erzulie
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez erzulie
-
:-) No to ja też lecę - w końcu chciałabym zacząć ten dzień - czyli umyć się, ubrać, upodobnić do człowieka - i zobaczyć, co słychać w szerokim świecie. I jednak jest coś, co MUSZĘ. Zjeść przynajmniej kawałek czekolady dziennie - a najchętniej całą tabliczkę. Ale jakie to przyjemne! :-)
-
Witaj egipcjanko! Miło usłyszeć, że komuś jest dobrze :-)
-
Zgadzam się co do "muszenia" - niemniej czasem się coś musi. Raczej nie chciałabym wylądować pod mostem - przynajmniej nie w naszym klimacie. Moim nieszczęściem było to, że nigdy nic nie musiałam.
-
Pikok - trafiłaś w samo sedno! (choć akurat moim oknom przydałoby się umycie ;-) Ja może nie odczułam jakoś szczególnie przekroczenia 40-stki, ale właściwie życie się dla mnie zaczęło. Dokładnie tak, jakbym w tym momencie ukończyła szkołę, zdała maturę np. i........i no właśnie w takim punkcie jestem. Coś muszę robić. Muszę? Na razie nie muszę. A co? Nie mam pojęcia, nie mam pomysłu. I nie mam też tyle sił (nawet tych fizycznych) co w wieku 19 lat. Ale absolutnie się nie skarżę ani nie narzekam! Już się nauczyłam, że jak nie mogę znaleźć rozwiązania - to ono samo przychodzi i to korzystniejsze, niż moje. Kiedyś tak mnie wkurzało, gdy mi mówiono, że z każdej sytuacji jest jakieś wyjście, a ja akurat byłam "na dnie rozpaczy", przeżywałam "gorycz istnienia". Teraz wiem, przekonałam się, że to prawda. Tak jak i to - nawiązując do toczącej się tu przedtem dyskusji - nie warto żyć przeszłością. Wyrzucić złe wspomnienia, nie żałować tego, co było i minęło, tego, co się zepsuło i nie da już naprawić. Bo do niczego to nie prowadzi. Na szczęście nie przywiązuję się łatwo do niczego - więc łatwo mi się wszystkiego pozbyć - i nie traktuję tego w kategoriach straty. Ale ile musiałam się napracować nad taką postawą! :-)
-
Dzień dobry! Mam nadzieję, że nie zostałam zapomniana! :-) Jestem cały czas i - uwaga! mam zamiar się udzielać na forum! Na razie wpadłam się przywitać! I na dobry początek:
-
Tak sobie was czytam - i myślę - że ja po prostu ie pamiętam...... Czy byłam zakochana, czy kochałam...... A może inaczej - pamiętać - pamiętam, że tak było, ale jak to było? Co czułam? Co myślałam? To było tak dawno. Natomiast miłość nie kojarzy mi się źle. Nie z rozczarowaniem. Gdy się kończyło - to raczej nie miłość się kończyła, tylko okoliczności powodowały, że musiałam się z kimś rozstać. Czyli w zgodzie, z dobrymi wspomnieniami. To jest też odpowiedź na pytanie Kmicica. A to, o czym ty piszesz, Salix - o takiej miłości do zatracenia, która dominuje wszystko - to dla mnie nie miłość. Jakoś to nie na tym chyba polega. Ale to zależy od człowieka. Ja do wszystkiego podchodzę na zimno i zawsze - przede wszystkim - pamiętam o sobie - nawet poświęcając się czemuś całkowicie. A drugi temat - :-) lubię wino, ale, niestety, mój żołądek nie :-( Niedawno za to odkryłam, że po whisky nie ma się kaca! polecam - "Cztery miłości" Lewisa
-
"Chcesz być szczęśliwy jeden dzień - upij się" - nie sprawdza się...... :-)
-
babinicz- a jeśli od szczecina do gdańska? :-D Dobranoc wszystkim! Bawcie się dalej dobrze!
-
i najlepszego! A ja znam! 12 - ale w południe!
-
Pikok - jakbyś opisywała mój związek! No ale nie przypadkiem spotkałyśmy się na tym topicu!
