Ja pracowałam w warszawskim sądzie półtora roku, na wydziale karnym.
Na początku 1200 brutto, potem 1400 brutto, było to 4 lata temu, ale i tak śmieszne pieniądze jak na tak ciężką pracę.
Za czasów mojej pracy nie było oddzielnego stanowiska protokolanta, był referent i zajmował się protokołowaniem na rozprawach oraz milionem innych spraw papierkowych.
Prawdą jest zostawanie po godzinach, notorycznie, nie po pół godziny ale i po 2-3, niektórzy nawet dłużej. Nie płacą za to ani grosza a rozliczają dokładnie z czasu pracy 8-16. Mi się zdarzyło usłyszeć, że za długo byłam w łazience!
No a poza tym jest to niejednokrotnie ciężka praca FIZYCZNA. Noszenie akt i zszywanie ich sznurkiem, żenada.
Mimo to pracowałam tam przez tyle czasu aby zdobyć doświadczenie, bo przyznaje, ze wiele się można nauczyć zarówno z zakresu prawa i administracji, jak i funkcjonowania tego typu instytucji oraz poznać gorzką prawdę na temat relacji międzyludzkich.
WARTO ALE NIE ZBYT DŁUGO ;) bo można wylądować w psychiatryku albo na OIOMie z przepracowania;)
Pozdrawiam obecnych i byłych pracowników sądów.
Ps. Proponuję starać się o pracę w prokuraturze, podobno tam jest dużo lżej. Ale i miejsc pracy zapewne mniej.