomoże, bo nie ważne gdzie się jest bo wszędzie można być tak samo szczęśliwym jak nieszczęśliwym. W sumie sama jestem ciekawa co tak jeszcze powiedział ale nic... Mój weekend był tragiczny. Wszędzie - w tramwaju, w szkole, zawieszałam się i miałam myśli w stylu - Jak to wszystko mogło się stać, przecież to było to... kim ja byłam, kim jestem? Milion pytań dręczących mnie w każdej chwili. I wiecie co? to nie chodzi o to ze on był jakimś ideałem, oczywiście że nie był miał pełno paskudnych wad, denerwujących, czasami nie zniesienia.Ale jak był on moje życie było inne, po prostu inne. Czułam się przy nim swobodnie, nic nie musiałam udawać. Znał wszystkie moje lęki moje słabości. Przy nim przełamałam wiele swoich kompleksów dotyczących mojego ciała, nie musiałam się niczego wstydzić, wszystko było takie ..... takie naturalne. Boję się po prostu tego że przy nikim innym już nie będę mogła być sobą i okazywać tego co naprawdę myślę i czuję. Ja jestem bardzo wrażliwą osobą, łatwo się poddaję, dlatego wiele w życiu cierpię. Mimo to mam jednak w sobie tą drugą część która sprawia że jestem uparta i "dumna" i jeśli ktoś naprawdę mnie zrani to potrafię być zimna i zamknięta. Przed nim otworzyłam całą siebie, znał moje najgłębsze myśli i lęki, znał tą bardzo słabą cześć i tą mocną. Choć na co dzień staram się pokazywać tylko tą mocną. Nie wiem jak to wytłumaczyć ale ja po prostu byłam z nim naprawdę blisko ale w sensie takim duchowym. I ja tą jego obecność we mnie wciąż czuję. Ciężko to opisać o co mi chodzi. Po prostu nawet jeśli pewnego dnia on będzie miał żonę i dzieci a ja może kogoś u boku to i tak wiem że on będzie we mnie już na zawsze i to mnie w sumie przeraża. Przeraża mnie też te że na tą chwilę czuję w sobie taki deficyt uczuć, taką bezuczuciowość, chłód. Łapię się na tym że czasem spoglądam na facetów ale myślę o nich raczej tak fizycznie,że ma fajny tyłek albo ładne oczy ale nie mam w ogóle myślenia - z takim facetem fajnie byłoby być. Tak jakbym traktowała facetów przedmiotowo czego nigdy nie robiłam.
-
hej dziewczynki, Jak wam mijają te upalne dni?Ja właśnie dziś wróciłam ze szkoły. Jeszcze tylko jeden zjazd i koniec - wakacje. Mam nadzieję, że może jednak uda mi się gdzieś wyjechać odpocząć, chociaż na parę dni. Chciałabym by w końcu nadeszły lepsze dni. Dziś i wam tego życzę.
-
Idealizowałaś bo kochałaś,nie masz się za co obwiniać, nie bez powodu mówi się, że serce jest ślepe. Nie widzi czasem tego co rozum. Ale na tym polega życie, że o pewnych rzeczach przekonujemy się dopiero po fakcie i dopiero po czasie widzimy pewne rzeczy z innej perspektywy i choćby nas ktoś 100 razy wcześniej uprzedzał to i tak jak małe dziecko musimy posmakować na własnej skórze żeby zrozumieć.
-
zreszta kazdy robi co chce ;-)
-
zal czytac Oczywiscie.Przeciez wiadomo że robie rozne rzeczy jesli moge i mam czas i mozliwosc. Przeciez na dobra sprawe zycie musi toczyc sie dalej. Pracuje, studiuje, mam pewne obowiazki ale tez i czas dla siebie i mozliwosc robienia roznych rzeczy, ale tak jak zaznaczylam mnie pisanie tu pomaga i jesli moge komus innemu pomoc to tez sie z tego ciesze. Dla mnie to nie jest duszenie sie w sosiku, bo ja im wiecej o tym mowie i pisze to tak naprawde czuje jakbym pozbywala się tego całego cięzaru z siebie i to mi sprawia ulge. Idac za Twoim tropem jesli to takie zle to niech zlikwiduja grupy AA i inne tego typu rzeczy gdzie wszystko opiera sie wlasnie na wsparciu i spojrzeniu na problem z perspektywy innych.
-
zal czytac na pewno nie czytalas calego watku ale nie kazdy ma taka mozliwosc zeby do kogos zadzwonic wyjsc gdzies, ja np. nie mam i to nie dlatego ze sie zamknelam i zyje tylko tym co sie stalo tylko ze takie sa fakty i tak akurat teraz moje zycie wyglada. Poza tym kazdy ma swoj sposob na to by przejsc przez to wszystko. historie sa podobne ale tak naprawde kazda jest inna i kazdy radzi sobie jak moze. Mnie np, pomaga pisanie i czytanie innych wypowiedzi bo kazdy ma cos do powiedzenia i czesto dla mnie te wypowiedzi sa zbawienne. Uszanuj to ze kazdy inaczej radzi sobie z problemami. Nikt nas nie zmusza zebysmy tu pisaly i pewnie przyjdzie taki dzien ze przestaniemy.
