To dobrze...bo już zaczęłam wątpić że to wszystko ma sens...niby głodna nie chodzę, na widok słodyczy, herbaty z cukrem mną nie rzuca (chociaż na widok kawy z karmelem i cynamonem trochę ;)) a jednak za każdym razem jak wchodzę do sklepu to mam jakiś żal...cokolwiek się nie weźmie w rękę to albo cukier albo pszenna mąka...
Przeszłam już etap początkowego załamania (po pierwszej wizycie u lekarza kilka dni dochodziłam do siebie, płakałam bez powodu, na wszystko reagowałam złością), ale zawsze jak nasilają mi się objawy to pojawia się pytanie - dlaczego ja muszę się z tym zmagać? Dlaczego ja zawsze muszę mieć wszystkie możliwe dziwne choroby?
I tak samo denerwuje mnie ciemnogród jakim jest Polska w stosunku do grzybicy przewodu pokarmowego...Jak grzybica to zaraz się wszystkim kojarzy z brudem, niechlujstwem i brakiem klapek na basenie...Leków żadnych, pomocy ze strony otoczenia - to samo...
Leki chemczne przepisane mi zostały z pełną świadomością, nie leczę się u lekarza medycyny konwencjonalnej. Jednak w moim przypadku kiedy w wyniku badań wyszły drożdżaki oraz antygeny Lamblii mam przepisane trzy różne środki p/robaczycy i Nystatynę.
Teraz, po sześciodniowej kuracji pierwszym z leków pojawiła się niewielka, chropowata wysypka w okolicach zgięcia łokcia. (podobno typowa dla toksyn wydzielanych przez rozpadające się pasożyty).
Mam nadzieję, że dam sobie radę i grzyby nie wykończą mnie ani psychicznie ani fizycznie...chociaż psychicznie po prostu siadam, ledwo daję sobie radę, przestaję się widywać ze znajomymi...