tluste mleko
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Reputacja
0 NeutralOstatnio na profilu byli
Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.
-
Czesc dziewczyny, Nie zagladalam tutaj juz tyle o matko. U mnie dosc duzo sie dzialo, ale nic szczegolnie dramatycznego. Od mojego ostatniego postu rozeszlam sie z uwodzicielem, a potem spowrotem do niego wrocilam bo dalej nie moge bez niego zyc. Tak to juz 6 lat :/ Jestesmy dalej 'in a relationship' i niby jest ok, ale szczerze mowiac nie wiem co z nami bedzie za pare lat. W tym roku bylismy na wakacjach kilka razy, nasz 'zwiazek' jest o wiele bardziej, jakby to powiedziec... emmmm, jakby zblizony do normalnej relacji. Juz nie boje sie z nim rozmawiac ani do niego zadzwonic, nie boje sie wysylac mu smsow, i nie jestem w jego towarzystwie zaklopotana. Zrobilo sie tak normalnie i troche nudno. On z kolei jest nieco bardziej czuly, i czasem z wlasnej woli mnie caluje i przytula. Kilka miesiecy temu przelal mi na konto ogromna sume pieniedzy, z niewiadomego powodu, i stalam sie z dnia ma dzien bogata. Dalej tego nie rozumiem, ale w ogole nie zmienilo to mojego stylu zycia, i jaki byl taki jest. Oprocz tego dostalam bardzo dobrze platna prace i ogolnie jestem zadowolona ze swojego zycia, ale czegos mi brakuje. Wiem ze to glupie, bo niby mam to co chcialam, ale jak widac to mi nie dalo pelnego szczescia
-
Oh Karolcia przyszla! i Kici jest...jeszcze tylko like, ciekawe gdzie ona sie podziewa? byla taka tajemnicza ostatnimi czasy :> Nie moge uwierzyc ze minelo juz 1,5 roku odkad napisalam tutaj pierwszy raz. Moge powiedziec tyle ze moje uczucia sa dokladnie takie jak wtedy. Nie zapomnialam o nim i dalej go kocham. Cos mi sie wydaje ze mi to nie przejdzie przez najblizsze kilkadziesiat lat. Moja mama opowiadala mi dawno ze jej babcia do smierci wspominala jakiegos Staszka za ktorego nie pozwolili jej wyjsc :| Od czasu wakacji widzielismy sie jeszcze. spedzilismy nowy rok, kilka dni przed i kilka dni po razem. on sam to zaproponowal i zorganizowal. Moj plan jest taki: wracam do Londynu i tam zaczynam od poczatku (ale to gdzies w pazdzierniku dopiero). najpierw musze tutaj dokonczyc ten cyrk ktory na wlasne zyczenie sama zaczelam. Nie moge i nie umiem zyc tutaj sama i marnowac sobie zycia. Umawialam sie z roznymi facetami ale nic z tego nie wyszlo. byl jeden w ktorym moglabym sie moze zakochac i zapomniec o tamtym, tylko szkoda ze nie powiedzial mi od razu ze pracuje na stale w dubaju i ma tam zone (zapomnialo mu sie pewnie bo to taki malo znaczacy szczegol :P). ja to jestem jakas pechowa. trafiam na samych debili. Kazdy dzien tutaj mi sie dluzy w nieskonczonosc, nie zalezy mi na niczym a juz najmniej na pracy. zyje z nastawieniem: get up, survive, go back to bed.