-
Ja mam jedynie nadzieję że jednak to wszystko co nas spotyka ma jakiś ukryty sens. Za oknem właśnie zaczął padać deszcz. Letni deszcz... Może któregoś dnia będziemy mogły sobie powiedzieć "aha teraz już wiem że tak musiało być i po co to się stało" i będziemy się śmiać z tego. Tego bym nam wszystkim życzyła bo każdy zasługuje na szczęście. Ja sobie i Wam teraz najbardziej życzę tego by pewnego dnia znów zasypiać spokojnie bez tego ciężaru myśli i wspomnień.
-
tak masz rację pewnie by się poprawił, ale masz też rację że to wszystko jest złudne bo działa tak jak ten bukiet który dostała pamiątka. Chwila uniesienia, ta myśl że on nadal myśli ... Ja wiem.. oszukiwanie samej siebie, tylko wiesz nie wiem dlaczego pomimo tego wszystkiego o czym piszesz że może już teraz ten wyjazd go zmienił może właśnie poznał kogoś a mimo to we mnie nadal tli się taka myśl że ja wierzę w niego jako człowieka z którym kiedyś byłam i który wcześniej mnie nie zawiódł. I ta nadzieja nie wiem co mi daje, ale to tak jakbym była GO pewna, kurcze no nie wiem jak to opisać i może się to wydawać absurdalne w perspektywie np. tego że teraz spędza wieczór z jakąś dziewczyna i nie myśli już o tym "co zostawił tutaj"... cieżko mi to naprawdę opisać. Ja czasami nawet miałam nadzieję że ten wyjazd właśnie coś w nim zmieni na lepsze, ale z tego co piszesz rzeczywistość bywa różna. I chyba nic nie wymyśle i zaastanawianie się nad tym nie ma sensu. Nie ma też chyba sensu żebym ja się odzywała... choć i to dzisiaj przeszło mi przez głowę. Chyba tak jak napisałaś gorsza od samotności jest tylko bylejakość - to jest chyba cała prawda o tym co tu od paru postów rozważamy....
-
moim zdaniem jest też tak, że jeżeli się schodzi to trzeba się troszkę zmienić i zmienić też podejście. Anitochia a nie myślałaś po prostu że jeżeli on powiedział że gdzieś tam jedzie, pokazać że ok. Mogłaś powiedzieć np. no cóż troche mi przykro bo umówiles sie ze mna a teraz zmieniasz plany ale nie sprowadzac tego od razu do powodu rozstania tylko poprosic zeby na przyszlosc planowal troszke inaczej. Ja nie bronie tu nikogo ale wedlug mnie np. w moim przypadku wiele razy moglam po prostu odpuscic bo faceci po prostu do pewnych rzeczy z natury nie przywiazuja tak wagi jak my.
-
No cóż odzywa się. W sumie u nas to było troszkę inaczej. Opisywałam tutaj na raty całą naszą historię, ale ogólnie nasze rozstanie nie przebiegło w atmosferze jakiejś traumy, tzn nie było zdrady, nie było jakiegoś jednego tragicznego wydarzenia które by o nim zaważyło. Obydwoje popełnialiśmy błędy i w sumie do dziś jakby mnie ktoś zapytał dlaczego się rozstaliśmy to nie potrafiłabym udzielić konkretnej odpowiedzi. On miał własny biznes ale ten biznes zaczął się sypać i on coraz częściej mówił o wyjeździe. Ja powtarzałam że ja na pewno póki co nie mogę wyjechać bo studia są dla mnie ważne( jestem dopiero na Inszym roku magisterki) Kiedy było już naprawdę cienko narastały różne spięcia między nami bo np. on miał doła przez swoje problemy finansowe a ja miałam doła i byłam podenerwowana czymś tam innym. No i wiadomo proste nieporozumienia i niedogadania urastały do cichych dni i do tego że zaczęliśmy się oddalać od siebie. Któregoś dnia tak się pokłóciliśmy że na koniec tej kłótni oboje już na spokojnie stwierdziliśmy że coś jest nie tak, że musimy odpocząć od siebie. Ja wtedy wyjechałam na weekend do szkoły. Po weekendzie umówiliśmy się na spotkanie i wtedy powiedział mi że to nie ma sensu. Że coś się popsuło między nami i chyba już nie jest tak jak było kiedyś. Że on sam przyznaje, że nie wie czego chce a nie chce brnąć dalej i zwodzić mnie bo np. o małżeństwie nie myśli póki co a zdaje sobie sprawę że ja jako kobieta mam inne podejście. Ja przyjęłam to ze spokojem. W zasadzie to nie powiedziałam nic. Powiedziałam coś w stylu „ aha rozumiem wzięłam kurtkę i wyszłam. Dopiero później dotarło do mnie co się stało. Od tego naszego rozstania on cały czas się odzywał. Może to śmieszne ale stworzyłam nawet zasadę 10 dni K. tzn. nigdy po rozstaniu nie milczał dłużej niż 10 dni. Przez ten czas spotkałam się z nim parę razy. Nigdy nie rozmawialiśmy bezpośrednio o nas .. zawsze jakoś w półsłówkach. Na spotkaniu zaraz przed jego wyjazdem powiedział mi że on już od dłuższego czasu wiedział że na pewno wyjedzie, nie mówił mi o tym kiedy byliśmy razem bo nie chciał żebym się smuciła i płakała, ale on wiedział że będzie do tego zmuszony przez życie i dlatego on woli być sam bo on nie wie co tak naprawdę go czeka i woli nikogo tym nie obciążać i że on nie byłby mi w stanie zaoferować stabilizacji bo on sam jeszcze nie wie czego