stream
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez stream
-
Miałam wczoraj robioną gastroskopię. Cóż, muszę się niestety zgodzić z przedmówcami, że badanie jest niesamowicie nieprzyjemne, to idealne określenie. Najgorzej jest na odcinku gardła, nie tylko w momencie przechodzenia, ale w ciągu całego badania strasznie uciska. Przynajmniej ja tak miałam. Cóż, jest to po prostu badanie które trzeba przeżyć. Chciałabym powiedzieć, że nie jest wcale tak źle, ale nie byłaby to do końca prawda. Nie wiem czy to kwestia lekarza, czy tego że ludzie przesadzają, ale w moim przypadku nie było żadnego odruchu wymiotnego, ani samych wymiotów, ani innych dolegliwości o jakich się naczytałam w internecie. Ogólnie po badaniu nic mi nie dolegało, oprócz bólu gardła. No ale piszę tutaj przede wszystkim dlatego, że z całego serca mogę polecić dr Janiak w ośrodku Endoterapia NZOZ w Łodzi przy ulicy Kopernika. Przesympatyczna kobieta, z wielkim poczuciem humoru, zawsze sprawia że pacjenci wychodzą z gabinetu z uśmiechem na ustach pomimo tak nieprzyjemnego badania, no a przede wszystkim to najlepszy gastrolog w mieście. U mnie badanie trwało góra 2 minuty, pani doktor była delikatna, ciągle do mnie mówiła i informowała mnie o wszystkim co robi. To zdecydowanie mi pomagało. Jednak są jeszcze w Polsce normalni i sympatyczni lekarze:P
-
:) Kurczę Jilian, jeszcze raz Ci pogratuluję:P I nadal trzymam kciuki:P A ja... nadal potrzebuję zmian, żeby odciąć się od przeszłości. Taka mała terapia. Więc wpadłam na genialny pomysł i poszłam parę dni temu do fryzjera. A teraz mam krótkie włosy, łaaaa:P:P Zapuszczałam je 6 lat... a teraz mogę sobie irokezy co najwyżej robić:P Nie no, jest nieźle. Można by nawet rzec że ładnie:P Ciekawa odmiana. O, doszłam niedawno do pocieszającego wniosku, że to właściwie nie jest tylko moja wina że nie wyszło. On też ma w tym duży udział! Gdyby się bardziej starał to może inaczej by to teraz wyglądało. Przecież nie będę brała całej odpowiedzialności na siebie. A tak się ostatnio przyglądałam tej jego nowej obecnej dziewczynie... i stwierdziłam że chłopakowi zdecydowanie popsuł się gust. No bo niby co ona ma takiego czego ja nie miałam kiedy mnie odrzucał? Typowy z niej plastik... tona makijażu, natapirowana szopa zamiast włosów, i durnota z tego co zauważyłam. Ee, szkoda chłopaka. Zgłupiał. A aż tak źle mu nie życzę:P
-
Dziś mija półtora roku odkąd wszystko się zaczęło. A ja czuję się... wspaniale:) Wreszcie! Pojawił się promyk słońca, czyli jest jeszcze dla mnie nadzieja:P Nie wiem jak długo to potrwa, ale póki co będę korzystać. Może znajdzie się ktoś kto zupełnie wyrzuci GO z mojego serca.. A mam już naprawdę dość samotności. "Nie widziałam Cię już od miesiąca. I nic. Jestem może bledsza, Trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, Lecz widać można żyć bez powietrza.!" Jest nadzieja dziewczynki. Zawsze.
