Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

ennka

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez ennka

  1. humpty - moim zdaniem zdiagnozowałaś nie problem, ale jego "maskę" - za każdą z nas stoi coś w rodzaju chęci bycia perfekcyjną, to taki sam chory pęd do autodestrukcji i kontrolowania siebie jak anoreksja, jak każdej z nas się od czasu do czasu skojarzyło. ale chodzi o to, co jest bezpośrednim czynnikiem wywołującym TO - czy na przykład kiedy czujesz się zraniona, odrzucona, idziesz do łazienki by się zmasakrować? czy kiedy czujesz brak miłości? coś w tym stylu. to powyżej to sugestie, akurat u mnie to bardziej w tę stronę... ze trzy strony wcześniej o tym pisałam dokładniej, o tym znajdywaniu mechanizmu - niedawno, o czym pisałam tu, znalazłam artykuł na temat wychodzenia z naszego nałogu, a tam potwierdzenie tego, co zauważyłam jakiś czas temu - że mogę nawet nie wiedzieć, że coś ze mną jest źle, w środku, w duszy, a i tak mogłabym sie tego domyślić po powrocie do nałogu. jakoś tak zawsze się składało, że masakrowałam sie, kiedy coś się złego zaczynało dziać z moją psyche. boli nas dusza... ale gdzie? w którym miejscu? w kupie siła:)
  2. n-s - jeden paluch oberwany! trzymaj sie:) wydaje mi sie, ze z racji wieku powinno nam sie uregulowac juz... ale w glowach. dlugo szukalam tego tekstu, dziś do znalazłam. to dla nas wszystkich: KOBIETA: Kiedy ma 5 lat: Ogląda się w lustrze i widzi ksężniczkę. Kiedy ma 10 lat: Ogląda się w lustrze i widzi Kopciuszka. Kiedy ma 15 lat: Ogląda się w lustrze i widzi obrzydliwą siostrę przyrodnią Kopciuszka: "Mamo, przecież tak nie mogę pójść do szkoły!" Kiedy ma 20 lat: Ogląda się w lustrze i widzi się "za gruba, za chuda, za niska, za wysoka, włosy za bardzo kręcone albo za proste", ale mimo wszystko wychodzi z domu. Kiedy ma 30 lat: Ogląda się w lustrze i widzi się "za gruba, za chuda, za niska, za wysoka, włosy za bardzo kręcone albo za proste", ale uważa, że teraz nie ma czasu, żeby się o to troszczyć i mimo wszystko wychodzi z domu. Kiedy ma 40 lat: Ogląda się w lustrze i widzi się "za gruba, za chuda, za niska, za wysoka, włosy za bardzo kręcone albo za proste", ale mówi, że jest przynajmniej czysta i mimo wszystko wychodzi z domu. Kiedy ma 50 lat: Ogląda się w lustrze, mówi: "Jestem sobą!" i idzie wszędzie. Kiedy ma 60 lat: Patrzy na siebie i wspomina wszystkich ludzi, którzy już nie mogą na siebie spoglądać w lustrze. Wychodzi z domu i zdobywa świat. Kiedy ma 70 lat: Patrzy na siebie i widzi mądrość, radość i umiejętności. Wychodzi z domu i cieszy się życiem. Kiedy ma 80 lat: Nie troszczy się o patrzenie w lustro. Po prostu zakłada fioletowy kapelusz i wychodzi z domu, żeby czerpać radość i przyjemność ze świata. :))) Może wszystkie powinnyśmy dużo wcześniej założyć taki fioletowy kapelusz... czego i sobie i Wam wszystkim życzę:) ps. moje Maleństwo dziś się po raz pierwszy zaśmiało w głos - serią!:)
