Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

maaggi

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez maaggi

  1. Witam, ja dwa miesiące i dwa dni przeżywałam koszmar-najgorszy moment w moim życiu-od momentu kiedy dowiedzieliśmy się, że mamusia ma na płucu guza-rak niedrobnokomórkowy. Jutro minie dwa tygodnie jak od nas odeszła. Cierpiała potwornie, choroba przebiegła w zastraszającym tempie, lekarze nie dali jej szans prawie od początku, jednak chciała żyć do końca wierzyła ze da rade i pokona go. Ale jak trafiła do lekarza to nowotwór był już tak zaawansowany, ze były przerzuty na kręgosłup, podskórne guzki na rękach i głowie. Wcześniej jak to rak bez objawów przebiegał, niby wystarczyło rok żeby tak wyniszczyć organizm. Dziwne bo, mamusia często chodziła do lekarza, a zaczęło się to od bólu nogi- zdiagnozowano ze to rwa kulszowa przyjęła chyba z 20 rożnych zastrzyków i nic, potem zapalenie oskrzeli (miewała dość często rożne infekcje ) poprosiła tym razem lekarza rodzinnego o prześwietlenie płuc i wyszło ze ma naciek na płucu. Wszystko przez przypadek wyszło. 2 bronchoskopie, w jednej nie znaleziono komórek rakowych, dopiero w drugiej. Po drugim badaniu bronchoskopii rak tak się szybko rozwinął ze okazało się ze jest juz na wszystko za późno. Ruszono go a on zaatakował ze zdwojoną siłą. Lekarz potem powiedział, że badanie histopatologiczne wykazało że to najgorsza odmiana raka na jaką mamusia mogła trafić. Zabieg pobrania próbek z węzłów chłonnych wykazał, ze guz już jest nieoperacyjny, po chemii była nadzieja ze się zmniejszy, i może da się zoperować ale 3 tygodnie spędzone w szpitalu, z dnia na dzień coraz to gorzej i gorzej i 11 września nastąpił koniec życia mamusi o 21:28 odeszła. Te cierpienia były straszne, nie mogła juz wstawać, chodzić, okropnie jej było złapać oddech-jedno płuco było całkowicie zniszczone przez raka, drugie znacznie zmniejszone. Nie doczekała naświetlań na kręgosłup, miały być 24 września czyli dziś. Miała tylko dwie chemie paliatywne - podane jedynie tylko żeby pokazać jej ze "coś" sie robi chociaż i tak by one nic nie dały, 2 dni po drugiej chemii zmarła. Ja nie mogłam na to patrzeć nie dałam rady, był przy niej mój tata do końca trzymał ja za rękę, umierała juz nieświadomie w półśnie... A dwa i pół miesiąca temu jeszcze biegała odwiedzać wnusię na którą tak czekała, 6 miesięcy sie ja cieszyła. Ale stało sie inaczej, teraz jej pilnuje ale z daleka i czuwa nad nią i nad nami. Dalej w to nie wierzę co się stało, tragedia, koszmarny sen z którego się obudzę za chwile....
×