-
zal. zal. zal. jestem skonczonym matolem. jestem dokladnie w tym samym punkcie co rok temu, nie wiem dlaczego to zrobilam bo przeciez juz mi niby nie zalezalo i bylo dobrze, a tu... przyjechalam do londynu, o czym go wczesniej uprzedzilam (debil), mieslismy sie spotkac w starbucksie na 20minutowe latte (tak dla zabicia czasu jak mi sie wydawalo) ale jak go zobaczylam to wszystko mi sie odmienilo. poszlismy do baru, na kolacje, znowu do baru, jednego, trzeciego, piatego przez 3 tygodnie ktore bylam w londynie, odwiedzilismy wszystkie 'nasze' miejsca, gotowalismy razem kolacje, spotykalismy sie z jego przyjaciolmi, robilismy zakupy, chodzilismy po parkach, trzymalismy sie za rece, lezelismy na trawie, robil mi kapiel z pianka, rano przynosil mi herbatke, sluchalismy naszych ulubionych piosenek, pilismy wino i smialismy sie z glupot, pojechalismy razem do francji na pare dni, calowalismy sie na plazy, juz nie bede wspominac tych wszystkich wspolnych nocy bo az zar lal sie z nieba kiedy rano sie budzilam obok niego to przez chwile wydawalo mi sie ze dalej jestem w snie i ze zaraz sie obudze......................................................................................................... przez te 3 tygodnie czulam sie jakbym bylam kims innym, jakbysmy byli razem naprawde. on sie nie zapytal 'co zamierzam', nie zapytal sie kiedy wracam, nie zapytal czy mam kogos nowego, nie zapytal o 'nas' (bo cos takiego nie istnieje), a na koniec nie wyznal mi milosci tylko powiedzial 'see you later' jest mi siebie zal za to jakim jestem naiwnym debilem i nie wiem co mam zrobic ze swoim zyciem. nie sluchajcie moich rad bo jestem chyba najglupsza z nas wszystkich
-
Jarex, ja sie ciesze ze sie cieszysz. Ej ale powiedzcie ze jestem hardkorem
-
Probowalam sie spotykac z facetami i'wychodzic do ludzi'. Niestety nie mam zadnych przyjaciol, a jacys tam dalecy znajomi rzadko daja sie na cos namowic. No wiec na tych spotkaniach ze znajomymi strasznie sie nudze, niby jest fajnie, smiesznie, jestem zrelaksowana. Ale myslami to jestem daleko daleko. Jak rozchodzimy sie do siebie to czuje wielka ulge, ze to spotkanie sie zakonczylo i ze odbebnilam moj kontakt z ludzmi. Co do umawiania sie na randki to na poczatku podchodze do tego z nadzieja i nastawieniem, ze tym razem to sie moze uda. Niestety juz przed spotkaniem wiem ze jest to wielka porazka i ze powinnam zamiast tego poogladac tv Przewaznie spotkanie mija calkiem sympatycznie, facet jest calkiem do rzeczy, nie czuje sie skrepowana, fajnie sie rozmawia i wszystko jest ok. Z chwila kiedy spotkanie sie konczy to modle sie zeby on sie juz nigdy nie odezwal i dal mi swiety spokoj. Jesli nie daj bog chce sie spotkac ponownie to chce mi sie rzygac i mam na sercu wielki ciezar. Nie wiem po co sie umawiam na randki skoro to sie konczy zawsze tak samo. Powiem szczerze, ze z checia poszlabym 'na calosc' :D ale tylko w myslach. Bo jak juz dochodzi do takiej sytuacji, ze np. ktos chce mnie odprowadzic do domu, to jak juz jestesmy na miejcu to ja mowie 'narazie' i znikam w drzwiach, nigdy nie daje sie nawet pocalowac, bo brzydze sie innych facetow, nienawidze jak mnie ktorys chce dotknac, lub zlapac za reke. Zaloze sie ze jak ich tak odpycham to mysla ze jestem dziewica i sie wstydze. Moglabym marzyc i snic dniami i nocami o tym jak ON mnie dotykal i calowal i bylo tak cudownie. Nie potrafie zapomniec
-
ja mam wrazenie ze zyje w jakims bagnie. Moje zycie jest przerazajaco nudne. Wracam z pracy do domu, ogladam telewizje, siedze na kompie, czytam gazete, ide spac i rano budze sie zeby znowu isc do pracy. W weekend wstaje z lozka o 11, jak mi sie chce to ide do sklepu, ale przewaznie mi sie nie chce. Doszlo juz do tego, ze czasami siedze w domu glodna bo mi sie nie chce isc na zakupy i przez caly dzien pije herbate i wyjadam suche platki sniadaniowe Czy to juz sie kwalifikuje jako choroba psychiczna? Mam specjalny kalendarz na scianie, z ktorego skreslam dni, bo wydaje mi sie ze wtedy czas szybciej plynie i z kazdym dniem jestem blizej zakonczenia tej meki. Trudno jest zawierac jakiekolwiek nowe znajomosci w wieku 30 lat. Wszyscy sa mili i przyjazni ale jakbys chciala sie z kims umowic zeby wyjsc na miasto, pojsc na zakupy, na kawe (nie w czasie pracy) to kazdy zmienia temat, albo wykreca sie ze nie ma czasu. Marze o dniu kiedy znajde sie w mojej 'norce' w Londynie, bede wciskac sie do metra o 8 rano, a po pracy pojde ze znajomymi nawalic sie do baru. No i oczywiscie umowie sie z uwodzicielem na sobote. prosze prosze niech juz wroca te stare dni :(
-
do ale bajki opowiadacie - tu w tym wypadku nie chodzi o jakis chwilowy przyplyw energii i nienawisci do faceta tylko prawdziwe odkochanie sie. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawe czy nie ze z 'odkochaniem sie' nie jest jak z alkoholizmem. Utracona milosc nigdy nie powraca. Nie znam nikogo komu przeszlo zakochanie i nagle znowu sie zakochal w tej samej osobie. Wtedy przychodzi raczej lekkie obrzydzenie a i nierzadko ta druga osoba zaczyna sobie uswiadamiac co stracila i chce na sile ratowac/odbudowac cos czego sie nigdy juz nie uratuje.
