elewacja_
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez elewacja_
-
hej niewiasty i wiedźmy Jestem dziś po wielu smutkach. Widzę, że wiele się dzieje, czytałam, ale nie bardzo mam czas na komentowanie Cóż- wszystko to życiowe potyczki, radości zakazane i pokątne, ale to rozumiem i sama ulegałam takim pokusom. Revolucjo- napisz jak przebiegł wspólny pobyt, jak wam się udaje tak świetnie maskować? Lasko- możliwe, że to Odkurzacz zabawia się pod innym nr gg, ale swoje osiągnął- wciągnął cię do gry :D bo mu pewnie nudno... Myślisz,że się rozwiódł na niby?
-
hej dziewczyny ja tylko na chwilę, więc wybaczcie, że nie skomentuję waszych wypowiedzi, choć widzę, że wiadomości nie są smutne. U mnie- niestety- smutna wiadomość. To była bliska osoba z rodziny, ktoś bardzo bliski. Niestety- choć bardzo walczył o życie, to choroba była nagła, piorunująca. Odszedł. Jutro pogrzeb. A życie toczy się dalej i ja powoli do siebie dochodzę po tym szoku. Trzymajcie się
-
Jestem, żyję, ale mi bardzo smutno, bo stan chorego się dziś bardzo pogorszył, mimo, że jest na intensywnej terapii. Smutek taki wielki, zmęczenie- brak słów. A gdzieś tam życie się toczy. Artysta ciągle mi wyznaje miłość, rozwód w toku, a ja jestem jak za szybą, mętną i niewiele widzę. Mimo to pozdrawiam was serdecznie. Laseczko- poprawiłaś mi humor, wybrzydzaj a Odkurzaczowi się nie daj, niech żałuje :)
-
Napisz Mila, ja wróciłam z wakacji i czytam. U mnie nic nowego, bardzo się martwię, bo ktoś bliski bardzo chory, w stanie krytycznym, w szpitalu. I nie mogę znaleźć sobie miejsca. Od rana jestem w płaczliwym nastroju i jeśli możecie, to przyłączcie się do do mnie w wierze, że wyzdrowieje. Proszę:) Artysta się leczy. Nie odzywa się zbyt często, ale czasem daje znak. Chyba nieźle mu dają w kość, rozbijając jego iluzje. Ja się nie wtrącam, nie dręczę go, raczej wspieram, ale on nie jest zadowolony z tego, bo chyba chciałby żebym go głaskała po głowie i pocieszała. Muszelko- a ty? Tak się o ciebie martwię. Czy już postanowiłaś coś? Nova- ja:- bardzo się cieszę, że ktoś cię wytrącił ze smutku, nawet jeśli to nie będzie romans, to może być uzdrowicielem serca. Napisz też co się dzieje.
-
:)Nowa- ja :) Cieszę się bardzo. Nic lepiej nie leczy serca niż stadko motyli. Pozdrawiam
-
hej Muszelko, żyjesz teraz na beczce prochu. Jak to wybuchnie, to nie wiem co się da pozbierać. On jest niewątpliwie spontaniczny i np.spontanicznie napisał ci kiedyś, żebyś więcej do niego nie odzywała się i potem spontanicznie wrócił, ale... Wierzę, że cię kocha, ze to przeznaczanie może, że szaleje z miłości. No właśnie- sama widzisz, że on jest totalnie nakręcony. Zależy mu bardziej ( teraz!) biega wokół ciebie, rozpowiada, rozwodzi się... a jak mu rzeczywistość wkroczy brutalnie do życia, to równie prędko opadną mu siły i przeżyje depresję, wykończy się i ty będziesz go ratować. Niemożliwe, żeby na takim haju na jakim on teraz jest, wkroczyć w nowe życie z tym samym zapałem. Jak znam życie, to po fazie latania przyjdzie faza wyczerpania i wyrzutów sumienia, jego spontaniczność ukaże drugie oblicze- spontanicznego dygotu. Oczywiście, nie obrzydzam ci go, tylko opisuję ten typ człowieka - czy dasz radę go wesprzeć, uspokoić, będziesz dla niego oparciem i siłą? Taki człowiek ma wiele zalet, ale życie z nim wymaga wielkiej siły i liczenia się z tym że góry będą przeplatać się z dołami. Nie chcę ci truć, ale skoro on się rozwodzi, mówi o tobie wszystkim a twój mąż nie wie o planach innego wobec własnej żony i żyje sobie w błogiej nieświadomości to.... może być z tego niezła chryja. Na razie cisza przed burzą. Ale nie piszę tego aby cię zniechęcać, tylko przedstawić możliwy scenariusz abyś się dobrze przygotowała na trudy. Pozdrawiam cię Muszelko:) Inka- dobrze sobie radzisz.
