mika_27
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez mika_27
-
Maly Motylek pytal sie mnie czy jakby moj wrocil z obietnicami, ze sie zmieni, to czy bym go przyjela... Jeszcze pare dni temu zastanowilabym sie, pewnie bylabym pelna watpliwosci, ale moze... A teraz? Po tych slowach jakie od niego uslyszalam? Wyzwal mnie od najgorszych scierw... Kocham go dalej i nienawidze zarazem. Nie potrafilabym spojrzec w lustro, tak mnie ponizyl a ja mialabym mu wybaczyc i co? Przytulac sie do niego? Udawac szczesliwa? A w pamieci miec te przykre slowa? Czym mu zawinilam? Zasluzylam sobie na miano dziw ki, tylko dlatego, ze wyszlam na kawe z kolezanka? Juz i tak za wiele razy sie ponizylam, walczac o ta milosc, gdy on mial to gdzies, odwracal sie plecami i wychodzil z domu. Nie chce byc z czlowiekiem ktory tak mnie nazywa, a podobno kocha... Mimo, ze tesknie. Odrobine godnosci i honoru. Gdy ktoś prosi o miłość - już jej niewart. Władysław Grzeszczyk — Parada paradoksów
-
czlowiek jak kocha to jest glupi i slepy, taka jest prawda... mialam nalezec do niego i tylko do niego
-
jest policjantem, jest... szkoda, bo przez to byla tak zaborczy i zazdrosny, ciagle mnie sprawdzal, pilnowal... wieczna cenzura :/
-
hej Wrocilam wczoraj dosc wczesnie, bo juz o 23 kladlam sie do lozka. Chcialam do Was zajrzec, ale bylam juz za bardzo zmeczona. Hucznej imprezy nie bylo, siedzielismy w knajpie, cos tam jedlismy i popijalismy piwkiem. Zauwazylam, ze prawie pol imprezy gadalam o nim. I.... wszyscy sluchali. Nikt nie ocenial ani jego ani mnie, ale poprostu dali mi szanse na to, zebym mogla to z siebie wyrzucic. Wiem, ze przez zwiazek z nim, zaniedbalam mocno swoich przyjaciol i znajomych, ale teraz wiem, ze do nich wroce. Nawet po tym wzystkim sa ze mna, moj dlaszy brat ciagle mnie rozsmiesza i podtrzymuje w tej decyzji, a mianowicie: nie wracaj i nie pozwol mu wrocic. Nie ukrywalam przed nikim, ze cierpialam. Plakalam przy wszystkich, przy siostrze, rodzicach, znajomych. Nawet jak poszlam do lekarza, bo chcialam cos na sen plakalam mu w gabinecie jak bobr. I o dziwo nawet on spokojnie czekal, az sie wyplacze, opowiem co mnie boli i rozumial co czuje. To on powiedzial mi o tych drzewach w lesie. Nie to drzewo, to znajdzie sie inne. Jestesmy mlode i ulozymy sobie zycie. Po co marnowac czas na placz i rozpamietywanie? Wiem, ze musimy przejsc kolejne etapy, zeby zapomniec. Damy rade zobaczycie. Ja juz nie placze, po jego wczorajszych slowach, przekanalam sie jaki to chooj i nie jest wart moich lez. Pewnie jeszcze go kocham, bo tak silnego uczucia nie wyrzuce z siebie tak szybko, ale ta milosc bardzo szybko przeradza sie w nienawisc. Wroce do pytania aaaa...., dlaczego tak mnie nazwal? Pisalam juz tam kiedys wczesniej, ze bylam na piwie z kolezanka, a on byl przekonany, ze jestem z rodzicami. Prawda wyszla na jaw, a on sobie wbil to tej pustej glowy, ze wale go po rogach. No coz. Wczoraj sie przekonal, bo owa kolezanka przez pomylke dodzwonila sie do niego a nie do mnie, spytal sie jej czy faktycznie bylam wtedy z nia. Oczywiscie, ze bylam. Jest ciezko, wiem. Mysli dalej gdzies uciekaja w jego strone, ale przestaje mnie interesowac co robi i gdzie jest. Slyszalyscie o powiedzeniu, ze jak policjant to pewnie kurwiarz albo alkoholik? Nie wrzucam wszystkich do jednego worka, ale ja mialam to szczescie, ze trafilam na jedno i drugie w jednym czlowieku.
