Alcolumb19
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Reputacja
0 Neutral-
Zdefiniuj czystość jej przetrwanie warunkuje tętno myśli przyspieszone wnika w rdzeń instynktu zatańczmy z pożądaniem fortepian nas wyzwoli potem delikatnie dostroisz smyczek namiętności w źrenicy rozbiję twą nagość do atomów wielogłos wyszeptam cień przykuję do łóżka oddech się zerwie spazmem skrzydeł osiądzie w płucach wilgoć jak morze w twych ustach poszukam wyspy szczęśliwej gdy zdejmiesz kajdany ze stóp i pozwolisz nogom zacisnąć węzeł gordyjski w żyłach popłynie rozgrzana oliwa kurtyna świtu zapadnie na antrakt ale przy tobie tysiąc nocy to wciąż interludium
-
Przyszedłem jako żebrak blask przeszywa mnie na wskroś wschód królestwa światła złotem obsypuje morze jakby to było w spokojnych wodach skąpane ciało kochanki widzę przeźroczystość piękna za nim nieuchronnie czysty pigment pustki podobnie ja jestem przeźroczysty i zaczynam opadać coraz głębiej zabierz duszę do siebie zamień w słowika nim dotknę stopami dna ciszy niech pozna ciepły szum wiatru jeśli kiedyś nocą zaśpiewasz dla mnie łzami
-
No tak, nic nie mówię... ale nie gniewaj się za to;). Mam naturę milczka, poza tym lepiej głupio milczeć, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości;).
-
Otwórz dłonie ulecę między palcami nic nie poczujesz jestem czarnobiały ale poznałem twój dotyk wypełnił się bólem klucz drewniany w delikatnych ruchach widzę myśli ukrywasz je za płaczem klawiszy a gdy odchodzisz mogę tylko milczeć i czekać aż przywdziejesz suknię melodii tak trwam w rytm pragnień spraw kiedyś bym w ustach nie czuł już platków popiołu
-
Krew moja falami parzy i patrzy zachłannie w ciebie częstotliwość drgań serca jakbym rozerwał słońce od środka zapalił i zgasił zbliża nas trzask tlenu na skórze po palcach ślad elektrycznych kwiatów język ma dźwięk ostry zamknę go w próżni niech rezonuje w twych ustach rozchyl wstyd rozłóż łuk niewinności scałuję kontur na karmin przede mną otwórz się wołam psalm drapieżny i cichy
-
Jeden pocałunek, a wszystko przemienia, jedna łza ze studni sumienia, jeden uśmiech i świat piękny choć nietrwały, jeden smutek, jak anioł zbyt ludzki, zbyt mały, Jedna myśl- serce doskonałe, jedno słowo, a jakby życie całe, jeden dotyk, pełen zdziwienia, jakbyś dotknął swego przeznaczenia, Jedno spojrzenie na kwiat nierozwinięty, w którym ciepły gwiezdny pył zaklęty, jedne oczy, barwy cudnej bo nieodgadnionej patrzące z powagą w dusze połączone, Jedna miłość- niezrozumiała, pełna samotności, lecz wytrwała.