-
Hej Revolucjo- miło, że się odezwałaś :) i tak spokojnie, z optymizmem. Ciekawe co będzie po jego powrocie? Spotkacie się znowu? A co do Artysty, to z tego co wiem- o rozwód wystąpiła ona a nie on. Jemu pasowało mieć praczkę, kucharkę i bankomat w domu, natomiast ona liczyła, że jak się z nią ożeni, to się odmieni i przeliczyła się. Nie mieszkaja już razem. Nienawidzą się itp. Wszystko wykrakałam, ale nie ze złośliwości, tylko myślę, że znam się trochę na ludzkiej duszy- to było do przewidzenia. Muszelko- co u Ciebie? Twój mąż już wie? Jak zamierzasz rozegrać to rozstanie? Nie chcę cię zniechęcać do nowej miłości, więc daruję sobie pisanie, ale wspieram cię. Dobrze, że nie macie dzieci, bo dla dzieci, rozwód to tragedia :(
-
Trzymajcie się dziewczyny :) Lamila- w sumie to podziwiam cię, wcale nie uważam że ci zabrakło odwagi, ale raczej, że mu dajesz prawo do ułożenia sobie życia. Gdybyś zaczęła o niego walczyć, to za jakiś czas nie tylko efekt byłby odwrotny, ale ty pełna niesmaku i upokorzona- bo jeszcze nikt nikogo nie zmusił do miłości. No właśnie- chyba tak było z żoną Artysty ( już się trochę dowiedziałam od wspólnego znajomego) I nic nie wskórała. Lamilo, widzę, że masz przynajmniej dobry punkt wyjścia aby mieć miłe wspomnienia, choć na pewno nieco czasu upłynie zanim stanie się to wspomnieniem. Laseczko- co ja mogę więcej napisać? Musiałaś do samego końca. Skorpionico nieuleczalna :) przekonać się na własnej skórze, że nic z tego nie będzie. No, ale przynajmniej mądre wnioski wysnułaś. Ja z kolei za dobra dusza, szczególnie dla zbłąkanych dusz, daję im się emocjonalnie wykorzystywać, ale cóż- widocznie jestem bogata emocjonalnie, skoro za bardzo nie zbiedniałam ;) - tylko mi czas szkoda, bo czas mamy naprawdę na ziemi wyliczony. Czasu mi szkoda, który Artyście przeznaczyłam- nic dobrego z tego nie wynikło, niestety. Choć starałam się. No, ale teraz już jestem wolna - to tak nagle przyszło. Laseczko wierzę, że u Ciebie te resztki zawodu też tak znikną jak u mnie. Po prostu pewnego dnia obudzisz się i zobaczysz wszystko w nowy świetle. Mila- masażysta mówisz? Hmmm. Fajnie ( dla zdrowia :P) Pozdrawiam was
-
Muszelko, mnie też szczęka opadła, ale nie ze zgorszenia, tylko, ze takim migiem to poszło. Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć wam aby to szczęscie polegało na tym, że pasujecie do siebie i że to nie ulotne oczarowanie, ale coś zwanego przeznaczeniem. No, ale twój mąż już wie? Co on na to? A dzieci? Wybacz, że tak pytam, ale to potrzebne do pełni obrazu. Lasko - jak ci idzie ostateczne obrzydzenie Odkurzacza? Z Artystą- niestety, musi nastąpić koniec znajomości. Szkoda mi tej znajomości i tego gościa, bo tyle lat się znamy, ale na nic moje rady, wsparcie, obecność- niech sam pije piwo jakiego nawarzył, choć chyba lepiej żeby nie pił żadnego alkoholu :p, nawet piwa nawarzonego przez siebie.
