Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

mmak

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez mmak

  1. ogarnęła mnnie kompletna panika.... co mam np odpowiedziec na pytanie " co pani rozumie przez to ze była pani manipulowana przez męża? "... takie pytanie na pewno padnie, wiecie że teraz nie umiem na nie odpowiedzieć.....
  2. witajcie Kochane nie zaglądałam kilka dni... musiałam zregenerowac myśli, troche myślec o czyms innym, w ostanim tygodniu nie było sms-ów i czułam sie dobrze, troche odpoczęłam psychicznie od tej całej sytuacji... niestety po 4 tyg. mój mąż wrócił... w niedziele rano... i od razu zasial we mnie kolejne lęki.. wciąz gada, nachodzi w sypialni, w nocu , rano ... jak bumerang i wciąż natrętnie mówi do mnie że źle robię i że on kocha tęskni i pragnie rodziny... a ja oczywiście zabieram IM (bo i dzieciom) to wszystko... straszy dzieci, łazi do nich, ... ach dużo by pisać... może jeszce potem napisze ale w sumie po co... ? .. dziś mój wielki dzień... o 12.00 wychodzę z pracy, o 14.30 mam sprawę, mąż będzie , odebrał pismo osobiście z sądu bo po moim telefonie do sądu dowiedziałam sie że jesli będzie unikał sprawy to tylko przedłuzy ale w końcu sad wyda wyrok zaocznie bez jego zeznań z jego winy, polecili mi tojemu przekazać i to spowodowało że zdecydował sie pójść po to pismo. Oczywiście wyśmiał mnie kiedy przeczytał pozew, stwierdził że nakłamałam i przesadziłam we wszystkim. Potem po wizycie u adwokata powiedział że adwokat powiedział mu, ze na podstawie takiego pozwu sąd jeszcze nikomu rozwodu nie dał i to tylko moje widzimisie, potem jeszcze że nie ma alimenty bo przeciez nie pracuje od dłuższego czasu (prowadzi działalnośc która jest na moje nazwisko) itp ... Boje sie dziewczyny jak cholera, nie wiem jak to przezyj e...
  3. casta, ja w pozwie napisałam prawde, tz uzasadniłam zgodnie z prawdą, ale nie wyciągałam nie wiadomo jakich brudów, po prostu napisałam na czym polega jego przemoc wobec mnie i tyle... sierdziłam, że dłużej nie chce tak zyć, co z tym zrobią nie wiem....
  4. casta :) nie dołuj się, jestes na dobrej drodze do "wyzdrowienia" nie łam si e uwagami, które nie sa słuszne :) i trzymaj sie rzeczy, które daja Ci siłę i radośc...a mój mały tez chory, wciąż kaszle, juz 3 tydzień, nic innego mu nie jest, leki różne i nic, lekarz dawał juz wszystko oprócz antybiotyku... zobaczymy... pewnie sie bez nich jednak nie obejdzie ... EWO :) jak zwykle potrafiłas mnie postawic do pionu... dziewczyny mam nadzieję, że nie skapituluję, dzis mam lepszy dzień, znów świeci słońce w mojej głowie i jakby wszystko jest jasne i oczywiste, dobrze że jesteście!!!!