-
Czesc Wam :) Nie wiem od czego zaczac, moze poprostu od tego, ze teraz juz nienawidze tego czlowieka. Wyzwal mnie dzis tak, ze nie spodziewalabym sie tego po najwiekszym chamie na swiecie. Od dziwek, kurew a na koniec powiedzial, ze jak zobaczy takie scierwo jak ja to chyba sie porzyga. Nienawidze go. Ten czlowiek jest chory, ubzdural sobie, ze walilam go po rogach. Nawet do glowy by mi to nie przyszlo, zeby spojrzec na innego faceta. Wydaje sie dziwne, ze zarowno ja jak i jego trzy poprzednie dziewczyny go zdradzaly. Nie uwazacie? Kazda chcial zamknac w domu, zeby czekala na niego calymi dniami i gotowala mu obiadki. Mi powiedzial, ze stac go na to, zebym nie pracowala i siedziala na doopie w domu. Sorry, ale nie po to skonczylam studia i wydalam nanie grube pienbiadze, zebym teraz siedziala w domu i prasowala jego koszule. Jest chory, ale na leczenie jego osoby jest juz za pozno. Jestem szczesliwa, ze to skonczylo sie teraz a nie pozniej. Nie chce go znac. Nawet jak przyjedzie blagac na kolanach to poszczuje go psem. Wychodze dzis wieczorem z domu, ide do ludzi :) Nie bylo mi tego wolno przez caly zwiazek z nim, bo jak uwazal ten talib, mialam siedziec na doopie w domu. Jeszcze pare dni temu plakalam, bo kochalam nad zycie tego czlowieka. Teraz moge mu tylko podziekowac, podziekowac, ze dzis tak mnie potraktowal, dzieki temu w jednej minucie go znienawidzilam. Jestem szczesliwa. Sama, ale szczesliwa. Odetchnelam z ulga, bo w koncu moge robic co chce. Moge isc do kolezanki na kawe, a w zamian nikt nie nazwie mnie dziwka, ze lajdacze sie po miescie. Pewnie jeszcze nieraz bede plakac nad tym co sie stalo, ale lepszego obrotu spraw nie moglam sobie wymarzyc. Dziewczyny, w zyciu jest jak w lesie, nie to drzewo to inne. Rownie ladne i dobre, a moze nawet lepsze :) Zostawcie tych dziadow i znajdzie sobie kogos kto bedzie Was kochal. Jesli facet sie zastanawia, cos chce przemyslec, to niech spada na drzewo. To sie poprostu wie. Albo chce sie z kims byc albo nie. Przemyslec? Przemyslec to on moze kwestie nowych spodni, a nie zwiazku z osoba, ktora nie wie czy kocha? Paranoja. Pozdrawiam :) buziaki kochane :*
-
zaczelo sie... wyciaganie brudow i wzajemne oskarzanie, wylaczylam telefon, nie chce juz czytac wiadomosci od niego... ja tez juz chce zapomniec, mam przeczucie a wlasciwie jestem pewna, ze nawet jesli wroci to nic sie nie zmieni, bedzie zimny i nieobecny, ja bede sie starac tak jak teraz, naprawiac wszystko a po nim to splynie jak po kaczce... jutro zmieniam wszystko, numer telefonu i gadu, adres mail pewnie tez, kocham go nad zycie i oddalabym wszystko, zeby wrocily te czasy sprzed pierszej klotni, ale to niemozliwe nie wiem jak sobie poradze bez niego, poprostu nie wiem... cienka linia miedzy miloscia a nienawiscia... mam nadzieje, ze go znienawidze, latwiej bedzie mi o nim myslec...