chce od życia i jak nim pokieruje. Taka była jego wersja. Oczywiście nie wytrzymałam (czego bardzo żałuję) i popłakałam się na tym spotkaniu, powiedziałam że kiedyś mi powiedział że byłby idiotą gdyby mnie stracił a on mi wtedy powiedział że on mnie tak naprawdę nigdy nie zostawił i że jak wyjedzie i coś się będzie działo to on wsiądzie w auto i przyjedzie. No cóż ale to były zdaje się tylko słowa. Przez pierwszy miesiąc odzywał się codziennie, dzwonił pisał, wysłał mi nawet jakieś pierwsze zarobione pieniądze. Jedno zastrzeżenie jest takie że od czasu jego wyjazdu ja NIGDY nie napisałam do niego pierwsza. Raz tylko zaraz po tym jak wyjechał zadzwoniłam ale tego nie żałuje bo miałam wtedy tragicznego doła a rozmowa z nim bardzo mi wtedy pomogła. Także ja nigdy nie pisałam. On mi niedawno napisał żebym pisała też czasem „co u mnie i jak sobie radzę bo on nie zawsze ma głowę i czas żeby pisać. Ale ja nadal nic nie pisałam pierwsza. No i cóż teraz odzywa się może raz na 5-7 dni. Od paru dni mam właśnie taki dziwne przeczucie że już się nie odezwie, że coś się stało. Może stąd ten mój stan. Myślę, że po prostu albo ułożył sobie życie, poznał ludzi, pewnie jakąś dziewczynę. Albo po prostu zapomina i nie potrzebuje tego kontaktu. Wiem jedno ja już nie mam na to żadnego wpływu. Dlatego poza bólem tego że go kocham to ja nie czuję jakiegoś ogólnego bólu że on mi zrobił jakąś krzywdę bo nie zrobił, podwójnie brakuje mi go właśnie dlatego że mnie nigdy nie zawiódł i poza tym że był moim chłopakiem był przede wszystkim moim przyjacielem.Tak wygląda ogólnie moja sytuacja. Przepraszam za długość, jeżeli w ogóle przez to przebrniecie ale chciałam jasno nakreślić moją sytuację.
-
Dziewczyny Ja tu zaglądam w przerwach pisania miliona prac do szkoły, a podobno studia magisterskie miały być "luźne" i "z górki"... Ja też jestem w szoku!! i też jestem wściekła bo po prostu ręce opadają jak się takie coś czyta. I najgorsze jest chyba to, że wspólny mianownik dla tego wszystkiego jest właśnie taki, że po takich różnych doświadczeniach zadajemy sobie pytanie - Kim był człowiek którego kochałam, gdzie podział się ten w którym się zakochałam, kto to właściwie jest? Bo to wszystko jest tak absurdalne, że czasami naprawdę nie można tego wszystkiego pojąć i ogarnąć! Chmurko życzę Ci dużo siły, mam nadzieję że mimo wszystko to co się stało jakoś Cię wzmocni i uodporni i uczuli na przyszłość. Aneri Ja myślę że zbyt surowo siebie oceniasz. I wierz mi, że to naprawdę nie jest tak że teraz kogoś pozna i będzie dla tej kobiety cudowny i będzie ją traktował lepiej od Ciebie. Sama napisałaś, że natura ludzka się nie zmienia, a skoro się nie zmienia to on też nie będzie inny. Może na początku tak jak z Tobą, ale w końcu jego prawdziwe JA znów da o sobie znać tylko z taką różnicą, że mało kto będzie w stanie znieść te jego doły i zachwiania, tak jak Ty zakochana w nim bezinteresownie to znosiłaś. Więc to nie jest tak, że teraz nagle się zmieni dla kogoś innego skoro nie potrafił zmienić siebie i pracować nad sobą mając u boku kogoś kto darzył go szczerym uczuciem. Ludzie nie zmieniają się pod wpływem innych ludzi ale pod wpływem doświadczeń życiowych. Jeżeli on po tym co przeszliście nie zrozumiał, że warto pracować nad tym żeby było lepiej to nie ma szansy żeby teraz to nagle zrozumiał i zmienił siebie w zadowolonego z życia, czerpiącego radość ze związku faceta! Nie wierz w to i nie zadręczaj się. To co teraz widzisz to poza, gra - faceci potrafią to doskonale jak same widzimy na przykładach. A na sprawę seksu powinnaś spojrzeć z drugiej perspektywy - Twojej. To on był do dupy skoro nie potrafił Cię odpowiednio często zaspokoić i to on powinien się zastanowić nad tym a nie Ty. Z Tobą jest wszystko w porządku, miałaś ochotę na seks, nie raz sama go inicjowałaś więc nie rozumiem czemu się tak obarczasz. W tych naszych wypowiedziach widzę właśnie wciąż wiele obwiniania się - dziewczyny chyba czas spojrzeć na to tak jak naprawdę było. My się starałyśmy, kochałyśmy - to oni spieprzyli sprawę i to grubo. My teraz cierpimy ale tak naprawdę nie mamy już na nic wpływu. To oni podjęli decyzję. Ja od godziny w kółko słucham jednej piosenki Kasi Cerekwickiej - Siłaczka polecam http://www.youtube.com/watch?v=zAUoXf1N3u0
-
