notanonymous
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez notanonymous
-
Jo jestem (Wytrwałem do założonej 14 :P cięęęęężko pisząc bzdury pseudonaukowe) Damo, a zapomniałem Ci powiedzieć, że z futrem może być Szaruś niestrawny ;) No i pazurki, najgorzej jak przechodząc się chwyci. Wtedy jest efekt "coś mi siedzi na żołądku i miauczy" ;)
-
No i zlikwidowali mi bieżnię pod oknem. A co jak co, chociaż na nią kląłem - bo trudno było nie pogubić się w liczeniu okrążeń, jednak na bieżni wygodnie się biegało. Choć miała zimą swoje minusy. Po kilkunastu okrążeniach moja ścieżka nadawała się świetnie na łyżwy :P Zresztą ogólnie w śniegu najtrudniej się biegało. Jak był świeży, to dawał wycisk stopom, bo krzywo się często stawało. A później było ślisko.
-
Zdecydowanie wymaga silnej woli . Później już dokładnie wiedziałem, w którym momencie nadchodzą kryzysy. Ale i tak trzeba było się wcześniej przełamać, zmobilizować i wyjść na bieżnię. A najbardziej odstraszały właśnie te kryzysy. To w sumie dużo dawało psychicznie - w najgorszych momentach, kiedy jeszcze przed sobą było np. 3/4 dystansu (czyli na tej bieżni ponad 20 okrążeń) jednak się udawało - skupiając tylko na kolejnym kroku i kolejnym. I to najwspanialsze uczucie - ostatnie metry i te chwile, że " z głowy". Ale jednak i tak wolę machnąć sobie w lecie wieczorkiem 30 km na rowerze. No i z bieganiem jest ten problem - szczególnie na początku, że mocno daje się we znaki stopom. Zresztą gdzieś 1,5 roku temu próbowałem powoli wrócić do biegania. I nie dałem rady, po którymś dniu noga mnie bolała, więc postanowiłem odczekać, aż przestanie. Ale z miesiąc dawała o sobie znać i odpuściłem.
-
Ja jednej zimy biegałem po 10 km. Ale przyszła wiosna, zrobiło się jakoś za łatwo czy coś, i mi się odechciało. Już później mimo kilku prób nie wróciłem do tego. Jednak wolę rower. Choć też jak się wypadnie z rytmu to ciężko się zmobilizować (oczywiście to nie na tą porę roku)
-
Pewnie, że tętni. Chociaż mu kafe działaniem nie pomaga. A ja dzisiaj, nie chwaląc się :P, wytrzymałem w postanowieniu nie zaglądania na kafe do 14, później też nie zaglądałem, bo wciągnęła mnie jedna sprawa do rozwikłania. A koło 16 sama kafe powiedziała mi "spadaj" :P
-
To chyba kota trzeba by ratować :P
-
Cześć wszystkim Panno M. - ja Ci dam zaraz robaki! No no! Ale to fakt, ja bym też chętnie kogoś schrupał :P
-
Przecież się chwalę - dostałem książkę, którą polecałem, bo już ją prawie pochłonąłem. O autorze już kiedyś czytałem, dawno wspominałem Ktosi, a ta ma pamięć że ho ho ;)
-
"Niestety... nie znam Twojego adresu przecież" Aaa, o tym mówisz. To nie tajemniczna nieznajoma, tylko bardzo znajoma - bo to moja była ciepła Ktosia. A teraz zmykam, choć trudno, gdy widzę, że tu taki ruch. A jak później wlezę to pewnie będzie echoo oo. Ale trudno. Trzymcie się.
-
I miła - zamiast pytajnika miał być uśmiechajnik radosny :)
-
Ja ruchu zażywałem z rana. Heja heja miotła i odśnieżanie :P A później i tak się cały śnieg stopił ;)
-
Panno M. - Jakie niespodziewane rzeczy? Towarzystwo odpowiada. No właśnie jak widać aż za bardzo. A niestety towarzystwo "na odległości" i nie ma jak się oderwać od ekranu.
-
Ale jutro rano to nie wiem, albo muszę wziąć kompa tam, gdzie nie ma neta albo zebrać się na wyłączenie przycisku sieci. Żeby znów trochę popisać tych bzdur "nałukowych" i nie zaglądać co chwilę do Was.
-
Słusznie Panno M. Ja też sobie zrobię zaraz trochę rzeczywistej odstawki - zamknę klapkę komputera i poczytam sobie. Bo przyszedł Mikołaj od Kogoś. Choć byłego Kogoś :)
-
Tajemnicza - yhy! na banany zawsze. Już się wpraszam.
-
Chyba mi babeczki za dużo w głowie i to "b" się wepchnęło :P
-
Babany - yhy yhy ;) Banany miało być :P
-
Fajnie, że miłe. Ale to było po prostu prawdziwe. Suszone babany są ok. Ale jak dla mnie takie "deskowate" i mało słodkie względem tych "normalnych".
-
"nigdy sie nie odchudzalam i kosci mi nie wystaja ,poprostu jestem drobna" No to Panno M., gdzie tu problem. Tak jest właśnie mniamuśnie ;)
-
" nie wiem czy dam rade bez slodyczy" Dasz. Ja też myślałem, że będzie trudno. Szczególnie po kilku pierwszych dniach, kiedy nic słodkiego nie było w domu i się pojawiło. Wtedy pomyślałem "no teraz to będzie trudno". Ale nic z tych rzeczy. Kilka razy posłodziłem herbatę, tak odruchowo. Co ciekawe, po kilku miesiącach niesłodzenia taki pierwszy raz mi się zdarzył.
-
Witaj Madziu i Madziku, choć jak mniemam w jednej osobie ;)
-
Kafe znowu wariuje. Tylko kiedy my zapewne rozsiani dokładnie po całym kraju.
-
Kafe znowu wariuje. Tylko kiedy my zapewne rozsiani dokładnie po całym kraju.
-
No ale dupcia, bo pewnie jesteśmy rozrzuceni, że aż strasz.
-
"jesli ktoś czuje sie samotny w dzieciństwie, potem w mlodości, to już takie jego przeznaczenie..." Moim zdaniem to bzdura. Taki defetyzm powstrzymujący od wysiłku, działania. Nie jesteśmy raz programowalni i niezmienni. Mamy na siebie bardzo duży wpływ, choć w pewnych przypadkach jest dużo trudniej. "Nie ma co robić, gdzie i z kim wyjść... " Dokładnie, mam tak samo. "Wiem, ale gdzie ja sama pójdę ? Imprez nie lubię.. znajomych nie mam." Ja mam dwóch kumpli. Ale jeden ojciec rodziny, więc od czasu do czasu udaje się spotkać, chociaż mieszkamy obok siebie. A drugi gdzieś obecnie w kraju, nawet nie wiem gdzie. "to czym mam zastapic slodycze?" Ja nie jem słodyczy już prawie od roku. Wcześniej byłem łasuchem na słodycze. Rzuciłem nie z jakiegoś powodu, ale z ciekawości, jak to jest. Najbardziej mnie zaciekawiło, że jak się nie je słodyczy, to inne rzeczy wydają się bardziej słodkie. Od wtedy też nie słodzę. Choć nie powiem, czasem skubnę coś słodkiego. Np. przez święta zjadłem aż pół paczuszki rodzynków w czekoladzie (wcześniej nie do pomyślenia, że aż tyyyyyle zjem). Czym zastąpić - tak jak piszą, owocami. Ja jeszcze też lubię właśnie rodzynki (ale zwykłe) albo suszone daktyle - mniam - choć pewnie też nie są za bardzo naturalne.