viorika
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez viorika
-
Pprzemo, jestem młoda ale nie aż tak żeby bać się mojego byłego i jego reakcji. Po prostu zwyczajnie nie chcę jeszcze, nie czuję takiej potrzeby by wiązać się. On bardzo zranił moje uczucia i muszę sobie przewartościować wiele rzeczy ale zdecydowanie w moim postępowaniu nie ma lęku przed nim i jego reakcjami odnośnie moich ewentualnych partnerów. Mogę Ci na uszko powiedzić że udaję przed nim że kogoś mam - wiem że to głupie i troszkę dziecinne ale to taka forma obronna żeby trzymał dystans. Bardziej bym się jednak martwiła z tego względu, że mamy syna i tego, że on również wpływa na niego i nie jest to zależne ode mnie a co mu w duszy gra - tego ja już niestety nie wiem a najbardziej na świecie to nie chcę by nasz syn został przez nasze durne postępowanie okaleczony psychicznie i z tego względu mam pewne obawy. Nie wiem czy się jasno i logicznie wyrażam.
-
Wiesz Agnieszko, przychodzi mi taka refleksja, że im człowiek starszy dojrzalszy rozstanie wtedy bardziej boli - to naturalne, mamy coraz większe poczucie straty bo coraz bardzej pragniemy stabilizacji. Ja jestem jeszcze bardzo młoda, dlatego rozstanie nawet mnie cieszy chociaż ze względu na syna to już mniej. Ale teraz stawiam na samorozwój, swoj i mojego synka. Pozdrawiam Cię serdecznie, pisz tu o swoim bólu, pisz pisz bo to bardzo pomaga, wyzwa;la naszą zbolałą duszę. Z czasem bedzie lepiej :)
-
może Ty niechcąco powielasz jakiś schemat przy wyborze partnera. MNie nauczyło moje życie jednego; dzisiejsza kobieta powinna być dostowana do XXI wieku i winna być samoorganizującą się, samofinansującą się i samorządzącą sie jednostką. A szacunek i możność wypowiedzienia się to podstawa wszelkich relacji zarówno w pracy jak i w domu. NIc dodać nic ująć
-
Agnieszko, ale nie powinnaś obwiniać się, że ktoś Ciebie znowu skrzywdził. Ludzi będą zawsze krzywdzić odkąd świat światem. Nie przenoś odpowiedzialności na siebie nie, zwalaj winy na siebie. Wiesz tego nie da się oddzielić, zawsze jak człowiek wiąże swój los z innym istnieje ryzyko porażki i wtedy ktoś cierpi. To zupełnie normalne, ale trzeba umieć w takich sytuacjach zadbać o siebie, o swoje uczucia, o swoje życie, istnienie by ta strata nie zgasiła w nas nadziei. Dlatego trzeba uważać, uważać jeszcze raz uważać. Nie ufać bezgranicznie.
-
cześć Agnieszko, zdecydowanie takie doświadczenie życiowe nauczyło mnie wiele, jestem bardzej nieufna w stosunku do ludzi, ale też wyrobiło to u mnie lepsze poczucie co oznacza prawdziwa przyjaźń, poczucie troski. Dzisiaj wiem kto jest moim prawdziwym przyjacielem a kto tylko liczy, że zaliczy cokolwiek to znaczy. Myślę że takie incydenty zdarzają się bo kiedyś tam źle podejmowaliśmy decyzje a to wszystko ma służyć poprawie naszego postrzegania świata i ludzi. Jedni nie wynoszą z tego nauk inni uczą się po jednym razie. Narazie jestem sama, nie zamierzam się wiązać. Przyjdzie czas może to się zmieni ale narazie jest mi dobrze tak jak jest. Zdecydowanie mam co robić, komu sie poświęcać, kogo otaczać swoją miłością więc nie odczuwam pustki. Ale facetom już nie zaufam tak jak temu pierwszemu.
