aana
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez aana
-
osłabłam... jest już po! po wszystkim!! jeszcze do mnie nie dociera... mam nadzieję że nie śnię...
-
dzińdybry boję się, boję się, boję się... rozprawa zacznie się za chwilę... ależ ja mam pietra! niby dla mnie to nic nie zmieni, jak mieszkamy razem tak będziemy mieszkać, jak bywamy razem tak będziemy bywać, jak wspólnie kupowaliśmy prezenty na mikołaja dla jego dzieci tak wspólnie będziemy kupować gwiazdkowe... a boję się jak przed najgorszym egzaminem! i jeszcze muszę udawać że pracuję i że rozumiem co się do mnie mówi...
-
a wiesz celi że czasem mam wielką ochotę, bo to często jednak za dużo się w człowieku miesza jak na pogaduchy na forum
-
Garniera! miód mi lejesz na rany (tak to było?) świadek na okoliczność sytuacji dzieci jest i to wg mnie cudownie dobrany bo to nauczyciel uczący oboje dzieci i będący znajomym obojga rodziców, nie wierzę że pan sędzia będzie potrzebował rozmowy z kimkolwiek innym! jakby było cudowanie...!! dzięki za otuchę
-
nie wiem skąd mi zawsze buźki niezaplanowane wchodzą!
-
witajcie! ja wiem że za wolny elektron robię i niesystematycznie bywam ale... pomocy potrzebuję, dobrego słowa, wsparcia... pojutrze rozprawa! boję się... mój luby chodzi jak chmura gradowa, co chwilę żremy się o wszystko (ja przecież też jestem „do rany nie przyłóż bo amputować trza będzie!”), na przemian jesteśmy dobrej myśli że będzie dobrze i bezboleśnie a po chwili że trzeba się szykować do wojny (na materace jak w ojcu chrzestnym), przy czym te nasze nastroje mijają się zwykle... normalnie jestem optymistką ale jak na niego patrzę to boję się że następnej rozprawy on mi nie dożyje! powiedzcie, jeśli wiecie, jaka jest szansa, że jeśli ona nie zmieni zdania i nadal będzie chciała się od niego uwolnić, a on nie będzie dyskutował na temat wysokości alimentów to przy rozbieżności jedynie na temat widzeń z dziećmi jest szansa to zakończyć na pierwszej, góra drugiej rozprawie? jak myślicie?
-
niby wiem ale zawsze naiwnie liczę, że wszystko da się prosto rozwiązać, no nic... próbowałam, teraz mi tylko trzymać kciuki pozostaje...
-
będę trzymać mocno kciuki – za Twój jasny umysł i zmysł obserwacji... tak żeby decyzje które podejmiesz po tym spotkaniu były jak najlepsze dla Ciebie i Twojego dziecka... i troszeczkę trzymam też za to by przyniosły Ci szczęście
-
Lete, powiedz mu że potrzebujesz sytuacji jasnej, czystej i klarownej! potrzebujesz mieć świadomość że nie jesteś druga! potrzebujesz stabilizacji i bezpieczeństwa, że nagle nie wyjdzie na to że małżonka jednak chce byś mieszkał z nią (bo jak tyle czasu jej to odpowiadało to może nie chcieć z tego rezygnować) aj! jeszcze jedna sprawa – czy w tak zagmatwanej sytuacji myślałaś o tym jak będą wyglądać święta? Ty jak go przyjmiesz pod swój dach to pewnie myślisz że spędzicie je razem, żona jeśli utrzymują fikcję małżeńską „dla dzieci” że spędzi je z nimi! zapytaj go, co o tym myśli, jak to sobie wyobraża... odpowiedź może Ci wiele wyjaśnić
-
wybacz Lete ale chyba zrobię Ci przykrość – wiem że można mieć kochankę kilkaset kilometrów od domu! natomiast nie twierdzę że tak w Waszym przypadku jest ale sprawa wygląda tak że nie dziwię Ci się że jesteś nieufna... w tym wypadku on musi zrobić coś więcej niż tylko się do Ciebie wprowadzić...
