lena.macondo
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Reputacja
0 Neutral-
Witam dziewczynz, ja tez zaczelam walczyk z rozstepami. Zrobily mi sie z wlasnej glupoty, sporo przytylam(z natury jestem bardzo szczupla, ale mialam taki okres, ze jedzenie bylo moja glowna rozrywka:))a pozniej wrocilam do swojej wagi...ok50kg przy 170cm. Moje rozstepy nie sa duze, w sumie to normalnie ich nie widac, tylko jak scisne skore(tak jak sie robi test na cellulit, tylko mi nie pojawia sie cellulit a wlasnie male rozstepy). Poki co probowalam eveline- o dziwo jak na cene bylam zadowolona, ale pewnie dlatego, ze wczesniej-wstyd sie przyznac:P-niczym sie nie smarowalam:)teraz mam elancyl, troche wieksze nadzieje w nim pokladalam, ale chyba nie jest zle...czasem w ogole ich nie widze, w takim normalnym swietle, dopiero jak scisne te skore i patrze pod lampa. I moje pytania-ich jest naprawde duzo!!!ale sa male i plytkie(bialych nitek mam b malo, glownie wlasnie takie niewidoczne), bardziej to sprawia wrazenie braku jedrnosci niz rozstepow-czy da sie je usunac?czy jest jakas szansa?poki co odpuszczam sobie lasery, wole np jechac na wkacje z chlopakiem:)ale czy np kupic revitol?masc cebulowa cepan?masc na blizny no-scar?czy takie male acz liczne rozstepy da sie usunac??jak myslicie??
-
Mam ogromna prosbe, czy znam ktos z Was lekarza z okolic Katowic/Tychow, ktory przepisuje izotek?nie chce marnowc czasu na przepychanki z dermatologiem, kolejne proby mazidel, antybiotykow, antykoncepcji...Sama jeszcze nie jestem zdecydowana na izotek, po pierwsze zbliza sie lato, po drugie boje sie bolow stawow, mam slabe stawy i boje sie, ze bedzie jeszcze gorzej...po trzecie, boje sie(moze to wyda sie smieszne), ze moze to miec jakis wplyw na moje przyszle dzieciaczki...po czwarte boje sie nawrotu, albo jeszcze gorzej-pogorszenia stanu cery...wiem wiem duzo tych ale...jakie sa wasze doswiadczenia?marzy mi sie wstac rano z lozka i nie myslec o zgrozo znowu nakladanie tapety a i tak wygladam okropnie...:(to wszystko mnie juz przytlacza i nie chce siedziec z zalozonymi rekami. Prosze dajcie mi namiary na tego deramtologa...z tradzkiem walcze wlasciwie ok 10 lat, raz lepiej raz gorzej, ostatnio tak zle jak jeszcze nie bylo...silny stres?a wlasnie, boje sie takze, ze moj tradzil jest stricte hormonalny-diane35 za pierwszym razem dala super efekty-i ze izotek tego nie wyleczy....chociaz chyba leczy takie tradzik hormonalny...dziekuje z gory za pomoc!
-
Czy wy, porzuceni tez macie problem z samoocena?Ja wiem, ze wszyscy mowia, znajdziesz kogos ble ble. ale ja nie chce tego sluchac, Wiedzialam, ze on we mnie widzi kogo wyjatkowego, ze bardzo mu sie podobam, a tak z dnia na dzien czar prysnal...obwiniam siebie, ze czyms go zrazilam. Wiem, ze juz nikt inny nie spojrzy na mnie tak jak on:(:(:(a ja nie chce nikogo innego:(
-
Moze cos czuje...jak cos czuje to powinien zrobic jakis krok, a moze chcial sie zemscic, ze tak go zostawilas?moze to byla chwila uniesienia, byl pijany...ja juz nic nie anazliuje, bo to nie ma sensu, moje diagnozy sa pewnie nietrafne, sama sobie nie potrafie pomoc. Chyba powinnas przeczekac, a jak nie potrafisz zyc w niepewnosci to popros o spotkanie i rozmowe, badz szczera, tracisz tylko tyle, ze mozesz wyjsc na idiotke-przed sama soba jedynie, ale to chyba warte zaryzykowania w kontekscie szczesliwiej milosci?Ja juz idiotke z siebie robilam i nie zaluje.