-
a ja juz nie mam sily... potrafie lezec na lozku i tepo patrzec sie w TV i nie wiem nawet co ogladam... jak mnie cos wkurzy to krzycze by po chwili zaczac histerycznie plakac... telefon milczy, zadnych wiadomosci, nigdzie, jestem bliska obledu i nie potrafie sobie z tym poradzic... :(
-
ogarnia mnie zwatpienie, nie wiem co mam ze soba zrobic, powoli dostaje szalu... wiem, ze jest juz w kraju, o tej godzinie zawsze juz byl, telefon milczy... mija trzeci dzien tego niby rozstania... chcialabym zasnac, chcialabym, zeby obudzil mnie dopiero jego telefon, niewazne co mi wtedy powie, chce juz przestac czekac, chce juz wiedziec co z nami bedzie... Kocham Cie, tak bardzo Cie kocham...
-
Ja tez boje sie tego, ze jesli jednak bedzie chcial dalej ze mna byc, to bedzie tylko kwestia czasu jak znowu cos sie zepsuje. Ale czytajac wypowiedzi z tego czy innego forum, widac, ze niektore powroty sie udaja. Ludzie jednak sa szczesliwi, bo podczas nieobecnosci tej drugiej osoby jednak stwierdzaja, ze nie moga bez niej zyc, ze poprostu ja kochaja. Pewnie, ze fajnie by bylo gdyby takie watpliwosci czloweika nie nachodzily i zylo sie razem dlugo i szczesliwie, bez zwatpien i potkniec. Ale kazdy zwiazek jest inny, bo tworza je inne osoby. Ja mam nadzieje, ze jeszcze sprobujemy. Ja chce spobowac. I niedlugo przekonam sie czy on tez chce. Chce sprobowac zawalczyc o ta milosc, bo kocham tego czlowieka. Jesli bedzie chcial odejsc, trudno. Nie przywiaze go przeciez do grzejnika. Niech idzie i bedzie szczesliwy. Widocznie ja nie potrafilam dac mu tego szczescia. Moze inna bedzie umiala. My tak definitywnie sie nie rozstalismy, tylko on nagle stwierdzil, ze musi to wszystko przemyslec. Nie wiem czy to mozna nazwac rozstaniem. Moze niektorzy tak stwierdza a moze niektorzy nie. Nie wiem. Wiem natomiast, ze on mnie kocha. Wiem tez, ze prawdziwa milosc powinna pokonac wszystkie przeciwnosci, jesli bedziemy razem to znaczy, ze nasza milosc taka jest. Natomiast jesli nie, to znaczy, ze byla, bo wiem, ze byla, ale poprostu cos sie po drodze spierdolilo...
-
Jestem w stanie wrocic i zapomniec o wszystkim. Pewnie nie od razu, ale mysle, ze dalabym rade. Tylko widze, ze w nim cos sie blokuje, cos nie pozwala mu normalnie sie zachowywac, mimo, ze chyba chce. Moze za bardzo mnie wyidealizowal i teraz jak go oklamalam poczul sie jakby mu ktos dal w morde. Moze nie jest w stanie sie po tym pozbierac. On jest troche po przejsciach, pomoglam mu wyjsc kiedy na prosta, bylam z nim kiedy nikt inny nie chcial byc i wierzylam, kiedy nikt inny w niego nie wierzyl. On wie ile dla niego zrobilam, bo najpierw pokazalam mu jak go kocham a dopiero potem mu to powiedzialam. Chyba to docenia i dlatego nie wyrzucil mnie z domu kiedy okazalo sie, ze go oszukalam. eh..., nie wiem co robic.
