Migotka_Stokrotka
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Migotka_Stokrotka
-
Witaj Lena35. Cieszę się, że tu trafiłaś (choć oczywiście nie cieszy mnie fakt z jakiego powodu to się stało) i że to miejsce również dla Ciebie jest Źródełkiem Siły. :) Masz sporo racji mówiąc, że \"to my same robimy z nich tych, którymi są\", ale dla mnie znacznie gorsze jest to, co Sobie w ten sposób robimy. Żebrząc o uczucie kogoś kto Nas nie docenia i nie chce, rzadko kiedy wkraczamy na drogę Szczęścia. Dlatego właśnie, w trosce o Własne Szczęście nie warto pisać, czekać i marnotrawić czas na uczucie do Kogoś, kto Nas zranił. Nie zgodzę się natomiast, że głupotą są łzy i wybaczenie. Łzy są oznaką, że odczuwam stratę Czegoś/Kogoś ważnego, a to znaczy, że Coś/Kogoś ważnego w życiu miałam. I to jest dla mnie wartość. Moja przyjaciółka powiedziała mi kiedyś, widząc jak rozpaczam rozstaniu, że zazdrości mi tych wylanych łez, bo to oznacza, że bardzo kochałam. Coś w tym jest. A wybaczać zawsze warto, bo zachowane urazy i nienawiść najczęściej trawią od środka tylko tego kto je czuje, a nie Osobę, do której są skierowane. Ale wybaczyć to nie oznacza pozwalać nadal się krzywdzić. A to czasem oznacza pojednanie i...rozstanie.
-
Każdy się boi samotności. Pisałeś, że spacerując dzisaj patrzyłeś na uśmiechniętych ludzi i czułeś się wyobcowany. A ile z tych osób będąc w związkach, małżeństwach, mając rodziny czuje się przeraźliwie samotnym? Ilu z nich czuje się nieszczęśliwym, będąc w związku nie z miłości, ale właśnie ze strachu przed byciem samemu? Pozory mylą. Ja również znam to uczucie. Dla mnie to poczucie totalnej pustki, uczucie umierania, moment, kiedy budzę się rano i cisza w mieszkaniu sprawia, że czuję się jak pochowana żywcem a nocna koszulka staje się wilgotna od zimnego potu. Wszyscy jesteśmy do siebie tacy podobni.
-
Zaza. Skoro zakończył znajomość z Tobą to masz pełne prawo żądać, żeby zwrócił Ci wszystkie Twoje rzeczy. I dobrze by było, żeby to zrobił. Jak? O to niech On się martwił. To była jego decyzja, więc niech ponosi konsekwencje. Pocztą, kurierem, osobiście, przez kolegę... jego sprawa. Co do kluczy...przed wyjściem daj znać na forum...będę trzymać za Ciebie kciuki...dasz radę...Ja w Ciebie wierzę.
-
Zaczynam i Niebieskie...dziewczyny, to jest choćby statystycznie mało prawdopodobne, żebyście do końca życia miały zostać same. No, chyba, że jesteście sędziwymi staruszkami i wystukujecie tutaj posty klikajac w klawiaturę pomarszczonymi paluszkami powykręcanymi z artretyzmu, w co szczerze wątpię, ale nawet gdyby i tak było...na miłośc nigdy nie jest za późno. :) A na facetów, którzy nie umieli Was docenić naprawdę szkoda życia! :)
-
Zaczynam_od_nowa...też o tym myślałam, ale tak jak Ty, sądziłam, że osoba samotna nie ma w Polsce takich możliwości. Możesz dawać znać w miarę postępów sprawy?
-
Zazunia...słuchaj Berena...ja z Nim jeszcze na Twoim weselu zatańczę i może pierwszy raz sie pokłócę, bo jak na razie mogę tylko jak wańka wstańka potakiwać, co jest całkowicie wbrew mojej naturze!!! ;) Ale Beren ma rację. Chociaż doskonale rozumiem co czujesz. Przecież Już-Nie-Mój-Narzeczony również od tygodni ma już Inną. Szkoda, że nie słyszałaś, jak ją wyklinałam i jak się odgrażałam co to ja jej nie zrobię! Jak puściłam wodze fantazji i dałam upust swojej złości i frustracji moi biedni znajomi bledli ze strachu nie poznając we mnie - Mnie. Ale wykrzyczałam, wyryczałam, nie raz, ale kilkadziesiąt razy i pomogło. Jeśli Ci to pomaga to krzycz, płacz, pisz, wyrzucaj z siebie te emocje, masz do nich prawo. Ale robić nic nie warto - Oni na to po prostu nie zasługują. Odpisałaś mi kiedy Ci się zaczynają wakacje i nie zauważyłam, czy przeoczyłaś pytanie? :) Czy On jeździ do domu czasami?
-
Zazunia, ja Cię bardzo lubię, wiesz? I bardzo, bardzo chcę, żebyś była szczęśliwa. Zasługujesz na to. Koniec krzywdzenia Cię. Maleńka, nie szukaj w sobie nienawiści. Znajdź w sobie siłę, żeby jutro odebrać od niego WSZYSTKIE swoje rzeczy łącznie z kluczami. I oddaj mu to co jego. WSZYSTKO. Dasz radę?
