Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

mmak

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez mmak

  1. niebo a ty chciabyś żeby mąż wrócił? jak pisałam wcześniej nie znam waszych przeszłości, jestem w pracy, w domu nie mam warunków do "bezpiecznego" pisania i czytania, a w pracy nie zawsze jest czas ;) zależy Ci na mężu? macie dzieci? ja jestem na etapie decyzji o rozstaniu, ale jak wspomniałam dręczy mnie poczucie winy, a wzbudza ja mój m ciągłymi mowami, morałami, argumentami, płaczem, lamentami, prośbami, wspaniałym zachowaniem itp itd i tak bez końca!!
  2. najgorsze jest to, ze m wmawia mi, że sobie to wszystkko wmawiam, wyolbrzymiam... teraz dziwi sie kiedy tłumaczę mu, że po tym co przeszłam po prostu nie chcę dłużej z nim być
  3. niebo ja nie chcę żeby syn sie wyprowadził, juz więcej mnie nie zmusi żeby go zranic albo nie obronic, wiem, że to dużo za późno, ale dziękuje Bogu, że w ogóle nastąpiło. chcę zeby mąż sie wyprowadził, mam go dosyć!, ale dręcza mnie wyrzuty sumienia wobec naszych wspólnych dzieci i jego, ze niszcze mu rodzinę, wiem, ze on zniszczył moją, ale ja nie jestem takim potworem jak on i myśle niestety inaczej...
  4. a macie ze soba wspólne dzieci? gdzie mieszkałaś zanim zamieszkaliście razem?
  5. asiula- tak troche dla ciebie te moje posty - niech tez będa przykładem jak może sie potoczyc sie dalsze twoje zycie jak nie zakończysz tego teraz, nie piszesz nic wprawdzie o stosunku twojego obecnego faceta do twoich dzieci z pierwszego związku, ale ja jestem tak zdesperowana, że zawsze widze w takim wypadku taki własnie koniec, uwierz mi, ze gdybym mogła wzięłabym cie z tymi dzieciaczkami do siebie
  6. w ubiegłym roku -jak już wspomniałam- złożyłam (w lipcu ) pozew do sądu, odważyłam się ponieważ była to konsekwencja pewnych wydarzeń.... pare miesięcy wczesniej przed świetami Bożego Narodzenia wybrałam sie na zakupy - prezenty pod choinkę- o czym poinformowałam męża juz chyba ze dwa tyg. wcześniej, ze nie wróce po pracy do domu, oczywiście w domu ustawiłam wszystko tak zeby moja nieobecnośc nie wpłynęła "ujemnie" na pozostawionych w domu członków rodziny... obiad i takie tam... mąż dzwonił w tym czasie do mnie wiele razy, ale jak na ironię miałam wadliwy telefon i po prostu go nie usłyszałam, tym bardziej ze korzystająć z "wolności" poprzymierzałam sobie kilka ciuszków... w końcu odebrałam telefon.... nie powiem co usłyszałam.. ale tylko jedno - "no tak!!, dziecko z gorączką w łóżku leży a ty sie szlajasz niewiadomo gdzie... " - istotnie synek był przeziębiony i byłam z nim tego dnia u lekarza , ale miał zostac na noc u teściów, bo następnego dnia szliśmy oboje do pracy- nie wzięłam L-4 (z powodów różnych-służbowych) kiedy wróciłam do domu ok. 18.30 !!! a pracuje do 15 i dojeżdżam autobusem, przeżyłam w domu horror, mąż zabrał synka od swoich rodziców (nie wiedziec czemu) i wpadł w jakiś szał!! zrobil mi karczemna awanturę- starszy syn wychodził z kuchni z talerzem zupy i poszedł do swojego pokoju, mąz za nim i kłócił sie tam z nim nie wiadomo w sumie o co, zupa wylądowała na podłodze, kiedy wrócił w akcie desperacji (boze tak mi wstyd) wylałam mu do łóżka wodę... Boze co sie potem działo... wezwałam policję... wystraszyłam sie na dobre kiedy zamnkął sie ze mna i synem w sypialni na klucz... wyszlismy na balkon i córka otworzyła nam okno z drugiego pokoju.. kiedy szarpał mnie za włosy na oczach maluchów - starszy syn tego nie widział... wrzeszcał żeby sobie zobaczyły swoja matke, szmatę, która szlaja sie po sklepach albo jeszcze nie wiadomo gdzie zamiast zając sie dziecmi i domem... policja przyjechała... ale on juz zasnął... córka spytała z czułością "mamo jak to musiało cie boleć...? " Po kilku