-
NIE wtrącam się, oczywiście :)
-
Tak Laseczko... rozumiem cię i przytulam, ale myślę, że to był ten brakujący element, do pełnego końca. Może i poczułaś ukłucie, ale na pewno w samą porę i w dobrym czasie- los ci sprzyja podsuwając takie widoki. A na świecie pięknie, ciepło, lato i pora na wolność! Zielonaa masz rację- oni rzadko sami wnoszą pozew o rozwód, bo szkoda im utracić wygodę bytowania. Żony często traktują jak zabezpieczenie wygody bytu, kopię domu rodzinnego, w którym żona zastępuje matkę( może i gdera, może i marudzi, ale jest i daje bezpieczeństwo domowego ogniska) Utrata tego, to odebranie chłopcu jego łóżeczka i miseczki z owsianką :p Nie wiem jak to u Artysty, ale na pewno to nie on chce się rozwodzić, choć twierdzi, ze jej nie chce znać. Obraził się, że ona sie postawiła. On jej nie kochał, ale wygodnie mu było z jej obiadkami jak mi wyznał. I tego mu będzie brak. A ona chyba liczyła na to, ze on się w niej zakocha i że da jej dzieci i rodzinę- przeliczyła się i wkurzyła. Mimo wszystko mam dziwne przeświadczenie, że to jeszcze nie koniec i że po wakacjach a może wcześniej się znów zejdą. Dlatego dyplomatycznie zapowiedziałam, że wtrącam się. A najgorsze jest to, ze ja to wszystko przewidziałam co do joty. Aż się boję myśleć co dalej, bo mam ponure wizje. Trzymajcie się kobietki. Wyjeżdżacie na wakacje?
-
To byłam ja. Tam wyżej:)
-
Hej Revolucjo- cieszę się, że masz dobry nastrój i że masz takie " spokojne kochankowanie"- masz kogoś bliskiego ale nie jesteś uzależniona i możesz na niego liczyć. Aaaaaa ! U mnie nowość- Artysta przypuścił atak ! No sama go nie rozumiem- dopiero teraz zajarzył, że mnie stracił w sensie mojego natężenia uwagi i ochoty.... na coś więcej. Dopiero teraz . Ciekawe co dalej. Chyba nie spotka ( ale jestem skromna... :)) nikogo takiego jak ja. Więc nadeszła ta chwila. Dobrze. W sumie to dobrze mu tak. Bawcie się dobrze :)
-
ciąg dalszy: Bohaterki z obu filmów pożądają mężczyzn, których ledwo znają. Myślałam, że skrytykuje pani skłonność kobiet do tego, żeby sobie wyobrażać mężczyznę, żeby wypełniać go swoją treścią. Przecież bohaterka 'Kobiety...' nic nie wie, poza tym że obiekt jej obsesji jest wykładowcą SGH. Wracamy do 'Ostatniego tanga w Paryżu' i 'Intymności'. To też filmy o tym, że poznanie drugiej osoby w jej codzienności powoduje, że zatracamy kontakt z tym, co najważniejsze w relacji, lub z tym, co się nam wydaje najważniejsze. Oczywiście ja nie wiem, co jest najważniejsze. Ale takie relacje seksualne mają w sobie coś z sytuacji ekstremalnych, takich jak śmierć, przewlekła choroba, zatracenie w świętości. Widać to w 'Przełamując fale' Larsa von Triera. To, czego się pani po mnie spodziewa, to przyjęcie perspektywy 'tu i teraz' i odpowiedź z tej perspektywy: że jesteśmy kobietami zawieszonymi w jakiejś rzeczywistości, wykonujemy jakieś czynności, pełnimy funkcje. To ma niewiele wspólnego ze światem naszych snów, marzeń, ze stanem subtelnego odbierania świata. Połączenie dwóch światów jest niemożliwe, ale to nie oznacza, że istnieje tylko jeden z nich. Kobieta, która pragnęła mężczyzny' to film o dwóch koncepcjach miłości, które się nie dadzą z sobą pogodzić. Z pewnością nie rozwiążemy tego w tej rozmowie. Ludzie - i kobiety, i mężczyźni - pragną i tego, i tego. Jedna to taka, że miłością jest to, co przeżywają te kobiety z 'Jestem miłością' i z 'Kobiety...'