Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Licho1

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Licho1

  1. parę lat tak tkwiła przy mnie. w końcu jej powiedziałem po którejś rozmowie (nastej w histerycznej atmosferze) na nasz temat że nigdy z nią nie będę i żeby zaczęła żyć własnym życiem. I się odciąłem od niej. Chciała ułożyć sobie życie na nowo i zaczęła się z kimś widywać. I tyle. Ona mi bardzo pasowała, ale nie chciałem się wiązać obawiałem się odpiwedzialności i chyba możliwości bycia zranionym czy odrzuconym. Nie wiem sam bo już nie pamiętam - teraz mam tylko to jedno w głowie - Co ja najlepszego narobiłem. Nie wiem co robić.
  2. Nasza znajomość trwa parę lat. Luźny związek - sypialiśmy ze sobą widywaliśmy się. W tym czasie co dziwne z nikim innym nie sypialiśmy (to nie ściema naprawdę) - w zasadzie niemal związek, ale nie do końca; bardziej koleżeństwo chociaż czułem od dłuższego czasu że ją krzywdzę i chciałam albo zachować większy dystans albo skończyć to bo widziałam jak on się pogrąża. Jakiś czas temu on wyznała że już nie może wytrzymać - że strasznie mnie kocha i chce mnie. Ja się przestraszyłem (nie widziałem ani miejsca ani czasu na związek). Wielokrotnie temat powracał, awantury zaczęło się psuć między nami w końcu po kilku konkretnych rozmowach (dużo przykrych słów itd.) powiedziałem że nie ma możliwości żebyśmy byli razem (bałem się odpiowiedzialności i bałem się sama przed sobą uczucia którym ją dażyłemm, ew. odtrącenia czy odrzucenia przez nią.. . nie wiem sam). Mimo to ciągle utrzymywała kontakt chciała się spotykać itd. Ale w końcu zacząłem jej unikać (bolało mnie to strasznie) nie odbierałem tel, nie odpowiadałem na maile itp. Znowu powiedziałem że nic z tego nie będzie. Nasze drogi się rozeszły... nie na długo. W końcu po paru tyg. znowu zaczęła się kontaktować... dzwonić pisać itp. (w między czasie parę razy się kontaktowaliśmy ale to tak formalnie bardziej). Chciała porozmawiać i znowu wypytywała czy nic z nami nie będzie. Powiedziałem że nie. Ja wiedziałem że kogoś w te pare tygodni zaczęła widywać. W końcu po paru dniach doszło do spotkania i rozmowa i znowu te same pytania (byłem przerażony). Powiedziała że poznała kogoś i zaczęła się widywać ale nie może przestać o mnie myśleć i chce tylko mnie - że tamtego tematu już nie kontynuuje bo to bez sensu i nic z tego nie będzie. W końcu po długich rozmowach wyjawiłem że zawsze mi na niej zależało itd. Nie było moim zamiarem być z nią, ale chciałem żeby wiedziała żeby nie było jej tak przykro (nie wiem sam dlaczego to wyszło). Ale zaczęło się piekło... oszalałem; dostałem uderzenia takich emocji które pzez tyle lat gdzieś dusiłem w sobie że zwariowałem. Dotarło do mnie jak ją skrzywdziłem odrzucając i w jak bolesny dla niej sposób ją odrzucałem wielokrotnie. Dotarło do mnie jak mi na niej zależy jak ją zawsze kochałem ale skrzętnie to przed sobą nawet ukrywałem. Tamtą sprawę zakończyła (mam pewność że z jej inicjatywy - nie domysły). Spotykamy się, ale przeżywam koszmar. Ona chce tego bardzo; że o tym marzyła; każdy jej gest, słowa czyny i wszystko świadczą że tak jest. Męczy mnie to że tak ją traktowałem wcześniej i jak ją skrzywdziłem , a ponadto męczy mnie że z mojej głupoty odepchnąłem ją do jakiegoś innego faceta. nie mogę znieść myśli że z nim sypiała; Wiem: pies ogrodnika powiecie, ale to nie do końca tak, a może.... Przecież sam do tego doprowadziłem (świadomym postępowaniem i zamierzonym, sam chciałem żeby zaczęła swoje życie a nie tkwiła przy mnie licząc że w końcu będziemy razem). Nie mogę znieść tej świadomości!! Odchodzę od zmysłów jaki ja głupi jestem. Dla mnie to nie ta sama do końca osoba którą znałem wcześniej - chciałbym ją (tą którą zawsze znałem) kochać pełną piersią ale nie umiem, nie mogę się przełamać. Nie śpię nie jem, żygam, boli strasznie, pali. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Najgorsze (w sumie nie wiem sam) że to z mojej własnej głupoty!! Wiem że co się stało to się nie odstanie, ale nie myślę racjonalnie jestem na skraju depresji i rozstroju nerwowego. To już trwa jakiś czas i jest coraz gorzej. Nie sypiam, nie jem, ciągle chce mi się wyć, nic mnie nie interesuje - apatia. Myślę w kółko tylko o tym - całymi dniami i nocami. Nie wiem co robić. Jak się rozstaniemy to chyba umrę z żalu, a jak tak dalej będzie to wykończę się nerwowo i ją też (ona też przeżywa że nie mogę normalnie się zachowywać, że tak to przeżywam).
×