misiącach wydarzyła sie podobna sytuacja, ale syna nie było w domu- wyjechał nad morze, a ja z dziećmi, bratową męża i jej dzieckiem, mieliśmy sie wybrać na cos w rodzaju festynu do centrum miasta, ale bratowa zadzwoniła domnie dość późno, w dodatku siedzieliśmy wtedy wszyscy na ogródku, więc po namysle odmówiłam jej, ale mąż słyszący rozmowę, zaczął komentować, że jak ona może tak dzwonić o tej porze i w ogóle... no ale TY pewnie byś pojechała co? jakas moja odpowiedź... "no pewnie załóz sobie tę kiecke w której widać ci całą d**e i leć..." nie chciałam tego słuchac, wróciłam do domu, mąż za mną, kłótnia, otworzyłam szafe , miałam zamiar wyjśc na ten festyn... szarpanina, (nie będę opisywać skąd wzięly się siniaki) zabrał mi telefon, chciałam go odzyskać i telefon poleciał ze schodów, ale on dostał nim w czoło... krew... szok.. zadzwonił na policję że się na niego rzuciłam czy chce go zabic - juz dokładnie nie pamietam... bratowa przybiegła bo zdążył do niej zadzwonić żeby skomentować jej zachowanie... zeszłam do ogródka, powiedziałam coś że mam świadka, uderzył mnie jeszcze raz w twarz, ale ona usłyszała tylko mój jęk spytał z premedytacją "na to tez masz świadka? " ... pozew, obdukcja, zgłoszenie do prokuratury..... wszystko zmarnowałam... jedyne co sie udało "osiągnąć" - nie uderzył mnie od tego czasu, nie tłumaczę mu sie ze wszystkiego, trochę mam więcej odwagi, jestem bezczelna.... syn ma go w duupie.... teraz możecie mnie opluć, wiem, że będziecie mieć rację.... Wiecie co? jak tak siebie czytam to sama nie mogę uwierzyć że to moje zycie i od razu nasuwa sie wątpliwośc : może troche przesadziłam albo przebarwiam za bardzo, ale w tym samym momencie łupię sie w łeb!!! przeszłam przez to, tylko cały czas patrze na wszystko przez pryzmat tego co było dobre, ale wiem jedno, nie chce dłużej w tym tkwić.... i jeszcze jedno (oczywiście nie można sie zarzekać wiem) żadnego więcej faceta w moim życiu, żadnych ojczymów itp. chce zostac sama.. ha!!! tego tematu jeszcze nie podejmowałam.... wiecie jaki to kokieciarz -występuje takie słowo w naszym słowniku? - bo podrywacz to raczej nie.. zawsze adoruje wszystkie panie na różnych przyjęciach, ale to mnie akurat wcale , nic a nic nie wzrusza... za to kiedy na mnie tylko ktoś spojrzy, to zaraz mam to na tapecie, ze prowokuje usmiechem albo spojrzeniem nie musze nawet ust otwierać, a kiedy ktos prosi mnie do tańca, no nie mówie że zawsze i wszyscy, ktos obcy i przystojny, a mąż trochę pod wpływem, to ten ktos musi najpierw usłyszeć - tylko rece trzymaj na odpowiedniej wysokości... - a zapytany kiedyś - to twoja żona? - mąż odpowiada - tak kuurwa MOJA, a co? - no cóż, to piękne że tak mnie kocha i jest taki zazdrosny prawda?... to tylko duży skró... ale to i tak duży postęp! jedno z osiągnięć upływającego roku, kiedys nie tańczyłam w ogóle z nikim mąż nie opuszczaL mnie na krok... mąz wrócił wczoraj w nocy, wszyscy juz spalismy... dziś rano tel... witaj kochanie co u Ciebie? moze wyjedziemy gdzies na weekend?... zmieniłam tylko temat.... codziennie sms-y typu : cześć kochanie jak samopoczucie? .... moze pojedziemy gdzies na obiad, na koszty nie patrz, wiesz, że nasze szczęście jest dla mnie bezcenne.... cześć kochanie jak tam w pracy? wyspałas się? kupic wino na wieczór...... cześc kochanie, jade do sklepu potrzebujesz jakies zakupy?..... cześc kochanie tak bardzo tęsknie za tobą..... itd, a ile jeszcze dostanę.... więc teraz modle sie za SIŁĘ... cos mnie zastanawia, czy mój mąż, ma świadomośc? kim jest? dzis mąż zaplanował grilla, tz tylko my, zadnych gości...sms-y :jakies plany na dziś?... raczej nie masz czy nie chcesz mieć..... mam szanse umilić ci jakoś czas?.... to co, ogródeczek i grill?..... to cos kupię...