-
O! O facetach mowa! Mnie się zawsze podobali tacy....intelektualiści,a posiadanie okularów było wręcz wyznacznikiem męskości - poważnie - bez okularów nie uznawałam faceta! Ten z którym teraz jestem - na oko - dresiarz ;-) Wewnątrz jest zupełnie inny, choć też kompletnie różny od moich wyobrażeń i wymagań. Jeszcze jakiś czas temu pewnie uciekłabym od niego, gdzie pieprz rośnie lub nawet nie spojrzała. Coś się widać zmieniło. Tak, mieszkam nad morzem - nie nad samym, ale niedaleko, kilkanaście kilometrów :-) I macie rację! W większym gronie (co prawda rzadko bywam w "większych gronach", no ale się zdarza) - ciągle słyszę: coś taka spięta, uśmiechnij się, rozluźnij się itp. A ja się zwyczajnie nudzę! Większości osób nie znam, lub znam bardzo luźno - więc nie mam z nimi o czym rozmawiać, a o pierdołach po prostu mi się nie chce - szkoda czasu i życia. Co innego zamienić w windzie z sąsiadami parę zdawkowych słów o pogodzie, a co innego siedzieć godzinami i o tym mówić. Pewnie, że trafiają się perełki - osoby, z którymi natychmiast zaczynam rezonować i potrafimy od razu znaleźć wspólne tematy. Czasem się zastanawiam, czy to ze mną coś nie tak - może to ja jestem nudna - nie wykluczam tego. Nie śmieję się z kawałów z grzeczności, jeśli mnie nie bawią , nie wiem, kto z kim i gdzie - bo mnie to nie interesuje, nie obgaduję - ta jest za gruba, ta ma cellulitis - bo ludzie mi się podobają, w każdym dostrzegam coś ładnego i wolałabym o tym pogadać - ale z kolei takie rzeczy innych nie bawią. Nie jestem ideałem oczywiście, mam gorsze dni, kiedy denerwuje mnie wszystko, wszyscy i nic i nikt mi się nie podoba. Ale wtedy staram się nie wychodzić do ludzi. No i pewnie dlatego jestem mało popularna i nie zapraszana. No i ok!
-
Czyżby Myrevin zaczynał zrzędzić? - ale ciii.... może nie usłyszy tego :-D No a serio - ja też jak najbardziej akceptuję sytuację, w której jestem. A te widełki: albo być samotnym albo nie - myślę, że istnieją, jeśli mówimy o posiadaniu lub braku partnera, a konkretnie żony czy męża. No bo albo się ma - albo nie. Nie ma nic pośredniego. Tak baaardzo szczerze - ja nie wyobrażam sobie już bycia z kimś w związku, mieszkania razem itp. Wypracowałam swoje życie, mam swoje osiągnięcia - i zupełnie nie chcę, żeby ktoś z tego korzystał. Może uczestniczyć, ale do pewnych granic. Poza te granice - nie. A więc dobrze wiem, czego chcę. Osiągnięcia to złe określenie, ale nie wiem, jak to nazwać. Bo nie chodzi mi o jakieś sukcesy życiowe, tylko o to, że np. mam swoje mieszkanie, kupione za własne pieniądze - i nie wyobrażam sobie, że nagle ktoś się wprowadza, mieszka, korzysta. Podobnie jak ja nie rzucę tego, żeby mieszkać u kogoś - nigdy nie czułabym się "u siebie". A więc chyba u mnie nie wynika to z jakiegoś rozczarowania płcią przeciwną, ale jednak ogromną potrzebą samotności. Bycia samej. Tak jak dziś - wracamy znad tego morza, wszyscy coś planują - jakąś wspólną kolację - a ja wręcz wymuszam, żeby mnie wysadzili pod domem. Dlaczego? Bo już miałam dość. Bo chciałam sobie posiedzieć, pobyć. Mam swoje dziwactwa, one nikomu nie szkodzą, mnie z nimi dobrze - więc mam zamiar je pielęgnować. :-) Ja się akurat dobrze czuję idąc sama do kawiarni, pubu, na plażę, czy gdziekolwiek indziej. Nie brakuje mi towarzystwa. Miło - gdy jest, ale do czasu. Dlatego chyba lubię tu pisać. Napiszę coś - i wyłączam komputer. Czuję, że jestem wśród ludzi - a jednak zostaje duży dystans. Jestem z facetem, z którym jestem - bo mam pewność, że on nie chce nic więcej niż ja, nie chce się wiązać na poważniej, a poza tym nie obraża się, jak go wyrzucam nawet w środku nocy - bo zachciało mi się być samej (mieszka naprzeciwko). Albo proszę, żeby się do mnie nie odzywał 2 tygodnie. A w ogóle na plaży było fajnie - nie za gorąco, woda lodowata - ale i tak się wykąpałam, teraz kawka, papieros, książka - pełny relaks dla mnie. Jak nie zasnę - to się odezwę!