-
cieszymy sie razem z toba !!!! :D Ja znam to uczucie wyzwolenia, ale to z poprzedniego zwiazku. Tylko, ze tam w gre wchodzila wielka namietnosc i w ogole sceny jak z wenezuelskich telenowel (i milosci i nienawisci). I tez ktoregos dnia obudzilam sie z blogim przeswiadczeniem, ze sie odkochalam i juz mnie nie obchodzi co sie dzieje z tamtym panem. Wtedy jest tak latwo zerwac kontakt, nie odpowiadac na maile i wiadomosci, nie wspominac tych najlepszych chwil, nie tesknic do bliskosci idt itp...... Tylko, ze ja wciaz czekam na ten cudowny moment oswiecenia, w przypadku mojej aktualnej niespelnionej milosci :-( Nie wiem jak inni ale dla mnie to uczucie (odkochania sie tak na dobre) jest chyba lepsze niz uczucie zakochania sie. Zdarzylo mi sie raz (w sensie ze zwiazek byl powazny) i wiem jaki to ciezar z serca spada, cala wyssana przez faceta energia powraca, przychodzi chec zmian w zyciu. Ale sie rozmarzylam :P Niestety ten moment musi przyjsc sam z siebie, bo jak widac - od kiedy ja juz probuje sie odkochac ????????????
-
hejjjj ja jeszcze nie mam 30stki (ale juz niebawem). Nie boje sie staropanienstwa, dorastalam na zachodzie i tam nie ma takich hasel. Tak wiec spoleczenstwo polskie nie zdarzylo wplynac na moja psychike z haslem 'staropanienstwa'. 'MOJ' odezwal sie kilka razy, po tym emailu. Ale to na prawde nic.Kilka smsow o pogodzie. Ja mu zawsze odpisuje... Smieszne- dalej mam wielka nadzieje, ze wroce i sie spotkamy i bedzie tak jak kiedys.:(
-
u mnie pojawilo sie jakby swiatelko w tunelu. i nie chodzi o powrot do uwodziciela tylko...umowilam sie z kims. poznalam go kilka miesiecy temu ale w ogole pozniej nie bylo kontaktu. w tamtym tygodniu poszlam cos zjesc z taka baba z pracy i zeszlysmy na temat tego faceta i ze on chcial moj numer juz dawno tylko ona nie miala tralalallala no to wzielam od niej jego numer i sama do niego napisalam i sie umowilismy boze niech on sie okaze fajny i niech mi przejdzie choroba psychiczna :(
-
mnie tez nachodza takie refleksje, tym bardziej, ze jestem sama, zwyczajnie nie mam nikogo i to dlatego wciaz walkuje ten temat. wsztstko zostalo juz powiedziane, przemyslane 3448738638 razy, nie ma nic do dodania, a ja nadal nie potrafie sie z tym pogodzic. nie widzialam go od wrzesnia, powiedzial mi papa na lotnisku w bangkoku, a pozniej przez email kazal spadac. ja wciaz jestem zazdrosna o te wszystkie ktore zapraszal do siebie, tak samo chodzil z nimi na kolacyjki, byc moze i zabieral w te same miejsca co mnie. ciekawe czy spalam na poduszkach oblepionych lakierem do wlosow jakejs pusi :/
-
mam pytanie do wszystkich: czy spotkalyscie po drodze kogos nowego (po drodze- mam na mysli pomiedzy spotkaniami z wykorzystywaczami), ale kogos takiego na prawde interesujacego, fajnego, przystojnego, kogos o kim pozniej myslalyscie przez chwilke. Bo ja szczerze mowiac spotkalam ale kontakt sie urwal, bo to bylo na imprezie u znajomych(to jeszcze jak bylam w Londynie). I przez pare dni sobie o nim tak rozmyslalam wtedy, a co by bylo jakbysmy sie zaczeli spotykac. No nie wyszlo, ale to nie o to mi chodzi. Bo ja sie boje ze przeocze kogos fajnego, bo mnie wszyscy obrzydzaja. Juz kiedys o tym pisalam, no ale niestety nikt nie dorownuje mojemu Tigerowi Woodsowi . i wydaje mi sie ze nowa milosc to byloby jedyne lekarstwo na to moje nieszczescie. Tak wlasnie bylo poprzednim razem, ze wyleczylam sie z milosci (jeszcze toksyczniejszej niz ta teraz- tak to mozliwe :D) bo zakochalam sie w tym obecnym. Ale czasem boje sie ze to co ja teraz czuje to jest cos calkiem innego i to tak latwo nie przejdzie i ze skoncze w pokoju bez klamek - ale z drugiej strony tak jest zawsze: 'to jest cos calkiem innego', 'jeszcze nigdy w zyciu nie spotkalam takiego mezczyzny' - przeciez kazdy tak mowi. ale jeszcze bardziej sie przestraszylam jak jakis czas temu czytalam tu na forum w jakims innym watku o takiej jednej co kocha juz 5 lat i ta milosc jej zniszczyla zycie. ona chyba jest kochanka i podporzadkowuje tamtemu wszystko. pisala ze juz nie ma sily, ze jest wrakiem czlowieka ale nie potrafi tego skonczyc. naprawde zaczynam sie bac, poradzcie :D czy ten post jest chaotyczny? czy rozumiecie o co mi chodzi?