-
Qurczę, Końcówko... masakra dla własnego dobra powinnaś się od tego odciąć bo to może Cie wykończyć psychicznie. Ja bym się w to nie bawiła aby tylko mieć dach nad głową. Widzisz ja też nie miałam miodu w życiu, ale postawiłam się i choć ciężko mi dalej a i podczas rozwodu przekonałam się że nie ma sprawiedliwości a pojęcie dobra dziecka to taka bliżej nieokreślona jednostka pojęciowa mająca na celu zagłuszenie tej niesprawiedliwości w przepisach prawa, to jednak priorytetem była dla mnie jako taka samodzielność. Dziś mieszkam sama z dzieckiem i choc tez mam okropne długi (ok. 70.000), za sobą rozwód, alimenty na trzylatka 350 zł bo jego tatuś zobowiązał się ustnie że będzie po 500 zł miesięcznie dopłacał do utrzymania czego nie robi i nawet nie mam jak tego wyegzekwować ale sąd dał mu wiarę bo miał fajnego adwokata a ja nie, to jednak będę dalej walczyć choć czasem brak sił bo ja jestem totalnie sama z dzieckiem i byłym natrętem na głowie który chętnie zabrałby mi mój dom ale akurat o to zadbałam by tak się nie stało i teraz może mnie cmoknąć. Tez studiuję idzie mi fatalnie, ostatni semestr totalnie zawaliłam tzn jeden przedmiot ale nie mogę go opanować, grozi mi skreślenie hehe zresztą znacie moją sytuację więc trudno mi się skupić a jeszcze praca i dziecko. Dziekan nie ma dla mnie żadnych taryf ulgowych, wykładowcy jak obleją mają z tego dodatkową kaskę więc w moim życiu ciężkie czasy, bardzo ciężkie ale się nie poddaje. Jak nie w tym roku to w przyszłym, trzeba próbować do bólu i dlatego jak będziesz wytrwała to zdasz w końcu tylko nie rób tego by komuś coś udowodnić ale rób to dla siebie, by sobie bynajmniej nastrój poprawić. A Twój tato może w taki głupi sposób wywładowywuje swoje emocje, pewnie się ich nazbierało i taka pętla powstała że ciężko się z niej wysupłać. Dlatego bym sobie odpuściła bo zacharasz się na śmierć a i tak nikt nie doceni. Albo usiądzcie sobie z piwkiem w ręku i pogadajcie raz tak od serca. Ja też mam surowego ojca z takimi poglądami że łojjjj ale kiedyś właśnie odwiedziłam go na jego działeczce piwko zakupiłam kiełbaski chlebek i chociaż tato mój pojechał po mniej jak po mężczyźnie to jednak poczułam że on inaczej nie może taki charakterek i już. Dziś też często sie z nim ścinam bo mamy różne podejścia do życia ale wiem że zawsze jest krok za mną. Dasz radę
-
żyję Pprzemo... ale załapałam doła byłam na rozmowie na policji i wyszłam z tamtąd z poczuciem, że straciłam tylko czas. To faceci i oni do tego podchodzą po swojemu czyli po męsku i mam wrażenie, że niewiele ich to wszystko obchodzi. Twierdzą że robią interwencje bo taki ich obowiązek, mają zgłoszenie i muszą jechać. Machałam mu wyrokiem i bardzo szczegółowymi ustalonymi kontaktami to spojrzał się na mnie jakbym była złym człowiekiem który dziecku ogranicza kontakt z ojcem. No przecież co mi szkodzi pobyć trochę z ojcem dziecka. Wyrok wyrokiem a oni mają swoje zgłoszenia i tyle. Tylko wkurzył mnie fakt że kiedy ja zgłosiłam się do nich z prośbą o pomoc bo mój jeszcze małżonek wówczas zabrał mi dziecko i ukrył u znajomych na trzy tygodnie to odmówili mi pomocy twierdząc że nie ma podstaw do interwecji. Ale wkurzyłam się bardzo a moje wkurzenie sięgnęło zenitu i napisałam pismo do komendata wojewódzkiego. No nie jestem złośliwa ale nie dam się tak łatwo zbyć. Policja wg mnie powinna respektować wyroki sądowe a nie działac wg własnego widzimisie i w dodatku jeszcze na mnie nalegać żebym nie robiła z tego problemu. Nie żyjemy w krajach muzułmańskich!!!! Konćóweczko... trzymaj jurnie kierownicę i oby Cię skutecznie powiodła do celu. Pzdr wszystkich
-
Pprzemciu, ja mam ustalone kontakty tyle, że bardzo częste - jak na mój gust. Żeby je zmienić muszę je dobrze umotywować, bo tak chcę nie wystarczy a małżon podczas rozwodu walczył o to jak lew, niesądzę by coś popuścił w tym temacie. Ma bardzo dobrą opinię z RODK. Czasem myślę że on mnie trzyma w garści poprzez nasze dziecko. Spędza z małym czas - ok, z jednej strony sie cieszę bo to ojciec, ale z drugiej po jego wzroku, zachowaniach i tym co robi i mówi w stosunku do mnie widzę jego brudna grę, troszkę grę dzieckiem niestety. Muszę nad tym porządnie pomyśleć, żeby coś z tego wyszło korzystnego dla mnie. Byłam u adwokata i wcale mnie nie pocieszył, w naszym prawodastwie takie konflikty nie są wdzięcznym tematem a mój należy do szczwanych lisów. Tu może zadziałac tylko stricte prawnicza taktyka, poza tym nie zamierzam brudzić sobie rąk i serca nim. miłego....