. Wiele starych osób mówi przed śmiercią, że kochały kogoś zupełnie innego niż ten, z którym spędziły życie. Czują, że to bardzo niesprawiedliwe, bo spędziły czas z człowiekiem, który im się poświęcił, który był dla nich dobry, ale w śladzie emocjonalnym pozostaje ktoś inny, nawet jeśli łączył ich jedynie epizod. Druga opcja jest taka, że to złuda, nieprawda - że miłością jest wspólne pokonywanie przeszkód, zrozumienie, odchowanie dzieci, przyjaźń w związku. I to jest to tabu, o którym wiemy, ale nie rozmawiamy w kontekście osobistym. To zbyt intymne. Tytuły: 'O kobiecie, która pragnęła mężczyzny' i 'Jestem miłością', mówią same za siebie. Są o tym, że nawet jeśli wszystko pozornie jest dobrze, to może przyjść taki moment, w którym trzeba się zderzyć z pożądaniem całkowitym, absolutnym. Trzeba je poznać, żeby móc wybrać. Żeby już nie być w jego mocy albo wręcz przeciwnie - żeby się temu oddać. Bo można też dokonać takiego wyboru i być straceńcem. To nie zawsze wynika z całkowitej utraty kontroli. Przychodzi mi do głowy taka dziwna analogia: część ludzi bezdomnych wcale nie chce mieć domu. Są w stanie totalnej wolności, poza prawem i systemem. Są ludzie, którzy sobie do tego dają prawo i uważają tę wolność wyboru za istotę swojego życia. Zatracenie się w miłości też może być takim wyborem. Nasza bohaterka sprawdziła, jak to jest, i już będzie to wiedzieć. Wyszła z tego pełniejsza, mądrzejsza. Słyszymy jednak czasami, jak kobiety mówią po takich romansach: 'Jaka byłam głupia! Mogłam wszystko stracić'. Tak. Ale nie wiemy, co powie bohaterka filmu. Może też powiedzieć: 'Nie żałuję tego, chociaż to było trudne, a nawet poniżające - ale to zmieniło mnie, mój związek. Mogłam wszystko stracić, dlatego wiem, że to, co przeżyłam, miało olbrzymią wartość'. Gdyby nie było prawdziwe, nie byłoby tak głęboko posunięte. Po raz kolejny powtórzę - daleka jestem od namawiania do przeżywania czegokolwiek. Moją intencją jest opisywanie, a nie namawianie. Zachęcam jedynie, żeby zastanawiać się, co robimy z tego typu doświadczeniami. Przez to, że ten temat pozostaje tabu - zbyt łatwo upraszczamy, zbyt łatwo poddajemy takie zachowania ocenie. Te same kobiety, które mówią 'głupia byłam', gdyby popytać je, co było wartością w tym układzie, mogłyby powiedzieć coś innego. To trywialne, co powiem, ale uczymy się przez doświadczenia, które dotykają naszej duszy. Mąż naszej bohaterki był bardzo opanowany, wyrozumiały. Równie dobrze mógł jej powiedzieć, żeby odeszła i więcej się nie pojawiała. To się często zdarza. Jego zachowanie dawało mi takie przeczucie, że to jest człowiek, który był w takiej sytuacji, że on już ją zna. Wiedział, że nie może swojej żony powstrzymać. Jedyne, co jej powiedział, to że łamie mu serce. I dał jej wolność. Pozwolił jej to przeżyć. Jeżeli po tym eksperymencie są ze sobą, to prawdopodobnie zmieni to ich związek - będą dalej od siebie i jednocześnie bliżej - bardziej osobni, ale na poziomie duchowym będą się lepiej rozumieć. Jednak nie wiemy na końcu filmu, czy oni są ze sobą. Bo przecież takie historie różnie się kończą. Szokujące jest to, że ona jest gotowa zrezygnować z córki. W naszej kulturze związek matki z dzieckiem jest nadrzędny. Uderzę z drugiej strony, nie broniąc wcale bohaterki - że to jest zjawisko o wiele częstsze, niżby się wydawało. Ile kobiet zdradza swoje córki? Mam na myśli nadużycia seksualne w rodzinie. Okazuje się, że olbrzymi procent kobiet wie o tym i to wypiera. Mówi córkom prosto w oczy, że kłamią. Wybierają i chronią swojego partnera kosztem dziecka. To nie jest tak, że to jest w nas wpisane, że miłość macierzyńska jest nadrzędna. Nie zawsze. I być może nasza bohaterka po tym przeżyciu będzie zupełnie inaczej, może mądrzej, kochać swoją córkę. Będzie rozumiała przekaz z bajki o małej syrence, którą czyta córce do snu. Faktycznie. Jest taka scena w filmie. Przecież ona jest taką małą syrenką, która była gotowa poświęcić wszystko z miłości. 