  5. ... dzięki wspomnieniom na górze, ... znowu cos do mnie dotarło.... ja bardzo często staralam SIĘ zmienić, mówiłam sobie... to robisz źle, musisz TO zmienić.... ale własnie! tam wyżej padło zdanie " Zaczynanie zmian od siebie .... nie ma nic wspolnego z dostosowaniem sie do partnera. Absolutnie NIE. Gloszac swoja PRAWDE, ...." mnie zawsze powtarzano : "zmieniać świat zacznij od siebie", ale w tym sensie że to JA mam być lepsza i dobra i grzeczna i wyrozumiała i tolerancyjna i kochająca.. ale dla innych... i ja sie o to starałam, tyle tylko, że zapomniałam w tym wszystkim o sobie, że tak jak wyżej powinnam być owszem, ale TEŻ dla siebie, i że zmiana siebie NIE NIC WSPOLNEGO Z DOSTOSOWANIEM SIE DO PARTNERA, to jest ważne bo ja zawsze starałam sie do kogos dopasować - zmieniałam siebie.... ...."Osiagniecie gotowosci poprzedza pelne zaakceptowanie faktu, ze wszystko co robilysmy jest nieskuteczne. ZAAKCEPTOWANIE ....." - koniec walki... ja potrzebuje sie wyciszyć, przestac myśleć, wyłączyć sie choc na trochę... :)
  6. Niebo kochana... właśnie tak napisałam, ze to co zrobiłam nie było tak całkiem "dla mnie najlepsze" , pamietam ten dzień kiedy wysłałam ten pozew, choc długo trzymałam go w szufladzie, dzień kiedy go wysłałąm był kolejnym "krytycznym" dniem i powiedziałąm sobie KONIEC.. ale widac, przeliczyłam sie troche z siłami.. jest mi ciężko, ale może to i lepiej, może wytwam i będzie już tylko lepiej, a jesli chodzi o sam pozew czy raczej "pozostawienie" sprawy swojemu biegowi.... co moge teraz zrobić? złożyłam, bede konsekwentna i go po raz drugi już nie wycofam, a na to kiedy odbędzie sie sprawa nie mam przeciez wpływu... kiedy do niej dojdzie... wtedy moge powiedziec "teraz mam możliwość... albo zawiesić, albo sie pogodzić, albo dobrnąć do końca" ale zadręczanie sie tym teraz wydaje mi sie nie ma na rzie sensu... bo nnic innego nie robie tylko skupiam sie na myśleniu o tym... o to mi chodziło... a alimenty.. no cóż moze masz rację, że co sie wywalczy na początku to sie ma.. zależy na co sie człowiek nastawia, jeżeli zakończenie sprawy rozwodowej nie jest czyims priorytetem to oczywiście masz rację, ja chciałabym to miec juz po prostu za sobą...
  7. Niebo :) podoba mi sie to co napisałaś : ......jego czas na czyny minął. Miał na to niemal 6 lat.... Trzymajmy sie tego i Ty i ja... tego nam życzę Aszx... dlaczego On Ci to robi? :) bo pali mu się grunt pod nogami... z tego co zauważyłam Ci nasi mężczyźni dziela sie przynajmniej na dwie grupy, na tych którzy wciąz opuszczają (czy te z zdradzaja) i na tych którzy nie chca nas wypuścić ze swoich szponów :D, nasi należ do tych drugich... a Ci pewnie dziela sie dalej, ale to juz teraz nieważne ;) .... martwi mnie to, że kobieta przez faceta moze nawet mieć "ochotę" na odebranie swojego zycia... kochana... tego na pewno nie wrato robić.. ja to nazywam "zrobieniem JEMU (znów komus a nie sobie, prawda? ) przysługi.... " wątpię żeby długo żałował ... szybko zastąpi Ciebie inną "ofiarą".... moze tez trafic na równa sobie, ale czemu Twoim kosztem? lepiej zostawic drania i cieszyc sie życiem!! apropos OBSERWATORA.... troche ciężka sprawa, ale warta pracy, musze to sobie lepiej przyswoić, stanąć obok... poobserwować, to tak jak czytać swoje posty jako nie swoje... wiele można wtedy "zobaczyć" i odkryć i o ile łatwiej jest komus coś doradzić niz sobie samemu.. tak to jest cos czego musze sie nauczyć, zobaczyć i zrozumiec siebie, wysłuchać a potem doradzić .. no i wykonac...