Hej wam Ja też myślałam o wizycie u psychologa. Ale ja nie chcę tyle cięzkich rzecz już zdążyłam doświadczyć w swoim życiu i zawsze dawałam sobie radę. Fakt, że teraz jest chyba najgorzej ale ja po prostu nie chcę tego wszystkiego opowiadać bo tak naprawdę spodziewam się co usłyszę, że skoro ktoś mnie zostawił to znaczy że nie kochał a ja muszę żyć dalej. Mimo całej terapii to będzie całe sedno a ja to wiem.. wiem że powinnam żyć dalej i że świat się nie kończy, ale nie zmienia to stanu który czuję. Dziś obserwując koleżanki z pracy zrozumiałam że to czego mi brakuje to taka normalność, poczucie że na czymś bazuję coś mam... Jak jedna z nich dzwoniła do męża to tak czule się do niego zwracała choć mają już za sobą pewien staż, umawiali się że po nią przyjedzie. Ja wtedy poczułam że mi właśnie takiej normalności brakuje. Pracuję, uczę się, ale wracam do domu i zastanawiam się po co to wszystko skoro nie mogę się z tym nikim dzielić, skoro tak naprawdę nikogo to nie obchodzi. Ja po rozstaniu przeczytałam wiele artykułów i książek psychologicznych i uwierzcie mi że teoretycznie wiem co powinnam zrobić. I ja bardzo chętnie bym się poczuła lepiej ale to jest jakby silniejsze ode mnie. Po prostu jestem bardzo samotna a ja tak nie potrafię. Pamiątka Ja również zgadzam się z Aneri że niestety ten bukiet to raczej jego próba ugaszenia własnego poczucia winy. Próba namieszania Ci w głowie. Faceci są cwani. Ja myślę że on po prostu doskonale wiedział jak się poczujesz jak zobaczysz ten bukiecik. Poczułaś pewnie taki promyczek szczęścia jakby na Ciebie spływał. Aneri Podzwiam Cię. Masz w sobie tyle dystansu choć przecież cierpisz tak samo. Wiecie co... ja po prostu chciałabym poczuć taki wewnętrzny spokój, taką harmonię. Nie myśleć już o K. żyć sobie swoim życiem, tylko nie czuć tego co czuję teraz. Najgorsze i najdziwniejsze jest to... że teraz czuję się gorzej niż np. miesiąc dwa po rozstaniu, może to dlatego że on wyjechał i straciłam go już na dobre.
-
hej dziewczyny, Ja czuję się fatalnie. Czuję jakbym przegrała walkę z tym wszystkim, z tymi uczuciami które mną targają. Jestem jak duch, cień człowieka. Nie chce mi się jeść, nie chce mi się nawet gadać. Kładę się wcześnie spać żeby dzień jak najszybciej się kończył...Chciałabym wierzyć, że to cierpienie ma jakiś głębszy sens i cel.. ale póki co ciężko mi w uwierzyć. Aneri pisała tu o tym co ja też dokładnie odczuwam. Strach przed zapomnieniem. Boimy się zapomnieć i stracić zupełnie to co nam zostało, boimy się bo to jakby umniejsza cały sens tego uczucia. Ja jednak przez to co ostatnio przechodzę do wniosku, że chyba lepiej jest zapomnieć. Nie mówię że to się "da po prostu zrobić" ale jeśli to następuje to nie hamować tego. Wczoraj był pierwszy dzień kiedy nie płakałam przed snem. Pomyślałam sobie w duszy że chyba na tym polega życie, że trzeba pogodzić się z pewnymi faktami, przyjąć to co daje nam los. Jeżeli chodzi o portale randkowe a przynajmniej ten o którym ja myślę to Aneri niepotrzebnie się tak przejmujesz. Życzę mu powodzenia w szukaniu tam "kogokolwiek" a już na pewno nie miłości jego życia. Ja też próbowałam kiedyś i KAŻDY którego tam poznałam na koniec i tak okazywał się dupkiem. A on... no cóż chyba jest też w tym trochę racji że to taka próba zagłuszenia tego co w głowie. Tak jak tu kiedyś pisałam, mężczyźni nie przejmują się tak jak my inaczej podchodzą do kwestii rozstania. Ostatnie dni mnie załamały... czuję się strasznie i nie wiem już co robić...
-
Wiesz, Jest mi ciężko bez znajomych, bez takiej prawdziwej przyjaciółki od serca, którą kiedyś zresztą miałam i wydawało mi się że to przyjaźń na dobre i na złe. Ale z drugiej strony mam takie myślenie, że skoro ich teraz przy mnie nie ma to co to za przyjaciele? Żadni. Co to za przyjaciele, którzy odzywają się do mnie tylko wtedy jak czegoś potrzebują albo nie mają już nikogo innego.Jeśli tak jest to naprawdę nie szkoda mi takich "przyjaciół". Tak samo jest z facetami. Czasami sobie myślę, że nie powinnam tęsknić za K. że nie powinnam myśleć o nim, przejmować się jak mu się w życiu wiedzie, właśnie dlatego że mnie zostawił. Czasami mam wrażenie że jestem wciąż "zbyt" wyrozumiała, zapominam o wszystkich łzach jakie wypłakałam po rozstaniu, o tym jak bardzo mnie tym zranił, o tym że zostawił mnie w tej beznadzieji mimo, że wiedział jak bardzo go kocham i jak bardzo będę po tym wszystkim cierpieć. Dla mnie to teraz tak wygląda, że on poszedł na łatwiznę, wyjechał, na pewno szybko zapomni, ułoży sobie nowe życie tam i będzie sobie żył jakgdyby nigdy nic, a we mnie ta rana na zawsze zostanie. Dlatego wciąż uważam, że w moim przypadku miałam do czynienia z egoistą który może i mnie kochał, ale koniec końcem myślał tylko o sobie i za to będę miała zawsze do niego żal. Najbardziej właśnie dołuje mnie to że przez okno swojego mieszkania widzę wieczorami spacerujące grupki ( w końcu zaczęły się wakacje) a ja jak stara babcia siedzę w domu... żałosne to jest...
