Witajcie dziewczyny
Dopiero wczoraj znalazłam ten temat i jeszcze nie zdąrzyłam go całego prześledzić...
My również staramy się o dzidzie od półtora roku - póki co bez efektów. Rok temu poroniłam w około 6tc, do końca nie wiem, bo nie dane mi było odwiedzić na czas ginekologa. Przyczyna poronienia - nieznana...
Dziś byłam oddać krew do badań (toksoplazmoza, różyczka, hormony) i zrobić cytologię, za tydzień mąż idzie na przegląd armii...
Obserwuję cykle, mierzę temperaturę, przytulamy się gdy jest potencjalnie najlepszy okres na poczęcie...
Czasem tracę nadzieję, mam staszną huśtawkę nastrojów, ale wiem, że szybko się nie poddamy i jeśli będzie trzeba - podejdziemy do in-vitro (jeśli nie będzie to już możliwe w polsce to za granicą)...
Nie potrafię objąć moim rozumkiem tego całego zamieszania wokół in-vitro, jak słucham tych tzw.\"espertów\" to nie wiem czy na nich krzyczeć czy rzucić się z pięściami... ehhhh, szkoda nerwów...
Wracając to meritum, życzę nam tu wszystkim obecnym szybkiego zagnieżdzenia się zarodka, spokojnych 9 miesięcy i porodu bez powikłań