  8. czesć kochane :) Maja dziekuje Ci za post do mnie... :) czytałam pare razy :D wiesz ja to z tych, którym sie zdarza "nie czytać ze zrozumieniem" ...;) z reszta wszystkie posty czytam po pare razy.... wnioski wyciągam, choć moze po moich wypowiedziach na pewno tego nie widać, bo wciąż uparcie i tak mysle PO SWOJEMU, ale to minie, wiem to, kiedys to dotrze do mnie ... podejrzewam skąd to sie u mnie teraz wszystko bierze... te wszystkie wątpliwości, niepewność... tak mi powiedziała POA musze sie do tego zdystansować, wciąz jestem zdezorientowana.. tak to prawda... myślałam o tym... chyba zbyt bardzo i zbyt wiele o tym myslę.. tak POA masz rację, skupiam sie zbytnio na moim problemie... mojego m nie ma juz 4 tydz. a ja zamiast "odpocząć" zmęczyłam sie jeszcze bardziej, mój umysł jest zmaltretowany, a najgorsze jest to, ze nie dało to żadnych efektów... ale weszłam w głąb siebie.. przyznałam sie do czegos przed sama soba i przed Wami tez sie do tego przyznam... :( żałuję, ze złożyłam ten pozew, albo może inaczej, uważam, że źle zrobiłam składając go. To chyba jeszcze nie mój czas... ten ciężar jeszcze nie na moje siły, ale nie dlatego, że doszłam do wniosku, że jednak kocham, czy chcę żeby ten związek dalej istniał... po prostu źle do tego podeszłam, wydawało mi sie, że to jedyne wyjście, ale chyba jednak nie, nie umiem sobie poradzić z ciężarem odpowiedzialności, stąd te wszystkie wątpliwości, nie pracowałam wcale nad soba wcześniej, nie umiałam okreslić co chcę zmienić w sobie i w swoim zyciu, skupiłam sie na mężu... na ukaraniu GO ? na pokazaniu czegoś ? nie mogłam juz dłużej wytrzymac i chciałam TO JAKOŚ przerwac, ale chyba jednak sposób nie był dobry... mogłam zacząc inaczej, zebrac siły i albo wyprowadzic męża albo siebie, dac sobie czas na przemyślenia, oswojenia sie i pogodzenia ze swoją decyzja... no ale cóz, nie ma co teraz rozpaczać. zaczęłam jakby od końca :D, ponosze tego konsekwencje w postaci : nerwów, rozterek, niepewności i wahań... moja sprawa za tydzień w czwartek, m pewnie nie będzie, więc i tak sie odroczy, chyba zostawie to "swojemu" biegowi, postaram sie w tym czasie bardziej sibie poznać :) wczoraj spędziłam z dziećmi wspaniały dzień :) bylismy na pizzy i w kinie, fajnie było, poszłismy na "odlot" bajka familijna dla całej rodziny, skłania do refleksji, choć zamiarem moim było głównie sie rozerwac i pośmiać, to jednak wspólny czas z dziećmi był dla mnie bardzo ważny, staram sie spędzić z nimi jak najwięcej czasu, zalezy mi tez żeby ten czas spędzać z nimi wszystkim razem i zeby ONE były ze soba wszystkie razem, całkiem dobrze nam to wychodzi :) 4 U, trzymam kciuki, kibicuję bo mnie tez to czeka niebawem, ja tez nie wnosze o orzekanie o winie, głównie z powodów żeby nie wyciągac brudów i żeby sie nie szarpać w nieskończonośc, ale każdy ma swoje inne powody. Musisz jednak wiedzieć, że jeśli sprawa bedzie w toku wcale nie jest powiedziane, że sąd po wysłuchaniu stron, lub świadków czy po przeanalizowaniu innych dowodów nie orzeknie winy, nawet jeśli Wy sami o to nie wnosicie... to zalęzy jak bedzie sie toczyć, jeśli to macie juz ustalone a chodzi tylko o alimenty, to powiem Ci, ze nie warto w sprawie o ROZWÓD walczyc o nie zaciekle, bo to bardzo wszystko przedłuży... lepiej zgodzić się na coś co proponują, czy to sąd czy nawet M, zwinąc wyrok i ciezyć sie z zakończenia sprawy rozwodowej, a potem po uprawomocnieniu, złożyć wniosek o podwyższenie alimentów i walczyc o co potrzeba, sprawy o aalimenty sa bezkosztowe i można wnosić co pól roku, choćby np o podwyższenie 50 zł, a na sprawie o rozwód to tylko komplikuje i przedłuża wszystko... tak mi powiedział prawnik, myśle że to logiczne... trzymaj sie i walcz o swoje, a wnieś o winę czy z niej zrezygnować można w każdym momencie trwania rozprawy pozdrawiam wszystkie
  9. wiesz Cholipa :) mnie to tak czasem potrza jak sześciolatkowi :) dziekuję
  10. Maju.. a ja kiedy Ciebie czytam zaczynam sie motać.. :( piszesz tak "wzniośle"... zawsze czuję, że jednak powinnam wybaczyć i poświęcić sie dla "dobra sprawy" moja pewność siebie zanika i "wyłazi" poczucie winy... przepraszam, ale chyba Ciebie nie rozumiem...