-
Bylismy ze soba 11 miesiecy, ale to bylo intensywne 11 miesiecy, a przez 3 wlasciwie ze soba pomieszkiwalismy (w akademiku). Faktycznie jest ode mnie mlodszy, ale wydawalo mi sie, ze jak na swoj wiek jest rozsadny i zawsze wie czego chce...dal mi zreszta zludne poczucie, ze to ja go znam najlepiej i myslalam, ze to cos dla niego znaczy. Strasznie sie o mnie staral na poczatku, jak chyba nikt nigdy, a potem bylo tak, ze on staral sie coraz mniej a ja coraz bardziej. Wiem, ze wiele rzeczy zrobilam zle, ze bylam humorzasta etc, ale on nawet o tym nie wspomnial, po prostu stwierdzil z dnia na dzien, ze najlepiej mu samemu i ze jest mu bez roznicy czy jestesmy razem czy nie. On mowi, ze ma inna emocjonalnosc i nie potrafi zorzumiec, ze tak mnie to boli(!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!)Byl taki pewny tego uczucia, mowil, ze to milosc od pierwszego wejrzenia...a potem po prostu przeszlo i jak tu wierzyc w milosc:(on zyje sobie normalnie, ma przynajmniej wiecej czasu dla siebie(o to mu chodzilo) a ja nie potrafie sie za nic zabrac, wszystko stracilo sens, kazde plany te bliskie i dalekie bylo zwiazne z nim...
-
Witam wszystkich. Mam ten sam problem, jestem porzucona osoba. Nigdy nie przypuszczalam, ze do tego dojdzie. Poznalam mojego ex, gdy bylam w innym, dlugim, powaznym zwiazku. Na poczatku nic do niego nie uczulam, ale on strasznie sie zakochal(tak twierdzil). Z natury był raczej emocjonalnym impotentem, wiec to uczucie zaskoczylo i jego. W tym czasie moj dlugoletni zwiazek juz dogorywal, wiedziala, ze bede musiala go zakonczyc, ale nie chcialam ranic mojego chlopaka. Mialo byc tak, ze zerwe i zaczne w koncu zyc po swojemu, wolna, bez zobowiazan. Zerwalam i zaczelam spotykac sie z moim ex. Wszystko bardzo szybko sie potoczylo, mialo byc bez zobowiazan, ale chyba tak nie potrafie i zaczelam sie coraz bardziej w nim zakochiwac. On mowil, ze do nikogo jeszcze nie czul tego co do mnie, ze jestem kobieta jego zycia...bylam bardzo pewna jego uczyc. Mowil, ze sie zmenil, ze nigdy nie chcial zwiazku, ale ze mna jest inaczej. Po kilku miesiacach zeczelo mu coraz mniej zalezec...wykrecal sie od przyjazdow etc. ale myslalam, ze po prostu jest takim typem, i ze nie mozna go zmieniac na sile. Robilam mu jazdy, bylam wredna, pozwalalam sobie na duzo...a on zawsze mi wybaczal i chcial wszystklo zalagodzic. W koncu powiedzial mi, ze cos w nim peklo i ze nie czuje juz tego co wczesniej...potem tlumaczyl sie, ze bylo to w zlosci i ze go prowokuje do tego, to bylo piwerszy raz jak on zerwal ze mna(ja czasem z nim zrywalam, ale tylko zeby go sprowokowac do wykrzesania z siebie uczuc, poczuc, ze mu zalezy...), ale szybko sie pogodzilismy. Wtedy jak mnie zostawil zaczelo sie od bardzo glupiej klotni(nadal robie sobie wyrzuyu, ze gdybym tylko nie zaczynala tej klotni...) w koncu nie odzywal sie dzien, a nastepnego dnia napisal mi smsa, ze chce byc sam, bylam w szoku, myslalam, ze da to sie jeszcze odkrecic, ale bylo coraz gorzej mowil mi, ze wierzyl, ze mnie kocha, ale to uczucie juz nie wroci:(prosilam go o jeszxze jedna szanse, przepraszalam, ale on nie widzi sensu...nie moge uwierzyc, ze po prostu przestal mnie kochac...i dlaczego nie powiedzial o tym wczesniej?dlaczego pozwalal mi wierzyc, ze jest dobrze, ze czuje to samo?Czasem mi sie wydaje, ze on liczyl, ze okres