farmerka63
Zarejestrowani-
Zawartość
2 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez farmerka63
-
Kota je jak najęta :D :D:D Dzisiejsze pierwsze karmienie o 5:30 ! Obudziła mnie gryząc po staremu w nos, po czym zaprowadziła wprost do kuchni. Domaga się średnio 4-krotnego napełniania miseczki , konsekwentnie odmawiając suchych karm i mleka .Dziwne - przed chorobą wcinała jedno i drugie, a teraz gustuje tylko w puszeczkowym i surowym mięsku. Wygląda jak grafitowy wieszaczek z wygolonymi łapkami - ale brzuszek pełny! Nie chce też wychodzić na dwór, do czego jej zresztą wcale nie zachęcamy. Powiedzcie czym najzdrowiej i najszybciej odpaść tą małą rekonwalescentkę ?
-
Cieszę się, że się cieszycie ze mną :D:D:D Wszyscy kociarze to jedna rodzina. I nie tylko kociarze - psiarze też. Doświadczyłam tego uczucia przez tych 8 dni ( dzień w dzień) spędzonych w lecznicy. Wiecie - gabinecik mały, kroplówka to nie 5 minut, chcąc nie chcąc asystowałam biernie przy przyjmowaniu kolejnych pacjentów( kotę trzeba było trzymać za łapkę, bo uparcie ją chowała , a wtedy kroplówka nie kapie). Nie było człowieka, który by z troską nie zapytał : \"A co się kici stało?\". Taaak - jest na tym świecie mnóstwo ludzi, którzy kochają czworonogi, biegają do weta z byle bzdurką i nie bzdurką, roztkliwiają się nad swoimi sierściuchami ,płaczą jak im coś się dzieje złego...i śledzą w internecie z życzliwością losy małej, drobnej kotki , która zżarła coś niestosownego . Dziękuję Wam za słowa otuchy...bo momentami już traciłam nadzieję :)
-
Reaktywacja tego tematu, to bardzo dobra koncepcja, Tuurmo :) Tem bardziej, że niepostrzeżenie nadchodzi zima - a wraz z nią te osławione długie zimowe wieczory, podczas których możemy dłubać, szlifować, szpachlować, postarzać lub ocalać od zapomnienia :) Lubię żeliwo... Znalazłam taki fajny sklep z odlewami żeliwnymi - wszystko w nim nowe, ale oparte, naturallement na starych wzorach. No i zachorzałam na stoliczki na pojedynczej żeliwnej nóżce - takie z marmurowym , okrągłym blatem. Gdzieś widziałam zdjęcie niemieckiego sklepu spożywczego- na środku sali stało kilka takich stoliczków ( każdy inny), a na nich wyeksponowane były sery. No, może w domu to niekoniecznie do eksponowania serów taki stoliczek może służyć, ale jakaś maleńka lampka, zdjęcie, patera z owocami, albo orzechami, żywy kwiat w doniczce. Pooglądajcie : www.zielinski.waw.pl
-
Dziś kot rano zjadł 5 drobinek gotowanej rybki ! A potem w lecznicy oprócz zestawu firmowego dostała relanium , w mikro-dawce 0,1 mg , która oprócz senności oczywiście, w sposób bardzo nietypowy, a właściwy jedynie kotom, odblokowuje receptor głodu! Zawsze twierdziłam, że koty to niebanalne zwierzaki... U weta schrupała tez kilka kulek jakiegoś \"exlusivnego\" royala :) Czyżby???!!! Zaczęła już w domu wreszcie pić wodę . Teraz sobie śpi ... Weterynarze stwierdzają zgodnie, że z dnia na dzień jest coraz lepiej, ale wycieczki na do.żylne wlewy mamy zagwarantowane do niedzieli na pewno. A co tam! Byle była zdrowa! Dzięki Wam wszystkim za wsparcie, dobrzy ludzie :D Niech moc będzie z nami !