  11. yeez .. wiesz, ze ja się tez zastanawiałam czy mój m nie jest takim "kochającym za bardzo" a jesli tak? to co? jest to dla niego usprawiedliwienie? jak nalezy postąpić z takim facetem?
  12. Kostka - a na czym polega ta troska Jego o Ciebie? czy to aby nie zaborczość albo osaczenie? a poza tym - tak to powiedziała POA, -co jest dla nas wazniejsze 1000 róż czy jeden policzek? i tak jak powiedziała do mnie.. sama juz nie wiesz czy On jest ZŁY czy też DOBRY... dezorientacja wywołuje niepokój i nie pozwala trzeźwo ocenic pewnych zachowań... ja tez wstydze sie wielu rzeczy... tak podobnie jak Ulla wszystkiego i za wszystkich.. nie umiem też czasem czegos zrobic lub powiedzieć bo boje sie ośmieszyć, wstydze sie za siebie, ale to chyba cos innego, prawda? wsydze sie tez kiedy pusczaja mi nerwy i sie "wynaturzam" potem źle sie z tym czuję... a czasem to sie wsydze kiedy ładnie wyglądam... to juz chyba chore... nie przejde obok kogos bo nie chce np zwrócić jego uwagi... czy to juz schiza :) wstydze sie kiedy ktos mnie chwali... mam wrażenie że ten ktos przesadza, że to tak naprawde nie jestem prawdziwa ja... ach... sama nie wiem ... chyba wielu rzeczy jest mi wstyd... i tez często jest mi wstyd za kogoś... mam wrażenie ze ktos sie czyms wygłupił i ja sie za to wsydze, kiedy ta osoba nie ma z tym problemu... moze nie bede więcej gadac tych głupot...
  13. Kostka... mam dokładnie identyczny problem ... jednak problem równoległy bardzo przysłonił mi oczy na to właśnie i dopiero po jakims czasie zaczęłam dostrzegac tę jego zaborczość i w związku z tym i zazdrośc... uświadomiłam sobie też, że zazdrośc to nie tylko moze dotyczyć płci przeciwnej ... mozna byc zazdrosnym o dzieci, nawet o czas!! o to ze cos sprawia komus przyjemność a nie jest to związane z osoba zazdrosna, tz mam wrażenie , że mój m jest zazdrosny o to, że lubie spedzac czas bez niego!! że cos oprócz niego daje mi przyjemnośc, że jest to w dodatku cos czego on sam dla mnie nie wymyślił.. - cos w tym stylu..... no i to oczekiwanie wdzięczności za wszystko co MI DAJE...
  14. czułam sie lekceważona, to takie znajome... czułam sie niekochana i potrzebowałam akceptacji... no własnie.. większość z nas to wyniosło z domu.. ja tez zawsze chciałam w końcu jakos sie temu tacie przypodobac , zasłużyc na uśmiech, na pochwałe, wtedy miał lepszy humor i czułam sie "ważna" , wciąż starałam sie jego zadowolić, ale tak naprawde panicznie sie go bałam, potrzebowałam akceptacji z jego strony bo wtedy czułam sie kochana... boze jakie to wszystko oczywiste... teraz kiedy czyta sie te wszystkie ksiązki itp. ... w dorosłym zyciu szukamy uparcie tej miłości i akceptacji u swich mężów i tak desperacko walczymy i domagamy sie tej miłości... to takie upokarzające.... jestesmy w stanie zrobic wszystko i zaakceptować tak duzo żeby tylko czuc sie kochane.... :( i najgorsze jest to, ze bardzo częśto zadowalamy sie "ochłapami"... bardzo chciałabym uczestniczyć w jakichs warsztatach, albo chodzic na grupy wsparcia.. tak na żywo pogadac z osobami z podobnymi problemami, ale tutaj w poblizu nic takiego nie znalazłam... wszystko w W-wie... dobrze, ze jest POA
  15. właśnie... nie jestem pamietliwa.... nie wiedziałam, że to może byc mechanizm obronny... dzieki Oneil.. zrobiłam sobie liste wszystkich krzywd... o wielu po prostu nie pamietałam, teraz kiedy poprzypominałam sobie to wszystko, złapałam sie za głowe a przez cały ten czas patrzyłam na moje małżeństwo przez pryzmat tego co było dobre... u mnie dochodzi jeszcze, że m zawsze zarzuca mi , ze wracam do przeszłości, że powinnam o tym zapomnieć, zamknąć dzrzwi i zacząc od początku, zawsze tak robiłam, ale to wsystko w cżłowieku po prostu i tak siedzi... zabrzmi to może troche dziwnie, ale teraz doszłam do