-
Ja przez parę dni trzymałam się dobrze,wręcz doskonale. Dziś znów obudziłam się z jakimś dołem. Na dworze piękna pogoda, powinnam teraz przeżywać najpiękniejsze chwile życia a jest ..... nijak ...pusto.Jak patrzę na innych ludzi to wydaje mi się że oni żyją pełnią życia, mają znajomych spotykają się na grilla, jeżdżą na wakacje, na imprezy. Ja jestem w tej chwili sama i tylko sama ze sobą spędzam czas. To jest przytłaczające... Chmurka Strasznie Ci współczuję tej całej sytuacji. Nie wygląda to dobrze. Jeśli miałabym CI cokolwiek poradzić to na spotkaniu zachowaj spokój i opanowanie. Cokolwiek się stanie nie daj się sprowokować do płaczu i nie proś o nic. Wolałabym żebyś jednak wróciła i powiedziała że porozmawialiście i daliście sobie szansę. Życzę Ci tego z całego serca.
-
Nie musisz się z tego otrząsać bo to absolutnie nie odbiera mi kobiecości. Kiedyś kolega powiedział mi, że jeżeli mężczyzna z którym się jest sprawia, że kobieta czuje się gorsza lub nieatrakcyjna to nie warto z taką osobą być. Pod tym względem ja np.o K. nie mogę powiedzieć źle. Ja mam dużo kompleksów a on mnie raczej starał się z nich wyleczyć. Zawsze miałam kompleks na punkcie piersi a to od tego momentu jak kiedyś mi pokazywał zdjęcia i zobaczyłam jego byłą i jej ogrroooomne "oczy". Od tamtego czasu cały czas miałam przeświadczenie, że ja z moim biustem przy niej to marnota. Pamiętam że kiedy się kochaliśmy to nie chciałam zdejmować stanika bo się po prostu wstydziłam. Ale on mnie z tego wyleczył, i to jest między innymi to za co będę mu wdzięczna. Jako mężczyzna dawał mi odczuć, że jestem dla niego atrakcyjna że lubi moje ciało to mnie bardzo z nim zbliżyło. Może to jest śmieszne ale ja przez długi czas się go najzwyczajniej wstydziłam. Jeżeli chodzi o seks to ja się zgadzam że są faceci dla których to nie jest najwazniejsze. Nie mówię że nie jest ważne, każdy ma jakieś potrzeby ale np. K. mi kiedyś powiedział że dla mężczyzny seks to jednak tylko rozładowanie jakiegoś napięcia ( wiadomo jakiego ;) że to rodzaj "sportu", oni tak bardzo emocjonalnie nie podchodzą do tego. Ale z drugiej strony mężczyzna musi mieć "ochotę" i dziewczyna musi go pociągać jeśli tego nie ma to nic nie wyjdzie.. mężczyźni czasami mają problemy, jakieś rzeczy ich trapią i wtedy nie myślą o seksie.. przecież my też czasami nie mamy ochoty..Nie można tak strasznie się tym przejmować. Zresztą seks po pewnym stażu nie jest taki sam jak na początku bo nic nie jest takie jak na początku. Po prostu nie sądzę aby to seks był w Waszym przypadku Aneri przyczyną problemów. Przyczyną problemów był zdecydowanie F.
-
Porzucona Ja naprawdę Cię rozumiem, ja wiem, że kiedy on napisze to Ty się rozpływasz czujesz się lepiej, i od razu jest ten odruch że się odpisuje, że Ci zależy,że gdzieś w głębi nagle przechodzi Ci złość i wraca miłość i nawet jesteś w stanie wybaczyć. Ale tak nie można. Bo to musi być wzajemne, tak jak sama napisałaś on się odzywa tylko wtedy kiedy jemu pasuje. Jak go "napadnie" a Ty biedna czekasz na jakiś znak, smsa.. a on ? MYślisz że w tym czasie tak samo się przejmuje, myśli? Wiesz ja tak piszę bo sama patrząc na siebie z przed paru miesięcy uważam że byłam słaba i żałosna. Owszem mogę to tłumaczyć tym że byłam bardzo zakochana. Ale do cholery miłość nie powinna z człowieka robić takiego głupola jakiego ja z siebie robiłam. I dlatego ja teraz jestem tak nastawiona. Po prostu wiem że jeżeli facet mnie nie szanuje i nie okazuje tego szacunku, to dlaczego ja mam się starać, upodlać wręcz "wygłupiać" ? Za jaką cenę? Przecież nie jestem jakąś ofiarą losu która bez niego nie istnieje? Nawet jeżeli jest ciężko to on nie może o tym wiedzieć. Bo ja sobie poradzę i Wy tak samo. Tylko nie dajmy się wykończyć emocjonalnie przez ich huśtawki. I o to tylko Cię porzucona proszę. Nie daj się mu. Nie zasługuje na to.