-
Jestem. Dziś troszkę lepiej, aczkolwiek w drodze powrotnej biedny kot sfajdał się w samochodzie...a ja, gamonica, nie wpadłam na to, żeby cokolwiek podłożyć pod transportówkę.... Mniejsza o to. Coś nawet w lecznicy jadła - nie wiem, czy ta eksplozja nie z powodu jedzonka. Może jeszcze za wcześnie? Niemniej , jak na razie, nie wymiotuje. Śpi teraz na ciepłym parapecie ( taki zapiecek ) . Leczenie wciąż takie samo - czekamy na zatrzymanie rozwolnienia i wymiotów. No a potem na samodzielne jedzenie. Bez tych trzech filarów kroplówki nieodzowne. Nie mam weny do jakiejkolwiek roboty ... :(
-
To znowu ja...i mój kot :I Napiszę krótko , co też dzisiaj zwojowałyśmy: Noc spokojna. Rano w domu jeszcze - znów koszmarna buraczkowa , cuchnąca defekacja w kącie pokoju :(:(:( Dzisiaj pojechałam sama (Farmer został w gospodarstwie) z kotem spacyfikowanym w transportówce. I znów kroplówka z soli i glukozy, lek przeciwzakrzepowy, przeciwkrwotoczny, przeciwwymiotny . Pani doktor stwierdziła jednak, że kot zdecydowanie lepszy niż wczoraj...ale że to niestety nie koniec walki . Dostała troszkę super odżywczej pasty do dzioba ...i w chwilkę potem zabierała się do pawia, ale szczęśliwie odeszła jej ta zgubna ochota ;) Wetka obmacała ją znów dokładnie, wygoliła nawet brzuszek, żeby stwierdzić, czy nie ma wybroczyn ( świadczą o wirusowym zapaleniu otrzewnej) - nie było! Błony śluzowe, dziąsła, oczy nadal w porządku. Wątroba w normie, trzustka też. Wieczorem mam jej podać przez wenflon lek przeciwwymiotny. No i jutro jedziemy po raz kolejny. Proszę o wsparcie myślą i słowem :)
-
Spędziliśmy dziś w lecznicy pół dnia... Wróciliśmy do domu dopiero o 19-tej. No i tak : Kota w domu rano zrobiła śmierdzącą kupkę z krwawymi nalotami. Bardzo senna i nieobecna. Nadal niezainteresowana miseczką. A u weta - temperatura w normie 38, natomiast koszmarne odwodnienie - pani doktor nie mogła pobrać krwi , bo b. niskie ciśnienie i dosłownie wyciskała z tętniczki te kilka kropel do zbadania. Więc najpierw przeciwzakrzepowy lek, kroplówka, kroplówka, kroplówka. W sumie pobrała dziś 400 ml ( sole i glukoza). Antybiotyk i coś przeciwkrwotocznego . Badanie krwi wykazało podwyższony poziom leukocytów 23 G/l , co wskazuje na stan zapalny. Możliwe też podtrucie myszami ( plaga gryzoni i wszyscy wykładają trutki). Zdołaliśmy jej wdusić do dzioba strzykawką bardzo pyszną pastę z indyczki i krewetek - nawet nie pluła i łykała. W drodze powrotnej już w samochodzie wysikała się na mnie obficie ( nerki pracują!), a tuż przed domem wyhaftowała na podłogę ( to gorzej, ale jedzonkiem, a nie żółcią). Kompletnie skołowana - zrobiła tez siku na psie posłanie, bo pomyliła adresy ( kuweta w innym kącie). Potem jeszcze jeden haft i po godzinie mała kolacyjka z indyczki . Na razie śpi w ciepełku. Jutro kolejna wyprawa i ciąg dalszy walki. Zapomniałam powiedzieć o nawracających zakażeniach tasiemcami, z którymi w zasadzie borykamy się ciągle. Tasiemców jest kilka gatunków i kot może je łyknąć zarówno przez połknięcie pchły , jak i zarażonej myszy. Ciągle kupujemy Pratel i ciągle szarpiemy z kotami usiłując im zaaplikować pigułę daleko do paszczy . Czy to możliwe, żeby była tak dalece zatasiemczona i zatruta jadami tego robala? ! Po dzisiejszym dniu jest cień nadziei ... Co to jest ten Alat i Aspat ? Mam tu obydwa wyniki...
-
Obmacał.... Pozostałe koty w świetnej kondycji. Nasze koty są wychodzące - w zasadzie do domu przychodzą na jedzonko i drzemkę, a zaraz potem znów na dwór. Nie bawią się ze sobą, więc jak mała śpi w jednym pokoju, to dwa pozostałe nawet mogą nie wiedzieć, że jest w domu. Po jedzeniu zwymiotowała dokładnie niestrawioną karmą z puszki + woda. Osowiała bardzo, ale teraz leży na cieplutkim parapecie na boczku.Pod parapetem ostro grzeje kaloryfer. To nie jest pozycja zajączka. Wet też kazał nam ją dogrzewać. Zapytam jutro o cenę szczepienia...z torbami pójdziemy normalnie... Wiesz - utrzymujemy dwoje dzieci na stancji i nie jest nam łatwo... Serce mi się kroi, jak patrzę na te smutne oczka. Dziecko to chociaz powie, gdzie boli... Dziękuję , Astro , za wskazówki. Jutro napiszę, co słychać.