-
Tylko już nie zaglądaj więcej w spodnie w Naszej obecności! ;)
-
Zazunia, Beren dobrze mówi, podpisuję się pod tym wszystkim co napisał. I bardzo mocno przytulam Cię do serca. Strasznie mi przykro. Przepraszam, że to napiszę o człowieku, którego kochasz, ale kawał gnoja z niego, nie wart nawet jednego Twojego spojrzenia. Maleńka, jestetm z Tobą, wiem jak się czujesz. Kiedy zaczynają Ci się wakacje? Czy On ma jeszcze jakieś Twoje rzeczy oprócz kluczy do Twojego pokoju? PS. Niesamowicie piękna dziewczyna z Ciebie - nie udawaj, że nie zauważyłaś, że to napisałam! ;)
-
Rozumiem, że On ma problemy. Ale to On je ma, a nie Ty. Z syndromemem DDA może sobie poradzić dzięki grupowej bądź indywidualnej terapii dla osób z tym problemem. Jeśli natomiast ma depresję i myśli o samobójcze to powinien, niezależnie od terapii pójść do psychiatry i zacząć przyjmować leki. Oczywiście nie wiem, czy to jest konieczne, opieram się tylko na tym co napisałaś. Aby skorzystać z takiej pomocy, wystarczy CHCIEĆ. Znam osoby, które potrafiły dojeżdzać po 100 kilometrów na takie zajęcia, bo chciały Sobie pomóc. On jest dorosłą osobą i sam jest za siebie odpowiedzialny. Ma możliwość uzyskania pomocy,a Ty jeśli chcesz, możesz podsunąć mu namiary na ośrodki prowadzące terapię DDA lub kontakt do jakiegoś psychiatry, w zależności od tego jak oceniasz sytuację. Jednak chcąc mu pomóc powinaś chyba z nim otwarcie o tym porozmawiać. Domniemywanie jego nastrojów z opisów na gg jest pewnym rodzajem manipulacji w którą dajesz się wciągnąć. Rozumiem, że się martwisz o niego, ja również nie zostawiłabym samemu sobie człowieka u którego podejrzewam depresję, ale pamiętaj, że Ty jako taka nie możesz mu pomóc, bo nie jest możliwe, choćbyś kochała go najbardziej, najczulej i najwyrozumialej na świecie aby dzięki Tobie poradził sobie ze swoimi problemami. Od tego jest profesjonalna pomoc. Ty nie jesteś jego terapią. Jedyne co możesz zrobić to pomóc mu na nią trafić. :) Oczywiście to tylko moje zdanie, nie mówię Ci co masz robić. Nie jestem psychologiem, ani psychiatrą, nie znam ani Ciebie ani Jego. :)
-
Halo, dzień dobry. :) Niech się ktoś odezwie, przecież nie będę sama ze sobą pisać. ;) Ja zacznę od optymistycznej wiadomości: Jakoś przetrwaliśmy ten długi weekend, prawda? :) Wespół wzespół i jakoś poszło. :) Ja ze swojej strony chciałam Wam bardzo podziękować za zrozumienie i wsparcie i za Waszą otwartość w dzieleniu się Waszymi problemami i radościami. :) Dzięki Wam w moim Ogrodzie Uczuć pojawiła się przepiękna rabatka z kwiatami Wdzięczności. :) Miłego dnia dla Wszystkich. :)
-
Stefaniaharper...tak jest! Miałam coś jeszcze napisać, ale skoro taki prikaz i to dwuwykrzyknikowy, to cóż zrobić...;) Jutro pewnie coś Wam wyklikam z pracy. Nudny mam job niemiłosiernie, więc możecie się spodziewać tasiemcowatych postów (jakbym do tej pory depeszowate pisała ;) ). Przesyłam z Centralnej Polski we wszystkich kierunkach telepatycznymi kanałami po promyczku ciepła do każdej Udręczonej Duszyczki i pięknych snów życzę! Do jutra. :) PS. Zaza, bo zapomnę...miałam Ci napisać wieki temu... Czworonoga masz do zagłaskania - cudny psiak - ale jeśli jeszcze mi powiesz, że ta Piękna Istotka ucapiona tego Sierciuchowatego ogona i pychola to Ty, to...będę sobie musiała szczękę zadrutować, bo mi się potłukła spadając z wrażenia podłogę. :) PS. 2 Jadę z Wami w góry! Bądź Gdziebądź. :) I Kiedybądź, bo terminowo jestem całkowicie dyspozycyjna jeśli chodzi o weekendy, dzięki uprzejmości już Nie-Mojego-Narzeczonego, który wymieniajac towarzystwo wakacyjne na Nówkę-Sztukę-Nie-Śmiganą uczynił mnie posiadaczką Nieograniczonego Czasu Wolnego. ;) Jedyne co może mnie przywiązać do Stolicy w weekend wakacyjny to obrona mojej pracy magisterskiej, ale sądząc po (nie)czynionych przeze mnie postępach w tej materii, jest to wydarzenie odległe i niepewne. ;) Kończę, już kończę...dobranoc. :)
-