-
Widziałam go w sobotę. A przez cały poprzedni tydzień powtarzałam sobie, jakie to by było perfidne, gdyby w moje urodziny również pojawił się na imprezie. Ale zaraz się reflektowałam, że to przecież niemożliwe, on już tam nie bywa, ja już go tyle czasu nie widziałam, i pewnie szybko to nie nastąpi. Jeszcze w sobotę rano mówiłam przyjaciółce, że nie chcę żadnych niespodzianek, żadnych niespodziewanych gości, po prostu chcę się spokojnie i fajnie bawić. A później... wchodzę, patrzę a tu ON. Mało co nie padłam, dosłownie. Aż mi w głowie zawirowało. No i powiedzcie mi, czy to nie jest okrutne? Czy to jakiś beznadziejny zbieg okoliczności? A może jakieś... durne przeznaczenie? Jeszcze kiedy nasi wspólni znajomi, mówili mi że mnie nie poznali (dość radykalnie zmieniłam fryzurę, to chyba przez to) i to ON im powiedział, że jestem, że tamta dziewczyna to ja, mało co nie uciekłam. I jeszcze te coś znaczące uśmieszki, kiedy mówili o nim, i patrzyli tylko jak ja zareaguje. Nie chcę słuchać o tym, że on o mnie mówi, że o mnie rozmawiają. Wolę myśleć że o mnie nie myśli, nie wspomina, tak jest łatwiej. Wtedy i ja mogę udawać. Od wczoraj zadaje sobie jedno pytanie... czy to się kiedyś skończy? Mam już dość! Przez cały ten czas, te wszystkie miesiące, zawsze tak było, że kiedy już powoli podnosiłam się na nogi, kiedy wszystko zmierzało w dobrym kierunku, nagle pojawiał się on, zupełnym przypadkiem i wszystko niszczył. Po prostu... chcę żeby to się skończyło.
-
Muak, po pierwsze musisz sobie zadać jedno podstawowe i kluczowe pytanie... kochasz swojego narzeczonego? Jeśli nie... to pojawia się następne pytanie, czy kochasz tego drugiego? Jeśli tak, to walcz kobieto, walcz! Zawsze trzeba podejmować ryzyko, i nie stać bezczynnie i nie patrzeć jak traci się swoją miłość. Uwierz mi, wiem to po sobie. Ja stałam bezczynnie, nie zrobiłam nic... bo to, bo tamto, zawsze znalazłam jakąś wymówkę. A teraz jest już za późno. Zostałam sama z poczuciem niewyobrażalnej straty i nie ma dnia, godziny, minuty, żebym nie żałowała. Wiem, że zaręczyny to dość duże zobowiązanie, ale przecież nie podpisałaś cyrografu! Ja uważam, że o prawdziwą miłość trzeba walczyć. Natomiast jeśli nie czujesz do niego nic specjalnego... cóż, życzę Ci wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia :) Cokolwiek zrobisz... powodzenia:) A co do mnie... postanowiłam wyjechać. Daleko stąd. Nie teraz (a szkoda) ale może za rok jak dobrze pójdzie. Z różnych powodów, ale jednym z głównych jest on. Wiem, że to wygląda trochę jak ucieczka, ale nie potrafię inaczej. Poza tym muszę zrobić coś ze swoim życiem, bo przez ostatni rok to on całkowicie nim zawładnął. A ja nie potrafię tego zmienić. Chociaż wydaje mi się że nie ma takiego miejsca na Ziemi w którym mogłabym zapomnieć, ale uważam że zawsze lepsze 1500 km niż 150. A przynajmniej będę miała się na czym skupić, bo czeka mnie dużo planowania i załatwiania. No i może wreszcie przy okazji spełnię swoje marzenia. Zapewnię sobie lepszy start w życie. I jak to było właśnie wspomniane, skupię się na sobie i zrobię coś dla siebie. Tak, właśnie tak. Teraz będę egoistyczna ha ha haa:P:P
-
Proszę bardzo ;) W końcu na coś się przydałam. Cokolwiek planujesz zrobić, będę trzymać kciuki :)
-
