Świetny wątek, jestem na dopiero 14 stronie, ale podniosę , bo dawno się tak nie uśmiałam :)
Nie wiem, czy moje przypadki kogokolwiek zaskoczą po tych opisanych wyżej.
Moja mama miała znajomą, która z czystego skąpstwa zawsze wrzucała do garnka z gotującą się zupą papierek po margarynie (masła nie kupowała bo za drogie), żeby wykorzystać co do mililitra te resztki, które zostały na papierku! Później ten papier wyciągała z gara i pyszna zupka gotowa:) Ta kobieta mieszkała tylko z mężem, takim samym skąpcem. Jako jedyni w całym bloku nie założyli sobie domofonu, bo trzeba było za to płacić. I do dzisiaj go nie mają :D Jak ktoś chce ich odwiedzić, to musi stać pod klatką i drzeć buzię "Halinka, to ja, wpuść!!" albo rzucać kamykami w okno (mieszkają na parterze). Dobry patent, prawda?