  7. wiesz jaki pogląd ma mój mąz odnośnie rozwodów, rozstań itd? zwłaszcza kiedy w związku są dzieci? NIE TRAWI FACETÓW KTÓRZY ZOSTAWIAJĄ SWOJE DZIECI , NIE SZANUJE TAKICH DUPKÓW, ON BY NA TO NIGDY NIE POZWOLIŁ ŻEBY JEGO DZIECI ZOSTAŁY BEZ OJCA... no i mam nie liczyc na to, że kiedykolwiek mnie zostawi - to jego słowa - dobre co? czy ktoś mi może wytłumaczyć, jak człowiek moze mieć takie dwa oblicza..? przecież on sam sobie przeczy... świadczą o tym jego słowa, które wypowiada przeciwko mnie i synowi i czyny, których sie dopuszcza.... w moim pojecie przyzwoitości to sie nie może pomieścic..
  8. ja trochę się zmieniłam po tych przejściach z ubiegłego roku ja myslałam żeby się wyprowdzić na jakiś czas, każdy człowiek z odrobiną honoru -myślę o mężu, wyprowdziłbysię żebym ja z dziećmi mogła wrócić, inaczej mnie nie zostawi, może z wygody a może nie wiem z czego, ale kiedy mówię żeby odszedł z mojego życia to przeinacza fakty, że ja gowyrzucam z domu, tak, jakoś zleciało... a teraz ktoś z mojej rodziny, powiedział mi w dobrej intencji.. czy skoro syn już dorosły i niebawem pewnie będzie miał włąsne życie-czy warto niszczyć małżeństwo? mamy przecież dzieci... no ale jak wspomniałąm gdzieś tam wcześniej, wypowiedź mojego M że zmarnowałam już życie jednemu dziecku, czy chcę jeszcze zmarnować 2 kolejnym... jestem nieodpowidzialna i myślę tylko o sobie, nic mnie więcej nie obchodzi, tylko mój synuś oczywiście, zawsze zasłąniałsię dziećmi, nawet jeśli ni chcę gdzieśpojechać to słyszę że mam tozrobić dla dzieci... o ironio!!! opisałam w wielkim skrócie mój problem, moje zycie pod jednaym dachem z mężczyznami, którzy byli mi najbliżsi, dlaczego oceniasz tylko mnie i syna? gdzie w tym wszystkim rola mojego M ? Oczywiście, że nie jestem w stanie opisać wszystkich sytuacji, zapewne mój mąż ma swoje racje, chodzi jednak o to, że zbuntowałam się przeciwko jego metodom... moja teoria jest prosta... dorosły facet który wkracza w życie rozbitej rodziny powinien postarać sie pozyskać "względy" dziecka, jeżeli kocha kobietę a dziecko jest nazwijmy to normalne, i przede wszystkim nie jest do niego wrogo nastawione, bo wiadomo dzieci mogą reagowac różnie, nie powinien mieć problemu z okazaniem mu uczuć, niekoniecznie miłości przez duże M, jesli nie potarfi, powinien albo nad tym popracować albo sie wycofac.. matka powinna równiez wiedzieć czy facet będzie dobrym opiekunem