-
Bardzo chce nie pisac, zagladam na telefon co pare godzin a tam cisza, nie pisze on i nie pisze tez nikt inny. Chociaz nawet dobrze, jakbym zobaczyla, ze przyszla wiadomosc a potem okzaloby sie, ze to nie od Niego... I do tego mama ciagle pyta sie o niego. Prosze ją, żeby mi o nim nie przypominala, ze chce choc na chwile zapomniec, pomyslec i zajac sie czyms innym to ona po jakims czasie znowu pyta, czy sie nie odzywal, czy juz wyjechal w trase... Zauwazylam, ze zaczynam sie nastawiac anty niemu, glosno juz mowie co z nim bylo nie tak, co mi w nim przeszkadzalo, tak jakbym juz wiedziala, ze do mnie nie wroci i chce go zapamietac jako tego zlego, zeby nie bylo mi zal. Chyba chce oszukac sama siebie, bo przeciez go kocham wlasnie takiego jakim jest z tymi jego cholernymi wadami. Zaczynam tez myslec co i jak bede robic jak odejdzie, jak juz go nie bedzie... Tez mam wrazenie, ze jestem sama. Dlatego pisze tutaj. Mam nadzieje, ze to co kocham wroci i bedzie moje. Jednoczesnie nachodza mnie mysli, ze mimo, ze byc moze mnie kocha, nie bedzie chcial walczyc juz o ta milosc, ze jest juz zmeczony i cos poprostu w nim pierdyknelo. Walczymy o siebie prawie dwa miesiace. To dlugo? Czy widzac, ze sie nie bardzo udaje mozna chciec walczyc dalej? Ja chce, ja kocham i chce. Tylko wiem, ze do tanga trzeba dwojga...
-
Wyjechal dzis rano na dwa dni z pracy, zawsze jak tak wyjezdzal to malo pisal, nawet jak miedzy mani byla sielanka... jest za granica, 24 na dobe za kierownica, nie spi, malo je, dlatego pisal prawie wcale, teraz tym bardziej tego nie zrobi. Czyli do jutrzejszego wieczora nawet nie mam co czekac na wiadomosc. Zawsze wieczorem jak byl w trasie zyczylam mu dobrej nocy i pisalam, ze kocham. Pewnie dzis zrobie tak samo... Chyba nie powinnam, ale pewnie nie bede w stanie sie powstrzymac. Potem obiealam sobie ze odloze telefon, nie bede pisac chocbym miala wbijac zeby w sciane. Moze zateskni? Nie wiem dziewczeta czy jeszcze tu zagladacie, czy ktos to jeszcze czyta, ale jak to pisze i wrzucam na forum to jest jakos lzej. Rany, jaki czlowiek jest glupi jak kocha...
-
nie wytrzymalam, napisalam do Niego. Nie odpisal, czego sie spodziewalam... boje sie tego, ze nie wroci... moze nawet poswiadomie tego chcę, byloby po wszystkim, poplakalabym i pewnie z czasem by mi przeszlo. A tak dalej bede trwac w tym strachu. Teraz jestem zawzieta i zla, Zaczynam widziec wszystkie jego wady i zle strony. Ale wiem, ze jak jednak bedzie chcial jeszcze raz sprobowac to pewnie pobiegne jak na skrzydlach i zapomne o wszystkich zlych rzeczach ktore byly... Dlaczego? Bo milosc i ten czlowiek jest dla mnie powietrzem, a ja Nim oddycham...
-
Ten topic przynosi szczęście w miłości!!! Wejdż i wpisz się,a wkrótce ....
mika_27 odpisał na temat w Życie uczuciowe
wpisuje sie i teraz czekam... -
Boże, jak ja go kocham... Nie wyobrazam sobie, ze jutro mialabym sie obudzic i uswiadomic sobie, ze to dzien bez niego... Ten dzien, nastepny i kazdy kolejny... Byl i jest dla mmnie wszystkim, wszystko co robilam robilam z mysla o sobie i o nim... Zycie mi sie konczy...
-
zazdroszcze ci tej pracy... ja skonczylam juz szkole i obecnie nie mam pracy, nie mam co robic, nie mam czym zajac mysli, a to jest najgorsze... a i tak jak cos robie to mysli gdzies uciekaja.
-
a moze powinnam sie cieszyc, ze rozwalilo sie teraz a nie pozniej, moze teraz bedzie lzej, mniej wspomnien mniej bolu... skąd sie bierze w czlowieku tyle łez????????????
-
Tak, masz racje. Ale ja tak nigdy w zyciu nikogo nie kochalam. Wspolne plany i marzenia... szlag je teraz trafia. On sobie teraz wszystko "przemysla" ale nie interesuje go co ja teraz czuje. On jest poszkodowany bo ja go oklamalam? Dobrze? Ale tak jak bawil sie moimi uczuciami przez ten czas..., tego nie da sie opisac. Placze prawie codziennie, schudlam juz 4 kilo a czuje ze to dopiero poczatek, nie moge jesc i nic mnie nie bawi. A on mi pisze, ze wczoraj na imprezie bylo zajebiscie...
