morelka00
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Reputacja
0 Neutral-
Wiecie co widzę że nie ma tu z kim gadać, bo wartościowi ludzie, którzy tu pisali dawno stąd pouciekali przez takich płytkich ludzi jak wy. Najpierw coś przeżyjcie, a później się wypowiadajcie, bo jak na razie to chyba zafiksowaliście się na poziomie przedszkola i wydaje wam się, że wszystko jest albo tylko białe, albo tylko czarne.
-
Raczej trudno jest uwierzyć, jak się kocha. A zapytać się mam co, "wiesz co znalazłam gumki w Twojej szafce, co to znaczy?". To chyba raczej on powinien powiedzieć mi o tym,
-
Witajcie. Piszę dzisiaj, bo normalnie nie wiem co mam za sobą zrobić. Z mężem się w końcu zaczęło układać, zaczęliśmy się dogadywać, spędzać razem czas i to były piękne chwile. Ja w końcu odetchnęłam, że już jest dobrze, że udało nam się naprawić to małżeństwo, a przynajmniej, że mamy szansę na powodzenie. Zaczęły się rozmowy o dziecku i normalnym życiu, jak to w rodzinie. Jak już wcześniej wspominałam mój mąż zapewniał mnie już na samym początku naszego rozstania, że nigdy by mnie nie zdradził i wszystko było pięknie, aż do dzisiaj, kiedy to przy sprzątaniu w mieszkaniu, które wynajął i w którym mamy razem mieszkać, w półce leżą prezerwatywy. To już mówi o wszystkim, że kłamał i zdradził mnie. A jak już tak bardzo nie chciał, żebym się o tym dowiedziała, to prosząc mnie o posprzątanie mógł to schować, usunąć. Znowu mi się żyć odechciało, nie wiem co robić, czy dam radę to gryźć w sobie i udawać, że nic nie wiem, ratować dalej ten związek. Przecież nawet jak go zapytam, czy mnie zdradził, nigdy się nie przyzna. A co jak on ciągle gra na dwa fronty? Tak bardzo o to wszystko walczyłam, a teraz co, znowu nie mam nic. Jeju niech mnie ktoś przytuli.
-
Witajcie. Nie było mnie kilka dni, ale piszę chyba z poczuciem, że w końcu coś się może udać. Mąż zaprosił mnie na weekend na wyjazd, spędziliśmy ze sobą całe dwa dni, narty, basen, było bardzo miło i zbliżyliśmy się emocjonalnie podczas tego wyjazdu. Mąż ma znowu obrączkę na palcu, a to dla mnie bardzo wiele znaczy i mam po tym wyjeździe taką nową energię. Zobaczymy jak to będzie dalej, ja w każdym razie muszę myśleć, że będzie lepiej.
-
Witajcie. Po długim weekendzie wróciłam w sumie z nową energią na życie. W czwartek mąż zaprosił mnie na jednodniowy wypad na narty... Co prawda pojechaliśmy razem z jego rodzicami, ale to był bardzo miły, rodzinny wyjazd. Spędziliśmy ze sobą cały dzień, było miło. Później jeszcze jeden raz się widzieliśmy, przyjechał do swoich rodziców, gdzie ja przez ten cały weekend przebywałam. Posiedzieliśmy parę godzin, pośmialiśmy się, hmm przytulił, pocałował, powiedział, że będzie dobrze, że mieliśmy problem ze słuchaniem siebie. Oczywiście możecie się domyślić, co ja w środku czułam jak tak rozmawialiśmy. Później jego tata mi jeszcze powiedział, że mój mąż mu mówił, że myśli o tym, żebyśmy wkrótce razem już byli, ale co do tego, to się jeszcze jakoś nie nastawiam, bo mnie tego przecież nie powiedział. Ale wiecie co w głębi duszy tak strasznie się cieszę, że widać tą poprawę. Za niedługo ferie i mąż mi ponownie zaproponował wyjazd na narty, więc jeśli pogoda pozwoli, to może się wybierzemy. Miło, że to od niego wyszło, bo przecież chyba racjonalnie myśląc jakby nie chciał, to by nie proponował. Cieszę się, że tu jesteście ze mną i że mogę się z Wami podzielić tym, co się obecnie w moim życiu dzieje. Mam nadzieję, że będzie dobrze.