-
Porzuconaa Zgadzam się z Aneri myślę że nie ma sensu zastanawiać się co miał na myśli i co chciał w ten sposób osiągnąć. Zrobił Ci świństwo bo perfidne kłamstwo i oszustwo to świństwo. Sama piszesz że od dłuższego czasu kontaktował się z tym numerem a więc jest coś na rzeczy. Według mnie miał tupet skoro kręcąc coś na boku chciał powrotu do Ciebie. Czasami po prostu jak słyszę takie historie to ręce mi opadają.. W związku jedną z podstawowych rzeczy jest zaufanie, czy ty będziesz mogła mu zaufać? Wiesz nie pomyśl że my Cię tak "zniechęcamy" na złość czy coś. Ja się trzymam tego że faceci poprzez zachowania i czyny pokazują to czy im zależy. A Twój pokazał jedynie jakim jest perfidnym dupkiem, tymbardziej że jeszcze próbował na Ciebie zrzucić winę bo przecież on "nic złego nie zrobił" - ohyda.. Dziwne że tak szybko zaprpoonowałaś spotkanie bo to wygląda trochę tak jakby "nic się nie stało" i on może czuć się bezkarnie bo Ty od razu chcesz "sie spotkać i pogadać"- nie popieram! Brak kontaktu, olanie i to na długo. On musi dostać szkołę. Ale zrobisz jak chcesz. Poza tym według mnie to że od razu jak Ci napisał "że kocha że tęskni a Ty na to poszłaś " to nic innego jak zjawisko "nagłego zrywu "o którym pisałam wcześniej. Trzymaj się i bądź rozsądna. Moim zdaniem facet nie zasłużył na Twoją uwagę, a już na spotkanie to w ogóle.. Aneri Wiem że jest ci ciężko i wiem tak naprawdę, że żadne słowa nie są w stanie zmienić tego. Jedyną osobą która mogłaby to zmienić jest F. Ja też żyję z dnia na dzień, praca dom szkoła a poza tym wielka pustka, ogromna samotność. Ale póki co nie mogę tego zmienić. Nie szukam nikogo, nawet nie myślę o tym. Boję się tej samotności. Ale wychodzę z założenia że to rozstanie bardzo mnie zmieniło, dojrzałam, wiele rzeczy zrozumiałam. I wiem że gdybyśmy się nie rozeszli to bym się nie zmieniła, Także widzę pewne plusy a to już coś. Nadal czuję często taki niepokój. Nie wiem skąd to się bierze i o co się boję ale coś takiego jest. To że myślisz co robi jak się czuje to normalne. Ja też często się nad tym zastanawiam, ale wiem że i tak nie mam na to wpływu. Może się z kimś spotyka a może nie, może myśli o mnie czasem a może bardzo rzadko. Nic nie wiem na pewno i dlatego staram się nad tym nie zastanawiać bo właśnie to męczy najbardziej. Po prostu nie boję się już "zapomnieć" o nim. Bo wiem że i tak będzie zawsze w moim sercu. Ja czuję się teraz tak jak w piosence Goyi: "Zawsze już na duszy dnie będziesz bo jesteś częścią mnie. W każdą noc dziękuję wciąż, że sobą nas obdarzył los. Nie chcę burzyć Ci Twoich myśli bo nowe życie masz. Lecz chcę byś wiedział, że wiele dałabym żeby cofnąć czas."
-
Minima To forum jest po to by dzielić się swoimi emocjami, wspierać. Może i to nawet lepiej że nie potrzebujesz tu pisać, bo może to znaczy że jesteś "wyleczona". Ale ja w takie wyleczenie nie wierzę. Jeśli szczerze kochałyśmy tych facetów to to wszystko zostanie w nas do końca życia. Jak blizna. Aneri30 Ja uważam, że skoro było tak jak piszesz to dobrze się stało że on odszedł. A to dlatego, że on CIę niszczył psychicznie. Ty tak jak piszesz wspierałaś go, pomagałaś w jego dołach a on był jak taki wampir energetyczny. Nie da się kochać za dwoje. Ty musiałaś i jeszcze do tego musiałaś mieć siłę za dwoje. Pomyśl sama - wyobraź sobie małżeństwo z takim człowiekiem. Nie mogłabyś "emocjonalnie" na nim polegać bo on cały czas emocjonalnie polegałby na Tobie. Ja wiem co mówię uważam, że nie raz mój K. również tak postępował. Byłam za dobra a on to wykorzystywał. Ale ja już tak nie chcę i ty też nie chciej. Facet musi być facetem. Z drugiej strony kiedyś gdzieś czytałam że kiedy facet właśnie tak się zachowuje i obnaża swoje słabośći to oznaka że ma do partnerki ogromne zaufanie i daży ją uczuciem bo przecież na co dzień faceci nikomu nie mówią " jestem do dupy" "moje życie jest bez sensu". Absurdalnie raniąc nas i przelewając wszystkie swoje problemy okazują że bardzo nas kochają i ufają. Tak samo jak my mówiąc im wszystko okazujemy jak my ich kochamy. Tylko że musi być gdzieś ta granica i ta wzajemność. Że jeśli on ma takie doły to musi zrozumieć że na Ciebie to też źle działa że się martwisz. Normalny dojrzały facet powie wtedy " Jest mi ciężko, nie jest tak jakbym chciał ale poradzę sobie, nie martw się, zrobię ile się da" a taki pogubiony powie tak " Moje życie jest bez sensu bez sensu jest więc chyba bycie z Tobą bo i tak nie dam CI szczęścia". Taka jest według mnie różnica. I takich facetów powinnyśmy szukać bo przecież na tym polega życie, że ZAWSZE trzeba jakoś sobie poradzić, znaleźć jakieś rozwiązanie. Czasami mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach to kobiety są tą silniejszą płcią, szczególnie psychicznie. Faceci wymiękają po prostu. Dlatego ja nie mam zamiaru nikogo niańczyć - mogę wspierać , a to róznica. Trzymaj się jakoś.