  3. Kobiety kochane - myślę, że w tym najważniejsze to chyba uświadomić sobie, ze się to ma. od razu wiadomo, że się walczy pod jakimś konkretnym kierunkiem, a nie z wiatrem ze wszystkich stron. ostatnio z czym najczęsciej walczę, to z takim przekonaniem, że "muszę" wycisnąć to ohydne coś (a nawet niekoniecznie ohydne, może być maleńkie, niewinne, takie najlepsze do usuwania, twarde). nie muszę, i mówię sobie: "kobieto, wyluzuj. tam nic nie ma. zniknie po przespanej nocy, wchłonie się, tylko tego nie zamazuj swoimi brudnymi paluchami, nie dręcz swojej biednej skóry". jakoś pod tym kątem patrze na to, by być dla siebie, znaczy dla skóry swojej, dobrą. staram się nie dręczyć jej spirytusem, bo same wiecie, jak to piecze, nawet nie trzeba mieć nic rozdrapanego. poza tym to chyba częśc tej martyrologii naszej - "jak nabroiłam to teraz będę cierpieć, bo nie jestem warta dobrych rzeczy, złagodzenia, zrelaksowania, tylko se ze spiritusa walnę, a co. chciałam to mam." (jakos tak:) ) staram się też ograniczyć ilość zabiegów do minimum. i to, wydaje mi się, to chyba działa, nawet na równi z nieruszaniem. wczoraj nie opanowałam się i zaczęłam likwidować zaskórniki (głupia....), tak ładnie się usuwały. potem miałam czerwoną brodę i nos, ale przemyłam tylko tonikiem i poczekałam w łazience troche, by zaczerwienienie zeszło. chciałam to potraktować tonikiem z alkoholem Clean & Clear (co myślicie o takich kosmetykach? moim zdaniem szkodzą bardziej niż pomagają, przynajmniej mi - podrażniają, wysuszają...), ale stwierdziłam - nie, zostawiam. maznęłam odrobinkę korektorem i poszłam spać. i dziś już zeszło:) a muszę przypomnieć, że od tygodnia śpię bez tapety. ważny krok. poza tym od czasu do czasu robię maseczkę, a tak tylko tonik rano - plus tapetka lekka - i na noc - bez tapetki. teraz dołożę do tego jeszcze krem na noc, bo chyba mi się skóra przesusza od tej całej zimy. i zobaczymy... racje ma człowiek -dziewczynka, że "warto podejść do siebie na maksa spokojnie i metodycznie oraz uwierzyć, że to suma drobnych rzeczy, które pomagają". n-s - to bardzo ważne co piszesz - przygotowac się mentalnie na następne syfy, bo one się zawsze pojawią, tylko dla nas po tej "idealnej" skórze to jest jakiś początek nowej udręki i znak, ze to co robimy nie działa - a działa, ale na to nikt nie poradzi. to chyba widać w tym, co napisała siula1. człowiek-dziewczynka - co to za puder? marki rossmann? tak się zastanawiam od pewnego czasu nad puder, bo on chyba działa delikatniej niż fluid, a też coś tam daje? ja uwielbiam fluid, zwłaszcza ten jeden mój, bo tak ładnie wyrównuje koloryt twarzy. ale zauważyłam, ze od pewnego czasu (jak z tym walczę), koloryt wraca do siebie jakby. na ciele mam karnację oliwkową, a na twarzy zawsze było jakby jaśniej, ale teraz chyba też się z powrotem oliwkuje:) aha, a propos zaskórników - ja nie mam, albo rzadko mam czarne kropeczki. dziwne, nie? ale mam mnóstwo innych rzeczy, wiec...:) dla każdego coś:) n-s - nie ruszaj