zakochania i fascynacji bedzie trwal caly czas...a jak sie skonczyl to on stwierdzil, ze to koniec milosci. On sobie swietnie daje rade beze mnie, a ja nie moge sie za nic zabrac, placze, wypisuje do niego smsy-chociaz obiecuje sobie, ze juz tego nie bede robic:(Nie wiem co mam robic, bo to wszystko stalo sie z dnia na dzien...starac sie bardziej, probowac???czy zapomniec?...ale jak?Myslalam, ze jestem wyjatkowa w jego zyciu, ze dla mnie sie zmienil...a potraktowal mnie jak wszystkie swoje byle panienki, z ktorymi nie tworzyl zwiazko wlasciwie, ale byl dla sexu...:(
-
Witam wszystkich. Mam ten sam problem, jestem porzucona osoba. Nigdy nie przypuszczalam, ze do tego dojdzie. Poznalam mojego ex, gdy bylam w innym, dlugim, powaznym zwiazku. Na poczatku nic do niego nie uczulam, ale on strasznie sie zakochal(tak twierdzil). Z natury był raczej emocjonalnym impotentem, wiec to uczucie zaskoczylo i jego. W tym czasie moj dlugoletni zwiazek juz dogorywal, wiedziala, ze bede musiala go zakonczyc, ale nie chcialam ranic mojego chlopaka. Mialo byc tak, ze zerwe i zaczne w koncu zyc po swojemu, wolna, bez zobowiazan. Zerwalam i zaczelam spotykac sie z moim ex. Wszystko bardzo szybko sie potoczylo, mialo byc bez zobowiazan, ale chyba tak nie potrafie i zaczelam sie coraz bardziej w nim zakochiwac. On mowil, ze do nikogo jeszcze nie czul tego co do mnie, ze jestem kobieta jego zycia...bylam bardzo pewna jego uczyc. Mowil, ze sie zmenil, ze nigdy nie chcial zwiazku, ale ze mna jest inaczej. Po kilku miesiacach zeczelo mu coraz mniej zalezec...wykrecal sie od przyjazdow etc. ale myslalam, ze po prostu jest takim typem, i ze nie mozna go zmieniac na sile. Robilam mu jazdy, bylam wredna, pozwalalam sobie na duzo...a on zawsze mi wybaczal i chcial wszystklo zalagodzic. W koncu powiedzial mi, ze cos w nim peklo i ze nie czuje juz tego co wczesniej...potem tlumaczyl sie, ze bylo to w zlosci i ze go prowokuje do tego, to bylo piwerszy raz jak on zerwal ze mna(ja czasem z nim zrywalam, ale tylko zeby go sprowokowac do wykrzesania z siebie uczuc, poczuc, ze mu zalezy...), ale szybko sie pogodzilismy. Wtedy jak mnie zostawil zaczelo sie od bardzo glupiej klotni(nadal robie sobie wyrzuyu, ze gdybym tylko nie zaczynala tej klotni...) w koncu nie odzywal sie dzien, a nastepnego dnia napisal mi smsa, ze chce byc sam, bylam w szoku, myslalam, ze da to sie jeszcze odkrecic, ale bylo coraz gorzej mowil mi, ze wierzyl, ze mnie kocha, ale to uczucie juz nie wroci:(prosilam go o jeszxze jedna szanse, przepraszalam, ale on nie widzi sensu...nie moge uwierzyc, ze po prostu przestal mnie kochac...i dlaczego nie powiedzial o tym wczesniej?dlaczego pozwalal mi wierzyc, ze jest dobrze, ze czuje to samo?Czasem mi sie wydaje, ze on liczyl, ze okres zakochania i fascynacji bedzie trwal caly czas...a jak sie skonczyl to on stwierdzil, ze to koniec milosci. On sobie swietnie daje rade beze mnie, a ja nie moge sie za nic zabrac, placze, wypisuje do niego smsy-chociaz obiecuje sobie, ze juz tego nie bede robic:(Nie wiem co mam robic, bo to wszystko stalo sie z dnia na dzien...starac sie bardziej, probowac???czy zapomniec?...ale jak?Myslalam, ze jestem wyjatkowa w jego zyciu, ze dla mnie sie zmienil...a potraktowal mnie jak wszystkie swoje byle panienki, z ktorymi nie tworzyl zwiazko wlasciwie, ale byl dla sexu...:(