Wróciłam. :) Muszę przyznać, że stęskniłam się za Wami. :) Tym bardziej, że cały mój pobyt na wsi odbył się przy akompaniamencie deszczu stukającego o parapet...chyba te wszystkie łzy, które wypłakiwaliście w różnych zakątkach Polski skumulowały się w jedno kłębowisko chmur i przywędrowały za mną do Stoczka, dostosowując panującą aurę do moich nastrojów. ;) Widzę, że podczas mojej nieobecności wykluł się pomysł spotkania? Jestem za! Miejsce nie gra roli. Z tego co zauważyłam, każdy z Nas chwilowo kwęka na nadmiar, a nie niedobór czasu, więc im bardziej czasochłonna wycieczka tym lepiej. :) Co do samego spotkania to proponuję w pierwszej kolejności rozpalić ogromne ognisko, przy którym zamiast kiełbasek, potraktujemy ogniem nadziane na patyki zdjęcia Naszych Exów.Już samo nadziewanie powinno przynieść kapkę złośliwej satysfakcji, a podczas samego palenia przewiduję, że wszyscy będziemy jadowicie i z satysfakcją rechotać. ;) Po tym Ostatecznym Pożegnaniu Przeszłości proponuję taniec do białego rana przy jakiejś gorrrrącej latynoskiej muzyce tudzież jakiejś mieszance znanych i lubianych przez wszystkich przebojów. Łzy można będzie ronić bez żadnych ograniczeń, pod jednym wszakże warunkiem, iż będą to łzy ze śmiechu. :) Przeglądając (chwilowo) pobieżnie nowe posty zauważyłam, iż pojawił się \"senny\" wątek? To dość niesamowite, ponieważ ja również z piątku na sobotę miałam niezwykły sen. I przede wszystkim szalenie optymistyczny! Wgalopowałam w to senne marzenie na karym rumaku (niestety z siodłem z tego co pamiętam, więc nie była to full romanticos wersja ;) ). Galopowałam rzecz jasna brzegiem morza po plaży...bo gdzieżby indziej, prawda? ;) Samo życie. ;) No, ale wracając do snu...znudziwszy się tym galopem zeskoczyłam z koniska i wtedy romantyczny zachód słońca zmienił się w skąpane słońcem południe a rumak w jakiegoś przystojnego młodziana (zawsze gustowałam raczej w panach pięknych wewnętrznie, ale może i na mnie czeka gdzieś tam zabójczo inteligentny Adonis? ;) ), z którym to zaczęłam się bawić w...berka. :) Takiego dziecinnego, niewinnego, pełnego full radochy berka na piasku. :) Pamiętam to rozkoszne uczucie wewnętrznych łaskotek w brzuchu, które pojawia się tylko wtedy, gdy zanosisz się takim dzikim, spontanicznym i prawdziwym śmiechem. :) Wreszcie zgrzana tą gonitwą dałam się skusić pienistym falom cudnie chłodnego morza i pobiegłam do wody. Skakałam przez te fale wciąż zanosząc śmiechem, by po chwili wybiec, i mokra zacząć obtaczać się w piasku, robiąc z siebie coś na kształt panierowanego kotleta schabowego. Panierowana Migotka_Stokrotka. :) Na koniec usiadłam na piasku, narysowałam wokół siebie okrąg, następnie wokół okręgu promyczki i radośnie stwierdziłam, że jestem Słoneczkiem. :) Uwielbiam to radosne dziecko w sobie, które czasem przychodzi do mnie we śnie, a czasem całkiem na jawie jest pomysłodawcą różnych szalonych pomysłów. :) A jak się mają Wasze Wewnętrzne Dzieci? Może to jest właśnie dobry czas, żeby pójść za dziecięcym głosem radości i beztroski? 5 minut biegania boso po rosie lub w deszczu działa czasem bardziej kojąco niż tysiąc wypłakanych łez...:) A może wystarczy gorące kakao, które mama zawsze Nam robiła, jak potłukliśmy sobie kolano będąc małymi brzdącami? Każdy z Nas ma jakieś małe przyjemności, NIE związane z żadnymi Exami, które są takimi naszymi Kotwicami Dobrego Nastroju. :) Dziś Niedziela! Niech każdy z Nas zrobi dziś dla Siebie coś miłego. :) Proszę. :)
-
Kochani. Ja uciekam. A raczej daję się porwać. ;) Kolega zabiera mnie do rodziców na działkę...tam czekają na mnie 3 tony żwiru do przerzucenia...nie zdziwcie się więc, jeśli po powrocie mogę pisać z lekka niezrozumiale...przemęczone paluszki mogą chybiać wybierając literki na klawiaturze. ;) Soma...właśnie doczytałam, co napisałaś...jestem z Tobą. Naprawdę. Naprawdę wiem jak się czujesz. Już Nie-Mój-Narzeczony w niecały tydzień po zabraniu ostatnich rzeczy ode mnie, był już szczęśliwie zakochany. Gdy szli ulicą wtuleni w siebie w kieszeni jego kurtki pobrzękiwały jeszcze klucze do Mojego/Naszego mieszkania. Soma...czuję tan sam palący ból, co Ty. I dlatego też uciekam z Warszawy, bo wszyscy moi znajomi gdzieś w rozjazdach, puste ulice, pusty dom, puste serce... Masz do kogo pojechać? Zadzwonić? Soma...Boże...tak bym chciała Ci pomóc! Jedno mogę Ci powiedzieć. Jestem pewna, że On nie zapomniał. Często ludzie wiążą się natychmiast po rozstaniu z Nową Osobą, po to, by zagłuszyć...no co zagłuszyć?...właśnie to, co My teraz przeżywamy! To tchórzostwo i egoizm. Trudniej zmierzyć się z poczuciem straty, żalem i tęsknotą, niż wziąć kogoś nowego jak zabawkę, misia przytulankę i wykorzystać do przytłumienia tak przykryć uczuć. Oszukać samego siebie. A jeśli naprawdę zapomniał? To ma serce z kamienia i...do diabła z nim! Soma...jestem z Tobą.
