miosotide
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Reputacja
0 Neutral-
Zaczęłam czytać ten temat w listopadzie zeszłego roku...miesiąc po tym jak poznałam JEGO. I nic się nie zmieniło...dalej tkwię w tym chorym układzie, ale już jakby luźniej do tego podchodze...nie płaczę po nocach, nie wyję do księżyca, nie mam depresji ani uczucia które powoduje że nie mam siły wstać z łózka. Jest ok, przeraża mnie tylko ten upływ czasu. To, że mijają dni, miesiące, a ja dalej z nim...i końca nie widać...a jak przyjdzie koniec (kiedyś przecież musi) to będzie naprawdę bolało. Pozdrawiam!
-
A ja się poddałam. Już prawie miesiąc się nie widzieliśmy, ale w końcu mu uległam. Nie mam siły już z tym walczyć. Bo i tak przegrywam. I będę się z nim spotykać do lipca. Dopóki nie wyjadę.
-
Ja spotykam się z moim dzisiaj. Już miałam odwołać...ale zadzwonił. Usłyszałam jego głos i zmiękłam. Ogólnie nie czuję entuzjazmu, nie mam ochoty...zaczynam czuć, że ta forma znajomości już się wyczerpała, już mi nie wystarcza. Chcę i potrzebuję czegoś więcej. Zakładam (i naprawdę w to wierzę), że spotykam się z nim ostatni raz) Chyba, że zdecydowałby sie zaoferować mi coś więcej niż tylko seks.
-
Rozumiem Cię doskonale...też tak mam, że przy nim udaję, że mi nie zależy, że jestem pewna siebie i robię to na co mam ochotę i wiem, że jego to kręci...Jak tylko robi jakieś aluzje, ja natychmiast go blokuję...
-
Sięgnęłam dziś dna...zarezerwowałam nam pokój w hotelu...Napisał, że u niego tym razem nie da rady i w związku z tym nie ma pojęcia gdzie się spotkamy...Wystraszyłam się, że wcale się nie zobaczymy więc zapytałam czy mam poszukać noclegu. Odpisał, że mogę, więc znalazłam. Boże....czuję się teraz okropnie...Obiecuję sobie, że to już ostatni raz.
-
Jedyny sposób to ignorować. Ignorować do skutku...aż przejdzie. Ja daje sobie czas do końca roku...
-
Spacer dobrze robi...byłam przewietrzyć mózg, powłóczyłam się trochę po mieście i już prawie przeszły mi głupie myśli....
-
A ja się zastanawiam czy mogę do niego napisac z propozycją spotkania?? Do tej pory to on pisał i inicjatywa zawsze wychodziła od niego...Ale skoro nasza relacja opiera się na zasadach Fuck Friends to chyba ja też mam prawo wyrazić chęć na spotkanie jesli mam na to ochotę ?? A nie tylko być na każde jego zawołanie... sama nie wiem. Nie jestem stworzona do takiego układu...
-
Ja dopiero pierwszy raz jestem w takich skowronkach, do tej pory bezpośrednio po rozstaniu od razu wpadałam w depresję i obiecywałam sobie, że to był ostatni raz. Tym razem jest inaczej, a wszystko dzięki kilku czułym gestom. Trochę to przykre, ale tak jest. Dzisiaj oczywiście cisza, nie spodziewam się żadnej wiadomości szybciej niż w weekend, chociaż wydaje mi się, że odezwie się dopiero za dwa. Teraz mieliśmy trzy tygodniową przerwę i uznał, że za długo pościł ;] Powiedział też, że sypia tylko ze mną. Nie wprost, ale z kontekstu zdania wynikało to jednoznacznie. Do tej pory myślałam, że nie obchodzi mnie jego zycie seksualne. Ja chcę być w porządku wobec siebie i potencjalnego faceta, a on niech robi co chce. Ale czytając wasze wypowiedzi doszłam do wniosku, że tak nie jest. Jeśli on się z kimś zwiąże na poważnie nie będę potrafiła być tą drugą. Wiem, że nie. I choć teraz nie mam 100% pewności, że nie ma jeszcze kogoś "do łóżka" to jednak chcę wierzyć, że nie ma....
-
U mnie już po. Byliśmy u niego i było cudownie!! Najlepiej jak do tej pory. Chyba się dogrywamy i to chyba nie rokuje najlepiej jeśli chcę z tym skończyć. Tym razem było też trochę inaczej, jakby mniej mechanicznie, a bardziej uczuciowo z jego strony. Nie wkręcam sobie żadnych filmów z tego powodu, ale ta zmiana mnie bardzo zaskoczyła. Na razie czuję się dobrze, zrelaksowana i odstresowana...Gdzieś z tyłu głowy mam te wszystkie przestrogi, ale może jednak umiem podejść do tego z dystansem. Dobry seks raz na jakiś czas i tyle. Nadal boję się, że się mną znudzi, że pewnego dnia zamilknie na zawsze, chociaż wczoraj wybiegał w przyszłość...i teraz wydaje mi się, że to ja jestem górą, że przekonał się, że nie jestem pustą lalą, którą może pukać kiedy przyjdzie mu ochota...ale że jesteśmy na równych prawach, oboje mamy z tego przyjemność i nawzajem się wykorzystujemy nikogo przy tym nie krzywdząc. Spytał czy z kimś się spotykam...odpowiedziałam, że gdyby tak było to bym z nim nie sypiała. Nie wyobrażam sobie, żeby mogłoby być inaczej, ale tu pojawiło się pytanie, czy jak poznam "normalnego" faceta, będę potrafiła z NIM skończyć...?
-
Ja się nie łudzę, że on się kiedyś we mnie zakocha. Po takich akcjach ciężko zmienić naszą relację w coś innego, fajnego... Zdaję sobie z tego sprawę. Jedynie on sam może mnie powstrzymać przed tym spotkaniem, odwołując je... Dziś już wybierałam perfumy pod niego...
-
U nas nie ma żadnych romantycznych kolacyjek, spotkań ma kawę, długich rozmów. Zresztą od początku znajomości widzieliśmy się cztery razy (nie licząc dnia poznania) z tego dwa razy na seks (za pierwszym razem nie bylo to zaplanowane, za drugim juz tak) Nie wiem jaki on jest na co dzień, jaki ma charakter, więc jak mogę zakochać się w człowieku, którego nie znam ? Wolę myśleć, że podchodzę do tego na chłodno, z dystansem, że też coś z tego mam...Bo jak jest naprawdę to nie wiem, jestem zagubiona jak dziecko we mgle...wiem tylko, że niesamowicie mnie do niego ciągnie i że robię sobie tym krzywdę.