-
dziewczyny ja też chętnie dołączę!! tylko kwestia czy i ile dostanę urlopu:)) także jak coś będę już ten temat rozważała w głowie :) Aneri Wiesz jedna kwestia mnie w Twojej sprawie zastanawia. Jesli on twierdzi że Cie nie kochał to Ty chyba będąc z nim być to czuła - na pewno byś to czuła. Teksty w stylu " nie jestem zdolny do miłości " też są raczej oklepane w męskim słowniku. Bo oni tak naprawdę sami nie wiedzą co czują i dlatego tak często poddają to pod wątpliwość. Tylko ktoś kto jest pewien swoich uczuć nie miota się ciągle. Chodzi mi o to że będąc z nim wiedziałaś że Cię nie kocha? a mimo to odpowiadało Ci to ? Czy może okłamywał ? Mówił "Kocham Cię".. Do czego zmierzam.. tego nie da się za bardzo udawać - wiem to po sobie. I tu zmierzam do odpowiedzi na pytanie zadane przez Ciebie na końcu Twojego postu. Nie da się wykrzesać albo stworzyć miłości jeśli jej faktycznie nie ma. Owszem da się w takiej relacji żyć zgodnie latami ale z miłością może to nie mieć nic wspólnego. To tak jakby od razu przejść do tego etapu gdzie zamiast miłości pojawia się przyzwyczajenie , przywiązanie, partnerstwo, wspólne sprawy.. Ja sama na swojej drodze spotkałam faceta który był we mnie bardzo zakochany.. mnie na początku też wydawało się że coś do niego czuję ( przez 3 lata rozmawialiśmy tylko przez internet bo on nie pochodził z Polski). Może i pochopnie parę razy powiedziałam mu że go kocham bo tak mi się wtedy wydawało, co więcej wydawało mi się że to miłość mojego życia mój przyszły mąż, i że spotkanie to tylko formalność. I nagle kiedy go spotkałam, coś dziwnego się stało. Mogłam z nim spędzać czas, śmiać się rozmawiać czułam się z nim dobrze, ale kiedy próbował mnie przytulić, kiedy mówił do mnie czułe słowa.. ja czułam się tak dziwnie.. tak nieswojo.. tak jakby całe moje ciało i dusza się przed tym broniły. Spędziłam z nim 2 tygodnie.Przyznam że w większości udawałam i tu leży moja największa wina bo nie zasługiwał na to, aczkolwiek nie tuliłam się, do niczego miedzy nami nie doszło choć on próbował. I tak wróciłam do domu, pamiętam jak usiadłam u siebie w pokoju i pomyślałam że nie mam pojęcia co teraz zrobię. Na komputerze miałam już mnóstwo wiadomości od niego że było cudownie, że mnie kocha i w ogóle... przez parę dni zbierałam się żeby powiedzieć mu prawdę. Strasznie go wtedy zraniłam. Pewnie nawet bardziej niż mój K, zranił mnie. Dlatego uważam że pomimo tego iż może być między ludźmi bardzo dobrze to jeśli nie ma "tego czegoś" to tego nie da się wymusić. Jeśli masz pewność że Cię nie kochał i czułaś, że Cię nie kochał to chyba lepiej zamknąć ten rozdział. Jeśli natomiast jest jakiś cień szansy że powiedział to żeby dogłębnie Cię zranić i mieć pewność że nie będziesz chciała tego naprawiać albo po prostu sam nie wie co czuje i czego chce to ja uważam że tak jak w moim przypadku nie należy robić nic, jeśli on zrozumie to wie jak się z Tobą skontaktować. Jeśli nie to jego strata. Ja przyjęłam sobie teraz taką "taktykę" że staram się godzić jakoś z tym co życie mi zsyła bo wiem że na pewne rzeczy i tak nie mam wpływu. Chwile bólu często nadchodzą ale staram się je odganiać włączając sobie np jakiś smieszny serial albo kabaret na youtubie albo słuchając mojej ulubionej muzyki. Zadręczanie się nie pomaga. Wciąga tylko do takiej czarnej dziury z której z czasem ciężko się wydostać. Ja stawiam na siebie, na przyjaciołach się zawiodłam, więc muszę radzić sobie sama w tym dziwnym świecie i myślę że sobie poradzę skoro tyle już przeszłam. I Wy także. Minima Jest ciężko i to wraca ...ale trzeba iść do przodu. Nie można się cofać . Staraj się nie wspominać. Zając czymś głowę. Z czasem będzie lżej.