-
Pozdrawiam Was porannie, ale niestety znów w minorowym nastroju. Moje ostatnie półtora miesiąca przypomina jazdę kolejką rollercoaster.Jestem taka zmęczona. :( Wczoraj przez kilkanaście godzin siedziałam nad pracą magisterską i wykleciłam zaledwie półtorej strony niegramotnego bełkotu z góry przeznaczonego do późniejszej korekty. Jednak pomimo lichych merytorycznych efektów pisanie pozwoliło mi złapać dystans i znalazłam chwilowe ukojenie od natłoku myśli. Co za ulga! Do czasu. Gdy nieprzytomna ze zmęczenia położyłam się, by zasnąć. I wtedy pojawił się ten lęk. Jak trup w szafie. Otwierasz ją niczego się nie spodziewając i nagle...! Nie udało mi się zasnąć, czuję, że się duszę, dygoczę cała w środku...jestem śmiertelnie przerażona, jakbym przyparta do muru patrzyła prosto w ślepia wygłodniałemu rottweilerowi, który lada moment rzuci mi się do gardła. :( Zjeżdżam w dół z zawrotną szybkością... Zazuś, nie jesteś sama i Ty Beren też...i inne smutne serduszka, które tu się zawieruszyły...kiedy to się skończy? Gubię słowa...chciałabym się tylko przytulić...:( Dzieci...Boże, Beren, błagam, nic nie mów...nie wiem czym zatamować potok krwi płynący z otwartej rany w rozharatanym sercu, gdy o tym czytam....sama w swoim pustym wynajmowanym mieszkanku...bo DOM zabrał On, wychodząc potajemnie w środę do pracy z walizkami swoich rzeczy, w których nawet nie zauważył jak zawieruszyło mu się moje największe marzenie...Rodzina. :( Nie przestaję o Was ciepło myśleć.
-
Ja jak po ogień, więcej napiszę później...jak już sił zabraknie na konstruowanie kolejnych tabelek, do \"mojej malutkiej książeczki\" jak napisał Beren. Obejrzałam właśnie film \"The bucket list\" (wybaczcie, jeśli coś przekręciłam) i bardzo chciałam go Wam polecić. Może ktoś z Was już go widział? Również traktuje o rozstaniu, choć w nieco innym wymiarze, ale czy My również nie trwamy właśnie w swoistej żałobie po stracie kochanej osoby? W trakcie oglądania go, poczułam w sercu nieskalaną strachem miłość do Niego. Wciąż tam jest. Niczym nie zmącona. Zdumiałam się tym odkryciem. Jego już nią nie obdarzę, tak postanowiłam, ale siła tego uczucia zadziwiła mnie. Myślałam, że w tak czystej formie już dawno umarła...upatruję w tym nadziei, że moje serce będzie w stanie jeszcze kochać pięknie, mocno i czysto. Wierzę, że z wzajemnością. Bardzo bym chciała zarazić Was tą nadzieją. Jednocześnie przypomniały mi się słowa, które On do mnie napisał, prosząc o powrót prawie rok temu, gdy tłumaczył się z powodów swojej decyzji o rozstaniu. Napisał: \"...oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że nasze (każde) szczęście może się kiedyś skończyć...\" Jakby miłość była kłębkiem włóczki, na końcu którego po zrobieniu robótki ukazuje się malutki koniuszek, na którym zawiązuje się supełek i sięga po kolejny kłębek... Otóż nie, nie zdawaliśmy sobie OBOJE z tego sprawy. Bo dla mnie miłość to rzeka, zaczynająca się od małego, wartkiego strumyczka, stopniowo regulująca swój nurt, bieg i głębokość płynąc wciąż i wciąż swoim własnym nurtem, by w pewnym momencie stać się częścią wielkiego oceanu, którego siła i spokój daje ukojenie i wewnętrzny spokój. Trwa na zawsze. W myślach wszystkich Was mocno przytulam.