dla jej dziecka... ale to teoria, w moim przypadku oboje daliśmy plamę... ale jedno jest pewne i niepodważalne... dziecko nie musi w tym kierunku robić nic!!! jest małe, nie rozumie, ma swoje wyobrażenie o własnym szczęściu.... a facet , który tak postępuje z dzieckiem to po prostu świnia!! matka? ślepa? nierozgarnięta? ... zakoczana? a i owszem, ale jest jeszcze jedno... manipulacja.... po czasie doszłam do wniosku, ze zostałam zmanipulowana, mój mąż to sprytny człowiek, dyplomata, o stanowczym i zaborczym charakterze, ja jestem za słaba, uległa i sama! Mąż na pozór wspaniały człowiek - cos jak w filmie "sypiając z wrogiem " z Julją Roberts - rozumiecie? mąż jest stonowany, stanowczy i opanowany, ja narwana, i impulsywna, ale potrafie kochać i kochałam!! i męża i syna, tak więc rozdarta... oprócz tego, OGRANICZANA... kontrola , krytyka, człowiek, który jest w stanie skontrolowac Ci torebką, telefon kom. szafę... czego szuka? nigdy nie dałam mężowi powodu do zazdrości... czepia sie 10 min spóźnienia z pracy - a dojeżdżam autobusem... podłuch*je rozmowy - nie ukrywam, ze wylewałam żale przyjaciółkom do rękawa... cichaczem wejśc do domu i stac na schodach żeby potem dokopać... podnosic słuchawke tel. równocześnie i nie odłozyć kiedy rozmowa nie do niego... przeczytać sms-a od syna a potem drwic i kpić z naszej przyjaźni... czułam sie osaczona, coraz bardziej zaczęłam ukrywac sie przed nim... prowadziłam podwójne życie... !!! ukradkiem z synem rozmawiałam, spotykałam sie na mieście... bo kiedy robiłam to jawnie słyszałam kpinę, drwiny, krytykę, czułam sie jak złodziej, syn również go unikał, wszelkiego kontaktu z nim. nie wchodził do kuchcni czy łazienki kiedy ten był w pobliżu, czy ktos może to pojąć? nie bronie syna, że nie sprzata, nie pomaga, ucieka z domu - ale czy od obowiązków? czy po prostu idzie tam gdzie czuję sie lepiej, akceptowany, ceniony, .... wiadomo, towarzystwo nie zawsze odpowiednie... powiem Wam, ze i tak sie cieszę ze nie popadł w żadne poważne tarapaty, nie upija sie, nie ćpa, nie przychodził po nocach, mówie o latach , nie o miesiącu, przez 10 lat milczał .... w końcu dojrzał żeby powiedzieć co mysli - a ma wszystko po prostu w dupie!!!
  9. wiesz co, to że wyrządza i wyrządzał mi krzywde bezpośrednio mnie i tylko mnie to nic, z tym sobie poradziłabym , ale najbordziej boli, ze pozwoliłam na to zeby skrzywdził mi moje dziecko.....