-
Petitka, wybacz ale moim zdaniem musisz się postawić, to Twoje życie i jeśli pozwolisz komuś je zniszczyć to nie darujesz sobie do końca życia! musisz powiedzieć rodzicom że odpychają Cię swoim zachowaniem, nieakceptowaniem, żądaniami... że od rodziców potrzebujesz wsparcia i pomocy a nie oczekiwania byś wykonywała ich polecenia bo jesteś człowiekiem a nie psem, masz prawo do własnej drogi, własnych wyborów i własnych błędów!
-
celi, w sumie to Cię rozumiem... sama kiedyś jak „w pijanym odlocie” planowałam ślub to wyobrażałam sobie dworek, ja w błękitnej sukni, wielka sala z fortepianem i na dodatek przystojny urzędnik dający nam prawo do mówienia sobie mężu/żono... na szczęście zanim to będzie możliwe do spełnienia to będę już taka stara i ślepa że będzie mi wszystko jedno
-
Lete, dla dobra dzieci różne rzeczy się robi, więc lepiej by on dla dobra dzieci przestał je okłamywać (na pewno domyślają się co się dzieje – nastolatki głupie nie są); jeśli rozwód jemu niepotrzebny a Tobie tak to musi coś zdecydować; czasami kobiety zgadzają się na jakiś „układ” z mężem bo im tak wygodniej, bo im tak łatwiej, bo liczą że kiedyś do siebie wrócą, z tego co rozumiem Ty się na ten „układ” nie zgadzasz i to jest coś co powinien wziąć pod uwagę... jeśli z żoną jeździ na wakacje, jeśli z żoną mieszka (tam jest dom do którego wraca) to nie za dobrze... jeśli ukrywa przed nią Twoje istnienie (w sytuacji gdy ich małżeństwo to podobno tylko fasada) to masz prawo do wielkiej nieufności! celi xx, prawdopodobnie mogą go zawrzeć gdzie im wygodniej ale najłatwiej w miejscu zameldowania któregoś z nich (mniej pewnie papierków)
-
no i jest jeszcze jedna możliwość – poprosić o przedstawienie rodzicom, zanim zamieszkacie razem chcesz poznać jego rodziców bo chcesz poznać rodzinę do której wchodzisz
-
Lete, ja kto? myślisz że pomieszkiwałby u Ciebie w weekandy a oficjalnie mieszkał z żoną? boję się że zostałaś bardzo skrzywdzona że jesteś aż taka nieufna... choć może i dobrze że wolisz sprawdzić wszystko... i jest jeszcze możliwość że on rzeczywiście kręci i Ty to podświadomie odbierasz (też mnie kiedyś oszukano i wiem że gdybym wtedy posłuchała intuicji to bolałoby o wiele mniej) kochana, ja myślę że zamieszkując u Ciebie facet przyjedzie z walizkami pełnymi ubrań, bielizny, zdjęciami, dokumentami... że przywiezie pamiątki, listy od i do rodziców, przyjaciół... chyba nie jest tak głupi żeby myśleć że tego nie zauważysz? a swoją drogą możesz zażądać by przeprowadził się na raz, by nie jeździł tam i z powrotem!