-
Krwi nie zbadał, bo laboratorium zamknięte.Rtg też nie zrobił. Szczepiona nie była. Zabezpieczana fiprexem. Wymioty ustały ( ale kot nic nie je). Zwymiotowała raz prawie natychmiast po jedzeniu. Cały czas śpi. Dzisiaj zaglądał do paszczy - śluzówki ok, oczy też, węzły ok.
-
Północne rubieże Wielkopolski - tak między Puszczą Notecką a Drawieńskim Parkiem Narodowym sobie robię te sery, zbierając grzybki w przerwach ;)
-
Mamy psiaki...nawet dwa, tylko, że one często są w domu, a w nocy to już musowo. Obie panienki ze schronisk, więc w ramach resocjalizacji i zadośćuczynienia za poniesione straty moralne zaproszone zostały do domu...i tak już zostało. A czarnuch nas nawiedza w rozmaitych porach dnia i nocy. Chyba przygarnę kolejnego szczekacza i tym razem powierzę mu zadanie pilnowania podwórka :) Pozdrawiam i życzę Felkowi szybkiego powrotu do zdrowia !
-
Niepojęta ta niechęć...A starożytni Egipcjanie je czcili... A powiedzcie mi, dziewczyny, co ja mam począć z takim socjologicznym problemem: nasze podwórko nawiedza od jakiegoś czasu ( a podkreślę z mocą, że zaczęło się to jeszcze za czasów "jajecznych" Tofika) tajemniczy czarny kocur. Nie jest specjalnie wychudzony, ale nie należy do mruczycieli łaknących ludzkiej dłoni, bo czmycha, jak tylko go zoczymy. Że nawiedza, to mało ważne. Gorzej, że wchodzi w utarczki z naszymi kotami. Szu-Szu dzielnie staje na straży i oberwała wczoraj od czarnucha po tylnej łapie..aż do krwi! Dziś jest obrażona i ciężko sfrustrowana...Nawet kuleje! Naczytałam się tu o tym kocim hiv-ie. Czy takie kontakty nie grożą zarażeniem?! I co my mamy zrobić z tym fantem?!
-
Doświadczenie w utrzymywaniu kotów w domu mam 3-letnie. Moje koty też wychodzą, a że dom dodatkowo duży to jakoś się terytorialnie zgadzają. \"Jakoś\" to dobre słowo, bo nie ma między nimi zabaw i gorącej miłości. KocicE (matka i córka) kiedyś \"darły koty\" okropnie - myślę, że chodziło tu o prymat w stadzie i zabór mienia w postaci chaty. Najpierw matka pacyfikowała małą, teraz jak mała urosła, zdobyła się na odwagę i \"śpiewa\" na matkę. Tofik ma generalnie wszystko w nosie i \" babskie sprawy\" go nie obchodzą. Przychodzi z polowanka, czyści miseczkę i zajmuje kanapę - w najmniejszym stopniu nie bierze udziału w awanturach, a też i kocice nic do niego nie mają. Kotki teraz są na etapie obchodzenie się z należytym dystansem i już nie dochodzi między nimi do scysji. Myślę, że Twoja Frania usiłuje zająć wyższe miejsce w hierarchii. Kwestia czasu i relacje między nimi się same ułożą - nie należy interweniować, bo to kocie sprawy :) Wiem , że serce boli , jak pióra lecą...
-
Astro! Twój głos jest głosem rozsądku! Poza tym - masz wielkie doświadczenie ( często traumatyczne) w ratowaniu kotów z opresji wszelkich. Kociego nieszczęścia jest wiele - popatrzcie na aukcje , ileż kociąt za złotówkę, ile kotów wyrwanych ze szponów śmierci , okaleczonych przez okrutnych ludzi, ile kotów w schroniskach... Nasza Pani weterynarz, kiedy przy okazji wizyty z suczkami opowiadaliśmy o naszym kotostanie - popatrzyła na nas z naganą na wieść o kocie wędrującym i pełnowartościowym . Raz, że narażamy kota na śmiertelne niebezpieczeństwo, dwa - że zapładnia biedne kociczki. A przecież i tak mamy nadpopulację ! Długo myślałam o tym jej spojrzeniu i komentarzach... I jeszcze jedna opowieść przyniesiona przez naszych znajomych - bardzo zdegustowanych faktem, że mamy koty w domu, mimo, iż mieszkamy na wsi. Poza tym - cóż to za fanaberia sterylizować kotki???!!! I zaraz uraczyli nas chwalebnym przykładem z podwórka pewnych bogatych przesiębiorców. Otóż państwo ci trzymają koty w stajni. Mają tam swój boks i miseczki z mleczkiem. Rozmnażają się ochoczo i w pewnym momencie kotów jest zatrzęsienie, ale potem, w miarę upływu czasu następuje \"naturalna\" selekcja - część kociątek jest odławiana przez jastrzębie, psy. Część słabszych umiera trawiona jakimiś chorobami. A kolejnej wiosny rodzą się nowe - bardzo ekologiczne i w zgodzie z naturą , prawdaż ? Tylko, że na wymioty mi się zebrało i już nie chcemy znać ani tych zdegustowanych, ani tych bogatych... Astra! Stoję murem za Tobą!
