Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

piglet28

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez piglet28

  1. Mmak:) Jak ja bym b chciala zeby to byla tylko “cofka” czuje jednak,ze to cos powazniejszego..jest mi b trudno cokolwiek napisac..jestem przytloczona swoimi zmiennymi uczuciami/emocjami, wykonczona codzienna-calodzienna walka o dominowanie racjonalnosci nad moim bolem spowodowanym rozstaniem, samotnoscia, .. Jest mi bardzo zle, oprocz gnebiacych wyrzutow sumienia,zalu M, dochodzi teraz zupelny brak wiary w lepsze jutro,przekonanie,ze bede zawsze nieszczesliwa,ze nie bede umiala bez niego,zyc, ale w dalszym ciagu utrzymuje sie u mnie przekonanie,ze z nim tez bede cierpiec..jedno co mi teraz b konsekwentnie sie udaje to placz –w miejscach i chwilach kiedy moge placze- jest mi wtedy lzej,ale ten placz absolutnie mnie nie oczyszcza i nie pomaga czuc sie lepiej/mocniej.. Chcialabym zeby byl ze mna, tak mi zle samej, tak czuje sie chora i nienormalna,ze momentami wydaje mi sie,ze w sumie to do siebie pasujemy, szlag trafil cala moja swiadomosc razem z rozstaniem i brakiem sytuacji konfliktowych, jazd i naszych wpolnych krzywd - moja swiadomosc rozsypala sie na drobne kawaleczki, i teraz trudno mi ja odbudowac, za to chore uczucia potrzeby by byl przy mnie ktos (nie ktos ale on, bo tylko on tak naprawde mnie kochal i wiem,ze zawsze bedzie kochal)kto mnie kocha odzywaja sie coraz czesciej, mysli o powrocie i sprobowania znowu, ale nie teraz ale za jakis? czas.. patrze na zdjecia znajomych (tych ktorych znam i wiem,ze zyja ok) i bol rozrywa mi serce dlaczego nie my?dlaczego ja musze tak cierpiec? Czy Bog nie widzi ,ze to troszeczke juz za duzo jak dla mnie? Poa:) Nie wiem moze to ze tak cierpie to fakt, ze odeszlam nie dosiegajac “swojego dna”, tylko tak jak wczesniej pisalam nie mialam juz sily i odpornosci na akceptowanie bolu jaki sobie wyrzadzalismy...z drugiej strony czulam tez,ze im dluzej bede w tym trwac to bedzie trudniej mi odejsc..moze nie powinam jeszcze odchodzic, moze ja go wciaz kocham, ja juz kurwa sama nie wiem co sie w mojej glowie dzieje,przez nadmierny bol i te rozne uczucia – trace pewnosc swoich uczuc, mysli.. Wiec zadalam sobie pytanie czy chce wrocic? boje sie do niego wrocic; boje sie kolejnego rozczarowania, kolejnych klotni i bolu ..boje sie rowniez byc sama, sama bez niego! Renta:) Przeczytalam ten artykul o zaburzeniach osobowosci, przerazil mnie,plakalam okropnie, nie tylko wiele opisanych tak symptomow zachowan pasuje do mojego M ale i do mnie..zdawalam sobie sprawe od lat 18nastu (po swojej terapii gdzie mnie o tym uswiadomiono)ze jest ze mna cos nie tak, pozniej studiujac tez w wielu materialachpsychologicznych znajdowalam swoje zaburzenia i zwiazane z nimi problemy, pozniej z kolei przyszedl etap ze uznalam,ze wiele rzeczy (problemow, zaburzen) sobie wmawiam przez swoje zboczone psychologczne podejscie do zycia, i ucieklam od psychologii .. A dzis znowu to do mnie wraca, z podwojna sila bo w najtrudniejszym okresie mojego zycia i czuje przerazenie, wiem,ze nieszczescie i bol przez ktory teraz przechodze to nie tylko kwestia wspoluzaleznienia a wielka role graja tu moje niewyleczone problemy/zaburzenia osobowosciowe.. Chyba powinnam zmienic topic.. Chcialabym isc na terapie,jest jednak jeden problem – nie wierze pomoc angileskich psychologow – najbardziej chyba ze wzgeldu na fakt,ze malo ludzi korzysta z pomocy psychologicznej w Anglii ,dwa roznice mentalne miedzy polakami a anglikami sa duze (oni poprzez wychowanie, Kulture sa duzo silniejsi psychicznie niz np my Polacy,maja mniejsze predyspozycje do dolkow, depresji, a zdecydowanie wiekszy poziom optymizmu i sily/odpornosci zyciowej) Czy ktoras z was slyszala o pomocy psychologicznej online ale polskiej? Moze byc odplatne, szukam na necie nie moge nic znalezc na ten temat
  2. witam wszytskie nowe dziewczyny, mam nadzieje,ze przyjdzie czas i bede na silach aby wam odpowiadac i pomagac.. pozdrawiam
  3. mmak, aweb,Poa:) dziekuje za wasze slowa Jak ja chetnie bym sie z wami niektorymi zamienila- jesli chodzi o naszych partnerow i przezycia zwiazane z nimi! jak latwiej by mi bylo gdyby on byl gorszy niz byl/ jest,wyrzadzil mi wieksze krzywdy.. Czytajac wiekszosc waszych historii sama zaliczam sie do tej lightowej kategorii; on nie pil,nigdy mnie nie uderzyl ,nie zdradzil ,jego zachowania jakis egoistycznych,chorych celow;checi kontroli mnie czy naszego zycia,a jego checi dominowania..zawsze byl b delikatny i cieply jesli chodzi o sprawy lozkowe –to jedna z rzeczy ktora najbardziej zawsze w nim cenilam-jego wrazliwosc- i ja w nia wierze,sklamalabym jezeli powiedzilabym ,ze on taki nie byl/nie jest, dlatego tez nie moge nazwac tego obecnego zachowania (przytulania sie,lapania mnie za rece) -jego manipulacjami, on chcac sie do mnie tulic teraz czy wczesniej (kiedy ja nie mialam ochoty)nie manipuluje, on desperacko potrzebuje i chce czuc sie przeze mnie kochany.. zawsze b lgnal do tulenia sie, do okazywania uczuc, to bylo piekne,ale kiedy w zyciu wystepowaly jakies problemy/konfliktowe sytuacje wtedy stawal sie potworem w slowach, nie umiejac skontrolowac swojej nerwowosci, obwinial, niesprawiedliwie, wiele razy powtarzal mi,ze cale jego dziecinstwo to krytykowanie i brak milosci (znam zreszta jego rodzine i widzilam jak malo ciepla w niej jest) a jego marzeniem zawsze stworzenie zwiazku/rodziny z miloscia, on nie ma problemow z okazywniem ciepla ale wiele innych problemow ze soba ktore przejal z dysfunkcyjnej rodziny(glod milosci,niedojrzalosc emocjonalna,nerwowosc,brak umiejetnosci przyjecia krytyki,czy przyznania sie do bledu) kiedy 1 raz