-
Zazuś, tak czułam...:( A czy Ty Maleńka chodzisz na terapię DDA? Posłuchaj, nie znam zupełnie Twojej sytuacji, ani rodziny, wszystko co wiem, to ta Nasza tutaj szczątkowa wymiana myśli, ale zazwyczaj jest tak, że w rodzinie, gdzie jedno z rodziców jest uzależnione od alkoholu, to drugie jest współuzależnione i to właśnie sprawia, że niestety takie związki/małżeństwa, choć toksyczne i krzywdzące są bardzo trwałe. Zaza...zadaj sobie jedno pytanie: Czy Ty jesteś szczęśliwa w Twoim domu? Czy cieszą Cię Twoje blizny? ...? Nie, prawda? Więc nie goń za mężczyzną, którego tak jak Twojego Tatę trzeba wybawiać/naprawiać. Sama napisałaś, że zanim zaczeliście być razem był hulaką i lubił alkohol. Maleńka, Ty nie jesteś od wybawiania świata. Ty jeteś od tego, żeby Cię kochać! Ja mówię: Veto! Wystarczająco już się w życiu nacierpiałaś. Teraz zasłużyłaś na spokojną, pełną wzajemności miłość dającą poczucie bezpieczeństwa i spełnienia. Nie goń za facetem, bo nigdy tego nie doceni. U każdego człowieka, a u mężczyzn ta cecha występuje chyba w wersji conajmniej dubeltowej, działa prosty mechanizm, że im bardziej o coś muszą się postarać, tym bardziej to później cenią. Ściskam
-
Zazu o jakich bliznach mówisz pisząc o swojej rodzinie? Pisz jak Ci będzie źle, pewnie będzie Nas więcej w ten weekend, porzuconych sierotek z nosem spuszczonym na kwintę, jakoś razem damy radę. :) Ach, miałam Ci jeszcze jedną rzecz powiedzieć, drobiazg, ale mi bardzo pomaga, więc może i Tobie się przyda: Tak samo jak Ty po rozstaniu czułam/czuję się absolutnie pozbawiona jakiejkolwiek wartości. Tak się CZUJĘ, choć jestem już na tyle duża ;), że WIEM, iż nie jest to prawdą, bo tak jak Ci wcześniej napisałam, fakt, czy ktoś Cię kocha, czy też nie, nie stanowi o Twojej wartości. :) Co więc zrobić z takim rozjechaniem emocjonalno-intelektualnym? Otóż kupiłam maleńki notesik i w tym notesiku, każdego wieczora wypisuję sobie trzy rzeczy, które udało mi się tego dnia osiągnąć i z których jestem z siebie dumna. Już samo wyszukiwanie w pamięci takich drobiazgów, dobrze świadczących o Mnie sprawia, że poprawia mi się samopoczucie. Zazwyczaj okazuje się również, że muszę wybrać TYLKO trzy rzeczy, bo jest ich więcej, choć początkowo zawsze wydaje mi się, że nic dobrego o Sobie w danym dniu nie mogę napisać. Przez kilka tygodni potrafi się takich dowodów na powody do dumy i potwierdzenie własnej wartości uzbierać całkiem sporo. Im mniejszy notesik, tym szybciej przybywa zapisanych stron ;) , poza tym można go zawsze nosić przy sobie jako taki Awaryjny Poprawiacz Humoru. Dobrze też robi wypisywanie od drugiej strony trzech rzeczy, za które jest się tego dnia wdzięcznym Bogu, losowi, ludziom…sobie? Taki Wdzięcznik to świetna odtrutka na myśli pod tytułem: „cały świat jest do dupy, nic dobrego mnie nie spotka” itp. :) Na zakończenie jeszcze Ci powiem, że jak czytam Twoje wypowiedzi to czasem zastanawiam się czy nie jesteś przypadkiem moim młodszym alter-ego, tylko ładniejszym, boś brunetka, a ja Pospolita Słowiańska Mysza ;), ale tak samo jak Ty również kocham zwierzaki w szczególności psy i również oboje z już Nie-Moim-Narzeczonym uwielbialiśmy tańczyć...no i serca obie mamy poharatane. Myślę ciepło o Tobie!