wniosku, ze przez cały ten czas , zły czas, ja za bardzo skupiłam sie na walce o syna dla syna, - dośc głupie, - to była walka z góry przegrana bo "niestrategiczna", po omacku, na oślep, desperacka... powinnam bbyła skupic sie na sobie, na tym że tak naprawde nie mam nic do powiedzenia, że nie mam własnego zdania, nikt mnie słucha... powinnam była pracowac nad własnym prawem do decydowania o sobie ... zawalczyc o siebe, o swoje prawa do innego życia bo te tez były mi odebrane - nie , przepraszam, pozwoliłam je sobie zabrać - podac sobie maske tlenowa (tę wiecie... w samolocie :) ) wtedy moze umialabym trzeźwo ocenic swoje szanse, a po stwierdzeniu , że ich nie mam w walce z takim przeciwnikiem, po prostu przyjąc z godnościa przegrana i odejśc ... ale tak naprawde wygrałabym wtedy wojnę...
  16. W moim obecnym małżeństwie moje granice nie były chyba wcale postawione, moja obrona syna nie była skuteczna, na początku tłumeczenia, logiczne rozmowy i argumenty, potem prośby, w końcu groźby.. nic nie skutkowało, ani słowa, ani milczenie. Im bardziej widział że mocniej bronię i sie sprzeciwiam tym bardziej nienawidził, a im bardziej on nienawidził tym bardziej ja nienawidziłam jego ... kłótnie, awantury, moje krzyki, ze nigdy nie spowoduje ze przestane kochać mojego syna, doprowadzały do tego że stosował argument siły.... długo starałam sie zrozumieć jak człowiek któremu mówi sie : nie rób tego to MNIE rani, jesli mnie kochasz przestań, jesli nie przestaniesz stracisz mnie i NAS w końcu....robi to nadal... teraz juz sie tym nie "zajmuję", pastawiłam sobie pytanie dlaczego JA na to pozwalałam i równie długo nie umiałam sobie odpowiedziec na to pytanie... teraz juz nie pytam siebie o to.. znam odpowiedź... teraz zajmuje sie tym jak si e tego z sibie pozbyć... jest mi trudno, ale zrobie to, ... pamiętam jak mój m powiedział mi cos takiego : "tym co teraz robisz pokazujesz dzieciom, ze jedynym sposobem na rozwiązanie problemów małżeńskich jest rozwód" - nie zgadzam sie z tym, choc bardzo długo te słowa brzmiały w moich uszach, wiele razy starałam sie na wiele sposobów dotrzec do niego, ale on był głuchy i slepy na moje argumenty, przez 12 lat zareagował tylko 2 razy.... ale nie mam zamiaru stosowac sie do zasady "do trzech razy sztuka" , pokaże swoim dzieciom i sobie że jestem konsekwentna, odwazna i pewna swoich racji, szkoda ze dopiero teraz... 12 listopada mam rozprawe.... Z moimi dziećmi zawsze miałam kontakt, nie karałam ich za moje złe samopoczucie, zbyt często byłam nerwowa i na pewno odczuwały to własnej skórze, ale byłam świadoma swojego stanu, przepraszałam dzieci ze krzycze na nie bez powodu, przyznaje sie do błedów - mam taka wewnętrzna potrzebę, ale i przypominam sobie co na ten temat maja do powiedzenia mądrzejsi ode mnie... to co że moja wiedza pochodzi z książek, Ulla :) daje sobie prawo do popełniania błedów, pracuje nad swoim zachowaniem, dzieci zawsze często uściskam, przytulam, mówię, że je kocham, bawie sie z nimi, słucham ich problemów (miłosnych tez, a córcia ma dopiero 11 lat, nawet najmłodszy synek tez sie juz zakochał :P, nie mówiąc o najstarszym... ) starm sie ... ale czy to wystarcza? Widza mnie tez teraz usmiechnietą, zadowoloną, a wczoraj kiedy usłyszalam wchodząc do domu jak wszyscy razem "ryczą" z czegos ze śmiechu siedząc w jednym pokoju, moje serce "zatańczyło walca"... :)