odeszlam od niego,on nie jadl,nie spal, wpadl w depresje, jego rodzina do mnie wydzwaniala –blagali o danie mu 2 szansy, teraz kiedy od niego odchodzilam,przez te tygodnie przed,byl okrutny,ranil mnie b mocno slownie, i wiem,ze to byl jego mechanizm obronny; usilowac wmowic sobie ze to ja jestem niedobra winna,albo moja mama, i proba znienawidzenia mnie,zeby tylko poradzic sobie z rozstaniem..druga rzecz on na bol mu zadawany reagowal i reaguje atakiem, jakies raniace slowa wypowiedziane pod jego adresem powoduja,ze docina,szuka czegokolwiek aby odbic pileczke” i tez zranic, to jakby minimalizowalo jego bol..on nie potrafi skonsfrontowac sie ze swoimi uczuciami wybiera albo atak albo ucieczke jak obrone – przyklad ucieczki to co planuje zrobic teraz wyjechac jak najdalej i w to co mowi tez wierze, bo znam go juz troszke; chce wyjechac by jak najszybcjei sie odciac by byc jak najdalej, wie i ogromnie b cierpial ,ze nie widzi malej , ale widywanie jej i mnie ze swiadomoscia,ze nie bedziemy razem jest dla niego nie do pokonania, on sam o tym mow ii nazywa to ucieczka –ratunkiem dla siebe samego, i jestem na niego zla ze mala bedzie placila konsekwecje takiego jego wyboru,ale tez go w jakis sposob rozumiem – bo wiem jak strasznie jest zaburzony w tej kwestii,ale on nie uznaje tego jako choroby, inni by nazwali ,ze mysli o sobie i dba o siebie(jest w tym jakas prawda)ale ja tez znam jej glebszy wymiar-to jego glebokie zaburzenia i dysfunkcje..nieumiejetnosc radzenia sobie z trudnymi sytuacjami w zyciu.. ja wierze w jego obecne cierpienie, nieumiejetnosc poradzenia sobie samemu ze soba..czuje podobnie, pod tym wzgledem jestesmy b podobni..wiem,ze on, jak ja bedzie mial gromny problem pogodzenia sie z rozstaniem,ze to bedzie kosztowalo nas b duzo, ze nawet jak bedziemy b daleko od siebie to nie bedzie b dlugo dnia zebysmy o sobie nie mysleli, nie plakali, nie cierpieli..to mnie przeraza i tak boli!ja nie wiem czy wogole kiedykolwiek z tym bolem sie pogodze – bo nie byl zly, sam z siebie,ze swojego egoizmu ale raczej choroby, chcial ale nie umial, ja widzialam tez jego wysilki i proby zmiany jednak jego zaburzona osobowosc wygrywala najczeciej..wybuchnal,zdenerwowal sie, nakrzyczal, obwinil, potem przepraszal, proszac o wybaczenie...tlumaczac , ze sie zdenerwowal.. nie moge powiedziec,ze robil to celowo,bo sam bez czynnika zewnetrznego(jakas problemowa sytuacja, moje pretensje, zwracanie uwagi), na mnie nie naskakiwal ..a ja nie mam sily z tym zyc:( renta kochana:) w nasza wspolna terapie nie wierze, on nawet wychodzil z taka propozycja kilka razy (kiedy ja mu radzilam isc na terapie)ale zawsze z przekonaniem,ze uslyszymy ,ze to wszystko jest przez moje problemy, moje zle zachowania..on nie dopuszcza absolutnie do siebie, ze to z nim jest cos nie tak..nie wierze, w pomoc terapii dla niego kiedy on po prostu nie widzi nienormalnosci swoich zachowan a dla wiekszosci z nich przyczyna byly moje zle zachowania.. Oprocz tego najpowazniejszego problemu - czyli jego problemow osobowosciowych, jest druga b wazna,ktora byla przyczyna wielu konfliktow w naszym zyciu; on malo ambitny,malo zaradny, malo wymagajcy od siebie,chcialby ale nie robi nic konkretnego zeby na to zapracowac..mimo tlumaczen,prosb kiedy stracil prace, zeby szukal nowej, porobil jakies kursy, siedzial na bezrobotnym,kombinowal kupujac i sprzedajac auta- obiecujac ze to bedzie wielki nasz business- ale nie wpalilo znowu- narobil kolejnych dlugow, dalej nie idac do pracy..brak odpowiedzialnosci Takze moj problem i bol zwiazany z nim nie jest latwy do pogodzenia sie, i latwy na zasadzie -ze moge zarzucic mojemu M.ze byl pieprzonym toksykiem,ktory chcial mnie wykonczyc..nie moge tak powiedziec bo tak nie czuje zeby bylo, bylabym wtedy niesprawiedliwa.. za malo bolu i krzywdy od niego doznanego abym mogla go przeklnac odciac sie, nie przezywac jego cierpienia,i za duzo bolu i krzywd aby moc z nim zyc... kolejne wypracowanie odrobione:) prosze o oceny...
  4. U mnie coraz gorzej..:( W niedziele dalam sie namowic na spacer naszej trojki, i zdawalam sobie sprawe z glupoty tego=krzywdzie wyrzadzonej samej sobie,ale nie moglam odmowic; bylo mi go szkoda..jak prosil czy moze z nami isc jak mowil,ze nie ma co ze soba zrobic..i to chyba tez nie tylko bylo kwestia zalu nad nim ale mojej chorej potrzeby pobycia z nim tez.. I to od wczoraj zupelnie trace grunt pod nogami i kontrole jaka mialam nad swoimi myslami/soba..bylo fajnie razem,on byl normalny; troskliwy, kulturalny, wyglupilal sie ,gral, bawil z nami, z psem bylam tak szczesliwa patrzac jak bawi sie z mala, jak ja niesie, smieja sie i widzac ich milosc do siebie..w chwilach zapomnienia nazywal mnie jak zawsze Scooby-ja tak bardzo zawsze to lubilam.. on zaczal mnie znowu prosic, obiecywac, tlumaczyc teraz z kolei nasze problem w zwiazku naszym brakiem komunikacji, moim odtraceniem jego,krytykowaniem i nieokazywaniem mu milosci, jego nienormalne lapienie mnie, tulenie mnie na sile, prosby zeby go tylko przytulic..mowil o milosci, o tym,ze nigdy nie kochal tak nikogo jak nas,ze wie,ze popelnil bledy ale nigdy nie jest za pozno zeby je naprawic...ze nie moge powiedziec,ze byl taki zly,nie moge o nim powiedziec,ze nas nie kochal Boze jest mi go wtedy tak szkoda, juz nie tylko jego jako jego czlowieka,ktorego kochalam ale jako czlowieka..chorego, nieszczesliwego, cierpiacego..kiedy widzi moja stanowczosc i mowienie nie, pyta dlaczego go zatrzymuje tutaj?ze on chce wyjechac daleko zapomniec, nie widziec mnie przez jakis czas (tym samym malej) bo nie jest w stanie inaczej pogodzic sie z sytuacja,ze nie jestesmy juz razem, i dla mnie samej tez byloby to najlepsze, ale