'Mała syrenka' to bajka, która mnie najbardziej poruszyła w dzieciństwie. I porusza do dziś. Myślę, że dlatego tak długo się ją pamięta, że nie można pojąć, jak można kogoś tak kochać, by się całkowicie poświęcić. Pamięta pani, jak kończy się ta bajka? Mała syrenka opuściła swoje siostry, otrzymała nogi w zamian za ogon, a także piękny głos po to, żeby być na ziemi przy tym, którego pokochała. I chociaż każdy krok sprawiał jej fizyczne cierpienie, powędrowała do niego. Nie mogła mówić i nie zdobyła jego miłości. Zaryzykowała życie dla tej miłości, ale nie zemściła się na księciu i jego wybrance - rozpłynęła się w wietrze i stała się istotą duchową, osiągając nieśmiertelność. Ja tę nieśmiertelność rozumiem jako wolność wynikającą z totalnej samotności. Czesław Miłosz pięknie napisał: 'Prawdziwa samotność jest trudna do przyjęcia, ale raz przyjęta wynagradza'. Jeśli człowiek zmierzy się z nią i przestanie się jej bać, to uzyskuje wolność. I to było widać w ostatnich scenach filmu. Jest takie powiedzenie, że największym aktem miłości jest pozwolić drugiemu człowiekowi odejść. Czyli wyżej stawiamy jego szczęście i spokój niż swoje pragnienia. Jej ostateczna decyzja - usunięcie się i brak chęci odwetu za cierpienie - może być postrzegana jako akt miłości. Kobieta jest tak otwarta, że godzi się na wszystko, a w rękach drugiej osoby pozostaje to, co z tym zrobi. Symboliczny motyw przywołany w filmie to ta syrenka, która wyzwala się z ego. Wyzwoleni z ego potrafimy na siebie spojrzeć z pewnej perspektywy i nie ma już siły, której nieświadomie ulegniemy. Nie nam oceniać, kto co chce wybrać, ponieważ wiem, że są tacy ludzie, którzy wybierają bycie miłosnym outsiderem, szaleńcem albo mówią: 'Wolę przeżyć coś takiego raz, niż nie przeżyć tego w ogóle'. Są w stanie zaryzykować wszystko. Inni powiedzą: 'Ja nie chcę tego przeżywać. Dla mnie w życiu liczy się spokój i bezpieczeństwo'. I ten film jest o tym, że to wszystko nie jest takie proste. Żebyśmy tak szybko nie dokonywali ocen, bo nic z nich nie wynika. A gdyby ci kochankowie spotkali się ponownie, to co? Zazwyczaj unikamy tej osoby. Nawet nie o poczucie wstydu chodzi, ale o to, że znamy się zbyt dobrze, lecz 'w innym wymiarze'. Widzieliśmy się w sytuacjach pełnego otwarcia, więc takie spotkanie wydaje się nam zagrażające. Możemy się bać, że pokaże nam miałkość naszego życia. Albo z drugiej strony może budzić lęk: boimy się tej osoby, bo kojarzy nam się ona z utratą kontroli i czymś, czego nie chcemy. Zazwyczaj gdy spotykamy tę osobę, nic się nie dzieje. Spoglądamy sobie w oczy i idziemy dalej. Bo o czym będziemy rozmawiać? O pogodzie? 'Co u ciebie słychać?' To bez sensu. To są rzeczy, których nie da się wypowiedzieć słowami bez otarcia się o banał lub rozmowy 'szaleńców'. Czasami wystarczy pięć minut rozmowy z inną kobietą, by wiedzieć, że i ona przeżyła coś takiego. Można się zapytać: 'Czy pani wie, o czym był ten film? I jeśli pani wie, i ja zobaczę w pani oczach, że pani wie, to nie musimy już więcej o tym rozmawiać'.