-
Misiu! Oczywiście, że to nie daje 100% ochrony! Masz absolutną rację! Ale ponieważ nie mogę zamknąć kota w domu , chciałam chociaż zmniejszyć to niebezpieczeństwo! Może Astra ( nasz kotolog) wypowie się na temat włóczęgostwa kotów pełnowarstościowych a ...pozbawionych ;) Czy ktoś prowadzi obserwacje kocich zachowań? Widzę jedno - Tofik o wiele, wiele dłużej i częściej przebywa teraz z nami. Teraz na przykład przeciąga się na fotelu po smacznym śniadanku...Normalnie o tej porze byłby \"absent\" .
-
Witam :) I ja tu dawno nie zaglądałam, chociaż podczytywałam ciekawsko z ukrycia. Nie powinnam się wypowiadać w imieniu Misia - zresztą on tu zapewne zaraz zabierze głos w odpowiedzi na pytanie Astry. To już nie pierwsza prośba o modły , żeby Azazello powrócił... Kastracje jednak zawsze wywoływały na tym topiku burzę z piorunami... Opowiem natomiast o moim kociostanie - dwie kocice po sterylkach...no i Tofik cały. Tofik uroczy, Tofik gadający, znaczący raz za razem mieszkanie i warsztat mojego męża...no i w końcu od tej wiosny Tofik wychudzony, podrapany, z ropiejącymi ranami, kleszczami i nie wracający po 3 dni! W końcy złapały go przypadkiem moje córki w sąsiedniej wsi ! Powiedzieliśmy sobie i jemu - DOSYć! Po prostu miałam wrażenie, że zbliżamy się nieuchronnie do bliskiego końca tego uroczego kocura. To chyba kwestia czasu, żeby któregoś pięknego dnia Tofik po prostu nie wrócił z kolejnej eskapady...Choć jest duży, to chyba wreszcie znalazł jakiegoś większego przeciwnika i zaczął regularnie dostawać baty . Ale to mało znaczące, bo z takich potyczek koty wychodzą podrapane, ale żywe.Gorzej, jak napotykają na swej drodze samochody...lub ludzi. Opowiedziano mi ostatnio historię ukochanek kociczki, która zaglądała do ogródka sąsiada. Sąsiad miał oczko wodne z ozdobnymi rybkami. Kotce też się te karpiki podobały, ale sąsiad- esteta założył wokół stawiku okrutne, zatrzaskowe łapki. Kociczka amputowała sobie tylną łapę, zdołała jednak doczołgać się do domu i dokonac żywota na wycieraczce. Po prostu brak słów... Wykastrowaliśmy więc w końcu Tofika. Błyskawicznie doszedł do siebie po operacji. Teraz jest ciągle z nami - wyleczyły się drapy na łebku, kot się poprawił...no i wreszcie jestem spokojna o jego ŻYCIE. Astro droga! Czy Ty pracujesz w fundacji Felis?
-
No to jak kocio- miło zaczęlismy dzień, wklejam coś śmisznego... Kocie przykazania * Nie będziesz wskakiwał na klawiaturę, kiedy człowiek łączy sie przez modem. * Nie będziesz wyciągał kabelka telefonicznego z gniazdka w modemie. * Nie będziesz rozwijał całej rolki papieru toaletowego. * Nie będziesz siadał przed monitorem ani telewizorem, jakbyś był przezroczysty. * Nie będziesz rzucał pawia balistycznego ze szczytu lodówki. * Nie będziesz wchodził do jadalni tylko po to, żeby wylizać sobie tyłek. * Nie będziesz się układał z zadkiem przed ludzką twarzą. * Nie będziesz zeskakiwał z wysokości na ludzkie genitalia. * Chociaż jesteś szybki, nie dasz rady przebiec przez zamknięte drzwi. * Nie będziesz łaził po budziku i wyłączał go. * Nie będziesz właził do śmietnika z obrotową pokrywą, bo wpadniesz i zatrzaśniesz się w środku. * Nie będziesz wskakiwał na kibel, kiedy człowiek już na nim siedzi. * Nie będziesz wskakiwał śpiącym na brzuch o czwartej nad ranem. * Zechcesz zauważyć, że dom nie jest więzieniem, z którego się ucieka przy każdej nadarzającej się okazji. * Nie będziesz sie podstawiał ludziom pod nogi, nawet jeśli idą za wolno. * Nie będziesz otwierał drzwi łazienki, kiedy goście są w domu. * Będziesz pamiętał, że jesteś drapieżnikiem, a kwiatki nie są z mięsa. * Będziesz okazywał skruchę, kiedy cię besztają.