chodzi mi tu o jego widywanie sie z mala.. Poa:) wiem,ze masz racje to co napisalas apropo jego kontaktow z mala,zdaje sobie sprawe ,ze tak wlasnie powinno byc, ale mimo usilnych prob zmiany swojego myslenia,walki ze soba nie potrafie do tego tak racjonalnie podejsc..i tu ja jestem problemem;moja nienormalnosc, ja nie moge sobie wyobrazic,ze mala bedzie czula to co czulam ja nie majac ojca, bol na sama mysl mnie zabija, podobnie jak cierpienie zwiazane z tym,ze nasz zwiazek sie konczy..Boze to jest jakas paranoja, to gorzej niz wspouzaleznienie, Po co ja odeszlam, cierpie w zwiazku, cierpie bo skonczylam zwiazek, kilka razy w dniu przeszywa mnie taki bol, sciska mnie, dusi..wiekszego bolu nie jestem w stanie sobie wyobrazic..przypominam sobie caly czas te wszystkie zle chwile;moje lzy,cierpienie,klotnie,jego agresje,swoja agresje, brak porozumienia, ale czuje,ze inne uczucia biora gore nad tymi powyzszymi – poczucie jednosci,ze oboje cierpimy i przeywamy to rozstanie w podobnym bolu, ze oboje pragnelismy byc rodzina in a zawsze razem,ze oboje jestesmy sfiksowani, ze oboje nie radzimy sobie bez siebie?ze oboje jestesmy tak b uzaleznieni od siebie.. Dzis przyjechal jak skonczylam prace, chcial porozmawiac, goraczkowo jak szaleniec chcial sie przytulic, mowil o swojej samotnosci, milosci,o cierpieniu o tym,ze wie,ze nie moze mnie zmusic do powrotu ale prosi zebym sie zastanowila, ze jak oboje bedziemy sie starac to sie uda..jaki on jest tez uzalezniony..i gdyby byl gorszy,okrutniejszy dla mnie to byloby mi o tysiac razy lzej, a z ta swiadomoscia, ze kochal,ze krzywdzil bo jest chory jest mi tak trudno z tym wszystkim sie pogodzic!nie potrafie powiedziec mu nie porozmawiam z Toba, odejdz, nie potrafie.. On teraz tylko czeka na niedzile – kiedy mozemy sie zobaczyc i jest mozliwosc porozmawiania dluzej, on siedzi wtedy do oporu,ja nie umiem powiedziec idz juz, ja chce ale nie umiem..nie mam sily, nie w stosunku do niego.. Czuje sie skonczona; jak w pulapce bez wyjscia, boze nie chce wracac do niego, bo jestem pewna,ze my nie bedziemy szczesliwi i nasze problem nie skoncza sie nigdy;bo on nie umie sie zmienic, bo ja sie w pewnych rzeczach nie zmienie, a z drugiej strony az boje sie jego napisac ale nie wyobrazam sobie zycia z tym moim i jego bolem, swiadomoscia,ze jego juz nie ma, ze nie ma juz nas.. Czytam co pisze zawsze po kilka razy i jestem przerazona..ja niby wiem co powinnam robic, ale zupelnie nie daje rady..boje sie jutra, boje sie teraz kazdego nastepnego dnia i bolu, ktory codziennie musze przezwac.. I wiem,ze zachowuje sie jak ofiara,ze powinnam zupeknie inaczje sie zachowyawac, mowic ale nie potafie.. dobranoc
  5. Paolka:) ja jetem z UK, chetnie z Toba porozmawiam /popisze tez mam taka potrzebe..tylko nie wiem jaka forme kontaktu preferujesz? - mail, gadu gadu, telefon, spotkanie? gdzie mieszkasz? fajnie by bylo jak gdzies w okloicy west midlands, byloby niedaleko na wspolne spotkanie... trzymaj sie dzielnie!!
  6. Dzis od popoludnia- czasu rozmowy z M jestem zupelnie rozwalona psychicznie:( Oswiadczyl mi,ze za jakies kilka tygodni wyjezdza z naszego miasta i nie bedzie w stanie ze wzgledu na kase i odleglosc widywac sie z mala...ze musi stanac na swoich nogach, bedzie utrzymywal kontakt telefoniczny, i przeciez musze go zozumiec, ze on nie bedzie w stanie po prostu czesto przyjezdzac i sie z nia widywac..musi zajac sie swoim zyciem.. Boze co za chory egoista, dupek, jak moze tak robic dziecku, ktore widzi,ze go kocha, ze wie,ze on jest jej tata.. Ja chyba znam glowne motywy tego wyjazdu jak najdalej – on chce zapomniec o naszej wspolnej przeszlosci, bo tak najszybciej wyleczy sie ze swojego bolu, chce sie odciac i w taki sposob bedzie mu najlatwiej zapomniec i ulozyc sobie zycie, ale czemu w tak egoistyczny sposob? Czemu kosztem dziecka? Boze jak mnie to zabolalo i jak to boli! Tak chcialam bardzo zeby mial z mala kontakt przez cale zycie, zeby ona wiedziala,ze jej tata ja kocha, pamieta o niej, ma potrzebe spedzac z nia czas, jest obecny w jej zyciu..tak bardzo sie boje,ze brak ojca bilogicznego w jej zyciu moze tak negatywnie wplynac na jej zycie jak wplynal na moje.. Przymykalam oczy na to,ze wiele razy uznawal,ze jej to czy to nie potrzebne z ubran, zabawek, ostatnio kiedy mu powiedzialam,ze mala chce Upsy Daisy biurko, powiedzial czy ja albo moja mama nie mozemy jej kupic, przeciez ona teraz z nami mieszka... Powiedzialam mu,ze na kontakty telefonczne to ona jest za mala (ma 3,5roku) jezeli on ja teraz odstawi to wydaje mi sie ,ze wiez ktora dotychczas miedzy nimi byla zaniknie,a to przeciez tak wazne dla malutkiej! i ze jest bardzo wazne dla kazdego dziecka aby wiedzialo,ze oboje rodzicow je kocha, iinteresuje sie nim,i ma kontakt z dzieckiem.. A on zaczal ze swoimi chorymi tekstami, “przeciez to ja odeszlam i zburzylam nasza rodzine, to moja decyzja powoduje,ze skazuje mala na brak ojca, ja odeszlam bo wybralam mamusie”, podkreslal,ze to nie on nas zostawil a ze on chcial zyc razem i kochal malai ze to zawsze powinnam jej mowic..brak slow.. Boze czy ten czlowiek za ktorym/nad ktorym ja placze, lituje sie, kiedykolwiek mnie sluchal? Kochal? Widzial moje lzy spowodowane swoimi slowami, zachowaniami..czy on jest takim egoista,ze tak mowi, czy taki nienormalny, mowiac,ze odeszlam albo manipulowana przez mame...nie widzi zupelnie zadnego swojego wlozonego wkladu w rozbicie naszego zwiazku... Nie wiem jest mi zle, jutro odwozi malutka, przygotowuje sie na kolejne manipulacje, rozne wersje apropo kontaktow z mala, nie wiem czego sie spodziewac; raz mowil,ze zawsze bedzie utrzymywal z nia kontakt, innym razem ze wyjezdza daleko..nie wiem..
