Witajcie Aniołkowe Mamy:(
Nigdy nie przypuszczałam, ze dołącze do waszego grona, ale życie i mnie postanowiło doświadczyć bólem straconej ciązy:(. 29 września miałam zabieg, od dwóch dni jestem w pracy, bo nie chciałam siedzieć w domu i rozpamietywać tego co przeszłam.
To nie była planowana ciąża, ale tym bardziej nas ucieszyła pamiatka z wakacji nad morzem:) ale niestety od samego poczatku wszystko szło nie tak:( Miałam plamienia i juz w 5 tygodniu wyladowałam na zwolnieniu lekarskim i przepisaną luteiną. Plamienia jednak nie ustały, a 22 wrzesnia lekarz na wizycie zobaczył tylko 10 mm pęcherzyk i juz wtedy zasugerował, że nie jest dobrze. Mówiłam sobie, on się myli, bezsensu mnie starszy, ale niestety cztery dni póżniej wylądowałam w szpitalu z mocniejszym plamieniem, poniewaz był weekend wiec tylko mnie zbadali bez usg i trzymali na podtrzymaniu, ale dwa dni później zrobili mi usg i jak spojrzałam na pusty mały pęcherzyk juz wiedziałam - ciąża obumarła:( Nastepnego dnia zrobili mi zabieg wyłyżeczkowania i po 6 godzinach wypuścili do domu.
Niby jest dobrze, niby doszłam do siebie, ale mimo wszytsko boli. Jestem wdzięczna losowi, że stało się to tak szybko, ale w dalszych tygodniach ciązy. Cieszę sie, ze doświadczyłam straty ciązy, a nie jak niektóre z was straty nieurodzonego dziecka:( Nie potrafię sobie nawet wyobrazić takiego bólu:(