Jilian, wiem że masz rację we wszystkim co napisałaś. Dobrze że wiem, że przestałam się łudzić, i teraz definitywnie mogę zacząć żyć na nowo... Jednak bez względu na wszystko to i tak cholernie boli. Dzisiaj czuję się już lepiej, przynajmniej przestałam płakać heh... ale i tak mam ochotę zakopać się pod kołdrą i kocami i przespać przynajmniej parę miesięcy. Ale niestety muszę się wziąć w garść i wyjść do ludzi, bo obowiązki wzywają. Bardzo chciałabym zacząć znów patrzeć na innych... i powiedzieć znów z pełnym przekonaniem że jednak jest życie po NIM... ale teraz zajmie to trochę czasu. Jedyne co teraz muszę zrobić to pousuwać wszystko... od rozmów na gadu-gadu, po naszą-klasę. Ledwo wytrzymałam patrząc na te wszystkie "słodziaste" komentarze w jego profilu, i nie przeżyłabym równie "słodziastych" wspólnych zdjęć. Muszę się od niego odciąć definitywnie. Na zawsze. A pewnego dnia może w końcu po raz pierwszy od dawien dawna odetchnę pełną piersią i pomyślę że życie jest piękne. Ale do tego czasu będę się pogrążać w depresji ;) Doskonale rozumiem Twoją sytuację. Też przez wiele miesięcy zachodziłam w głowę o co mu tak naprawdę chodzi. Czemu nie potrafi się zdecydować, tylko tkwi gdzieś pośrodku między "tak, chcę z tobą być" a "nie, zostaw mnie w spokoju". Chociaż wiele razy go o to prosiłam, jeśli nie chcesz mieć ze mną żadnego kontaktu, jeśli masz mnie dość, to powiedz mi o tym. Ale nigdy nie powiedział. I właściwie nadal nie wiem co znaczyły te wszystkie uśmiechy, spojrzenia, rozmowy... Tyle że teraz to nie ma już znaczenia. Też się ciągle bałam zrobić cokolwiek... i nawet nie wiesz jak teraz tego żałuję.Długo nie wierzyłam w powiedzenie "Lepiej żałować tego co się zrobiło, niż żałować że nie zrobiło się nic". Teraz zdecydowanie wierzę. Nie chciałabym żebyś i Ty obudziła się nagle i stwierdziła że jest za późno. Niech no chociaż posłużę jako przykład tego że nie można tchórzyć i odkładać tak ważne sprawy na później. Dlatego nie ma że się boję... spiąć pośladki i do ataku! ;) Póki jeszcze możesz.
-
Dochodzę do wniosku... że czasami lepiej jest nie wiedzieć. Co mnie podkusiło, żeby to sprawdzać... ale przynajmniej już wiem czemu nie doczekałam się odpowiedzi. Dzisiaj po prostu świat mi się zatrząsł pod nogami. ON ma kogoś. Dziewczynę. Siedzę tu teraz i płaczę, chociaż nie powinno mnie to wcale obchodzić. Nie powinno mnie to boleć... A jednak obchodzi i boli. Ale czyż nie powinnam była domyślać się że to w końcu nastąpi? że znajdzie sobie kogoś? Ale myśl... o tym że inna kobieta go całuje, przytula, a on... on kocha właśnie ją, nie mnie... Ta myśl była zbyt bolesna żeby dopuszczać ją do świadomości. Ale tak oto spełnił się mój najczarniejszy sen. To koniec! Koniec nadziei... marzeń... złudzeń. Nie ma nic więcej. Odebrano mi wszystko czego się tak kurczowo trzymałam. Myśli że pomimo tego że zaczynam żyć na nowo, bez niego, nadal można wszystko naprawić. Że to tylko okres przejściowy... a kiedyś spotkamy się przypadkiem... i w końcu powiem mu jak bardzo go kocham i jak bardzo żałuję wszystkiego. Przeklęta nadzieja!! Boże, ile razy uda mi się stanąć na nogi, tyle razy upadam podwójnie boleśnie. Wciąż powtarzam sobie że będzie dobrze... ale tracę w to wiarę. Skoro udało mi się znaleźć tą moją 'połówkę'... to gdzie na Boga znajdę drugą taką? To samo w sobie jest zaprzeczeniem. A ja mam już tak dosyć samotności... Ale będzie dobrze. Kiedyś.