-
Beren! Doszła przesyłka! Obśmiałam się jak norka czytając, na co Twoim zdaniem mogą liczyć już Nie-Mój Narzeczony i Jego Piękna na romantycznym wyjeździe. ;) Mam taki wrodzony defekt, że nie umiem nikomu życzyć niczego złego, co można nazwać całkowicie nieżyciową fajtłapowatością w stadium bezpowrotnie zaawansowanym, ale pozwoliłam sobie na mały luksus i wszystko co opisałeś posłusznie i bez protestów sobie wyobraziłam mając z tego niezłą uciechę. Czy ja bym mogła w związku z powyższym, wnioskować o stały abonament na te paczuszki z optymizmem? Tym bardziej, że jak widać po Zazu, nie tylko na mnie to działa. Nawet pies na tym skorzystał, bo w nagrodę za zwyżkujący humor Pańci trafił mu się gratisowy spacerek z bieganiem. Fajnie, że jesteśmy sobie potrzebni i jakoś to nasze ględzenie ciągnie Nas ku górze. Tak naprawdę to ja życzę szczęścia już Nie-Mojemu-Narzeczonemu i Jego Pięknej. Mam nadzieję, że nie trafią tu kiedyś na x-etną stronę pisząc o swoich złamanych sercach. Byłoby cudownie, gdyby ludzie nie krzywdzili się nawzajem i żeby takie wątki jak ten, nie miały w ogóle racji bytu. Cóż, utopijna wizja, ale zgadzam się z Tobą, że budujące i dające nadzieję są te się wszystkie szczęśliwie zakończone historie. Masz również rację (choć bardzo bym chciała, abyś w tej kwestii akurat się mylił), że wraz z niechcianym uczuciem trzeba pogrzebać również naszą wizję kochanej osoby, bo obie te rzeczy są w chwili odtrącenia jedynie ułudą. Przykra prawda z którą wiele z Nas, osób piszących na stronach tego wątku nie chce się pogodzić. To jest proces, trwający czasem długie miesiące lub lata, ale, niestety konieczny do wyzdrowienia. Praca również dla mnie jest wybawieniem od głowy pełnej myśli. Gdy jej nie ma, zadręczam swoją obecnością moich kochanych przyjaciół, próbując sprawiedliwie obdzielać ich swoją cierpiętniczą osobą ;) ,co by nie nadwyrężać ich cierpliwości i wytrzymałości. A teraz mam jeszcze Was. Bardzo się z tego cieszę, bo od czasu rozstania mam nawą nocną towarzyszkę. Bezsenność. Dotąd noce spędzałyśmy tylko we dwie tropiąc wspomnienia i karmiąc się złudzeniami aż do świtu. Teraz mogę sobie podziubać do Was i wydaje mi się to dużo bardziej konstruktywnym zajęciem. Ślę życzenia pięknej pogody na jutrzejsze wietrzne spacery po nadmorskiej starówce dla Ciebie i Twojej ekipy! PS. Jakże zazdroszczę Ci stanu, w którym praca magisterska budzi już li i jedynie sentymenty i łzy wzruszenia...ja otwierając ksiązki wyglądam jak młody byczek, któremu ktoś podstawił pod nos płachtę, ba! całą belę czerwonego materiału! ;)
-
Oj Beren, mogłeś dać jakoś telepatycznie znać, że piszesz do Zazu to samo co ja, to by jedno z nas nie klepało po próżnicy w klawiaturę (a praca magisterska leży odłogiem ;) ). No ale Nasze jednomyślne wypowiedzi są jakąś pociechą, bo pokazują, że bez wględu na płeć, pewne rzeczy jednak z obu stron \"frontu\" wyglądają tak samo. ;) A kajać się w imieniu całego rodu męskiego i wszyskich podłych ;) eksów nie musisz. Moi się kajali samodzielnie, ale co Ci po \"przepraszam\", gdy chcesz usłyszeć: \"kocham\"? Ech.. Ponadto kobiety też potrafią ranić. Ta umiejętność nie przynależy do płci. Zazwyczaj też w związkach, poza nielicznymi przypadkami, wina leży po obu stronach. Przyznam się, że ja wolałabym móc z czystym sumieniem powiedzieć, że już Nie-Mój-Narzeczony był Zimnym Draniem, bowiem najtrudniejszym dla mnie uczuciem z jakim muszę się teraz zmierzyć jest...poczucie winy. Co chwila przypominają mi się sytuacje w których zachowałam się tak, że jest mi wstyd i kulę się wtedy cała w środku jak ślimak chowający się do skorupki po dotknięciu przez intruza. Pragnę wziąc wtedy gumkę myszkę i wymazać to wszystko z pamięci. Mojej i Jego. Strasznie boli świadomość, że zraniło się kogoś, kogo się kocha. Że samemu deptało się ten cudowny Dar Miłosci. Wtedy najbardziej chce się sięgnąć po telefon i powiedzieć: \"Ja już wiem! Już rozumiem! Tak bardzo Cię przepraszam! To już się nie wydarzy! Wróć!\" Raz, po jednym związku, okazało się, że mój wybranek był Bardzo Nie Fajnym Człowiekiem. Jakaż to była ulga! Rozpacz w jednej chwili przeobraziła się w ogromną ulgę! Żal w radość! ...! Stety lub Niestety najczęściej jednak prawdziwy jest model, w którym wina rozkłada się 50 na 50. To jak spędzacie weekend? :) Ja solennie obiecuję napisać cały rozdział pracy (nie wiem tylko czy ten rozdział będzie o controllingu, czy o rozstaniach ;) ) A Wy?