guli, bo Ci palce poobrywamy!!! humpty - 3mam kciuki! i bądź dla siebie dobra... rzeczowo - z tego jak opisujesz tryb życia tej dziewczyny z idealną cerą - może ona miała totalnie na wszystko wylane i dlatego - jej spokój wpływał na cerę:) a my jesteśmy kłębkami nerwów i masz efekty:) qleczka - ja oddaję krew, od 2001 roku, od osiemnastki (ur. mam w grudniu, wiec wychodzi rok później). jak się czułaś? i jak jest w Twoim mieście z tymi wszystkimi ekwiwalentami? bo u mnie była kiedyś kawa i herbatniki przed, a buła z serem i szynką plus herbata po (plus oczywiście czekolady), teraz zmienili na kawę z automatu przed oddaniem, a herbatniki plus czekolada po - uważam że to durne, bo człowiek nie ma szans posiedzieć i uzupełnić płyny, wzmocnić się, tylko leci z czekoladą i herbatnikami od domu:( i mam nadzieję, że panie miłe i w ogóle ze Cię nie zniechęciło:)
  4. humpty, qleczka, n-s - toż to zbiorcze doświadczenie, którego i ja jestem udziałowczynią:) ładna skóra - łażę dookoła niej jak kwoka naokoło jaja, to chyba jakaś pochodna zastanawiania się "co się może spieprzyć", albo coś z tym, że faktycznie dla nas normalny jest stan nienormalności... na to nie umiem wymyślić nic niestety. nic mi nie przychodzi do głowy. ps. obiecuję, że dziś spróbuję zmyć buźkę na noc! macie moje słowo publiczne:)
  5. Zaj ąc - chce sprobować spać bez... ale nie wyobrażam sobie siebie rano. niby facet jest czuły i wyrozumiały i wie (od niedawna) o wszystkim, a ze mną tak obiektywnie nie jest źle. ale to coś głębiej. ryzykować, że stracę kontrolę nad własnym wyglądem?..... nie!
  6. Qleczka - ja też się zdziwiłam o co chodzi z tym HZT, ale tak było w tekście, moze faktycznie się rąbnęłam później. dla mnie też najważniejszy był fragment z dochodzeniem do przyczyn. zauważyłam od wczoraj, że może to ma związek z niemożnością uwierzenia, czy ktoś mnie kocha naprawdę... wiem że to głupio - kretyńsko! - brzmi, ale nawet własnej kochającej mamie do końca nigdy w to nie wierzę:( tak podświadomie. i zawsze kiedy tylko ktos najblizszy albo bliski po prostu okazuje lub okazuje cień okazywania:) że mnie odrzuca - ja odrzucam siebie. tak jakbym ciągle potrzebowała zapewnień, że komus jestem potrzebna tak naprawdę, ze mnie kocha bezwarunkowo. inne Dziewczyny - czytam, trzymam kciuki, myślę o Was!:) przepraszamza tak osobisty wątek, moze nie kazdy ma ochotę to czytać, ale ciekawa jestem, czy nasza konstrukcja psychiczna jest podobna. moze to tu tkwi problem.
  7. i jeszcze znalazłam, ale przetłumaczone koropnie, spróbuję skorygować to ohydne tłumaczenie, wybaczcie ewentualne niedociagnięcia, ale to bardzo ciekawy fragment artkułuo naszym problemie: Podstawowa forma leczenia zależy od poziomu świadomości w zakresie poszczególnych problemów ich posiadacza. Jeśli zaburzenie jest kompletnie wszechogarniającym nałogiem (coś w tym stylu), to podstawowe leczenie jest formą terapii poznawczo-behawioralnej która uczy jak nad sobą zapanować. Hormonalna