-
Nie działa ten link, więc wklejam kopię artykułu: ------------------------------ Są ludzie, którzy wybierają bycie miłosnym outsiderem, szaleńcem albo mówią: 'Wolę przeżyć taką miłość raz, niż nie przeżyć jej w ogóle'. Są w stanie zaryzykować wszystko. Rozmowa z Alicją Długołęcką o filmie 'Kobieta, która pragnęła mężczyzny Kobieta dostaje obsesji na punkcie nieznajomego mężczyzny. Tak się angażuje, że ryzykuje utratę wszystkiego - pracy, świetnego męża i córki. Dlaczego? Czy zwróciła pani uwagę na napisy końcowe? Było tam podziękowanie wielu kobietom za opowiedzenie swoich historii. W tym można upatrywać autentyczności tego filmu. Rozpoznałam w nim historie dziesiątek kobiet. W napisach końcowych dostrzegłam też nazwisko Larsa von Triera, który miał jakiś swój udział w tej produkcji. Jego duch unosi się nad tą fabułą, bo on lubi ruszać takie tematy tabu. I dlatego nie traktowałabym tego filmu jako moralitetu. Jego przesłanie nie jest takie proste: nie szalej, kobieto, nie poddawaj się złudzeniom, doceń to, co masz, bo jest to prawdziwą wartością. Są filmy na ten temat, ale to nie ten. 'Fatalne zauroczenie' jest o tym, tylko że dla mężczyzn. 'Kobieta, która pragnęła mężczyzny' to studium stanu kobiety, która wpadła w seksualny obłęd. Dla mnie to jest normalne. Za dużo takich historii słyszałam, żeby się zadziwiać. Ale co jest normalnego w tym, że kobieta z klasą zawala pracę, porzuca rodzinę, po to by się zaszyć u obcego mężczyzny w obskurnej garsonierze, w brudnej pościeli? To jest normalne? Tak. To jest normalne. Prawie każda kobieta to rozumie. Film, mimo że nie jest wybitny, bardzo mnie poruszył, bo została pokazana prawda o tabu, o którym się głośno nie rozmawia, bo to tak nieracjonalne zachowanie i taki sposób myślenia, na które trudno się zgodzić. To wstydliwa sprawa. A jednocześnie jest powszechna, wpisana w drogi życiowe wielu kobiet. Nieprzypadkowo bohaterką jest kobieta w średnim wieku. Nie widać, żeby miała jakieś zahamowania seksualne, prawdopodobnie prowadzi udane życie seksualne z mężem, bo fajny ten jej mąż. Dziecko ma w uroczym wieku. Sukces zawodowy. Pruderyjna nie jest. W ogóle nie ma takich problemów w tym filmie. To nie jest film o sfrustrowanej kobiecie. To zapytam tak: o czym według pani jest ten film? Tego się nie da nazwać tak po prostu. My to często nazywamy pożądaniem, ale to wiele więcej. To film o chęci, żeby żyć. Żeby odczuwać całą sobą, że się żyje. O kobiecie, która przechodzi kolejną życiową inicjację, do której popchnęło ją pożądanie. Trzeba być strasznie odważnym albo naiwnym - niech każdy nazywa to, jak chce - żeby to zrobić. Wartość czegoś poznajemy, ryzykując. Tracąc nawet. Ile związków doceniamy, dopiero gdy się kończą - chwile, które przeżywaliśmy, tę osobę. To jest film o przekraczaniu wszelkich granic i o tym, że oddając się czemuś w pełni, dotykamy jakiejś tajemnicy. O doświadczeniu, które jest związane z odkrywaniem prawdy o sobie - bohaterka filmu być może była nędzna i żałosna, ale była prawdziwa. Niczego nie ukrywała, nie oszukiwała. Dostała za to kopa, to zrozumiałe. Tym się zazwyczaj