-
Antiochia26 Cieszę się że "wracacie". Pamiętam jak ze mną na gg rozmawiałaś i myślałaś że już nigdy to się nie zdarzy, że to koniec, a jednak życie odmienia się w najmniej spodziewanym momencie. Dam Ci tylko radę. Nie wracajcie do tego co "nie działało" - czyli jeżeli wrócicie i nie wyjaśnicie rzeczy które wcześniej sprawiały problemy i były powodem niejasności to wcześniej czy później znów się rozstaniecie. Hahaa... Z tego co widzę po Twoich zachowaniach i reakcjach jesteś jeszcze młodą osobą. Powiedział Ci że nie chce mieć dziewczyny. Więc nie bądź kołem zapasowym i na Boga nie proś się go o uwagę i spotkanie. To on Ciebie powinien prosić... Ja byłam na weekend w szkole, niespodziewanie sesja poszła mi lepiej niż myślałam. Jedynie z jednego przedmiotu nie napisałam pracy terminowej. Ale przyznałam się profesorce że nie dałam rady napisać z powodów osobistych i okazała się bardzo w porządku. Siedząc w pociągu załączyło mi się myślenie ( jak to w pociągu ;-) Obserwując ludzi nagle poczułam się taka wyobcowana, poczułam i zdałam sobie sprawę że w dzisiejszych czasach tak mało jest "prawdziwych" relacji opartych na szczerości i zaufaniu. Zdałam sobie sprawę że tak naprawdę nie można nikomu ufać poza rodziną bo ludzie by w łyżce wody drugiego utopili... I tak właśnie pomyślałam że chyba w tym jest największy sens związku i bycia z mężczyzną. Przynajmniej dla mnie teraz to jest najważniejsze.. Chciałabym mieć u boku kogoś kto będzie przede wszystkim moim partnerem w każdym tego słowa znaczeniu, kto będzie moim przyjacielem powiernikiem i nawet seks mogłabym odpuścić w sensie że to jakim będzie kochankiem nie ma juz dla mnie takiego znaczenia. W tych dziwnych czasach doceniam przede wszystkim to czy najzwyczajniej mogłabym w niego wierzyć i na nim polegać... http://www.youtube.com/watch?v=yFM7sUzM4BM
-
Nawet jeżeli coś się stało, to tak jak pisała Aneri bodajże. Jeżeli facet odchodzi pod wpływem kogoś z zewnątrz i to nie ważne czy kumpla czy matki to nie warto w ogóle za takim facetem płakać bo to nie wróży nic dobrego na przyszłość. Jeżeli nawet jakaś sytuacja go zmusza to ZAWSZE jeśli kocha i ufa powie o tym wcześniej czy później. Mój K. właściwie nie podał mi powodu, powiedział że to w nim leżała wina bo on się nie nadaje do związku. Powiedział że on jest człowiekkiem który potrafi być w życiu sam i tak jest bezpieczniej bo przynajmniej nikogo nie zrani. A poza tym powiedział że dla kobiet priorytetem jest to aby się zakochać i być w związku, w małżeństwie a dla facetów to nie jest na pierwszym miejscu. Ja tylko mu powiedziałam że jeszcze mu się to zmieni ale widocznie nie dojrzał do tego. Przyznał że może mam rację ale na dzień dzisiejszy nie może dać mi tego co ja chcę i co on chciałby mi dać.. także super hehe.... Dla mnie on po prostu był niedojrzały. Sam nie wiedział czego chciał i chyba nadal nie wie. Jest jak takie dziecko błądzące we mgle, ale trudno ja nie zamierzam się użalać nad nim. Myślę że życie samo go wielu rzeczy nauczy. Jedyne co cały czas mam w głowie to chciałabym żeby pewnego dnia zmądrzał , stał się takim facetem żebym później mogła sobie powiedzieć że jestem dumna że z nim byłam. Myślę że ma na to szanse. Mimo tego co się stało życzę mu jak najlepiej i wierzę w niego. Uważam jednak że każdy facet z naszej historii był strasznym egoistą. Mój na pewno. Odchodząc myśleli tylko o sobie, taka jest prawda.
-
Dziewczyny, Ja zawsze będę zdania że to nie my mamy ich odzyskać - bo to oni nas zostawili i oni wzięli na siebie ciężar ( a może i nie ciężar....) tej decyzji. Ja sobie powiedziałam że jeżeli kiedykolwiek w ogóle miałabym do K. wrócić, w co jednak wątpię.. to on musiałby na głowie stanąć, przewrócić świat do góry nogami. Nie ma mowy o tym żeby jeszcze kiedykolwiek z moich ust padło zdanie " proszę nie zostawiaj mnie". Parę razy już padło i wiem jak żałosna wtedy byłam. Teraz już nie ma takiej opcji. On też jest uparty i tak jak cytuje porzuconaa może i nie wróci przez ten upór bo ja jestem zdystansowana ale trudno jeśli tak, to znaczy że mu nie zależało naprawdę bo jak się kocha i facetowi zależy to on pokona wszystkie swoje "blokady"- upór, wstyd - wszystko byle nie stracić kobiety którą kocha. A poza tym ja muszę wiedzieć i widzieć - tylko czyny świadczą o facecie. Słowa nie znaczą w ich ustach tak naprawdę nic....