Problem dotyczy bliskiego znajomego z pracy. Zabiegał o mnie, ja poraniona porozstaniu z facetem, pytałam go czy to tylko zabawa. Zaprzeczał. Zaiskrzyło, W końcu coś kiedyś między nami zaszło, hmm...wylądowaliśmy po prostu w łóżku. A po wszystkim cisza z jego strony, jakby nic się nie stało... Nigdy o tym później nie rozmawialiśmy, nasze kontakty są niby miłe i przyjacielskie, ale tak nie do końca. Cały czas mam wrażnie, że mnie obserwuje, czeka na to jak się zachowam i do tego dopasowuję swoją reakcję, jakby się mnie bał. Gdzieś tam w sobie skrywam do niego ogromny żal, z drugiej strony zależy mi na dobrej atmosferze w pracy. Los tak zrządził, że siedzimy razem w jednym pokoju. Otóż ów kolega podwoził mnie w piątek po pracy do domu, prowadziliśmy miłą pogawędkę. Wiedziałam, że to może jedyna okazja, żeby zahaczyć o nurtujący mnie problem. I powiedziałam mu na sam koniec, że bardzo dziękuję za pomoc, ale mam do niego żal. Żal, że potraktował mnie jak pogotowie seksualne i, że to dla mnie bardzo upokarzające. Facet zrobił się czerwony, zaczął się jąkać, w końcu wydukał, że to zupełnie nie tak, że bardzo nieładnie to wszystko odbieram. Na sam koniec powiedział, że przeprasza, ale nie chce o tym teraz rozmawiać. A dzisiaj w pracy wogóle się do mnie nie odzywał, ignorował, unikał, po prostu karał mnie milczeniem. Rozmawiał ze wszystkimi poza mną. To było okropne... Co o tym myśleć? Jeśli ktoś miałby powód do obrażenia się to chyba ja, to on mnie skrzywdził. Nic nie kumam...