-
Nie trzeźwieją, przynajmniej ja, bo nie mam po czym. W sumie przespałam noc i nawet nie odczułam, że nastał nowy rok :( Bo rano obudziłam się z tymi samymi uczuciami, z tymi samymi emocjami i nic, a nic nie było mi lepiej.
-
Nie zdradziłam, szanowałam, kochałam, ślubowałam do końca życia tak jak On mnie :( Tylko ja nadal kocham i świata poza nim nie widzę, bo nikt się nie liczy tak, jak On. A teraz czekam nie wiadomo na co, może na męża, a może na rozwód. I jak tu normalnie żyć, funkcjonować.
-
LESS nie wiem, nie potrafię Ci odpowiedzieć na to pytanie. Ja chcę mieć tylko normalną rodzinę, żyć z mężem, którego kocham, mieć dzieci. A co mi pozostało, zupełnie samotny Sylwester, ze łzami w oczach i brakiem sił na życie i na jakiekolwiek działanie w nowym roku.
-
LESS masz rację. Ja już też nie daję rady :(
-
Gdyby miłość dało się wytłumaczyć rozumem, to chyba nikogo z nas nie byłoby na tym forum.
-
No on ma super wakacje, a ja mam piekło na ziemi, to tak w skrócie podsumowując.
-
Less oni są za tym, żebyśmy się zeszli, tylko chodziło im o to, żeby on w końcu podjął jakąś decyzję i nie robił wariatki ze mnie i z wszystkich wokoło. To nie o to chodzi, że oni nalegają, żeby się rozwiódł, tylko chcieli zobaczyć, jak on zareaguje na to, jak mu powiedzą, żeby się rozwiódł.
-
LESS dla Ciebie również życzenia spokojnych świąt. Ja też najchętniej wolałabym, aby ich nie było, ale idąc tym tropem, to chyba wolałabym nie żyć, niż to wszystko przechodzić tak jak teraz :( Walczę, ale ten ból jest tak ogromny, że do żadnego fizycznego bólu nieporównywalny. Czasami chciałabym ten ból po prostu skończyć.
-
ZostalyWspomnienia dziękuję za życzenia, mam nadzieję, że te święta będą chociaż spokojne, bo radosne to raczej nie będę. Fajnie, że ktoś mnie rozumie w tym wszystkim, bo ja robię właśnie tylko to, co mi serce dyktuje. Może mnie ta droga zaprowadzi w ślepą uliczkę, trudno, ja walczyć będę do końca.
-
A ja nie mam zamiaru nic zyskać ani nic ugrać przez te święta, na nic nie liczę, bo pewnie sobie myślisz, że pojadę tam i będę tylko czekać, żeby mu się rzucić w ramiona, a tak wcale nie jest. A co do bliskich, to owszem mam ich i oni znają całą sytuację, wbrew jednak Tobie radzą, żeby na święta pojechać, czyli mają takie zdanie jak osoby, które i tu mi doradzają. Nie uważam, żebym tym straciła honor. A poza tym to takie wielkie słowa, honor, instynkt samozachowawczy, a w tym wszystkim chodzi u uczucia, a nie o honor czy jakieś tam banały. I skoro ludzie, którzy są ze sobą tylko w nieformalnym związku mają nadzieję i chcą wracać do siebie, to wybacz, ale ucieczka w przypadku małżeństwa nie wydaje mi się dobrym rozwiązaniem. Z takiego podejścia jak Twoje biorą się właśnie rozwody, byle kłótnia i już do sądu lecą, bo pojęcia "nierozerwalności małżeństwa" chyba nie rozumiecie, a ślub to tak tylko dla dużego wesela i fajnej imprezy. A co do rozwodu to uważam, że rozwieźć to się zawsze zdążę, zresztą mnie ten rozwód do niczego nie potrzebny, a jak mój mąż będzie go chciał, to niech sam o niego występuje.