-
Hej. Według mnie na pewno nie ma sensu tego ciągnąć, jeśli tak ma to wyglądać. Zastanów się, skoro tak wiele was łączy, tak dobrze się dogadujecie, i on czuje to samo, to czemu nie potrafi dokonać wyboru? Zdaje się że chłopak chciałby mieć wszystko naraz, a niestety tak się nie da. Wydaje mi się że Ty też powinnaś dokonać wyboru. Czy chcesz dalej żyć jako ta druga, ta zła, czy porozmawiać z nim poważnie jeszcze raz, a nawet postawić ultimatum. Zapytaj go co czuje do Ciebie, co czuje do tamtej dziewczyny, i czego tak naprawdę chce. Także przede wszystkim rozmowa. Jeśli nie będzie w stanie zdecydować... no cóż, ja bym urwała kontakt. Chociaż chwilowo, może to by mu dało do myślenia. Wiem, że zawsze łatwo powiedzieć, ale nie wierzę że chcesz się tak męczyć. Cokolwiek zrobisz, życzę powodzenia. Pozdrawiam :)
-
Wiesz, mieć gdzieś na dnie serca głupią nadzieję że jeszcze się ułoży to jedno, a błagać go o powrót i się poniżać to drugie. Na pewno niczego tym nie zdziałasz. Jak to się mówi... "Trzeba być twardym, a nie mientkim!";) Zgodzę się z jednym, też bywam naiwna. Jednak myślę że to jeszcze burza emocji i uczuć daje o sobie znać. No i wcześniej wspomniana nadzieja... ale jeśli on raz powie "nie", wtedy dla mnie znaczy to "nie" i tyle. Nie ma nic więcej.
-
Uwaga, wchodzę:P ... Okej:P
-
Heh, naprawdę ciekawy przypadek:P Też się nad tym zastanawiałam, czy to możliwe że to wyczuwają, czy może intuicja im podpowiada... Albo dałyśmy się poznać, albo to coś jeszcze głębszego. Może jakaś więź? A może sami podświadomie (lub świadomie) nie chcą żebyśmy o nich zapomniały. Możliwości jest wiele.
-
Hm... niezwykle ciekawe. A bardziej rozmowny robi się podczas pełni (podobno jakieś cuda czy inne magie się dzieją jak jest pełnia), czy może raczej nowiu?
-
Hej, ja też trzymam kciuki :) To fajny pomysł z tym tortem... Napisz nam koniecznie jak poszło:) Heh niezły sposób:P No widzisz, u mnie jest bardzo podobnie. Kiedy już kurczę postanowię sobie że to koniec, a resztki nadziei właśnie się wypalają, on nagle wyskakuje z czymś. No właśnie, ciekawe na jakiej zasadzie to działa, to kiedy się odezwą a kiedy nie. Nastrój? Poziom szczęścia? Smutku? Sukcesy w pracy? Niepowodzenia? ... Fazy księżyca?? :P
-
Goncia, podejrzewam, że nigdy nie zapomnisz... ale możesz pogodzić się z tym i ruszyć dalej. Tylko daj sobie czas kochana. I cierpliwości. W końcu wszystko się ułoży:) Jilian, nie ma co przejmować się plotkami:) Ludzie sobie pogadają, pogadają i zapomną. Oczywiście nie powinni, w końcu to Twoja osobista sprawa, ale spraw tu teraz żeby ludziom odechciało się plotkować:P To chyba niewykonalne. Ja np wg plotek w zeszłym roku chyba z 5 razy byłam w ciąży:P Nie mają własnego życia, to wymyślają bzdury. A ja nadal czekam na jego odpowiedź... i chyba się nie doczekam. Napisałam mu zwykłą wiadomość, z małym żarcikiem, bez żadnych zwierzeń ani ciśnień... i cisza. To milczenie jest dość wymowne. Ja naprawdę nie rozumiem facetów... raz wydaje mi się że jest wszystko między nami okej na stopie koleżeńskiej (przynajmniej taka była nasza ostatnia rozmowa), a raz znowu się nie odzywa, znowu mnie olewa itd. I tak ciągle, w kółko. I niech mi ktoś jeszcze raz powie że to kobiety są niezdecydowane:P No nic. To już nie powinno mnie obchodzić. Z naciskiem na "nie powinno". A wczoraj znów, po raz 19867 wydawało mi się, że go widziałam na ulicy. Czemu wszyscy faceci są tak do niego podobni?! :P Naprawdę, ten człowiek wpędzi mnie do grobu. Eh, jakoś się musimy trzymać... w kupie siła:P
-