  10. dziewczyny pozwole sobie troche o sobie powiedziec, ale powklejam po prostu posty z innego topiku... zostałam młodą mamą i wyszłam za mąż, obecnie mój syn ma już 20 lat.. wyszłam za mąż ponownie , mam 2 dzieci z drugiego zwiążku, córkę lat 11 i syna lat 7... rodzeństwo sie kocha i szanuje z tym nie ma problemów... ale problem jest w relacjach syn i ojczym, na początku nie widziałam tego problemu, wyszłam za mąż gdy syn miał 8 lat .... sama sobie zgotowałam taki los.... pozwoliłam mężowi na zbyt dużą ingerencję w wychowywanie mojego syna, było mi ciężko, chciałam dobrze dla dziecka i męża, ale albo relacje układały sie z jednym albo z drugim, mąż krytykował sposób postepowania z synem, to jak go wychowuję, na co pozwalam, na co nie reaguję... podważał mój autorytet w obecności dziecka, nie miałam siły sie przeciwstawiać, ulegałam i wymagałam od dziecka tego czego oczekiwał od niego mój mąż. Mąż miał "władzę" nade mna i nad synem, bałam sie sp[rzeciwić, kochałam męża, nie chciałam robic niczego z czego mógłby być niezadowoliny, nie chciałam sie pokłócić, nie rozmawiac itp, doprowadziłam do zupełnego podporządkowania sie jego zasadom i tego samego oczekiwałam od syna, możecie sie domyslic do czego to doprowadziło... do buntu oczywiście!!!! w wieku ok 14 lat zaczął sie dramat, którego wtedy jeszcze nie dostrezgałam tak do końca... zaczęłiśmy sie kłócić z mężem bo jego pretensje nie dotyczyły tylko mojego dziecka ale i mnie, ale to inny temat, zaczęłam sie bronnić jako matka, zaczęłam bronić dziecka bo widziałam, że jest mu źle, w domu zaczęło dochodzić do awantur, mąż uderzył mnie pare razy - tak delikatnie mówiąc, zaczęłam sie buntowac i ja i syn, przeistoczyłam sie w lwicę, dla której dobro dziecka stanęło bezwzględnie na pierwszym planie... syn wkroczył w trudny wiek, podpalał paierosy, gorzej zaczął sie uczyć, często był w grupie która coś narozrabiała w szkole, kiedys razem z innym kolegą przyniesli wino do szkoły i pili w klasie z innymi , upiła sie jakaś dziewczyna z klasy, wiadomo, wezwanie do szkoły, rozmowa itp, ale nie wyszło z tego nic takiego bardzo złego, syn był lubiany w szkole, niektórzy nauczyciele uczyli jeszcze mnie, znaja moja sytuację, syn był zapalonym i cenionym sportocem w szkole, dyrektor - wyrozumiale, pouczył i tyle, ale mąż za to miał uzywanie, nie używał juz innych słów jak : ten gnojek, ten pasożyt, ten darmozjad, nierobol itp. moje serce zaczęło krwawić, częste kłótnie, wyzwiska... potem prośby i rozmowy które nie dawały rezultatu, tłumaczyłąm mężowi, że to przeciez nie koniec świata, że chłopcy w tym wieku miewaja rózne pomysły... syn odsunął się od nas zupełnie, nie chciał nigdzie z nami jeździć ani wychodzić bo niby po co żeby słuchać wciąż krytyki - tak mówił, ciągłych pretensji? - ja więc pozwoliłam na to, syn do babci albo do ojca a my na wycieczkę... - wiem, nie krytykujcie mnie teraz juz przez to przeszłam, musze opisac te sytacje od początku, chyba po to żeby dac upust swoim emocjom... doszło do tego że syn przestał jadać z nami przy jednym stole, bo słyszała ciągle - i co, smakuje? a wiesz kto na to pracuje? a wiesz kto to kupił? a wiesz skąd to masz - moje łzy i błagania, moje tłumaczenia które usiłowałam przekazac mężowi nie docierały do niego - straciłam kontakt z dzieckiem - kiedy miał 16 lat poznał dziewczynę na drugim końcu Polski, do której wyjeżdżal pod pozorem odwiedzin u taty... kiedy sie wydałao zlam szczeniaka jak nie wiem co... ale powiedziałam że bardzo go kocham, jak może robic mi cos takiego, dlaczego stawia mnie w takiej sytuacji i tym samym udowadnia ze ojczym ma racje... wiele mu wtedy powiedziałam i płakałam i przkonywałam o swojej miłości do niego, zlałam go ze łzami w oczach... nigdy nie