terapia zastępcza (HTZ) jest stosowana w oparciu o zasadę, że wyciskanie pryszczy jest warunkowana odpowiedzią organizmu i psyche na konkretne sytuacje i wydarzenia, i że osoba z Dermatillomanią jest często nieświadoma ich wyzwalającego nałóg charakteru. HTZ rzuca wyzwanie problemowi w dwojaki sposób. Po pierwsze, osoba z tym zaburzeniem uczy się, jak stać się bardziej świadomie zdającym sobie sprawę z sytuacji i zdarzeń wywołujących okresy wyciskania pryszczy. Po drugie, uczy się, aby korzystać z alternatywnych zachowań w odpowiedzi na te sytuacje i wydarzenia. wybaczcie naprawdę amatorski poziom tłumaczenia, ale część była dziwnie skonstruowana... chodzi o to, że moze faktycznie coś konkretnego w nas wyzwala te zachowania, dla każdej moze to być coś innego. jasne, że stres - ale JAKI??? co to mówi nam o nas samych? powodzenia w samoanalizie:)
  8. humpty - też po kilku dniach zmagania sie ze sobą zauważyłam różnicę, tyle że to troszkę złudne jest, bo cieszysz się nową, sliczną cerą, az pozwalasz sobie na chwilę nieuwagi, bo twoja czujność jest trochę uspiona. ale gratuluję!!!!!! czymam kciuki:)
  9. hej, Piękności wy moje:) mam coś: http://www.zeberka.pl/art.php?id=2063 Boze, jak dobrze Was czytać. Gumki na nadgarstek, to działa! wiedzcie, że Was czytam codziennie i wspieram duchowo i myśle o Was, bo mi też wtedy sie lepiej robi, wiem, że nie jestem sama... co do GUL - to był jedyny przypadek, kiedy użyłam na twarzy.. skalpela. jajks. tak, skalpela. takiego nożyka prawdziwego. i wydrapałam cholerstwo! ale bliznę będę miała na zawsze. tak się zastanawiam.. może warto zainteresować naszym tematem kogoś z jakiegoś w miarę ważnego pisma? może inne kobiety płaczą po nocach, nie wiedzą, ze nie są same. raport z ostatnich dni: "pozwalam" sobie tylko na małe grudeczki po bokach twarzy, takie prawie niewidoczne, a gulki na policzku nie tykam, bo wiem co to za diabeł. codziennie rano nakładam tapetę i nie zmywam jej na noc nawet, powiem Wam, że nie ma różnicy gdybym umyła twarz na noc. skóra jest w miarę normalna, tyle że cały czas coś sie robi. zauważyłam sporą zmianę od kiedy zdjęłam na kilka dni gumkę z nadgarstka, zbiegło się to też z zakończeniem pewnej pracy nad którą siedziałam przez kilka tygodni.. rezultat - za dużo czasu i za mało samokontroli. pamiętacie, jak pisałam, by ustanowic sobie kilka przyrzeczeń naraz, bo zawsze jedno się uda dotrzymać? mi się udało i udaje z właśnie jednym (szkoda ze tylko z jednym) do tej pory! więc zawsze cos na plus:) i jeszcze: moja mama mówi, ze a propos bolących gulek zawsze pomaga jej, jak nakłuje ją delikatnie igłą,a potem posmaruje tribiotikiem. problemów z cerą nie ma, nooo ale gule ma czasem każdy:)
  10. Zajac - a moze to przejsciowe i ten lekarz o tym wiedzial i jednak wybral mniejsze zlo? moze to stosowanie filtru ma naprawde jakies dluzsze dobre dzialanie? nie wiem, bo nie mialam takiej sytuacji... ja bym chyba zrobila tak jak lekarz mowi.
