już sama nie wiem czy jestem katem czy ofiarą.
u mnie nie może być kłótni, bo mój facet się nie kłóci. Jego rodzice się nie kłócili, nie było emocji tylko stwierdzenie: proszę mi się nie sprzeciwiać. Nie było też okazywania uczuć. Mam wrażenie, że on przejął po rodzicach to \"niesprzeciwianie\". ja jestem z rodziny, w której były zarówno kłótnie jak i ciepłe emocje, okazywanie sobie uczuć. Była serdeczność, złość, miłość, zaufanie. Jest tak do tej pory. Kłócimy się i kochamy.
w związku jest inaczej - jest cisza. Mój facet twierdzi, że go dręczę pytaniami, rozmową, próba naprawy tego, co się psuje. On uważa, że najlepiej tego nie ruszać, zostawić tak jak jest i na pewno będzie lepiej. Coraz częściej traci cierpliwość. Ja nie potrafię wytrzymać tej ciszy i omijania problemów. Nie potrafię poradzić sobie z tym, że się nie rozmawia. On zadręcza mnie ciszą. Coraz częściej tracę cierpliwość. czuję jakbym traciła zmysły. Dla mnie to patowa sytuacja. Nigdy nie rozmawiamy o nas. Nigdy on nie rozmawia o swoich uczuciach. To już ponad 2,5 roku związku. Seks raz na 3 miesiące, uczucia - brak. Taka pustynia emocjonalna. powoli wariuję i nie rozumiem dlaczego staram się to ratować. A może jest jak pisałyście - to uzależnienie od drugiej osoby, przeświadczenie, że bez niego nie dam sobie rady... coraz częściej bywam bezsilna, płacze w domu w pracy, postanawiam - to koniec, ale kiedy wracam znowu upodlam się, próbując naprawić nasz związek. Męczy mnie, ze wszystko jest jak on chce i to, że wszystko jest moją wina. Nawet nie mogę powiedzieć: ja chce, ja oczekuje, bo oskarża mnie o egoizm i o to, że całą winą za nasz związek obarczam jego. Czuję się katem. Potrafię zrozumieć jak bardzo męczące są te moje pytania dla kogoś kto potrafi odpowiadać tylko cisza i obojętnością. Tak jestem katem. dla siebie i dla niego. Mam prawie 30 lat i marzę o dziecku, mężu, normalności, stabilizacji... ale to marzenie jest ciągle bardzo daleko, jest nieosiągalne.