powiedział mi nic złego, nie obraził, nie dokuczył, płakał razem ze mną... ale zaczął dorastać, coraz więcej czasu spedzał poza domem, nie obchodziły go żadne obowiązki, nie dawał nic z siebie, ale kiedy mu kazałm cos zrobić -zrobił, ale tylko co mogło pomóc mnie tz wyniósł śmieci, poodkurzał, poszedł do sklepu, nic z męskich prac, -nie będzie robił nic dla tego palanta... - zaczęło dochodzic do róznych sytuacji w domu - ginęły ubrania, niszczyły sie rzeczy , znikały przedmioty - i jednemu i drugiemu - moje relacje z mężem trudne ale wciąż były, kochałam go i płakałam, ale w końcu pękłam, wpadłam w depresję, napisałm do męża list zeby uniknąc kłótni i pojechała do mojego taty na 1 tydz. z dziec na ferie... wróciłam ale bez odzewu, sytuacja coraz gorsza, kłótnie ja mąż, syn - ojczym, ja syn , zgroza, syn zrobił sie arogancki, zaczął przeklnac, nie liczył sie z moim zdanie, robił wszystko po swojemu, nie zdał klasy maturalnej w zeszłym roku, powtarzał i w tym roku zdał szczęśliwie maturę, ma dziewczynę, która nie podoba mi się za bardzo, spędza z nią każda wolna chwilę, juz od dwóch lat jeźdźi do niej na całe weekendy , walcze o niego, ale wiem, ze albo mąz albo on najgorsze jest to, ze mąż ma pretensje że syn korzysta z naszej lodówki, że stołuje sie w domu a nie pracuje, nic nie robi, nie angażuje sie w sprawy rodziny, wypomina mu jedzenie- tego nie jestem w stanie znieść... w ubiegłym roku kiedy sie na mnie wściekł, uderzył, poszarpał za włosy, wylał chłopakowi zupe na podłoge wezwałam policje, i wtedy moja miłośc umarła.... poszłam do psychologa, zaczęłam myślec więcej o sobie - tak na początek, zaczęłam naprawiać relacje z synem... wzięłam dzieciaki i dziewczyne mojego syna i pojechała z nimi na weekend do krakowa, było cudownie, zaprosiłam syna na pizzę i pogadaliśmy, poszłam z nimi do kina tz z synem i jego dziewczyną... i wtedy mnie olśniło.... mąż jest po prostu o niego zazdrosny!!!! to tez powiedziała mi psycholog, walka dwóch samców o moje względy o moja miłośc.... kiedy mąż widział że coraz więcej czasu spędzam z synem wpadał w furię, wcześniej ukrywałam, że zanosze mu jedzenie po kryjomu, teraz starała sie zaciskac zęby i robic pewne rzeczy ot, tak, po prostu - to słyszałam juz coraz częściej że wychowuje kaleką, że go rozpieszczam, że to moja wina młody nic nie robi, ze sie szlaja, że mnie wykorzystuje i robi za głupią żeby dostac coś na czym mu zależy, że jestem głupia i naiwna i że dobrocią go nie wychowam, że dobroc w naszym przypadku robi mu tylko krzywdę.... kiedy znowu dostała po gębie poszłam na obdukcję i złożyłam wniosek o rozwód, - syn mial 19 lat, nienawidzi ojczyma a ja martwie sie o jego przyszłośc, na razie nie poszedł do zadnej szkoły, pracuje na czarno... ja niestety wniosek wycofałam - mąż obiecywał zmianę..... czy musze pisac na czym sie skończyło.... miałam zamiar zostawić męża w ubiegłym roku, ale płakał, prosił, przepraszał, obiecywał, długo nie mogłam podjąć decyzji... pozwoliłam sobie i jemu na jeszcze jedną szansę... żebym mogła kiedyś powiedzieć, że starałam się i próbowałam, minął rok, dobrze było przez dwa miesiące
  11. dzień dobry wszystm, poczytałam was znowu trochę, czytam po pare stron, jestem na bieżąco, z wasszymi problemami dnia dzisiejszego, ale nie znam waszych "przeszłości" tu na forum, więc czytam i powoli identyfikuję sie z wieloma z Was... u mnie nie ma problemu alkoholowego, nie ma braku pieniędzy, mieszkam we własnym domu, mam pracę, zdrowe dzieci... gdzie wec mój problem?, czasem a właściwie bardzo często zastanawiam sie czy mam go w ogóle, mąż twierdzi że to moja wyobraźnia, widzimisię i niezrównoważenie psychiczne powodują, że widze problem, którego nie ma... zastanawiam się czy to aby nie jest