witam
to mój pierwszy post i być może ostatni. Uczestnicząc w procesie rekrutacji do sądu rejonowego w Warszawie ( nie zdradzę adresu i wydziału, w którym aktualnie pracuję ) przeczytałem wszystkie posty od deski do deski myśląc : \"ech ci nieudacznicy wypowiadają się tak negatywnie o tej pracy bo albo sami jej nie dostali albo mają wygórowane mniemanie o sobie\". Byłem w błędzie. Teraz, gdy już podjąłem angaż na stanowisku protokolanta stażysty - żałuję. Jest pełno powodów, m. in. to co twierdzi anetaa jest prawdą, choć bolesną. Najgorsza w tej pracy jest relacja między pracownikami - człowiek człowiekowi wilkiem. Obgadywanie, wyśmiewanie, chowanie akt sądowych przez kierownika, po czym zlecenie ich odszukania. Skończylem wyższe studia na uniwersytecie. Nie to abym miał tych co kończą szkoły wyższe w Pcimiu Górnym za gorszych, ale właśnie w sądach, pracują tacy ludzie, co mają papierek zdobyty nie ciężką pracą, a opłatami za czesne. Wulgaryzm ich języka w użyciu codziennym co dzień przyprawia mnie o zawrót głowy.
Może napiszę coś o pracy. Praca cięzka, nierzadko fizyczna ( szukanie akt i zszywanie ich sznurkiem ). Szkolenia nie ma. Aby sie czegoś nauczyć to trzeba chodzic od pokoju do pokoju i pytac sie czy zechcą nam pokazac ja się obsługuje poszczególne funkcje w praetorze. Praca bardzo odpowiedzialna ale na tym raczej każda praca polega. Po miesiącu pracy trzyma mnie wyłącznie 1, mianowicie to, iż mam dobre relacje z sędziami i dużo uczę się od nich.
Zarobki marne, bo na dzień pisania postu 2 000 brutto. Teraz wiem jedno, zaczynam szukać nowej pracy w sektorze prywatnym, gdzie pracownik nie jest zerem, a od jego umiejętności zależy rozwój firmy.
pozdrawiam i odradzam pracy w polskich sądach