  7. czesc mmak:) po przeczytaniu twojej histori, podobnie jak ktoras dziewczyna mysle sobie jakim potworem musi byc Twoj M.zachowujac sie w taki sposob w stosunku do Twojego syna... tez uwazam,ze Twoj syn jest z kolei b dobry i wyrozumialy dla Ciebie!nie chce Cie oceniac - tego,ze tak dlugo takie rzeczy akceptowalas.. rozumiem rowniezTwoje poczucie winy w stosunku do M. i pozostalej dwojki dzieci, sama podobnie odczuwam..ale musisz sama sobie wszystko przewartosciowac i zdecydowac czego chcesz - czy Ty chcesz byc z tym czlowiekiem jedna rzecz ktora na Twoim miejscu bym zrobila dla Twojego syna - przede wszystkim,i dla siebie to od zaraz zmienila swoja postawe - przyzwalajaca na zachowania agresywne/nienormalne do Twojego syna i Ciebie! od zaraz! zrob to dla swojego syna, on na to zasluguje mysle,ze b duzo bedzie to dla niego znaczyc, zrob dla siebie - nie boj sie klotni! pora na "zmiane Twojego frontu" a mysle, ze taka zmiana moze tylko miec pozytywna skutki; albo Twoj M. sie zmieni zrozumie, albo bedzie latwiej Ci podjac decyzje o rozstaniu - bez poczucia winy.. zacznij bronic swojego;milosci,szacunku do swojego dziecka i do siebie jezeli nie jestes gotowa na zlozenie pozwu o rozwod, to sprobuj wlasnie od takiej konkretnej zmiany i takiego dzialania?? pozdrawiam
  8. ludzie faktycznie sa tam kwadratowe nawiasy..:) dzieki!:)
  9. chcialam poslac wam wszystkim serduszko, ale nie moge znalezc kwadratowego nawiasu na klawiaturze swojego laptopa..- ???wiecie gdzie moze sie ukrywac?:)
  10. kolejnymi,potencjalnymi konsekwencjami - mialo byc:) (serce)
  11. dziekuje za przytoczenie tych stanow, udalo mi sie sie jakos te wszytskie uczucia i etapy przez ktore przechodzilam/ przechodze Nie calkiem blondynka:) Jest, na pewno jest spokojniej, nie ma bolu ktory odczuwalam podczas naszych cichych dni, podczas rozmow,w ktorych najczesciej byl wielki brak porozumienia i coraz czesciej atak (albo jednej albo drugiej strony) klotni, okrutnych slow..naprawde duzo wycierpielismy oboje przez ostatnie 1,5 roku, widzialm w nim rowniez ten bol, ale on tak jakby sie uodparnial na niego,akceptowal go? a mnie z kazdym dniem kolejne lzy, cierpienia zzeraly od srodka, doprowadzily do braku zaufania do M., do tego,ze zaczelam bac sie o swoje zdrowie psych( wieczny smutek, starch, przygnebienie, stale myslenie o tym jak mogl mnie tak wyzwac, upokorzyc, obwinic) i fizyczne(problem z sercem na tle nerwowym) i jak kiedys napisalam – to tez doprowadzilo we mnie do postawienia racjonalnego myslenia nad emocjonalnycm i decyzji o zakonczniu naszego zwiazku... Sorry, za to wypracowanie, ale to u mnie standard, nigdy nie potrafilam sie strescic (czy w szkole w wypracowanich czy listach, mailach...)zawsze mialam i mam tendencje do rozpisywania sie... Tak sie tylko boje, ze ze wzgledu na swoje problemy osobowosciowe nie uda mi sie dojsc do poziomu akceptacji rozstania i akceptacji siebie, wiem pewnie potrzeba na to czasu (akceptacje rozstania) ale obawiam sie znajac siebie, ze z akceptacja siebie bede miala duze problemy, a ja juz nie chce “placic” za jej brak kolejnych/potencjalnych konsekwencji w zyciu... Pozdrawiam was wszystkie
  12. Consekwencja:) jest dokladnie tak jak piszesz cierpie w imie czegos; obrony wlasnych granic, swojej osoby , ktorej nigdy tak naprawde nie potrafilam szanowac i akceptowac,a ktora zostala mocno zdeptana przez moj byly zwiazek.. Nie mysle o powrocie do M. Bo nawet gdyby poszedl na terapie to zrobilby to tylko dla mnie, co zupelnie mija sie z celem, kazda rozmowa nasza na temat terapii konczyla sie tym,ze on stwierdzal,ze to ja mam ze soba problemy i jej potrzebuje..nie twierdze,ze ich nie mam, ale kazdy zdrowy czlowiek, zachowujac sie w sposob jaki on potrafil sie zachowywac w stosunku do partera i innych zauwazylby – kurcze chyba mam jakis problem, cos jest nie tak ( z nerwowoscia, podejrzliwoscia, ocenianiem, osadzaniem, obwinianiem innych) mimo moich na poczatku nacechowanych miloscia wyjasnien, prosb on absolutnie nie dopuszczal mozliwosci,ze z nim” jest cos nie tak” Nie mysle, na chwile obecna o nowym zwiazku – najbardziej zalezy mi na naprawieniu siebie”, to moj brak akceptacji siebie, samotnosc, poczucie bycia gorsza od kolezanek, znajomych, ktore mialy juz chlopakow a ja nie, doprowadzilo miedzy innymi (bo musze dodac jeszcze brak odpowiedzialnosci) do tego,ze znalazlam sie w toksycznym zwiazku..nie chcialam juz dluzej czekac na nikogo, tak chcialam byc kochana i pokazac wszystkim,ze mnie tez ktos kocha! A teraz wiem,ze musze zaczac akceptowac, polubic siebie,nauczyc sie zyc bez tej cholernej potrzeby bycia kochana/dowartosciowywana przez kogos..moje obecne poczucie samotnosci i pustka – wiaze sie przede wszytskim z tym co wyzej napisalam; nie tyle brakuje mi i tesknie za M. Ale za nim (bo to jedyny moj facet) ktory mowil, ze mnie kocha, tulil, dal cieplo, wyrazal jakiies oznaki uczucia do mnie.. Ja 1972:) mam 2 pierwsze stany za soba; pierwszy przezylam ogromnie mocno podczas pierwszego odejscia – wrocilismy do siebie po miesiacu..w dzien odejscia wiedzilam,ze do niego wroce (odejscie z mojej strony bylo tylko sygnalem dla niego i wiara ,ze zmieni sie na lepsze) Stan gniewu – przerabialam przez ostatni rok, kiedy miedzy nami tak czesto zle sie dzilalo (klotnie, agresja psychiczna/fizyczna) duzo gorzej niz kiedykolwiek przedtem..kazde z opisanych uczuc na tym poziomie odczuwalam tak czesto i tak mocno,ze wykonczylo mnie to psychicznie i fizycznie, przede wszystkim dzieki tak ektramalnie mocno przezytemu temu wlasnie poziomowi – podjelam decyzje o odejsciu, musze zaznaczyc,ze moj M takze go przeszedl b mocno i wiem,ze za jego sprawa – nie prosi nie placze, a akceptuje nasze rozstanie, gdzie przy 1szym moim odejsciu nie bylo o takej akceptacji mowy... kolejne 3 etapy, przechodze teraz codziennie na zmiane, brak przewagi jednego poziomu nad drugim, a wrecz niepokojace mnie przekakiwanie kilkanascie razy dziennie z jedengo do nastepnego z zaznaczeniem - Refleksji jako PROBY przebudowy struktury celow w swoim zyciu... o poziomie akceptacji – marze, akceptacji rozstania i akceptacji siebie jako samotnej osoby, nie chce czuc sie samotna a samodzielna, nie chce czuc cholernej/chorej potrzeby aby byl ktos abym czula sie lepiej a nie gorzej..
  13. Czesc dziewczyny:) Ja dzisiaj totalna cofka; czuje pustke i smutek zwiazany z byciem sama..w pracy jesem zajeta takze nie mysle o tym duzo, ale gdy wracam do pustego domu (kiedy moja mama jest w pracy) czuje sie zle..a dzisiaj jakos wyjatkowo zle..samotnie,zastanawiam sie nad tym co on robi? gdzie jest? Jakos mimo tego,ze juz minal ponad tydzien nie moge uwierzyc , ze nasz zwiazek sie skonczyl,ze juz nie ma nas..tak jest mi przykro i mnie boli patrzac na inne udane rodziny,ze mi/nam sie nie udalo..patrze na nasze zdjecia; szczesliwi, kochajacy sie- jak to zwykle bywa na zdjecich.. i zadaje sobie pytanie “Boze dlaczego?”Ja tak b chcialam zeby nam sie udalo normalnie i szczesliwie zyc, tak pragnelam aby spedzic cale zycie z osoba z ktora bede miala dziecko/dzieci...nie udalo sie i to boli.. Przykre to jest takie bycie i robienie wszystkiego sama odczuwam to nawet mimo duzej samotnosci ktorej doswiadczlam w naszym zwiazku- zakupy zazwyczaj robilam sama, sama zmala na basen, do parku (kiedy bylismy skloceni) ale teraz nie ma go juz wogole..czyzbym uwierzyla rowniez w te jego slowa: “jestem z wami bo was kocham”, po czesci jest to prawda, ale przeciez mozna chyba wiecej sie spodziewac/oczekiwac od kochajacego faceta .. Wczoraj zaproponowal spacer wspolny z mala- ciezko b bylo mi odmowic, ale odmowilam i powiedzialm zeby nigdy tego nie proponowal i uswiadomil sobie,ze to juz koniec..duzo mnie to kosztowlalo – a najwiecej powiedzenie takich slow samej przed soba..ale wiem,ze musze sie bronic, i przetrwac ten bol rozstania teraz, bo pamietam cierpienie,ktore doznalam bedac z nim.. I to tak strasznie tez boli; ludzie,ktorzy sie kochali, maja zdrowa, madra i pekna coreczke razem,ktorzy probowali, starali sie (jeden mniej drugi wiecej)- nie moga byc razem- wiem,ze absolutnie nie powinnam w ten sposob myslec – pograzam sie tylko, ale to siedzi we mnie i boje sie, ze ten bol zostanie we mnie na zawsze..