  11. Zajac - zauważyłam tylko, że wtedy (koło 15) skóra zaczyna mi się juz trochę błyszczeć, "męczyc" jakby, po porannym myciu i tonikowaniu odzyskuje jakby bardziej "prawdziwa siebie", moze wtedy się bardziej nawilża swoimi jakimiś składnikami?:) z innej beczki - nie wyciskam TEGO juz od około tygodnia... Boziu, gdybym wiedziałam, ze tak mało wystarczy... moze ja już nie mam trądziku, tylko "zwykłą" skórę z problemami, może wystarczyło tak mało i zarazem tak cholernie dużo (tylko Wy wiecie jak dużo), by odbudować tą biedną moja powłokę? ma teraz skórę, o jakiej marzyłam od dziesięciu lat, mam na niej pojedyncze grudki, ale - uwaga - nieruszane się same kurczą i powoli wciągają do środka! nawet te co mi się kiedys wydawało, ze będą się tylko powiększać. wszystkie one są tak łatwe do zlikwidowania... na tym etapie pewnie nic by się nie stało, gdybym to zrobiła, ale chcę się przecież odzwyczaić od TEGO na amen... to jak z alkoholizmem:) dziś jak wstawałam w nocy o 3 do Maleństwa by ją nakarmic, "ocknęłam" się (karmiąc ją) dopiero gdy zaczęłam rozdrapywać drugiego syfka. wtedy się dopiero obudziłam na dobre:) gdy rozum śpi....:)
  12. poza tym powiem Ci, że niewyciskanie daje takie uczucie lekkości. jak przy diecie niemal. tak jakby Ci się umysł uwalniał. oczywiście jeśli to świadomie powstrzymujesz, nie że nie masz czasu itp (ale to pomaga przetrwać dłużej) spróbuj "zacząć od nowa". to fajny myk:) załóż gumkę na nadgarstek. idź do sklepu, kup jakiś fajny tonik. nie chcę mówić, że ten co ja mam, ale dla mnie on jest genialny. "płyn do demakijażu w rossmannie, firma Laura Conti, dwufazowy lotion, różano-jakiś tam. kosztuje toto w granicach 12 zł, leży na dolnych półkach przy tonikach. jest mniejsze niz normalne opakowanie toniku." czytaj nas:) dajemy siłę sobie nawzajem i wsparcie, w tym najgorsze jest też uczucie, że jesteś wyobcowana, dziwna, popieprzona. my jesteśmy normalne, miłe, patrzysz na nas codziennie. mamy problem. ale z nim walczymy. i go zwyciężymy!!!
  13. wyciskarko - załóż gumkę!!!!!! chociaż. mi pomaga na 70% - to cholernie dużo. takie besztanie się. poza tym zobaczysz - przynajmniej ja tak mam - jeśli się powstrzymałaś raz, za drugim razem będzie Ci łatwiej, potem jeszcze łatwiej... ale nigdy nie będzie letko:)
  14. ...albo żeby powoli wypić jakiś płyn:) ...albo zrobić sobie maseczkę albo zadzwonić do kogoś albo zacząć czytać www.ratunku-co-robic.ownlog.com - nie wrócicie do lustra, przysięgam:) albo obrać jabłko i zjeść, krojąc je na cieniutkie paseczki strzeliłam sobie z gumki parę razy, fajnie pomaga:) tylko obawiam się że może utrwalać negatywne nastawienie do siebie, ale może mi się tylko wydaje.
  15. drapka - cieszę się, chociaż Cię nie znam:) tylko że mam wrażenie, że faktycznie problem nie leży w tym, czy skóra jest akurat ładna (o tym chyba pisała Qleczka), ale w naszym podejściu do niej, do siebie. choćby była nie wiem jak piękna, my i tak coś znajdziemy i coś nas zacznie przymuszać, byśmy się tego pozbyły. mam nadzieję, a jest to nadzieja wielka:), że u Ciebie zmiana trybu życia pociągnie inne zmiany. co nie znaczy, że nie jest łatwiej z czystą, gładką buzią:) pisałam niedawno o tym lotionie różanym dwufazowym, pamiętacie? dziewczyny, jak on mi ślicznie wszystko zasuszył, naprawił! nigdy w życiu chyba nie miałam