-
Proszę otul mnie łzami nie uwierzyłem w ciała zmartwychwstanie już nie mogę, nie myśleć o jagodach i lesie to wszystko nieprawda drzewa wciąż nie dają cienia On w samotności stworzył niebo i ptaki ptaki umierają by być bliżej nieba a jak ja bez ciebie i czy to całe życie tak, całe życie
-
Wyrysowałem planetę parabolą konturów pod palcami otwiera się wnętrze ziarnistych grudek bieli czekam na ten kształt od dawna nagła ostrość widzenia popłynie w skórze mrowienie impulsów a do nadziei do nadziei jeszcze dojdziemy bladym truchłem mówili -spójrz na to z innej strony- zobaczyłem pośród meandrów róż nieskończoność postaci które mogły być mną zostawiłem je umarły w witrażach kwiatów barwnik w oczodołach rozlał się na białość teraz mogę jedynie wdychać twe ciało liliowe duszę mam metalicznie zimną ścięła krew a w ciemny mózg wtłacza się brud myśli ale cieplej pamiętam chwile gdy się kochaliśmy oswajałaś otchłań serca byłaś dla mnie czułością chyba tylko wtedy potrafiłem czuć w sobie człowieka
-
Spadają na mnie myśli ciężkie jak ptaki na wojnie nienawidzę i kocham otwieram oczy dla ciebie nie stracę nadziei kiedy garbate zabiorą marzenia prawdy rozrzucą nie od serca anioła zachowam śpiącego na dłoni gdzie jesteś przekraczasz drogę swej samotności została pusta ramka naszego oddechu powietrze dwuznacznie ciche cień światła na skórze rozpacz chwyta za gardło tylko z łez sól i woda a kamień uparcie milczący wskazuje kierunek kochania zawsze bliższy gdy razem dzieliliśmy modlitwy i niewiarę z kazania
-
Jak to się mówi, \"ja już podziękuję\". Większość moich wierszy już pokazałem, reszta nie nadaje się do żadnej publikacji. ; ) No i też skończyłem z pisaniem. Pozdrawiam.
-
Całe życie przemilczeć dla barwy twego głosu myślą jak nić srebrna zaplatać twój obraz słuchać śpiewu kwiatów o zachodzie słońca by w promieniach ostatnich dostrzec twe piękno być przy tobie gdy radość uskrzydla cię jak anioł i gdy rozpacz niczym cierń w głębi oczu skryty zmieniać świat na lepsze każdą twoją łzę pośród gwiazd umieszczać kochać dłużej niż istnieje miłość całą wieczność przecierpieć dla ciebie a wszystko to znika kiedy patrzysz na mnie
-
Do nieba składam zażalenie na anioły zbyt niewidzialne księdza zmęczonego życiem msze jak za długie litanie Modlitwę pospieszną wykaz próśb i pogróżek niedokładne kochanie pozbawione złudzeń Choć źle jest po to aby było dobrze i diabeł jakby złagodniał na starość pamiętam że życie jak spóźniony pociąg co pusty odjedzie na mój własny pogrzeb
-
Biedronko pogodna na wiosnę niefrasobliwa przeważnie w kropce pomóż zakochanym co się pierwszy raz spotkali i nie wiedzą jeszcze że to od tej chwili będą patrzeć na siebie jak słowik w spokojne jezioro albo zając serdeczne zdziwiony że zamiast do marchewki mruga do żony Pewni tylko niepewności wyczekują listów wzruszająco długich (najbardziej zbliża serce poranione) tak nieświadomie czyści że diabeł zapłacze a miłość doskonała kiedy wad nie brakuje nawet tę ostatnią ciszę darzą zaufaniem boża krówka ich uczy- śmierć mniej ważna niż pierwsze spotkanie
-
Twe serce co tak mocno bije stawiając przerwę między spokojem i udręką w sam raz byś pokochał a potem nie rozumiał dlaczego Anioł Stróż wciąż ciągnie cię za ucho gdy nie pamiętasz o miłości a słowa puste od milczenia zamykasz oczy żeby nikt nie widział cierpienia i radości jak garbata mrówka tak mała że o niej zapomnieć nie można i nawet jeśli odszedłeś od dobroci zawsze jest czas żeby uwierzyć w samotność niesamotną w ból co największy kiedy już go nie ma w kroplę deszczu błętkitną w łzę spokojną preludium cierpienia w miłość gdy ogłuchniesz i ręce zbyt słabe żeby przytulić
-
Pewnie nie znasz jeszcze pana Józia o tam na ławeczce chrapie uczy swą tęsknotę latać Nasz bohater z czerwonym nosem dzielnie zachowuje marzenia trochę rozmyte zbyt częstymi chwilami cierpienia Lecz do przodu pcha wózek doświadczeń rozczochranych żarty stroi z nieba za miłośc nie płacąc wcale miłością Tak pocieszny i smutny gołębie nocą dokarmia w dzień nieodpowiednia czułość i anioł nie śmieje się tak głośno Józio życie chcąc dzielić na rzeczy niemożliwe i te co za proste zamiast szczęścia równania twardy karton dostał pod mostem