-
a tak na prawde to 'ruchalam sie' z 4 i rzeczywiscie uwazam ze jak na Londyn to nie duzo :D
-
acha, bo ja zapomnialam wam napisac ze ten mail od niego to byla odpowiedz na moja bardzo niesmiala sugestie. Wiec napisalam mu (tak NIBY na zarty) ze mi sie nie podoba narazie moje nowe zycie i ze wolalam to stare, ale jak juz skonczy mi sie kontrakt to wracam do Londynu i wtedy to juz on nie ucieknie ode mnie bo jestesmy sobie przeznaczeni (i to wlasnie bylo takie niby na zarty). jak widac on doskonale zrozumial i zgasil moja nadzieje. stad tez wiem ze ten list to pozegnanie bo inaczej albo zignorowalby te moje zarty, lub w optymistycznej wersji napisalby ze nie moze sie doczekac kiedy wroce, a nie pisalby ze to co bylo miedzy nami nigdy nie moglo byc tak 'na serio'. Like- wiesz ile razy ja tak mialam, ze juz mi przestawalo zalezec, lub myslalam ze mam juz zimna glowe i 'niech tam sie spotyka i robi co chce', a pozniej dowiadywalam sie o zdradach - i wtedy wielkie bum, emocje wybuchaly od nowa, obietnice ze to juz ostatni raz i towarzyszacy temu prawie ze fizyczny bol. Ja czasami mysle ze choroba psychiczna jest tuz za rogiem, jesli mi ta obsesja nie przejdzie. Przeciez nie widzialam go od wrzesnia, a nie ma dnia zebym nie myslala o nim. Mialam w zyciu jeszcze 2 takie rzeczy z ktorych nie chcialam zrezygnowac i tez nie moglam sobie wyobrazic bez nich zycia i pomoglo mi tylko to ze zawzielam sie i ucielam z tym 'kontakt'. teraz jakos nie potrafie
-
nie pisalam bo u mnie to juz skonczone. przyslal mi maila jakis czas temu i juz wszystko wiem - w jego zyciu nie ma dla mnie miejsca :D tresc mniej wiecej taka: (niektore z jego zlotych mysli sa 'nieprzetlumaczalne' i dlatego to moze brzmiec dziwnie. 'to nigdy nie moglo wypalic pomiedzy nami. zbyt sie od siebie roznimy i teraz to widze. dzielilismy moment w zyciu i moze kiedys, w innym miejscu i czasie zaszloby to dalej. Kazdy musi isc w koncu do przodu. Ty to zrobilas i ja mysle ze ja tez musze. dalej o tobie mysle, zastanawiam sie jak sie miewasz, czy jestes szczesliwa. czasami pozwalam mojej wyobrazni wdrowac do miejsca gdzie jestesmy 'my' - nasz dom, nasze wspolne zycie, nasi przyjaciele. wyobraznia to jedyne miejsce gdzie to miejsce istnieje. Jestem szczesliwy. Wciaz jest we mnie puste miejsce, ktore czeka na ciebie, ale generalnie jestem szczesliwy z moim zyciem, i mam nadzieje ze ty tez.' moj maly skromy obiektywny komentarz - ten tekst w jezyku polskim ma o wiele radosniejszy wydzwiek niz w angielskim. po polsku to mogloby dawac nawet nadzieje, ale prosze mi uwierzyc ze po angielsku to brzmi jak ostateczne pozegnanie. nie odpisalam na list i nie odpisze bo zrozumialam co chcial powiedziec i nie musze sie z niczego tlumaczyc, a zwlaszcza rzygac mi sie chce na mysl o napisaniu mu czegos w stylu oh tak oczywiscie, rozumiem, chce zebys byl szczesliwy. straszny z niego tchorz- w jego marzeniach jestesmy ale w rzeczywistosci nie ma dla nas miejsca bo niby co? bo to koniec widywania 15 kobiet w jednym czasie? Oczywiscie ze bylam gotowa rzucic wszystko to co jest teraz i wrocic! gdyby tylko powiedzial slowo. i wcale nie ciesze sie ze tak to sie stalo! nie ciesze sie qrwa ze wiem na czym stoje! nie jestem spokojna ani pogodzona! o wlasnie ze nigdy sie z tym nie pogodze!!!!