tak ślicznej skóry! mam wrażenie, ze może być to zasługa fazy cyklu, w której jestem, ale raczej nie, i patrze na siebie i widzę norrrmalnie płateczek róży:)) i nie chce mi się go niszczyć. co nie znaczy, że mnie nie kusi... myszqnia - moze to, jak wcześniej któraś dziewczyna pisała, przez fazę cyklu? tak to sobie trzeba tłumaczyć... im więcej o TYM wiemy, tym mniej mamy wymówek i w ogóle, tym trudniej nam się usprawiedliwiać przed samymi sobą, tym więcej kroków do przodu w tym temacie naszym. wyciskarka pryszczy - może jest tak, że przed każdym świtem musi byc noc. mój kolega ma teorię (to chyba z Coelho jest), że jeśli do czegoś dążysz, to w momencie, kiedy już, już prawie jesteś u celu, wszechświat "postanawia" cię sprawdzić, jak bardzo czegoś chcesz. jak tylko chcemy czegoś na serio, jesteśmy wypróbowywane. to mi się sprawdziło nie raz i nie dwa. trzymam za Ciebie kciuki!!! zakładam za chwilę gumkę na nadgarstek... niech myślą, że jestem kabalistką:) może to będzie nasz znak rozpoznawczy?:) na której ręce? prawej może, jak się sama wyciąga, to lewa ją strzela z serii aż do skutku:)
  16. ja powzielam kilka postanowien w tym samym czasie - chyba trzy. i zawsze chociaz jedno mi sdie udaje w bilansie dnia. to daje sile do walki i autowsparcie jakies wewnetrzne. i potwierdza ze sie udaje.
  17. n-s - o co chodzi z tym balonikiem? i gumka na nadgarstku? w sensie że jak o tym pomyślisz to sobie nią pstrykasz czy cuś?:)
  18. fakenszit, szajs szajs szajs. przed chwila bylamw lazience i co?... taka bylam pewna siebie, i nawet opowiedzialam o swoich problemach facetowi. i mamie. ze zmieniam sie na lepsze i ze dawno TEGO nie robilam. i, ze tak powiem, KUPA.
  19. Qleczko - dziękuję. nie będę się obwiniać, nie bedę, to moja wina że sie obwiniam;) n-s bez podkładu?... to gratuluję Ci, bo to chyba wielki krok naprzód. albo odwrotnie (przykro mi że to piszę ale mi to przyszło do głowy) - może się coś pogłębia niedobrego skoro Ci nie zależy że TO ktoś zobaczy?... ja swoją motywację "pomocniczą" (bo ta najważniejsza siedzi w nas samych) z czytania tego forum. dobrze jest wiedzieć, że jesteśmy jakoś w tym razem, że ktoś się przejmuje. w moim otoczeniu nikt na to nie zwraca uwagi. może mam mniejszy problem niż sądziłam, może po prostu po wyprowadzce mama już mnie nie kontroluje pod tym względem, moze umiem TO bardzo dobrze ukrywać (btw - uzywam podkładu Efektimy - tego: http://www.mojeciuchy.pl/entityfiles/pictures/offers/pic1/th_258358.jpg - wiem, młe zdjęcie, ale jedyne w necie tego konkretnego) - i jest genialny. nie mam nigdy uczucia ze coś mi "zapełnia"). człowiek-dziewczynka - może dla każdego jest to coś innego, ja w stresie lubię funkcjonować, ale to chyba ma związek z poczuciem szczęścia. bo zauważyłam, a odkrycie to przyprawiło mnie o niezły szok, że zawsze kiedy TO zaczynam, coś się we mnie w środeczku, w duszy zaczyna dziać niedobrego, nawet jeśli o tym _sama nie wiem_.to ważne. TO mówi Ci o sobie więcej niż przypuszczasz. bez lustra nie umiem funkcjonować. mam małe kieszonkowe lusterko, w którym przeglądam sie kilkanaście razy dziennie, jeśli zapomnę go zabrać, czuję się jak bez ręki, jak kaleka. cholernie mi przeszkadza ze nie mogę zobaczyć, co jest w danej chwili moją słabą stroną, jak mnie widzą inni i czy coś tam mają szansę zobaczyć. Twoje porównanie rozwiązywania problemów do wyciskania krostek na długo zostanie w mej pamięci - to jest to:) lubię mieć postanowienie, że "od tej chwili...":) - któż nie lubi?:) lubię cos ZROBIĆ w końcu, nie tylko ględzić o tym, myśleć. to daje takie poczucie siły. (tak sobie myślałam, ile z osób publicznych TO robi?... Cameron Diaz moze? nie przychodzi mi nikt więcej do głowy. )