-
tak tylko melduję, że po woli wcielam w życie Twoje rady Pprzemo, niech Cię szlag jeżeli spapram sobie je do śmierci hehe... Miałam dziś bardzo pracowity dzień, złożyłam odpowiedni pozew o podwyżkę, pięknie uzasadniłam wszystko sama opisałam, poszło poleconym, niech się dzieje; pisemko do komendanta, w czwartek wizyta osobiście... przynajmniej zasygnalizuje problem, powiem co myślę, będą wiedzieli. Poszłam dalej, opisałam postępowanie mojej osobistej pijawki i wysłałam poleconym do prokuratury wojskowej - wiem jestem okropna, czuję się troszkę paskudnie, ale nie mogę dłużej tak żyć bo to nie jest życie. On nadużywa troszkę prawo, wiec może za to odpowie, może nie... ale bynajmniej coś zrobiłam. Myślę nad zmianą tych kontaktów ale... czekam aż jemu się znudzi, nie wpuszczam go do domu, daje mu gotowego do wyjścia malucha i spędzają czas tylko w swoim towarzystwie. Więc może to ja powinnam popracować nad sobą, nad swoją asertywnością. On ma trochę cos w sobie z psychopaty... no nic dumnie wypinam piers i zasuwam do wyrka. Innych metod nie zamierzam uskuteczniać, nie będę z siebie robić wariatki, nie mam ochoty na gierki z nim, ale marzy mi się żeby zaczął ze mną normalnie rozmawiać, przecież mamy dziecko... marzenie ściętej głowy. Dobranoc wszystkim :)
-
gdyby naprawdę troszczył się o synka zrobił by jemu jakieś zakupy, zapytał czy czegoś nie brakuje. Nie wpuszczę juz żadnego faceta do mojego zycia bo ten zrobił mi takie kongo że na każdego faceta patrzę podejrzliwie. Pprzemo, ja nie wpuszczam małża do domu wogóle bo on bywa agresywny a my z synem mieszkamy sami. Policja ma to w nosie, kolegów nie spraszam bo nie ma koleżeństwa bezinteresownego, nikt mnie nie przekona że jest inaczej. Teraz syn zachorował i jeśli małż będzie nalegał będę musiała go wpuścić bo inaczej pewnie mnie do sądu poda jak go znam. Latem szli sobie na plac zabaw ale teraz zimno i wogóle... Nie wiem co zrobię ale chyba ktoś nie wytrzyma cisnienia...
-
hm... czyli wychodzi na to że mój były może robić co chce, może w asyście policji zakłócać mi spokój i tak naprawdę nikogo to nie obejdzie. Jak mam sobie ułozyć życie jak zamykam za nim drzwi i za chwilę muszę znowu mu je otwierać. KOgo obchodzi moje zdanie, moje zycie... mam totalnego doła giganta, wczoraj mnie okradli na ulicy w biały dzień, dzisiaj zbiła mi się szyba w dużym pokoju... już nie wiem co robić, skrzyczałam mojego syncia bo bywa niegrzeczny a małżon który czasem siedzi sobie pod moimi drzwiami kilka godzin wydarł się na mnie że na tej podstawie składa do sądu o odebranie mi syna. Nie mogę tak żyć!!! Pomóżcie mi proszę, jutro on znowu przyjdzie a ja nie chce go oglądać, synek jest chory więc nawet z domu wyjść nie mogę... siędzę i kwiczę :(
-
Witajcie, dziękuję serdecznie za podpowiedzi :) w postanowieniu jest zapisane... bla bla.. reguluje kontakty powoda: a) w miejscu zamieszkania dziecka w każdy poniedziałek, środę i piątek od 15 do 19 b) w miejscu zamieszkania ojca w każdy 1 i 3-ci weekend wraz z noclegiem od 8 do 18 Z tym, że interwencje są przeprowadzane w te dni kiedy ojciec nie ma ustalonych kontaktów a ja czasem zwyczajnie chciałabym mieć spokój wiec mówie mu grzecznie: przyjdz jutro i wtedy za 10 minut wjeżdza policja i robi mi rekonesans mieszkania. Ale ile można to znosić. Uważam że mógłby dziecku oszczędzić takich odwiedzin policji, ale on nie chce tego słyszeć, zwłaszcza że nie mam obowiązku w te dwa dni w tygodniu i co drugi week oglądać mojego byłego i chciałabym czasem z tego korzystać. Dlatego napisałam prośbę do komendata o zbadanie zasadności tych interwencji i deliktanie zasugerowałam o ukaraniu bo przecież tak nie można żyć a w dodatku wychowywać dziecko. Chciałabym zmienić te kontakty ale... przy rozwodzie nie godzialam się na takie jak w tej formie, chcialam co dwa tygodnie ale nie przeszło, sąd wziął pod uwagę jak to okreslił niezwyczajną chęć ojca w wychowywanie i tak przyklepał.