Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

sb77

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Jestem w zwiazku od 5 lat, on jest starszy ode mnie o 14 lat.Na poczatku poznawalismy sie, duzo rozmawialismy zanim powiedzielismy sobie czego oczekujemy od siebie wiec decyzja byla przemyslana, byla zgodna szukamy zwiazku stalego.On jest zonaty, mowil ze nie uklada sie im , ze jest z obowiazku do dzieci ich, ktore sa wlasciwie juz dorosle na dzien dzisiejszy.Wszystko pieknie , cudownie,zyjemy, ja czuje sie jak w niebie on potwierdza iz jest szczesliwy w naszym zwiazku i ze bedziemy ze soba do starosci.Urodzilo sie nam dziecko, mamy synka 3letniego.Nie bylo tak cudownie jak wierzylam, bo dowiedzialam sie ze mnie zdradzal z kilkoma kobietami i oklamywal niejednokrotnie, zanim przyszedl na swiat nasz syn, nie raz mialam uczucie ze "cos jest nie tak" i ze trzeba "dac sobie z nim spokoj" i gdy sie odsuwalam i dochodzilo do rozmow szczerych (chyba mi sie tak wydawalo ze sa szczere) to prosil,a nawet blagal, kleczac i placzac ze skonczyl z takim zyciem i jest pewny czego chce.Nie da sie nie uwierzyc po takim zachowaniu ze mowi prawde, tak wiec ciagnal sie nasz zwiazek, co potem owocem byl syn.Dzis...-wlasnie dzis, od wlasciwie dwoch tygodni, zle sypiam, nie dam rade sie usmiechnac i co chwila do oczu naplywaja lzy, zaciskam zeby i "probuje byc twarda", potwornie cierpie...Pewnego dnia sie nie zjawil w naszym domu(zamieszkalismy razem) i spotkalismy sie w pracy,nerwowa rozmowa, pojechalismy do domu i on mi mowi 'jestem dla was za stary, nie zmienie swego zycia, chce jesc kolacje z tamtymi(czyli zona i dziecmi ktorych praktycznie nie ma w domu), wiec zadaje mu pytanie"odchodzisz?" a on mowi "daj mi odetchnac, sam nie wiem czego chce , sam do ciebie przyjde i powiem ci ", usiadlam z niedowierzaniem i zaczelam poprostu wyc, trzeslam sie cala i nie mogla uwierzyc w to co uslyszalam, zapytalam,, co robie nie tak??". a on "nic nie robisz zle, to ze mna jest nie tak , ja sam musze chciec tego, kocham cie bardzo i naszego syna"i cisza bo nie potrafie nic wypowiedziec...potem mowie mu,, nie mam sily na to-plac mi tyle i tyle na syna i ja sama mowie ci dzis ze odchodze "a on ze daj czas do konca tygodnia, ze bedzie placil na syna naszego. I tak minely dwa tygodnie, jego nie ma w pracy (pracujemy razem) nie odzywa sie a ja nie dzwonie, dzwonilam raz to byl bardzo niegrzeczny w stosunku do mnie. Czekam.... Nie wiem na co czekam, bo nie wiem co wogole bylo prawda, zawalil mi sie swiat, czuje pustke i bezradnosc... Mysle sobie dzis tak, zyc musze dla synka naszego i nie moge byc potworem takim jakim jest on, ok, bede chodzic do pracy i tak jakby nie stalo sie nic, niech zyje gdzie chce i z kim ale za chwile przychodza pytania , mysli, i glupieje, i boje sie ze nie poczuje sie do odpowiedzialnosci finansowej, owszem mozna powiedziec"podasz go o alimenty", tylko ta swiadomosc tego ze moze tak byc mnie przerasta, bo mam pojsc na bruk bo ojciec mego syna stwierdzil ze znudzilismy mu sie i wraca do zony (ktora nie wie o nas)
×