  17. Witam J Poa – widac nie az tak nieudolnie skoro napisałam to co napisałam... i rzeczywiście tez pewnie jest tak , że przerabiamy te tematy w kólko i Wszystkie pisza madrze i rzeczowo i same nie wiemy co w końcu otworzyło nam nasze klapki , ale nagle cos się otwiera... mam szczera wiare, ze u mnie w końcu się otworzyło.... Dobrze, że piszą dziewczyny „z perspektywy dziecka” ... ..... ja nie mam żalu do mojej kochanej mamy, ze nie umiała skutecznie obronic siebie i mnie przed reżimem mojego taty (być może to pozwala mi wybaczyć sobie, że ja nie umiałam tego skutecznie wobec mojego syna, albo to własnie spowodowało, ze moje granice tolerancji były tak daleko posuniete i tyle czasu musiało upłynąc zanim pojęłam, ze zostały one w końcu przekroczone). Ostatnia wizyta u psych. Uświadomiła mi, że byłam JEDNAK bitym dzieckiem... pierwsza odpowiedx na zadanie mi pytanie czy tata mnie bił była „NIE”, ale zaraz potem byłam w stanie przytoczyc kilka przykładów kiedy mnie zbił. Tłumaczyłam, że zasłużyłam, a tata zastosował karę cielesną... dostawałam lanie zawsze pasem, szerokim skórzanym pasem który tata ostentacyjnie zdejmował ze spodni, albo kapciem – to tak kiedy przewinienie było mniejsze. Często dostawałam lanie przy ludziach, (znajomych) no i przy mamie. Ludzie reagowali : no przestań, nie wygłupiaj się , oszalałes, przeciez nic takiego się nie stało... mój tata na to : słuchaj , nie pierdol mi tu, to moje dziecko. Kiedys nawet pokłócił się ze swoim przyjacielem, bo ten powiedział, że jak nie przestanie się mnie czepiac to on wychodzi! Mama tez reagowała w podobny sposób, oczywiście dostawała podobna wiązankę i jeszcze na dokładke, ze ma się zamknąć bo on wie co robi, a ona podważa jego autorytet, a w ogóle to jest głupia cipą! ... przepraszam za wyrażenia... byłam sobie grzeczna córunią tatusia, która zawsze musiała być najgrzeczniejsza, najczystsza, najlepiej ucząca się, piękna i „niedostępna” dla nikogo, nie było w koło mnie żadnego kolegi bo sama ich unikałam, bo kiedy tata widział chłopaka w moim towarzystwie zaraz miałam awanture, niezaleznie ile miałam wtedy lat !! Nie znosił również kłamstwa... a ja nieraz musiałam kłamac ze strachu przed laniem, oczywiście on człowiek dorosły zawsze zorientował się kiedy kłamie tak więc i tak kończyło się na laniu... kłamałam żeby lania nie dostać, nawet wtedy kiedy tak naprawde czegos nie zrobiłam musiałam skłamac że to zrobiłam bo dla mojego taty było tak oczywiste ze cos jest moja wina ze musiał usłyszec : TAK TO JA... kiedys bił mnie do tej pory az tak nie powiedziałm, choc tak naprawde nie miałam nic na sumieniu... przyznawałam się do czegos czego nie zrobiłam żeby uniknąć lania – paranoja... w końcu chyba nie wiedziałam co powinno się mówić prawde czy kłamać.... Kiedy troche podrosłam przestał stosowac kary cielesne, choc jeszcze dwa razy uderzyl mnie w twarz kiedy byłam już dorosła, było to wtedy kiedy mu odpyskowałam nawet powiedziała mu co o nim mysle, a mianowicie, ze jest despota i tyranem!!! Moja mama była w szoku, ale on chyba w jeszcze wiekszym!! Tak wiec kiedy troche dorosłam zaczął stosowac kary pt. areszt domowy... za każde moje przewinienie siedziałm sobie 1 tydzień w domu za kare. Kiedy zdarzyło mi się spóźnić, za każdą 1 minute spóźnienia dostawałam 1 dzień kary. Pamietam kiedyś przyszłam 15 minut później niż powinnam, powiedział ze siedze 2 tyg. W domu, cos odpyskowałam, potem desperacko powiedziałam ze nic mi z tego warto było bo te 15 min były cudowne (byłam na dworze to był czerwiec chyba nawet początek wkacji i świetnie bawiłam się z przyjaciólmi) i gdyby trzeba było- mówiłam dalej- to mogłabym siedziec i nawet cały miesiąc w domu!!! Za tę pyskówke SIEDZIAŁAM do końca lipca... to był mój okres buntu... kiedy tata wyjechał na jakis czas za granice zaszłamw ciążę .... chciał zabic mnie siekiera, ale ja się już wtedy wcale nie bałam... myślałm sobie że w końcu się od niego uwolnie, i z taką świadomościa poszłam w świat..... Moja mama tez wyniosła z domu „daleko ZA DALEKO posunięte granice”.. nie zdązyła nuczyc się bronić.. niestety przedwczesnie zmarła, zawsze mówię, że zrobiła TYM mojemu tacie przysługę...