-
A ja tak sobie teraz płaczę i czytam Wasze wypowiedzi... u mnie psulo sie juz jakies 1,5 misiaca. Dlaczego? Ja pierwsza zaczelam, wiedzialam, ze jest strasznie zazdrosny, nawet moglabym powiedziec, ze zaborczy. Nie bede sie rozpisywac, powiedzialam mu, ze jestem z rodzicami a naprawde poszlam z kolezanka na piwo. On byl w pracy. Prawda wyszla na jaw juz zanim zdazylam wrocic z tego piwa do domu, a mieszkamy juz od jakiegos czasu razem. I tak sie zaczely ciche dni, zero rozmowy, on nie mial czasu albo mowil mi, ze nie ma o czym rozmawiac. Byl dla mnie tak zimny, ze nie moga\lam tego zniesc. Chcialam odejsc juz kilka razy, chyba dla wlasnego dobra, nie moglam wytrzymac tego, jak mija mnie na korytarzu bez slowa. Niedawno kupil mieszkanie, mimo tego zlego zamieszkalam tam z nim. Dwa tygodnie temu znalazlam w jego telefonie smsa od jakiejs mlodej dziwki (tak, dziwki), proponowala mu..., wiecie pewnie co. Myslalam, ze mnie zdradzil. Kiedy pojechal do pracy ja spakowalam swoje rzeczy i napisalam do niego, ze sie wyprowadzam i odchodze. I tak zrobilam. Wtedy sie zaczelo. Telefony i smsy od niego. Ze nie spotykal sie z nia, nic od niej nie chce, a tylko pisal z nia na gadu po to, zeby zrobic mi na zlosc, zebym zobaczyla jak to jest jak traci sie do kogos zaufanie... I udalo mu sie, stracilam. Ale wiedzialam, ze ja pierwsza sklamalam i nalezalo mi sie. Siedzialam w swoim samochdzie z rzeczami na karku i nie wiedzialam co robic. Powiedzial, ze nastepnego dnia ma wolny dzien i porozmawiamy. Spytalam: o czym? Przez dwa miesiace nie mial czasu i nie mial o czym ze mna rozmawiac a teraz zebralo mu sie na rozmowy? Co powiedzial? Zebym sie rozpakowala, bo przeciez gdyby nie chcial ze mna byc i mieszkac to bym z nim nie mieszkala. Rozmawialismy przez telefon, wyrzucilismy sobie wszystko co bylo do wyrzucenia. Zostalam. W jednym z ostatnich smsow tego dnia napisal, ze kocha. Wrocil z pracy, tak szybko nie zaczelismy sie kochac jeszcze chyba nigdy. Bylo dobrze dwa tygodnie. Ja stwalam na glowie zeby bylo dobrze. I wydawalo mi sie, ze tak bylo. Pare dni temu zaproponowalam mu, zebysmy pozli do kina. Powiedzial, ze nie ma czasu... Wczoraj poszedl z kumplami na impreze. Mial pierwszy wolny wieczor chyba od kilku dobrych tygodni. Myslalam, ze spedzimy go razem. Niestety. On wczoraj poszedl na impreze a ja pojechalam w odwiedziny do rodzicow na weekend. Napisalam do niego rano, ze jestem zla. Dla mnie nie mial czasu a dla kumpli wolny wieczor znalazl z dnia na dzien. Napisalam, ze kocham i tesknie, bo ciagle nie ma go w domu, duzo paruje i poprostu mi jego brakuje. Od slowa do slowa wymyslil, ze od potrzebuje teraz byc sam, musi sobie wszystko przemyslec... Poczulam sie jakbym dostala w pysk... Siedze w domu i placze jak nigdy. Boje sie, ze jak juz sobie to wszystko przemysli to wymysli, ze to koniec. Chcialam sie poprostu z kims tym podzielic... Wyrzucic z siebie... Chcialabym cos zrobic, ale czuje sie cholernie bezradna... Od ostatniego smsa mija dopiero czwarta godzina a ja dostaje szalu...