  20. http://www.papilot.pl/article/5865/Tradzik-przeczosowy-.html taki mały link, wczoraj gdy to przeczytałam, nie mogłam powstrzymać się od płaczu. a więc jednak to ma jakąś nazwę. można to leczyć. ale i tak czuję się jak ostatnie g..., bo wiem, że nawet w trakcie TEGO, gdy postanawiam sobie stanowczo przestać!, nic to nie daje. to tak jak z innymi uzależnieniami: gdy wpadnie się w ciąg, nie można tak po prostu przestać. to jak zniesienie jakichkolwiek blokad. cierpię (to dobre słowo) na to od 10 lat... a może więcej? pamiętam, że od takiego właśnie czasu maskuję się podkładem kryjącym i nie wyobrażam sobie wyjścia "do ludzi" (i do bliskich... niestety też) bez niego. jak na razie żaden z moich facetów się nie skumał. czasami próbowałam ich delikatnie nakierować na temat, by mi pomogli może4?... ale oni chyba nie zdawali sobie sprawy że to jest poważny problem i wszystko bagatelizowali. to nic, że mówiłam im, że nigdy nie widzieli mnie bez makijażu (bo nawet sam podkład to makijaż, nie?). zastanawiałam się nad tym i pamiętam, że było lepiej: a) na wakacjach b) kiedy byłam zakochana i szczęśliwa na maksa c) w czasie ciąży! w ogóle nie czułam potrzeby robienia tego. teraz, 5 miesięcy po porodzie, kiedy pojawiła się już u mnie miesiączka, znowu się zaczęło. doszło do tego obniżenbie nastroju. więc zastanawiam sie, czy to może mieć związek również z hormonami. w ciąży byłam tak spokojna i zrelaksowana ("normalnie" jestem dość nerwowa), że nie poznawałam się. wczoraj znów się zmasakrowałam, na szczęście (dla mnie) kiedy patrzę na zdjęcia w necie, nie wygląda to u mnie aż tak koszmarnie. ale miałam i swoje momenty, pamiętam szczególnie, jak wycinałam skalpelem syfa na środku czoła... tego z gatunku syfów "z korzeniem". skłonności do autoagresji innych również mi nie brakuje - często przesadzam z alkoholem, lubię to uczucie i ciągle chcę wszystkiego więcej. doznań, uczuć, wszystkiego... gdy byłam młodsza, sama robiłam sobie wszystkie swoje kolczyki, również ten w brwi i w pępku (przekłuwałam go dwa razy). od tego czasu (a moze od ciąży?) zmniejszył mi się próg bólu, więc chwała Bogu, już tego nie robię. tak jakby to było moim największym problemem.... kolczyki... nigdy nie potrafię powstrzymać swoich głupich łap, kiedy to się zacznie, i nigdy nie potrafię skończyć. umiem tylko coraz lepiej to maskować i wymyślać sobie od wszystkich najgorszych. czasami czuję się jak najbrzydsza istota na ziemi. pewnie to znacie, przychodzi taki czas kiedy widzicie jak na dłoni wszystkie swoje wady i kompleksy, a potem jeszcze patrzycie sobie w twarz i to, co z nią zrobiłyście. czasem wydaje mi się, że to wszystko napędzające się koło: niska samoocena- autoagresja. nie można (moim zdaniem) skończyć z tym domowym sposobem. dlatego zastanawiam się, czy iść do psychologa, czy do psychiatry. czy do dermatologa? co im powiedzieć? czy istnieją jakieś specjalizacje tak bardziej w "naszym kierunku"?
×