prawdą... pomyślałam, że zamiast chodzić do psychologa powinnam pójśc do psychiatry, mówie poważnie! chciałabym sie przekonać, dowiedzieć, czy może nie jestem po prostu chora psychicznie: jakaś paranoja, nerwica maniakalna, schzofrenia? może sobie tylko coś wmawiam? za bardzo sie na sobie skupiam? wiem, że wiele przeszłam, mam wspomnienia różnych paskudnych chwil, ale mąż twierdzi, że sama do takich sytuacji doprowadziłam własnie poprzez wmawianie sobie czegos czego nie było... że powodem mojej histerii nie był problem o którym myślam, że istnieje, tylko moja nierównowaga psychiczne i zadyfanie w sobie, a co dalej poszło za moja histerią to fakt, że ON musiał mnie np. "uderzyć", z jednej strony wiem, (po wlielu lekturach i wizytach u psychologa), ze to jego tłumaczenie siebie, ale z drugiej strony to tak logicznie brzmi i przekonująco, że znów zaczynam wierzyć, że tak własnie było. Mam poczucie winy wobec niego i dzieci, że poprzez moje widzimisię, rozwalam im życie...wiem czego chcę - chcę życia bez niego!! ale nie wiem, ćzy mam do tego prawo?? on sie przeciez stara, a ja teraz jestem tą suką, która myśli tylko o sobie i chodzi z głowa w chmurach.... asiula - kochasz go?
  12. dziewczyny wróciłam z urlopu taka szczęśliwa!!! a teraz znów mam sibie dość!! za to że nie umiałam rozpoznać w co się pakuję, za to że nikt o tym nie wiedział, a teraz za to że powiedziałam i że jest mi wstyd, że tyle sie nagadałam i znów dopadaja mnie wątpliwości i niepewność, za to że jestem taka słaba!!! niezrównoważona... dobrze że jutro ide do psychologa... modlę się już 2 razy dziennie, o mądrość i o siłę... czemu jestem taka słaba i rozchwiana, boję sie konsekwencji swoich decyzji...!!! jestem beznadziejna, taka się czuję... chciałabym sie obudzić i stwierdzic że to nie wydarzyło sie napawde to całe moje życie , mam wrażenie że nic w życiu mi sie nie udało.... wszystkie decyzje były błędne i niedojrzałe, skąd mam wiedzieć, że ta jest właściwa? przepraszam, że myślę tylko o sobie, na tę chwile nie umiem jeszcze z Wami "rozmawiać" jestem monotematyczna....czytam o waszych problemach, wasze odpowiedzi jedna drugiej ale sama jeszcze nie umiem Wam odpowiedziec, przepraszam..
  13. dziękuję jeszcze raz za odzew, powiem szczerze, ze bardzo chciałabym żeby ktos jeszcze przeczytał moje posty z tamtego topiku, sama nie wiem dlaczego... dziękuje i ciesze sie że moge tu z Wami być, jest mi tak cholernie ciężko... odseparowanie sie od męża nie jest wcale proste... dzis rano sms od niego : "dziękiję za wczorajszy dzień, mamy taką wspaniałą rodzinę, nie zabieraj mi tego kochanie prosze :(..." - dla wyjasnienia powiem, ze spotkalismy sie z rodzina na pogrzebie, na który pojechaliśmy razem!! nie dałabym rady dojechać tam sama, do warszawy w ciągu 3 godz. więc pojechaliśmy razem... 3 godz. kolejnej rozmowy w samochodzie... głowa jak zaczęła mnie boleć wczoraj to po 2 tabletkach boli mnie do tej pory, wróciliśmy o 1 w nocy a rano w pracy ten sms.... jak mam potem nie myśleć że go nie krzywdzę.... blondi.... rozmawiałaś ze mna na tamtym topiku ? :)
  14. skąd czerpię siły? :) pani psycholog tez mnie o to spytała.... kiedys nie wiem... ale teraz z: forum, z rozmów z psychologiem i samotnie spędzanych chwil, a rdośc mi daje przebywanie z dziecmi poza domem - głównie z najstarszym synem, wyprawieniu rodzinki na basen a samej pozostanie w domu i obejrzeniu jakiegos filmu, zrobienie sobie kąpieli, potem dobrej kawy albo drinka i poczytaniu jakiejs książki.... lubie sprawiac frajde moim maluchom, zabrac je do kina lub na jakies niecodzienne zajęcia.... lubie ładnie sie ubrać i połazić po sklepach.... ale tu najważniejsze jest zeby po prostu nie musieć spieszyc sie do domu a nie wydac kupe kasy...