-
Zazunia. Rozumiem Cię. Też tak mam. Mrożący lęk, wywołany świadomością, że osoba, którą kochasz zamknęła dla Ciebie swoje serce, jako (nie?)proszony gość składa codzienną wizytę nam obu. Nie znam bardziej przerażającego uczucia. I sama, choć wiem, o tym wszystkim o czym pisałam Ci wcześniej, gdy przychodzi to uczucie, pragnę jedynie by On się pojawił i po prostu mnie przytulił. Niemalże czuję ukojenie, które by się wtedy pojawiło. I nie chcę wtedy pamiętać, że ten strach tylko by się przyczaił czekając na chwilę, gdy znowu będzie mógł wychylić swój szkaradny łeb. Że stanie się cieniem mojej miłości. Chciałabym uchronić przed tym Ciebie, ale skoro mówisz, że tego chcesz...Zazuniu, tak z ręką na Twoim udręczonym serduszku: Czy naprawdę miłość równa się dla Ciebie cierpienie? Cóż, ja byłam w trzech związkach. Wszystkich trzech Panow mnie zostawiło. I wszyscy trzej chcieli wracać. Trzech Powracających Muszkieterów. Dwóch z nich nie dostało tej szansy. Ostatni tak. Błąd. Ale mówisz, że tego własnie chcesz...dobrze. Rady, które dają Ci znajomi, żebyś sobie znalazła kogoś innego i wzbudziła w Nim zazdrość i tym podobne, dla mnie, nie są właściwe. Dlaczego? Bo są grą. A miłość to nie gra. Powiem Ci, co w Moich Muszkieterach dawało efekt bumerangu. Na pierwszy ogień całkowity brak kontaktu. To zawsze daje do myślenia. Im bardziej wcześniej zabiegałaś, im bardziej się starałaś, im bardziej kochałaś i adorowałaś tym większy daje to efekt. Na początku zdziwienia, a później chęci odzyskania tego cudownego uczucia bycia kochanym i adorowanym. I starają się to odzyskać. (Ale tu pajawia się pytanie, czy robią to z miłości do Ciebie czy też z miłosci do Siebie Samego? Czy chcą wrócić do Ciebie bo Ciebie im brakuje, czy też brakuje im Swojego Wizerunku w Twoich oczach Pana Wspaniałego? Zazwyczaj raczej to drugie, co ma później swoje konsekwencje, a na pewno nie ma nic wspólnego z prawdziwą miłością) Następnie, gdy odstawiasz ich od źródełka Dowartościowywania i zrzucasz ich z piedestału, należy zadbać o siebie i swoje szczęście. Nie mówię o sztucznym uśmiechu i udawaniu. Mówię o znalezienu w sobie siły i stanięciu na nogi, pogodzeniu się z faktem, iż zostalo się samemu i uwierzeniu w swoją wartość. Będąc silną, radosną i spokojną, będąc wspaniałą sobą możesz stać się znowu obiektem pożadania, bo stajesz się tym samym Obiektem Do Zdobycia. A to budzi instynkt łowcy i zaczyna się polowanie na króliczka. I dajesz się złapać. I mamy Happy End. Bądź nie. Bo: Po pierwsze, czy uda Ci się ponownie zaufać komuś, kto raz Cię porzucił i zawiódł? Czy o taką miłość, o taki związek Ci chodzi? Po drugie, czy to jest miłość? Czy naprawdę uważasz, że nie zasługujesz na to, by dzielić swoje życie z kimś, kto będzie tak bardzo Cię kochał, że tak jak Ty, zawsze bedzie robił wszystko, żeb y Ciebie nie stracić, bo tak bardzo będzie z Tobą szczęśliwy? Czy naprawdę uważasz, że nie zasługujesz na kogoś, kto Cię doceni i zaakceptuje? Zazu?
-
Zazuniu. Ech..jesteś taka młodziutka...budzą się we mnie niespełnione macierzyńskie instynkty gdy Cię czytam...tak bardzo bym Cię chciała uchronić przed bólem, który czujesz! Zaza...tak naprawdę najmądrzejszą radą jaką mogłabym Ci dać (i sobie też) jest: Nie pozwól mu się już nigdy więcej skrzywdzić! Czytałam, to co napisałaś wcześniej. O tym, że cała angażujesz się w związek, o tym, że czujesz się nikim bez niego. Sama o sobie piszesz źle. Skąd ja to znam? Ja poznając mojego Nie-Już-Narzeczonego miałam ciekawe i pełne życie a sama byłam tryskającą energią i humorem wesołą dziewczyną (no dobra, kobietą ;), czasy dziewczęctwa mam już za sobą ;) ). Weszłam w związek i nie wiedzieć kiedy zszarzałam, zblakłam, skupiłam się na nim tak bardzo, że pozostałe askpekty życia takie jak, pasje, przyjaciele, czy nawet studia zaczęły schodzić na dalszy plan...aż w końcu on odszedł. Ze słowami: \"Kocham Cię. Jesteś moim ideałem kobiety, jaką chciałbym mieć za żonę\" Czułam się dokładnie tak samo jak teraz obie się czujemy. Niemalże nie straciłam rozumu, próbując dojść przyczyn jego odejścia, nieprzytomna z bólu i rozpaczy przetrwałam miesiąc. I wtedy on wrócił. Ku przerażeniu moich przyjaciół przyjęłam go z powrotem. Zamieszkaliśmy razem. Zaręczyliśmy się. Zaplanowaliśmy całe życie. Ale jest drugie dno tej historii. Moja miłość od momentu, gdy mnie zostawił była jak płaszcz z podszewką ze strachu