zgniotka
rozstaliśmy się w sumie z jego winy chociaż on tak nie uważa. był uzalezniony od palenia trawy, oklamywał mnei wiele razy z tym twierdzac, że już wogole nie pali. W koncu sie zorientowałam, wybuchnełam i poszlam do domu. Dałam mu ostatnia szanse pogadac w pewna sobote.. po czym okazalo sie ze woli sobie isc na impreze ze znajomymi. Wszystko prysnelo jak banka mydlana - jego zapewnienia ze mnie kocha, nigdy nie zapomni itp - impreza okazala sie ważniejsza.Malo tego - bylam na tej imprezie, bo to bylo w klubie, byl tak nacpany ze ledwo widzial na oczy, dostal w twarz i poszlam. OD tamtej pory praktycznie nie gadamy.. Ja chcialam byc przyjaciolmi on pisze ze nie ma ochoty, nie chce, nie ma czasu, chce odpoczac. Oklamywal mnie okolo 2 lata mimo to uwaza, ze rozstanie jest moja wina, bo dalam mu w twarz..