-
Nie mówi się jaszczomp, tylko F16 ...;)
-
Hej, Amita :) Wiedziałam, wiedziałam, że to tylko kwestia czasu, żebyś się \"zakociła\" ;) Miłość do roślin idzie ramię w ramię z miłością do zwierząt - stąd te same nicki... Milky - chyba zbłądziłaś (- łeś). Wszyscy wiedzą, że koty SĄ święte.
-
Serwatka to produkt uboczny produkcji serów wszelkich. Maślanka - pozostaje nam po zmaśleniu śmietany. To jakby całkowicie ( no, prawie) odtłuszczona śmietana. A tak wogóle to całkowicie podzielam pogląd koleżanki Konczity! I ja również nie używam całkowicie maragaryny. Piekę rzadko - również na maśle.
-
Na koszmarne linienie naszej labradorki wet zalecił biotynę. Może jednak warto zabrać zwierza do lekarza- niech zdiagnozuje, czy to li i jedynie wiosna, czy jakaś głębsza przyczyna. Pozdrawiam wszystkich kociarzy wiosennie :)
-
Och....jest taka piękna wiosna... Zmieńmy może temat na bezkolizyjny, co? Kocham kobietę - prawdopodobnie kota linieje - bo wiosna, Panie sierżancie :) Z głaskaniem takiego delikwenta ciężko- bo przy każdym przejechaniu dłonią kłęby piór wyłażą.... Musimy to przetrwać :( No właśnie! A propos linienia! Czy Wasze koty pozwalają się czesać? Moja dyluje z niesmakiem... A czy ktoś posiada i stosuje taką specjalną rękawicę - czochradło do wyczesywania właśnie? Ktoś tu pytał o rosjanki. Mam kocicę, która posiada wszelkie znamiona tej rasy - aczkolwiek rodowodu nie posiadamy :)
-
Moja starsza kocica potrafi \"pośpiewać\" i na mnie - zwłaszcza jak \"cariewna\" ( bo to rosjanka jest) nie w sosie... Eeeech... .Ale dziś rano zaszczyciła nas swoją obecnością przy śniadanku. Siedziała przy talerzu Farmera i łaskawie degustowała smażone, wyfiletowane okonki . A teraz sobie poszła do ogródka - minęły się w progu z córeczką - no i MUSIAłY na siebie syknąć :)
-
Kocice są nieprzewidywalne w tej materii... Nasza rosjanka wykociła się na łóżku młodszej córki. Potem przeprowadziliśmy ją z kociętami do wiklinowego domku pod schody. Po tygodniu uznała, że lokalizacja jej nie odpowiada i sama poprzenosiła kociaki do uchylonej szafy. Umieściła całą bandę w kartonie z konnymi akcesoriami ( ?!). Wiklinowy domek stoi teraz na szaie - koty podsypiały tam tylko na początku resocjalizacji nowych psów wziętych ze schroniska ( psy miały niestety złe nawyczki i ganiały prychającą kocią arystokrację). Teraz stosunki już się w miarę unormowały - wiklinowy domek stoi pusty... a koty maszerują psom przed nosami , śpią na kanapach, biurkach, parapetach, czasem na stole lub kredensie. Włóczęgostwo jednym słowem. Może są koty przywiązane do swego łóżeczka tak całkiem po ludzku? Moje nie...
-
Mirusku! Mam na tym samym terytorium ( czyli pod jednym dachem) kocicę - matkę i jej prawie półtoraroczną córeczkę. Kocice się ledwie tolerują. Najlepiej obchodzą szerokim łukiem, dodatkowo prychając na siebie i sycząc. Kilka razy doszło do konfrontacji - czytaj starcia, ale krótkotrwałego. Udaję, że tego nie widzę. Jedzą z tej samej miseczki...ale w odstępach czasowych. Sypiają w innych, odległych miejscach domu. MUSZĄ się dogadać, bo nie opcji, żebym którąś z nich oddała. Obydwie są wysterylizwoane. Spróbuj dać im trochę czasu...