Jilian, dzięki za ciepłe słowa:) Rozumiem o czym mówisz... ja za każdym razem gdy tylko go widziałam przeżywałam prawdziwą eksplozję emocji. Od ekscytacji, radości, przez tęsknotę, pożądanie, aż po smutek i rozpacz. Nawet nie potrafię tego opisać... To niesamowite co ci faceci z nami robią :/ Wracając do tego co napisałaś, chyba właśnie po to jest to forum, ten temat... żeby móc się wyżalić i odreagować. Nie wszystko można powiedzieć przyjaciółce czy siostrze. Też właśnie sama się tu przypałętałam żeby się wygadać;) Dzisiaj mija rok. Moja mała, samotna rocznica... nic tylko rzucić się pod tramwaj. Ciekawe czy on pamięta... czy myśli. Nadal trzymam się nieźle, ale dzisiaj pozwolę sobie na chwilę wspomnień. Boże, nikt nigdy nie całował mnie tak wspaniale jak on... i o dziwo piszę to z uśmiechem na ustach. Może to jakiś krok do przodu? Albo oznaka szaleństwa... Przyznam się bez bicia, że napisałam do niego. Tylko się zapytałam co tam u niego słychać. A sprowokowało mnie to, że wszedł na mój profil na durnej n-k. Chwila słabości... ale nie chcę żeby myślał że jestem na niego obrażona albo zła. Już nie. Eh... los stawia na mojej drodze miłość mojego życia, doskonale wiedząc że nic z tego nie będzie. Potworna okrutność. Naprawdę, nic tylko rzucić się pod tramwaj. PS. Ktoś chce się podołować?:P Anita Lipnicka - Ostatni list. Taki dzisiaj jest mój nastrój:P
-
Witam ponownie :) Pisałam tu parę stron wcześniej, to był chyba maj. Pisałam jak bardzo żałuję i nie mogę zapomnieć o nim, i jak mi jest ciężko. No cóż od tamtego czasu, trochę się pozmieniało... na szczęście:) Sama w to wtedy nie wierzyłam, ale widać jest życie po nim. Nadal nie zapomniałam, i chyba nigdy nie zapomnę, ale jakoś sobie w końcu z tym radzę. No ale po kolei... Jeszcze w lipcu okrutny los postawił go na mojej drodze, i to w moim rodzinnym mieście (a on mieszka 150 km ode mnie). Przyjechali z kumplem specjalnie dla mnie i mojej przyjaciółki. Tak bardzo się cieszyłam... Głupia myślałam, że to znak, że to wielka szansa. Znów ta nieszczęsna nadzieja we mnie odżyła. Niestety było to 15-minutowe spotkanie bo im się bardzo spieszyło i nawet nie zdążyłam do niego zagadać... Myślałam, że umrę z rozpaczy. Tym bardziej, że ku mojemu ogromnemu zdziwieniu on jak najbardziej nie chciał jeszcze wracać. Wyobraźcie sobie czego ja biedna sobie nie na-wyobrażałam;) A potem jak zwykle rozczarowanie, jedno po drugim. I tak oto nie widziałam go od tamtego czasu i nie rozmawiałam z nim. Pewnie nadal bym żyła bezsensowną nadzieją, ale miesiąc temu wydarzyło się coś co mnie otrzeźwiło. Mój dobry kolega zginął w wypadku. Miał tylko 19 lat... i tyle planów, marzeń... I dlatego dotarło do mnie, że ja nie chcę tak skończyć. Nie chcę marnować życia na złudzenia. I... odpuściłam. To było jedyne rozsądne wyjście. Od tamtego czasu układam sobie życie na nowo. O dziwo nieźle mi to idzie :) Nawet... chyba coś czuję do kogoś innego:) Znam go od dawna, ale dopiero kiedy on zaczął dawać mi jakieś znaki inaczej na niego spojrzałam. Jest to na razie bardzo duża sympatia, ale kto wie, kto wie... Czas pokaże :) Nawet gdyby nic z tego nie wyszło, ja i tak się cieszę że w końcu zainteresowałam się kimś innym. Że chociaż SPOJRZAŁAM na kogoś innego:P I to nawet na wielu "ktosiów"... Boże kochany, wracam do życia ! :) I dlatego dziewczynki kochane, będzie dobrze. Trochę to potrwa, będzie bolało, ale w końcu wszystko się ułoży. Trzeba w to wierzyć :) Pozdrawiam PS. Jedyne co mnie martwi, to fakt że za tydzień minie równo rok odkąd go poznałam i... pokochałam. Bardzo się bałam tego dnia, i nadal boję... Nie wiem jak to przetrwam. Chyba prześpię całą noc i cały dzień:P Żeby tylko o tym nie myśleć.