  15. jutro mam kolejna wizytę u psychologa i u prawnika, poprawił mój pozew, ale wciąż nie mam jescze opinii pani psycholog, która musze dołączyc do pozwu, byłam na urlopie i wszystko przesunęło sie w czasie.... nie wiem która mnie tu zna, ale powiem, że urlop minął wspanialej niz mogłam sobie wymarzyć.. do wszystkich - byłam pierwszy raz sama na urlopie z trójka dzieci... to było niesamowite... tyle wolności....
  16. nie wiem która za tym stoi :) - za tymi linkami :) ale komu bedzie chciało sie to czytać.... ?
  17. dziekuje za odzew.. przechodziłam przez to w ubiegłym roku, dokładnie to samo... obecnie mąż jest taki dobry od kiedy poinformowałam go że jednak chcę rozwodu i chcę żeby sie wyprowadził.. po kłótniach, mowach, argumentach, nadeszła era dobroci... nie mam juz siły ani z nim byc ani walczyć
  18. witam wszystkie dziewczyny - jestem "nowa" choć pisałam wczesniej na innym topiku, ale nie był to tak naprawde temat dla mnie, choć osoby, które tam mi odpisywałay były najwspanialsze o jakich mogłam pomyślec tutaj, mimo częstych krytyk... nie wiem czy sie tutaj odnajdę, tyle sie juz napisałam, opisałam, natłumaczyłam... nie wiem od czego zacząć i cz znów pisać wszystko, wiele juz wiem, ale brakuje mi "ciągłego" kontaktu i wspierania, a tam nie bardzo "pasuję" z moim problemem... od pewnego czasu nikt nie pisze... postaram sie chociaz pokrótce naświetlić mój problem jesli ktos zechce mi odpowiedzieć będę wdzięczna... mój pseudonim to skrót poprzedniego, ale poniewaz był zbyt długi wszyscy zwracali sie do mnie tym skrótem, a znaczy on "między młotem a kowadłem", a mój problem to najkrócej jak mogę : nie wiem czy mój syn i ja dłużej to wytrzymamy, a nie potrafię uwolnic sie od męża. Mam syna dorosłego z pierwszego małżeństwa, z obecnego związku dwoje dzieci, 11 i 7 lat... i "wspaniałego" męża, o którym większość myśli, że jest kochający, troskliwy, opiekuńczy i pracowity..... nikt , albo przynajmniej większość nie ma pojęcia, jak postepował ze mna i moim najstarszym dzieckiem.... w ubiegłym roku złożyłam sprawe o rozwód - po płaczu, lamentach, argumentach i obiecankach - wycofałam... nie podołałam jednak wyzwaniu, ponownie postanowiłam złożyc pozew, ale podobnie jak ubiegłym razem dopada mnie lęk, poczucie winy, litość, i wiele innych uczuć, które utrudniają udźwignąć ciężar podejmowania decyzji... wniosek lezy w szufladzie, jestem bardzo zdecydowana, jedynie męczy mnie obecne zachowanie męża - "złoty człowiek" bez skazy, walczący teraz o rodzinę... potrzebuje wparcia w dotarciu do celu, choć dopada mnie często pytanie czy postępuję słusznie i czy nie krzywdze tego człowieka, który jest ojcem dwójki moich dzieci. Chętnie odpowiem na pytania, jeśli ktoś zechce zapytać, nie wiem czy warto od razu pisac o wszystkim...
×