-
No właśnie - też nie potrafię wyczuć tej granicy, tego momentu..... Myślę, że trzeba przyjąć, że tak jednak jest: wśród kobiet zawsze będzie panowała rywalizacja i tej szczerości do końca nie będzie. Jestem fanką książek Magdaleny Samozwaniec - ona bardzo trafnie - bardzo dowcipnie przede wszystkim umie trafić w sedno. "Największą przyjemnością jest zrobić świństwo najlepszej przyjaciółce" (oczywiście nie należy tego rozumieć tak dosłownie, w końcu to satyra). Albo: spotykają się dwie przyjaciółki: "Jak ty pięknie i młodo wyglądasz!..... Z wyjątkiem twarzy!" :-D :-D Coś w tym jest - przyznaję, że też idąc na spotkanie z kobietą - szykuję się bardziej niż na randkę, bo druga kobieta wyłapie wszystkie niedoskonałości! I też nie lubię cudzych sekretów - bo prędzej czy później sprawa wypłynie - i wtedy jedynym winnym jestem ja.... No to papatki :-P Jadę się wygrzać na słonku!
-
Booogusia - nie tak źle! Młodzież cię umęczy i będziesz zadowolona, że możesz sobie odpocząć. Ja już mam wyrzuty sumienia, bo nie pójdę do kościoła (a jednak to dla mnie ważne), chyba że się rozpada i wrócimy wcześniej - bo jednak jedziemy nad morze. Głodna jestem, ale muszę wytrzymać, bo później nie zmieszczę kiełbaski z grila - w ogóle należę do niejadków, więc jak mam coś jeść za 2-3 godziny - to już teraz muszę sobie robić na to miejsce :-) vitare napisała "topic z pozoru niemrawy" :-) - wydaje mi się, że jakoś już wyrosłyśmy z pisania na dwie strony: "no to papatki!", "buziaczki" itp. itd. - a jeszcze nie "dorosłyśmy" do picia - też na dwie strony - herbatek, kawek i naleweczek :-D Poza tym, jak zauważyłam na różnych forach i tu też - wszelkie topiki 40-latków jakoś ciężko się rozkręcają. Może to jest jakiś taki przejściowy wiek - część osób zmierza w stronę zniechęcenia trudnościami, cześć wręcz przeciwnie - nabiera chęci do życia, a część po prostu nie ma czasu, zajęta codziennością. My oczywiście należymy do tej drugiej grupy - co do tego nie ma wątpliwości! :-)
-
Dzień dobry! Widzę, że pogoda się trochę psuje, nadciągają chmurki - miałam jechać nad morze, ale nie wiem czy "wyprawa" dojdzie do skutku. Mnie akurat chmurki nie przeszkadzają, bo nie lubię leżeć plackiem i się smażyć, a na spacer po plaży - to w sam raz. Zobaczymy. Jak nie - to się coś innego wymyśli. Jakie Wy macie plany na niedzielę? Co do przyjaźni jeszcze - zastanawiam się, czy osobę, którą kiedyś nazywałam przyjaciółką, ale zawiodła mnie (dość mocno) - natomiast teraz wiem, że mogę znów na nią liczyć - mogę nadal tak określać? Tzn. mianem przyjaciółki? Bo z jednej strony nasze stosunki są lepsze niż poprzednio, jakieś takie "zdrowsze", a z drugiej - gdzieś część mojego zaufania do niej ulotniła się.... Może i tak powinno być - pewien margines powinien być zawsze pozostawiony? Jak to piszę przypomniała mi się moja ulubiona kiedyś maksyma św. Tomasza a Kempis: "Ku wszystkim trzeba mieć miłość lecz bez poufałości". Chyba nadal pozostanie moją ulubioną..... :-)
-