  14. Dzis byl odwiezc nasza coreczke bo byla u niego na piatek i sobote.. Wdalam sie w dyskusje na temat nas, naszego zycia, i jak zawsze doprowadzila ona do naszego braku porozumienia; on niby do pewnych bledow sie przyznal, ale w wiekszosci zarzucal mi wine, brak milosci do niego (nie wierze,ze jej nie czul, a b wierze w to,ze to jego manipulacja), brak wsparcia(wsparcia ,ze go zwolnili z pracy i mam to rozumiec ,nie wazne ze on sie ne wybiera przez nastepne ponad pol roku do pracy i ma gdzies moje marzenia jak wycieczki, albo kupno czegos do domu) brak zrozumienia, powiedzial, ze nie znal mnie z takiej strony krzyczacej, awanturujacej sie – pytam sie jego czy on tak naprawde nie wie co bylo przyczyna takich moich zachowan?! (niepozaplacane rachunki, dlugi, wypominanie mi pieniedzy jakie mi dal przy rowniczesnym braku ochoty pojscia do jakiejkolwiek pracy w kraju gdzie pracy nie brakuje,,,) nie on tego nie widzi -przeciez pracowal, przeciez go zwolnili... On nie widzi nic zlego w wypominaniu mi pieniedzy, wycieczki na ktora kiedys razem pojechalismy – on chcial nauczyc mnie oszczednosci... Nie umialam po prostu wziasc malej i powiedziec do zobaczenia, zaprosilam go na herabte , dalam kawalek ciasta , mysle,ze to wynika z tego,ze nie wyrzadzil mi jakies wielkiej krzywdy ; nie zdradzil, nie bil, nie pil, a kochal ale w taki sposob na jaki go bylo stac, ze swoimi dysfunkcjami i zaburzeniami, zdaje sobie sprawe,ze wiele zlych rzeczy (jazd, obwinian mnie,) wynikalo tylko i wylacznie z jego choroby i to nie jest to moje wygodne wytlumacznie.. Latwiej by mi bylo gdyby faktycznie wyrzadzil mi jakas wieksza krzywde..latwiej byloby sie odciac od niego miec mniej wyrzutow sumienia, mniej zalu.. On sie mnie pyta czy jestem teraz szczesliwa? Jakby mnie zupelnie nie znal, jakby nie wiedzial,ze moim marzeniem bylo abysmy zyli razem, normalnie, szczesliwie...jakby nie znal moich wartosci i nie widzial, tego,ze ja go kochalam, chcialam stworzyc szczesliwa rodzine dom z nim... Narzekalam na dzielnice, sasiadow a on do mnie “przeciez sama sobie tak wybralas...”chyba w niczym nie poczuwa sie do winy rozpadu tego zwiazku i to boli i tez uswiadamia mi jego podejscie- co by sie nie dzilalo nie mialo zwiazku z zadnymi jego bledami, winami ale tylko moimi.. Kupilam sobie 2 ksiazki przez internet- mimo braku czasu wiem, ze musze posiwecic tez go troche dla siebie, dla swojego dobra- zdrowia emocjonalnego i psychicznego; “Kobiety, ktore kochaja za bardzo” i “Jak radzić sobie z przemocą emocjonalną. Przetrwać i wyzdrowieć”, odloze 1 egzamin na nastepny rok (mialam zdawac go w tym roku) wiem,ze warto... Juz nie moge sie doczekac kiedy ksiazki przyjda, duzo oczekuje od nich; pomocy i utwierdzenia mnie w przekonaniu,ze dobrze zrobilam odchodzac, potwierdzenia,ze zasluguje na kogos lepszego mimo iz nie byl najgorszy).sily aby dalej radzic sobie, z tymi emocjami/uczuciami,ktore mnie rozwalaja psychicznie – on biedny ,chory (wychowany bez rodzicow...).nie wiem czy nie za duzo oczekuje od tylko ksiazek...a za malo od siebie.. Byl na poczatku nie za bardzo mily, ale jak zaproponowlam herbate – to juz milszy, zaczynal wlasnie rozmowy na temat naszego zwiazku tak jakbym ta zwykla propozycja herbaty, dawala mu szanse..a ja absolutnie tego po to nie robilam...probowal mnie nawet przytulac, nie chcialam to tak jak wiele razy nie odpuszczal dopoki z niechcecia go jakos nie przytulilam... Ale ja nie czulam milosci, zreszta od dluzszego czasu juz tak bylo ze ja nie umialam sie do niego przytulic (poczuc bezpiecznie, szczesliwie) bo za duzo razy bylam zraniona, a on by mogl w tak chory sposob zyc; klocic sie co dwa dni wyzywac, oskarzac, wyladowywac a potem tulic,mowic o milosci.. ja nie..za duzo lez, bolacych, okrutnych slow,nie potafie wybaczyc,zapomniec..
  15. aweb:) dziekuje za posta, ja wiem,ze on sie nie zmieni,ja juz raz od niego odeszlam a po powrocie bylo gprzej niz przed..to za sprawa moich wiekszych wymagan ktore braly sie z jego obietnic noi checi do normalnego zycia.. ja nie wierze,ze on sie zmieni, za duzo jest tych zlych, chorych rzeczy w nim a on nie widzi w sobie problemu ale zawsze w kims innym; najczesciej- we mnie ja mam tylko ten problem poradzenia sobie z zalem, jest mi szkoda,ze ma dlugi, ze jest taki chory, ze wiem,ze na swoj sposob cierpi, i nie znam odp na wanze dla mnie pytanie czemu tak jest? czy to sa uczucia do niego, uzaleznienie od niego, moj charakter, czy to,ze on tak dobrze we mnie wypracowlam to poczucie odpowiedzilalnosci i winy za jego stany; agresji, smutku, depresji.. ja czuje,ze nie wroce do niego bo juz nie mam sily na takie zycie, ale jak teraz wlasnie skoncentrowac sie na sobie? przestac czuc zal i odpowiedzialnosc za to jak jego zycie wyglada;przeze mnie ma dlugi (jak mi wiele razy powiedzial) ze ja go wykorzystalam, skrzywdzilam...z tym mi tak trudno sobie poradzic, mimo iz co dzien z soba walcze, minal tydzien, jest mniej nerwow..nie czuje tesknoty za nim, bo od dluzeszego czasu miedzy nami bylo duzo czesciej gorzej niz dobrze, ale czuje zal; szkoda jest mi jego jako czlowieka...