  18. witajcie :) ... ja CHCĘ być lepszą matką, chcę umieć być odpowiedzialna za swoje dzieci dając im dobry przykład jak powinna wyglądac "normalana" rodzina, chce umieć być konsekwentna i nie złościć sie na nie, chce dac im szczęśliwą mamę, chce żeby w moim domu zawsze było "ciepło" , bezpiecznie i spokojnie, wesoło, duzo usmiechu i radości, chcę umieć byc zadowolona z siebie jako matki, kobiety i człowieka, chcę widzieć swoje dzieci szczęśliwe, marzę żeby miały udane życie teraz i w przyszłości..... chcę umieć stawiac zdrowe granice.... (byc asertywna) marzę o wakacjach na Dominikanie :)
  19. witajcie Kochane :) dziekuje Wam wszystkim za odpowiedzi, wiele mi to dało i uspokoiło trochę, choc wieczorem dostałam kolejnego sms-a ale jakoś mnie to obeszło... pewnie dzieki Wam... tyle mądrości w sobie macie... dużo pracy przede mną.... jeszcze raz bardzo Wam wszystkim dziekuję, za trzy tygodnie mam sprawę, na której mojego m prawdopodobnie nie bedzie, wszystko pewnie samo jakoś sie rozwiąze , dopóki nie odbierze pisma - oficjalnie o niczym nie wie, sprawe z pewnościa odroczą, tak więc musze po prostu czekać... Anno... wcale mnie nie nie pocieszyłaś tym, ze bede musiała jeszcze sobie poradzić z jego poczuciem krzywdy... chyba cały czas sie z tym borykam...i w tym tez duzy problem... AWEB... a co u Ciebie? cos nowego w Twojej sprawie? nic sie nie odzywasz... mieliście juz te badania? pozdrawiam wszystkie gorąco..
  20. jest jeszcze trzecia strona.... jest mi wstyd! za moje niezrównowaęnie i niezdecydowanie... wiele osób wie ze złożyłam pozew i że jest to juz drugi raz... w sadzie tez przeciez to wiadomo... jesli znów wycofam a kiedys znów zkoże? jestem jakas niedorozwinieta? KOBIETO!!1 zdecuduj sie w końcu na coś.... moze zbyt pochopnie złozyła ten drugi pozew? może powinnam mimo wszystko była sie najpierw wyprowadzić? chciałam wyprowadzic jego, ale nie było mozliwe wiiec tak sie stało jak sie stało... bez takich drastycznych posunięć on nie reagowal !!!
  21. jest mi smutno, zal, wspominam co dobre, potem to co złe... anno modle sie o rozum, o dążenie własciwa droga, ale nic nie "odczytuje" nie mam pojęcia co mam zrobic...