Akurat woda była wczoraj gorąca - w dodatku dodatku jest to jezioro borowinowe - więc wychodzi się czarnym - ale zdrowszym! :-) Widzę, że co do książek to mamy podobne odczucia - moją jedną z największych bolączek jest to, że nigdy nie przeczytam wszystkich, nawet z najmniejszej biblioteki...... Nie wiem, czy czytanie może być nałogiem, ale u mnie chyba jest (bo dotyczy nie tylko literatury pięknej, ale ulotek, papierków po cukierkach itp) - może dlatego też nie czuję się aż tak samotna? Jest coś takiego, że ludzie, którzy umieją sobie wypełnić czas czują się mniej samotni niż ci, którzy się zwyczajnie nudzą. Co do przyjaźni z kobietami - mam też podobne doświadczenia. Wszystko jest dobrze - ale do pewnego momentu, którego nie potrafię nigdy wyłapać. Zresztą staram się nie nadużywać słowa "przyjaźń" - mniej rozczarowań. To, co napisałaś: "Zostali tylko ci najwytrwalsi, którzy rozumieją moją potrzebę samotności z jednoczesnym poczuciem osamotnienia kiedy na przemian unikam spotkań by po jakimś czasie rozpaczliwie szukać ich towarzystwa" - to właśnie odzwierciedla mój obecny "związek " z facetem, którego zresztą podziwiam za cierpliwość co do mnie - bo ja bym ze sobą nie wytrzymała :-D I tak samo wierzę ludziom - mimo wszystko. Bo przecież też chcę, żeby inni mi wierzyli! Idę dalej sprzątać - za jakiś czas znów zajrzę, co słychać! Na razie!
-
Ojejku - ale tu ruch się zrobił! A mnie wyciągnięto - prawie że siłą - nad jezioro, więc nie mogło być mojego obiecanego dalszego ciągu. Dziś też chciałam jechać, ale jestem tak przypieczona, że sobie daruję. Ktoś napisał: "Samotni muszą wykazać inicjatywę, żeby nie byli samotni". Ja się akurat z tym zgadzam, tylko musielibyśmy dokładnie zdefiniować słowo "inicjatywa". Bo dla jednych to będzie wyjście na np. imprezę i "wyrywanie" kogo się da. Dla innych - uczestnictwo w różnych kursach, wystawach itp. itd. A ja mam swoją metodę :-) - po prostu bardzo czegoś chcę . Może można to nazwać afirmacją? Pozytywnym myśleniem? Nie wiem. Oczywiście kolejny ruch należy do mnie. I pomimo, że z natury jestem wycofana, zamknięta w sobie, nieśmiała - to myślę zupełnie inaczej niż napisała vitare: "W praktyce reaguję niechęcią i natychmiastowym wycofaniem na wszelkie przejawy męskiego zainteresowania. W głowie mam tylko jedno : wiej, kobieto i nie oglądaj się za siebie". Uważam, że męskie zainteresowanie mi się zwyczajnie należy. Bo dlaczego nie? No właśnie -DLACZEGO NIE???? Tak sobie piszę - ale nie odbierajcie mnie jako kogoś wymądrzającego się, zadufanego w sobie - wiele nocy w życiu przeryczałam, bo samotność odczuwałam wręcz jako ból fizyczny. Teraz - po wielu doświadczeniach - normalnych przecież w tym wieku - może potrafię inaczej niż kiedyś reagować, dokonałam przewartościowań swoich priorytetów i jakoś jedzie - kokojambo i do przodu. Czy jakoś tak :-) Wtórny rynek nie musi być taki najgorszy - w końcu, przynajmniej w części - my też do niego się zaliczamy! :-D
-