  16. Dzisiaj jakos gorzej sie czuje..moze to dlatego,ze z nim rozmawialam- sposob w jaki ze mna rozmawial – ten pelen smutnu glos i brzmienie jak ofiara – a to nie ma kredytow na koncie, nie ma samochodu takze musi autobusem jechac...chyba liczy na to,ze uda mu sie mnie na zal tak jak zawsze zlapac.. Zapytal sie mnie jak sie czuje, czy jestem szczesliwa w zwiazku z odejsciem- to pytanie mnie zdenerwowalo – jak moge byc szczesliwa?!czy on byl az taki zly? Ja wiem,ze on jest teraz b nieszczesliwy i czuje sie okropnie i dlatego jest mi go zal, i znowu serce mnie boli..ale ja nie mam sily juz sie litowac, i przez cale zycie mu matkowac, byc wsparciem.. Ja nie potrafie mu pomoc, wyleczyc go z jego problemow, zaburzen – on ich nie widzi nie widzi tego,ze manipuluje, nie widzi ,ze ja chcialam dobrze a on i jego zachowania przyczynily sie do mojego odejscia... Z drugiej strony serce mi peka jak przewijaja mi sie slowa; ze my jestesmy dla niego najwazniejsze, nas tylko kocha, obrazy np; jego radosc jak bylismy razem w 3...wiem,ze nas na swoj sposob kochal, ale to czemu tak czesto ranil, obwinial, czemu ja tak czesto przez niego plakalam? Moze za duzo wymagalam? Ale tego zeby zyl noemalnie, pracowal, zebysmy mogli gdzies wyjsc, zeby nie robil jazd, nie wypominal, nie obwinial..tak mi ciezko z tym wszytskim- moze ja nie bylam jeszcze gotowa na odejscie?czasami juz tak mocno ta gotowosc czulam ale czasami b sie balam i najbardziej wlasnie tego uczucia- zalu nad nim,ze jest chory, zaburzony, samotny Czuje czasami tak jak Kasia3000,ze przeciez nie pil, nie bil, nie zdradzal...moze ja za duzo wymagam?ale nie z 2 strony wiem,ze ja nie mam sil na zycie z tymi jazdami a one by sie nie skonczyly;o n dalej by zyl w nieodpowiedzialny sposob praca) malo ambitny,alo konkretny –gdybym sie czepiala (jak to nazywal) odpowiadalby – co znowu masz atak”..co doprowadzaloby do klotni,wyzwisk, cichych dni.. Sorry za ten metlik, ale to jest wlasnie odzwierciedleniem tego co dziej sie w mojej glowie.. w sobote mam sie z nim pierwszy raz poprzeprowadzce zobaczyc, ma mala odwiezc, nie wiem, boje sie go zobaczyc- smutego,zdolowanego, i tego,ze bedzie mowil o swoim nieszczesciu.. Staram sie ucinac rozmowy tel, tylko do rzeczy zwiazanych z mala,on probuje wchodzic glebiej, ale wiem, ze jak mu pozwole – to sie wciagne spowrotem..tu sie bronie ale tez czuje wyrzuty sumienia,ze tak mu robie,ze to przeciez na jakis sposob byl bliski mi czlowiek i nie powinnam tak go traktowac- boze jakie to trudne! Czlowiek, ktory wiem kochal mnie b na swoj sposob i dochodzi do mnie,ze nie potrafil chyba w inny, nie wiem czemu czy z wlasnej wygody , nie wiem.
  17. Witam:) Przeprowadzilam sie w piatek..caly weekend spedzilam na przewozeniu rzeczy, sprzataniu, rozpakowywaniu, ukladaniu.. Jak odjezdzalysmy serce mi pekalo jak widzialam ja zegnal sie z mala, i jak ona prawie sie poplakala,ze tata z name nie jedzie do nowego domku, bylo mi tez zal ,ze nie moge do niego podejsc –pozegnac sie, powiedziec cos wiecej przy rozstaniu (dla niego oznaczaloby to szanse na powrot) Nie dzwonil ani w sobote ani w niedziele- z jednej strony mnie to cieszylo(ze faktycznie zaakceptowal odejscie i nie bedzie prosil , obiecywal zeby do niego wrocic) z drugiej strony zerkalam co jakis czas na tel czy nie ma od niego wiadomosci/smsa..- jakie to chore! Dzis 2 razy zadzwonil – chcial rozmawiac z mala, ale raz ona spala, a za drugim razem byla z moja mama w sklepie, ma jeszze dzwonic- it u znowu jest problem b mnie to cieszy ,ze chce miec kontakt z mala ale z drugiej strony mi b trudniej oduniezaleznic sie od niego..nie moge tel od niego nie odbierac- potem zarzucalambym sobie,ze przez moje postepowanie mala stracila kontakt z tata ( a wiem co on znaczy ja go nie mialam i do dzis jakos to czasami boli) Raz czuje sie lepiej raz placze..nad czym? Nad swiadomoscia tego,ze nam nie wyszlo, ze to moj wielki blad zyciowy (nasza szybka nieodpowiedzialna znajomosc miedzy innymi jest przyczyna tego co ja teraz przechodze it ego co zaserwowalam malej..)przypominaja mi sie ;jego cieplo, wrazliwosc milosc – rzeczy ,ktore w nim kochalam na przemian; z obwinianiem mnie,awanturami, moimi lzami, wyzwyskami..i tak mnie to b meczy ;to przezywanie na zmiane tych roznych emocji , uczuc Kiedy to sie uspokoi, kiedy przestanie az tak b bolec i bede mogla byc obojetna na jego osobe i cala ta sytuacje – odejsciem , faktem,ze juz nie jestesmy razem? Caly czas staram sobie przypominac o tym, ze wiem,ze dobrze zrobilam on by sie nie zmienil, nie widzilal/widzi w sobie problemu a caly we mnie,swojego sposobu na zycie tez by nie zmienil, skoro nie zmienil po 1szym razie jak od niego odeszlam (mowil,ze wszystko zrozumial, co robil zle, gdzie byla jego wina ) a mimo to boli mnie to wszytsko b , nasze rozstanie, ze nam sie nie udalo ze on jest gdzies a nie z nami..
  18. wykorzystaj swoje "szczescie w nieszczesciu" fakt, ze ty nie musisz sie z nim widywac a on nie ma prawa do tego by cie nachodzic, sledzic, wyrzuc go ze swojego zycia, wiem,ze to b ciezko ale zamiast teraz rozmyslac, roztkliwiac sie i myslec o sytuacjach z przeszlosci z nim lamiacych Cie psychicznie, skoncentruj sie na tych zlych, i na fakcie,ze poswiecilas mu kawalek zycia i czy on umial to wykorzystac dla waszego wspolnego dobra? nie pozwol sobie dalej na jego manipulacje, gry, jest prawdopodobienstwo,ze on je bedzie kontynuowal do czasu kiedy bedzie czul to pozwolenie od Ciebie.. zobacz 7 miesiecy bez niego zyjesz i dalas rade! a taka slabiutka bylas... postaw sobie teraz wyzej poprzeczke - odetnij sie zupelnie od niego - nie pozwol jemu na sledzenie sie, od Ciebie zalezy czy bedzie to robil czy nie .. duzo sily zycze pozdrawiam
  19. czesc Montia:) milo witaj, zastanawialam sie co sie z Toba dzieje..???dzie zniknelas? z ta pileczka to tylko taka jego zaczepka/wymowka.. nie daj sie wkercic w jego gre.. rozumiem Twoje samopoczucie - myslenie teraz, zaburzony spokoj ale mysl o tych 7 miesiacach (od rozstania) mimo, iz tego nawet nie czujesz to one dzialaja na Twoja korzysc - potrafisz bez niego zyc! jezeli kontakty z nim Cie rozwalaja" - zaburzaja Twoja harmonie i spokoj - to poprostu nie pozwalaj sobie na nie.. ale lepiej by bylo gdybys uzbroila sie w taka sile,ze bedziesz w stanie go zobaczyc, zamienic slowo ale nie bedzie w zaden sposob tan ontakt odbijal sie na Tobie emocjonalnie.. u mnie zero kontaktu, tak zalecane, jest niemozliwe mamy razem dziecko, ja musze miec w sobie ta sile aby go widziec, czasami porozmawiac (jak mala bedize u niego) zachowac przy tym zdrowy dystans, i taki bezpieczny dla mnie poziom komunikacji - oficjalny, bez wchodzenia z nim na niebezpieczny dla mnie (psychicznie i emocjonalnie ) poziom; rozmawiania, dyskutowania,
  20. agaaa, i mozliwe,ze w przyszlosci jak jemu sie cos nie uda ja tez bede winna:) nie przejmuje sie opinia jego rodziny czy znajomych, ale boli,ze czlowiek, ktorego kochalam, ufalam i staralam sie , chcialam zeby bylo dobrze miedzy nami wystawia mi taka opinie.. tlumaczylam to obwinianie tyle czasu sobie na rozne sposoby, roznie na roznych etapach zycia z nim; na poczatku miloscia do mnie, tym,ze tak mnie kochal dlatego np( byl zadrosny, wypominal pieniadze bo chcial zebysmy duzo mieli i oszczedzali,) pozniej - ze to jego choroba; obwinianie innych, nieumiejestnisc przyznania sie do bledow, samokrytyki i wspolczulam mu, staralam sie tlumaczyc, pomoc, teraz,,ze to wynik jego egozimu i wygody... po co ja to wszystko tak analizuje, czemu po prostu nie umiem trzymac sie tego,ze nie kochal mnie tak naprawde jak twierdzil a siebie najbardziej, czemu nie chce tego zaakcptowac i myslec i czuc; to ja dziekuje ja na cos wiecej zasluguje...