  22. optym nie , to nie jest pierwszy raz.. juz to przerabiałam... ale wiesz o tym :) wiesz.. mówi ze teraz juz zrozumial wszystko... teraz juz wie... a działanie? czy cos robi? nie wiem czy to mozna tak zakwalifikowac... z reszta w ubiegłym tez tego próbował... jak pamiętacie duzy wpływ na to co sie działo ze mna miały stosunki mojego m z moim synem z pierwszego małżeństwa.. no i obecne m po raz drugi postaral sie żeby sie z moim synem "zakolegowac" razem pojechali na weekend, razem pracuje, chodzili na piwo... pisalam o tym... ale jak długo takie stosunki sa w stanie utrzymac? nie wiem tez co dokładnie mówił mojemu synowi, może dawkowal mu takie samo pranie mózgu jak mnie? teraz synowi jakby chyba jego żal? sama nie wiem... kiedys syn powiedział mi że nigdy mu nie wybaczy, a jednak zaczeli ze soba jakos "życ" moja psych. powiedziala mi, ze mam zwrócić uwage nie tyle na efekt co na pobudki mojego m, czemu nie podjąl takiej próby wiele lat temu albo nawet niedawno kiedy usilnie go o to prosiłam... zawsze dzieje sie tak kiedy ja stawiam wszystko na ostrzu noża... no i tak to wyglada... natomiast co do działania do mnie osobiście... powiedzmy ze sie stara dac mi troche więcej wolności... ale tak naprawde męczy sie z tym... po czasie mam to na tapecie... teraz wyjechał licząc że separacja może cos zmienić.... a ja wcale nie tesknie... mecze sie tylko myślami o naszej przyszłości ...
  23. dziewczyny i on tak co dziennie do mnie pisze... ... jednak wciąz mam w głowie ten piatek kiedy złozyłam pozew, co wtedy mi powieział i jak sie zachował.... ale i tu go tłumaczę.. :( ze działał w desperacji, że już wszystkiego sie łapie..
  24. dziewczyny ja wiem, że to głupie, ale to jeszcze inne sms-y, prosze nie smiejcie sie ze mnie ... ale postarajcie sie trzexbo z boku ocenic te sytuacje, bo ja nie nie umiem... niebieska masz racje , ja tez tak to odbieram ,ale bije sie z myslami agaa i własnie ... co wybrac? wciąz nie umiem podjac decyzji... natomiast kiedy wspominam to co było... to chce tylko rozwodu, natomiast kiedy patrze na to co jest teraz... to zaczynam miec wątpliwości.. -,,, kochanie moja miłośc do ciebie, miłośc X (to mój syn) , dzieci, my wszyscy się kochamy, chcemy być razem, nie rozbijajmy tego szczęścia, poczekaj trochę, zobaczysz, ze było warto, jeżeli zalezy Ci na szczęściu naszej RODZINY,,,, -,,, wstałas już kochanie? Ja też już pracuje, to był ciężki postój, od soboty nie spię ani nie mam apetytu, ale modle się wytrwale do Boga o siłę dla nas, żebyśmy utrzymali nasz związek, kochana żono moja, miłego dnia ci życzę, może zdobędziesz się na jakiegos miłego sms-a , tak mi jest potrzebny. Kocham cie , pa.,,,, -,,, nie bądź proszę obojetna na moja miłośc, przy odrobinie dobrej woli z twojej strony zbudujemy zdrowy związek, my nie jestesmy chorzy, mynie umielismy ze soba rozmawiac, a ja nie rozumiałem swojego postepowania wobec mojej wspaniałej zony. Tylko to trzeba zmienić i będzie lepiej, ja jestem na to gotowy i ciebie tez o to proszę, warto spróbować ja jestem przekonany, że się uda, kochana wszyscy się uciesza z takiego rozwiązania problemu, nikt nie ucierpi, ani nasze małe dzieci ani ty kochana obiecuje,,,,
  25. w tym sms-ie X to mój syn najstarszy.... nie umiem juz tego czytac... a na domiar tego włsnie mój X powiedział mi że on nie chce żebym ja sie rozwiodła.... szkoda mu rodzeństwa i wymyslił że jeśli on sam będzie dobrze żył z moim m to na pewno bedzie ok, a potem jeszcze że on sie boi, i pytał jak ja sobie poradze sama... i takie tam... najmłodszy synek znowu płacze i jest smutny i wciąz mi o tym mówi, ze on chce tak jak było kiedys zeby tata był w domu.... nie umiem dłużej "katowac" ich wszystki i siebie tez ta ciągła walką z wiatrakami... wiem, pisałyscie mi juz tyle, juz chyba wiecej napisac sie nie da... pisze Wam tylko jak to wszystko teraz wyglada w moim domu.... wszystko wskazuje na to, ze m ma racje :( a ja sobie z tym nie umiem poradzic... :(
×