-
hmmm... Leta, mój ukochany wchodząc do mojego domu dał mi pozew (z czerwonymi pieczątkami sądu) do ręki ze słowami „popatrz, widziałaś kiedy pismo sądowe?”, tak więc nie miałam cienia wątpliwości co do tego... Ty tez tego oczekuj, ja wiem ze nie możesz mu powiedzieć wprost, że nie uwierzysz póki ni zobaczysz ale przecież przeprowadzając się do Ciebie przywiezie swoje rzeczy: ubrania, dokumenty, zdjęcia, które pewnie i tak będziecie razem rozpakowywać (musisz mu przecież udostępnić szafy i półki, objaśnić jak mu będzie najwygodniej) nie wierzę że tego pozwu on ze sobą nie weźmie i że Ci go nie pokaże
-
Petitka, masz problem, obawiam się że większy niż to że on był żonaty... Twój problem to rodzice (wybacz ale moim zdaniem toksyczni), nie akceptują go od początku, nie pasuje im nic (tak wygląda to z Twojego postu), pewnie jak byłby wolny to nie podejmowaliby tematu ślubu tylko nadal mieliby za złe to co dotychczas... nie wiem co Ci poradzić... jestem w innej sytuacji - dziecko rozwodników (oboje ułożyli sobie życie), bardzo samodzielne w osądach (nie ma szans by mi coś narzucić) – więc nawet nie umiem sobie wyobrazić takiej sytuacji, dla mnie rodzice są murem na którym można się oprzeć a nie który mi czegoś broni (czy mnie przed czymś broni) wybacz będę kategoryczna ale taka jestem - ja powiadomiłabym rodziców, że to jest mój wybór i liczę na to że go uszanują, jeśli będą przesłanki na to że ich stosunki z moim (Twoim) wybrankiem się znormalizują, że przestaną omijać Twój dom, że zaczną traktować Twoje życie jako coś normalnego a nie wstydliwą chorobę, to rozważysz możliwość małżeństwa (cywilnego) i częstszego bywania u nich (z nim bo jest Twoim partnerem i winni Was jak parę podejmować) nie jestem katolikiem, więc nie wiem czy Cię nie urażę tym tekstem ale może jest możliwość unieważnienia małżeństwa Twojego ukochanego i tym samym załatwienia sprawy ostatecznie a! kwestię że nie mówiłaś rodzicom że jest rozwiedziony, a pewnie kiedyś to wyjdzie (informacja ma to do siebie że kiedyś „wylezie z szafy”), możesz skwitować słowami że nie chciałaś dawać im do rąk argumentu przeciwko niemu a robili wszystko by go jak najbardziej umniejszyć
-
Lete, ja bym powiedziała, ja powiedziałam... wprawdzie mój luby mieszkał osobno zanim zamieszkaliśmy razem ale najpierw złożył pozew a potem ze mną zamieszkał... mimo że ja nie miałam dziecka i cała sprawa tylko mnie dotyczyła i mimo że właściwie ten rozwód mi samej jest do niczego niepotrzebny i jego brak bardziej jego niż mnie gryzie...
-
Garnierka, to co robisz nazywa się „karmieniem trolla”, jak z nim gadasz to się rozkręca... wiem ze Tobie się to nie mieści w głowie bo każdy ocenia innych wg siebie ale są ludzi którym przyjemność sprawia robienie przykrości innym, tym razem na Ciebie padło i albo olejesz albo dasz się boleśnie pokłuć
-
Garniera, olej to, od innej małpy pochodzimy! nie porozumiecie się...
-
płacz, płaz dziewczyno... emocje trzeba wylać... żeby było miejsce na inne, lepsze...
-
i? pisz! prooooszę...
-
ja nie zmieniłam hasła, wpisałam od nowa to samo
-
Anouk, spróbuj zmieniając stopkę zmienić hasło, wczoraj miałam problemy z dopisaniem adresu i w ten sposób mi się udało
-
wiecie, nie zależy mi na tym rozwodzie bo on i tak jest ze mną, nie byli razem jak zamieszkał ze mną, ślubu nie potrzebuję, na dzieci to raczej już za stara jestem... to jemu ten rozwód jest potrzebny (i jego rodzinie też), jej też powinien bo jeśli chce zacząć nowe życie to nie z takim balastem... i to oni będą się szarpać i denerwować przy okazji każdej rozprawy! boję się że jego to w końcu zabije, strasznie przeżywa każdy kontakt z nią, a nastolatkiem to on nie jest...