  21. Zostal tydzien do wyprowadzki a ja walcze ze swoimi uczuciami, emocjami i popadam za skrajnosci w skrajnosc; to przypominaja mi sie te jego dobre strony; cieplo z wrazliwoscia, okazywanymi mi uczuciami , troska i miloscia ,(bo tez tak bylo) i wtedy czuje bol, ze odchodze- wiem,ze w chory i egoistyczny sposob mnie kochal/kocha/z awanturami, fochami, jazdami , obwinianiem mnie, i wtedy wiem,ze juz mam dosc,jak b jestem w takim zyciu nieszczesliwa, nie mam sil na takie zycie bo sie wykoncze psychicznie i fizycznie... Przypominaja mi sie takie chore sytuacje jak np zakupy w supermarkecie i pretensje,klotnie bo za duzo pieniedzy wydaje, albo krzyki na mnie jak pojechalam sama autem i wydawalo mi sie ,ze sie popsulo;zadzwonilam do niego a on odrazu z krzykiem ;co zrobilam z autem bylo dobre, nie patrzac na to,ze sama bylam przerazona,ze sie popsulo..przeciez nawet gdybysie popsulo to nie zrobilabym tego specjalnie... Przypominaja mi sie wakacje razem spedzane nawet one nie byly nigdy spokojnym/szczesliwym czasem zawsze znalazl sie jakis powod, i moja wina do spieprzenia atmosfery; a to dlatego,ze za malo mu zdjec robie, albo go lekcewaze, najczesciej byly to naprawde drobne rzeczy,ktore w konsekwencji doprowadzaly do wielkiej klotni , (darl sie na mnie nawet gdy inni widzieli,mimo,ze tyle razy mu mowilam,ze sie wstydze,zle czuje wtedy..) doszlo do takiego etapu,ze kontrolowalam siebie;swoje zachowania i slowa, zeby czasem go nie sprowakowac-szczegolnie publicznie.. Tysiace,miliony bylyn tych sytuacji ja nawet nie jestem w stanie juz ich wszystkich sobie przypomniec..jedno pewne one wykonczyly mnie psychicznie, bylo ich zdcydowanie wiecej niz dobrych chwil Wiec co mnie tak boli? Tesknota za tymi w sumie nieprawdziwymi chwilami milosci/uczuc – bo mialy miejsce wtedy kiedy on sie dobrze czul, a ja bylam potulna, nie czepialam sie (o np nie zaplacone rachunki, o balagan w domu,)nie wymagalam wiecej pracy/pieniedzy od niego.. Od 2 dni o dziwo jest milszy; nie odzywa sie do mnie w tak lekcewazacy i arogancki sposob, nie wyzywawa od wykorzystywczy, egoistek ale dalej obwinia tylko i wylacznie mnie za rozpad zwiazku, przed cala jego rodzina ,znajomymi on jest ofiara, ktora dala sie wykorzystac, a ja potworem, ktory go zniszczyl, wykorzystal..jak mu nie wstyd przede mna? Czy on nie pamieta moich tlumaczen, prosb, lez.. nie chce mi sie wierzyc ,ze jest takim egoista...
  22. Niebo Nie przepraszaj mnie nie masz za co..mi wrecz pomagaja takie posty potwierdzjace moje odczucia- ze to on jest nie w porzadku nie ja, pomagaja mi odpychac od siebie poczucie winy i wierzyc we wlasna wartosc.. Masz racje kochana; jestesmy uzaleznione od ich zachowan, gierek z nami, humorow..przywyklysmy do takiego traktowania, takiej milosci bo normalnej milosci nie zaznalysmy.. Tak widze jak agaa jest b silna i moim marzeniem jest aby kiedys moc tak sie czuc, jak dla mnie to nie jest tylko kwestia poczucia,ze ma sie dosc takiego zycia, nie chce z ta osoba byc i wtedy juz odrazu damy sobie rade i bedzie wszystko lepsze...ja nie chce z nim byc, wiem,ze tkwiac w tym w zwiazku tylko oboje bedziemy sie b wykanczac, zabijac”mimo to cierpie, z powodu nieudanego zycia, boje sie o to jak bede sie czula sama, i to nie bedzie mi brakowalo jego konkretnie, ale kogos/czegos kto bedzie mnie czasami dowartosciowywal (powie kocham Cie, zadzwoni gdzie jestem) bo sama dla siebie musze stanowic mala wartosc- chore Mysle,ze kwestia samego podjecia decyzji o odejsciu z nienormalnego zwiazku(kiedy juz z tego zdajemy sobie sprawe) najbardziej zalezy od przede wszytskim od poczucia wlasnej wartosci, psychicznej/emocjonalnej odpornosci na klotnie,wyzwiska, stress, cech charakteru,wrazliwosci, pewnosci siebie, litosciwosci - dlaczego jednym zajmuje dluzej a innym krocej odejscie od toksycznego partnera? czuje podobnie jak cztery umowy napisala: Jak do diabła mam żyć? Jak kochać siebie? No jak! Czasem myślę sobie, skoro taka szuja nawet jak on nie potrafi docenić, to kto doceni? Są chwile spokoju, wytchnienia. A potem znów to samo. Jak wyleczyć swoje serce, co zrobić z chorym umysłem? Jak się pozbierać na dobre.... z ta roznica, ze ja nie umiem go nazwac szuja... Cztery umowy –odpowiadajac na Twoje pytania (ktore sobe tez wiele razy zadawalam/zadaje) to jak dla mnie to praca nad soba, walka o zmiane takiego nastawienia do swojej osoby nie wazne jakimi sposobami ale podjecie sie tego zadania, wiem, jak to cholernie boli a przede wszystkim utrudnia normalne, nie mowiac juz szczesliwe zycie... A na koniec dzisiejszego posta; ciesze sie, ze topic kreci sie ostatnio wokol czego powinnien sie krecic zgodnie z tematem, ze odeszly te toksyczne przepychanki slowne..pewnie dzieki temu kilka zranionych dusz nam na ostatnich stronach przybylo
  23. Wiem skad to straszne samopoczucie wczoraj; kiedy wrocilam do domu jego nie bylo, ten pusty dom tak mnie dolujaco wplynal, i fakt,ze on pojechal gdzies nie mowiac mi gdzie, nie dzwonil , uzmyslowil mi,ze teraz tak wlasnie bedzie ; bede ja sama z corka, i ta pustka i bol, ze nie ma jego ; krzywdzacego ale kochajacego, Dzis jest w domu, mimo iz nie rozmawiamy praktycznie, przez sam fakt, ze on jest w domu jest mi lepiej..chore! chyba naprawde mocno musialam uwierzyc w jego wiele razy powtarzane mi slowa, ze gdyby mnie nie kochal –to by nie bylo go przy mnie.. Tak bardzo mnie boli kiedy teraz obwinia mnie osadza i stanowczo sie tych opinii trzyma – za kazdym razem podczas rozmow mi je powtarza, i nie cofa swoich slow ani troszke , a wczesniej robil jazdy, obwinial, mial pretensje ale po jakims czasie albo przeprosil, albo sie podlizywal, albo w inny sposob staral sie naprawic to,ze mnie zranil..tak mi teraz brakuje tego schematu, do ktorego sie przyzwyczailam i traktowalam jak milosc- ranienienie, przeprosiny i tak do nastepnej klotni.. jezeli rozmawiamy to tylko tak dyplomatycznie ; ja sie go pytam gdzie sie wyprowadza, on zalezy od humoru; albo odpowie,ze jescze nie wie,albo,ze to nie moja sprawa, a dluzsze rozmowy najczesciej prowadza do jednego -klotni, obwiniania, udowodniania jaka to ja zla nie bylam a on biedny i glupi.. nie moge naprawde uwierzyc w to co mowi! Probuje sobie tlumaczyc ,ze czlowiek, ktory tak naprawde by mnie kochal nie obwinial by za swoje dlugi, nie wypominal pieniedzy na zycie,ktore na mnie wydal..mimo tego to wciaz tak boli, czuje sie nikim, kiedy tak do mnie mowi... tak brdzo sie boje tego jak sie bede czuc juz na nowym domu- bez niego(na szczescie mama sie ze mna wyprowadza) jak dam sobie rade psychicznie z ta pustka, swiadomoscia, ze teraz to i nawet on ma mnie gdzies.. wczoraj mama dala mi znow do myslenia pyajac mnie co ty bys zrobila gdyby odchodzil od ciebie ktos z kim bylas szczesliwa, jak bys wtedy to przezywala? Tak naprawde – nie wyobrazam sobie tego!