Witam! :-) Teraz ja! ;-) Bo mnie się wydaje, że to, o czym piszemy w dużej mierze zależy też od indywidualnych predyspozycji człowieka. Jeden nie może obejść się bez towarzystwa - drugi potrzebuje więcej dawki samotności na co dzień. Ja należę do tych drugich, dlatego bardziej satysfakcjonują mnie związki na odległość (nie musi być duża!). Wariuję przebywając z kimś non stop, bez przerwy. Potrzebuję dużo własnej przestrzeni i intymności. Nie piszę tego z powietrza - bo też mam "zaliczony" związek małżeński i wiem, jak było. Poza tym samotność nie kojarzy mi się tylko z brakiem partnera. W krótkim czasie - rok po roku - straciłam wszystkie bliskie osoby, a ponieważ nigdy nie miałam dużej rodziny czy wielu znajomych - doświadczyłam takiej samotności i pustki że..... nawet nie chcę o tym pamiętać. Ale wiadomo - człowiek chce być z drugim człowiekiem. Spotkanie kogoś jest możliwe.U mnie najbardziej w tym pomaga jakaś - nawet niewielka - zmiana w życiu, zmiana środowiska, zaczęcie czegoś nowego. W tej chwili jestem z kimś związana - dość luźno co prawda i raczej czuję, że nie jest to ten właściwy na 100%, ale - jak pisałam na początku - ważniejsza jest dla mnie w tym momencie przyjaźń i obecność człowieka, na którego mogę liczyć (a o tym już się przekonałam) niż motylki. Wiem, że nikt nie lubi czytać za długich postów, więc na razie zakończę :-) cdn......
-
Będę polemizować ;-) Albo i nie - bo masz rację, tylko, że.... W moim wypadku wszystkie miłości przychodziły stopniowo. Nie umiem się zabujać na amen od pierwszego wejrzenia. Jeśli czuję to, co nazywam zauroczeniem - to wiem, że nic poważnego z tego nie wyniknie - z wielu powodów, np. z góry wiem, że dana osoba jest nieodpowiednia. Ja mam jakoś tak, że najpierw muszę kogoś poznać. Być go pewna. Kocha się za coś .Lubi - wbrew wszystkiemu. Dlatego dla mnie "lubienie" jest także bardzo ważne. :-) Oczywiście mogę nie mieć racji. To tylko "moja racja", czyli moje widzenie świata.
-
{związek oparty na przyjaźni, wzajemnej sympatii ( ludzie muszą się choć trochę lubić), szacunku, tolerancji i akceptacji oraz wzajemnej pomocy w trudnych chwilach i codziennych obowiązkach} :-D Bardzo mi się to podoba, tylko że wg mnie to właśnie miłość! Porywy serca, motylki w brzuchu, stan zauroczenia, później zakochania - to wszystko mija. I dużo par wówczas uważa, że to koniec związku, koniec miłości.....A to dopiero początek! Trwały związek można budować jedynie na trwałych fundamentach - czyli prawdziwej przyjaźni :-) Tak myślę......
-
Ja też jestem - choć też ze średnią częstotliwością. Chciałabym żeby ten topic się rozwijał - ale bardzo NIE chciałabym, żeby zamienił się w typową narzekalnię. Bo nic dobrego z narzekania nie wyniknie. Pewnie - czasami trzeba ;-) Ale raczej wolę poszukać dobrych stron zycia - czy samotnego, czy nie. Sama nie wiem - czy ja jestem samotna? Czy czuję się samotna? Czasami tak, a czasami nie. Czasami samotność uważam za najgorszą chorobę, a bywa i tak, że za nią tęsknię. Samotność.... Czy tylko chodzi o brak partnera życiowego? Czy może o więcej? Czy próbować zmieniać świat wokół siebie - czy siebie? Ja mam zawsze wiele pytań, szukam mądrzejszych, którzy znają odpowiedzi. Pozdrawiam - i czekam na was!
-
Już było parę podobnych topiców, do których się dołączałam, nawet zakładałam własne - i upadały.....Ale ja się nie poddaję! :-) Może tym razem będzie jakoś ciekawiej i nie skończą się po dwóch dniach tematy do rozmów! W każdym razie - melduję się!