uszytą z żywego ognia. Płaszcz ładnie wygląda, jest Ci potrzebny, bo bez niego zmarzniesz, jest dobrze skrojony i w Twoim ulubionym kolorze. Kochasz go. Jest Ci potrzebny. Na zewnątrz wygląda pięknie. Nie chcesz się go pozbyć, ale z drugiej strony ciągle czujesz ból gdy masz go na sobie. Życie w związku, gdzie Twoje działania podświadomie podyktowane są strachem przed odrzuceniem to droga po równi pochyłej do jeszcze większego bólu i definitywnego rozstania. Strach powoduje, że podporządkowywujesz się bezwględnie drugiej osobie, stajesz się jej niewolnikiem, jednocześnie czujesz zdrowy, naturalny bunt, przeciwko tej sytuacji, masz poczucie upokorzenia i niesprawiedliwości, niedocenia...i gdzieś ta miłość, ten płaszcz, zostaje spalony przez strach, a Ty wychodzisz z tego poparzona. Im dłużej ten płaszcz miałaś na grzbiecie, im mniej wartw chroniących miałaś pod nim na sobie, tym więcej będzie ran. Jeśli angażujesz się całą sobą i oddajesz się cała tej drugiej stronie, tak jak pisałaś, że oddałaś w ręce swojego byłego nawet poczucie własnej wartości, to tak, jakbyś ten płaszcz założyła na gołe ciało. Kochana Zazuniu. Jesteś wspaniałą, młodą i wrażliwą kobietą. Daj sobie szansę na prawdziwe szczęście. Poszukaj kogoś, kto nigdy nie pozwoli Ci tak cierpieć! Jak można mówić o kimś, że Cię kocha, jeśli potrafi spokojnie patrzeć na Twoje łzy i być obojętnym? Czy Ty byś pozwoliła na to, żeby on tak cierpiał? Nie, prawda? Więc zadbaj o siebie i zatroszcz się o siebie tak samo jak troszczysz się o niego. Jeseś Zaza wartością sama w sobie. Twój chłopak nie stanowi o Twojej atrakcyjności i wartości. A jeśli ktoś Cię kocha to powinien o Ciebie dbać i się troszczyć, a nie zadawać Ci ból i obojętnie patrzeć jak cierpisz. Tak bardzo Cię rozumiem! Ściskam Cię bardzo mocno!
-
Beren, dobry człowieku, możesz mi przesłać paczką kurierską (na mój koszt! ;) ) kilka deko tego optymizmu do lukrowania? :) Albo powiedz do jakiego okulisty mam pójść, żeby te same rzeczy widzieć w innych barwach? Bo ja również spoglądając za okno doszłam do wniosku, że niechybnie pogoda im nie dopisze, ale doprowadziło mnie to, nie do przeziębienia, ale do romantycznego czterodniowego tete a tete w pokoju hotelowym, tudzież przytulanego rozgrzewania grzanym winem w miłej knajpce...cóż może być bardziej romantycznego? Rzecz jasna, gdyby było słońce, od razu zwizualizowałabym ich sobie na plaży, Ją. Piękną. Wiotką i ponętną. W seksownym bikini. I jego, chwytającego za olejek do opalania, by posmarować jej aksamitne plecy...ach, ta wizja niebawem się ziści, ponieważ jeszcze w tym miesiącu jadą razem na wakacje, które zaplanował jeszcze ze mną...to jest jak zły sen, z którego nie mogę się obudzić. Beren, czy mi się wydaje, czy Ty mieszkasz w jakiejś nadmorskiej miejscowości? Może ja bym Ci tak (wraz z zapłatą za to deko optymizu) przesłała pudełeczko z pierścionkiem zaręczynowym i tą częścią mojego serca, które tak się do niego wyrywa? Przewiązałabym to wszystko sznureczkiem, doczepiłbyś do tego tylko jakiegoś kamulca i utopiłl w Bałtyckich odmętach? Zupełnie nie mam w sobie zgody na to co się stało. Z każdą myślą o tym, że go nie ma, otwierają mi się ze zdumienia szeroko oczy: Jak to? To nie możliwe!, jakby to było wczoraj...gdzie się podziało prawie półtora miesiąca odkąd ostatni raz go widziałam zamykając za sobą drzwi gdy wychodziłam do pracy? Zaklęty czas zatrzymał się w miejscu, a ja ugrzęzłam w ruchomych piaskach zdumienia, bólu, poczucia winy i przeraźliwego lęku, który oślepia i dusi. Jak się z tego ocknąć? Moje myśli są jak głupi piesek, który goni własny ogon, odtwarzają w kółko te same wersy na tą samą melodię: Boże, proszę, żeby stał się cud i żeby On do mnie wrócił. Jak się od tego uwolnić? Zajmuje się pracą, pisaniem rozbabranej pracy magisterskiej, zapycham czas spotkaniami z przyjaciółmi, ale wszystko to dzieje się jak przez mgłę, jak za szybą, jestem \"tutaj\" tylko maleńką częścią siebie, a w środku wciąż zaklinam los: Kocham Cię! Wróć! Żałosna. Mała. Samotna. Migotka_Stokrotka
-
Zaczyna się długi weekend...maraton samotności. :\\\\\\\"( A Już-Nie-Mój Narzeczony właśnie wyjeżdza ze swoją Nową Miłością na cztery cudowne dni i noce tylko dla siebie. :\\\\\\\"( Nie umiem się odnaleźć, wciąż nie przyjmuję tego do wiadomości, że jestem już tylko miłym, bądź nie, wspomnieniem. Jak żyć? Żyć? Jak prze-żyć? :\\\\\\\"(