  24. niebo blekitne:) dziekuje Ci za napisanie do mnie to tak duzo dla mnie znaczy.. widzisz tylko,ze ja nie odchodze bo uznalam mam dosc, ze juz sobie nie pozwole, ze czuje, ze mam szanse na lepsze zycie, ja odchodze z braku sil na zycie w zabijajacym" mnie zwiazku. ja czuje sie po raz kolejny pokonana.. takze nie wiem czy tak naprawde to jest mi czego gratulowac.. Ty masz cofki, nie udalo sie sie podjac jeszcze decyzji o odejsciu, ale jest w Tobie i wielu was ta inna bardzo wazna sila - jakies oznaki z radosci zycia, wiary w lepsze jutro, nutka optymizmu, a u mnie bardzo bardzo ciezko z tym chyba nie obedzie sie bez pomocy, dam sobie jeszcze troszke czasu..zobacze co bedzie dalej, co bedzie za 2 tygodnie jak juz nie bedziemy mieszkac razem... do nowa mama, ja mam podbnie do ciebie z tym poczuciem smutku, samotnosci i tez mieszkam w anglii... pozdrawiam
  25. U mnie b ciezko, nie udaje mi sie wogole stosowac do cytatu w stopce- chce mi sie ryczec caly czas, czuje jakbym przegrala zycie, mimo iz mam dziecko, ktore b kocham to nie mam sil sie z nia smac, bawic ), marzenia (np podroze), cele (ucze sie) to to wszytsko albo wydaje mi sie takie bezsensu albo bardziej to tak,ze ja nie wierze, w to ze cokolwiek z moich marzen albo celow wyjdzie.. Tak duzo mi przeciez nie wyszlo – nie udalo mi sie w kwestii,ktorej najbardziej mi zalezalo; miec normalna i pelna rodzine (ja sama nie zylam z ojcem biologicznym i moim najwiekszym marzeniem bylo zeby moje dziecko mialo....)nie umiem sobie z tym bolem poradzic zadawanym przez niego – obwiniania i takiej okrutnosci do mnie teraz kiedy godzi sie z tym,ze odchodze i jakis czas temu kiedy mowilam o odejsciu i plakal i prosil – to modlilam sie zeby przestal, ze bedzie mi wtedy latwiej a nie jest... Najgorsze i najlepsze jest to,ze ja wiem, ze nic lepszego nie moge dla siebie zrobic jak odejsc, to nie potrafie sie na tym skoncentrowac, a koncentruje na tym bolu, na strachu jak sobie psychicznie poradze z tym bolem, z tym kolejnym ciosem od zycia..gdzies tak naprawde to sie ciesze,ze on godzi sie z moim odejsciem bo wiem,ze gdyby jak wczesniej prosil, obiecywal to nie dalabym rady, wiem,ze ta jego okrutnosc, teraz taka stanowcza jest gdzies z gory mi dana,zeby wlasnie to moje piekileko sie skonczylo..zebym odeszla, bo jedno jest ze mna pewne nic nie jest w stanie sprawic zebym ja poprosila- to taka chyba moja duma... Zastanawiam sie,rozczulam nad soba dlaczego ja? wiem,ze sama sie nakrecam, ale ja zawsze taka bylam nadwrazliwa i slaba na kopniaki zycia, traktowalam je jako swoje kleski ,nie wydaje mi sie ,ze one mnie wzmacnialy ale one raczej tylko podkopywaly dol pode mna..ktory teraz jest taki gleboki,ze juz nie umiem sie wydostac.. Ja tez uswiadamiam sobie,ze te przez te lata akceptowania pretensji, obwiniania, jazd mimo iz bylo mi z nimi b zle i marzylam o normalnosci, do to tej nienormalnosci przywyklam w jakis sposob, przede wszytskim dlatego, ze czulam sie dalej kochana, potrzebna – ranil ale i okazywal uczucia, b czzesto przez niego cierpaialam plakalam, ale wiedzialam,ze jest ktos kto mnie na jakis sposob kocha i jestem dla niego wazna skoro ze mna jest, ma potrzebe tulenia, mowi o milosci bo ja tez wiem,ze na swoj sposob mnie b kochal.. Niby wiem,ze nie zasluguje aby mnie tak traktowano jak on to robil – (dlatego odchodze) to z drugiej strony tak bardzo boje sie tych swoich demonow; tego jak b zle sie bede czuc bedac sama, bez kogos komu na mnie w jakis sposob zalezy, kto jest ze mna zadzwoni, zainteresuje sie gdzies jest czeka w domu itp to tak ogromnie przeraza, boli... To byla moja pierwsza milosc, peirwszy facet ,ktoremu zaufalam, pierwszy ,ktory pokochal mnie taka jaka jestem i mimo milosci nie wyszlo...a tak dlugo na to czekalam, tak nie wierzylam,ze kiedys mnie ktos jest w stanie pokochac..tak czulam sie gorsza od wszystick kolezanek,ktore byly w zwiazkach kochane, szczesliwe taka bylam szczesliwa, gdy go poznalam,ze ja tez mam kogos kto mnie kocha.. I znow najgorsze,ze wiem co jest powodem tego,ze nie mam sil jak niektore z was patrzec z wiara w przyszlosc, ze tak boli odejscie z nieszczesliwego zwiazku, ze nie potrafie sie wziasc w garsc, jest miedzy innymi wynikeim wieloletniego braku akceptacji siebie, szacunku do siebie, pewnosci siebie, milosci do siebie.. Jak mam sie tego w tym wieku nauczyc ? czy nie jest juz za pozno?
×