kończy całkowite otwarcie - nie da się tak być cały czas prawdziwym i otwartym, nie można być z drugą osobą tak blisko, nawet jeśliby chodziło o sam seks. Jeżeli uda jej się wrócić do męża, będzie świadomie doceniała swojego partnera, to, że ma rodzinę. Nie powiem, że nie będzie od czasu do czasu tęskniła do tego wszechogarniającego uczucia, w którym można się zatracić. Być może będzie. Ale to przeżycie może stać się dla niej źródłem siły - znalazła przecież w sobie odwagę na ten eksperyment i przeżyła go, przetrwała. Nie każdemu to się udaje. Ten eksperyment mógł się skończyć tragicznie. Były takie filmy - przypomnę choćby 'Ostatnie tango w Paryżu'. To też film o takim eksperymencie, ale ze złym zakończeniem. W 'Przełamując fale' Larsa von Triera też znajdziemy taki motyw. Czy pani zachęca czytelniczki do zdrady małżeńskiej? Nic z tych rzeczy. Do niczego nie zachęcam ani nie zniechęcam. Daleka jestem od tego, żeby mówić, że każda z nas powinna mieć romans, w którym nie stawiamy żadnych granic. Nie każda kobieta musi chcieć to przeżyć. Czasami wystarczy, że potrafimy sobie pewne rzeczy wyobrazić albo jesteśmy uważnymi obserwatorkami życia. Z mojego doświadczenia, z moich rozmów z kobietami wynika jednak, że to doświadczenie jest bardzo ważne, a nawet rozwojowe dla wielu z nas. Byłam pewna, że pani powie, że trzeba być panią swojego uczucia, a nie pozwalać, żeby uczucie kobietą owładnęło i robiło z nią, co chce, prawie wykończyło. Ale nie wykończyło. Żeby się rozwijać, czasem trzeba wywrócić życie do góry nogami, trzeba dać się poturbować, wejść do ciemnej krainy snów, błądzić w niej i walczyć, żeby z niej wyjść. I ona z niej wyszła - mądrzejsza i silniejsza. Skonfrontowała się ze swoją siłą, bo ostatecznie nie poświęciła swojego ego mężczyźnie ze snu. Poczuła swoje granice. Poczuła, że jest. Pani się krzywi, bo widzę, że pani cały czas ma wizję tej eleganckiej kobiety w zafaflunionym łóżku. Ale ona nie przegrała siebie. To wbrew pozorom nie jest pesymistyczny film. Niektóre kobiety nigdy nie pozwalają sobie na otwarcie i tęsknią za tym przez całe życie, inne gubią same siebie w toksycznych układach. W tym przypadku pomimo wszystko tak się nie stało. Kojarzy mi się to z filmem 'Jestem miłością' - kobieta ucieka z bogatego domu, od rodziny, ma romans, widzimy, jak kocha się w obdrapanych pomieszczeniach, na zatęchłych kanapach. Świetne porównanie. Świat obu bohaterek jest uporządkowany; im bardziej go poukładały, tym bardziej będą pragnęły czegoś więcej, innego rodzaju kontaktu, który jest ściśle związany ze zmysłowością i z seksualnością. Tylko że bohaterka 'Jestem miłością' spotyka się z odwzajemnionym uczuciem. Z jakim odwzajemnionym uczuciem? Ma pani na myśli to, że razem ze swoim kochankiem siedzą przytuleni na koniec filmu w jakiejś ciemnej jaskini? I co, umrą tam razem? A jak wyjdą z tej jaskini, to co dalej będą razem robić? Jaskinia to symbol tajemnicy erotycznej bliskości. To też związek poza rzeczywistością. Proszę zwrócić uwagę: ten mężczyzna jest od niej dużo młodszy - jeszcze nieświadomy, intuicyjny i instynktowny. Romanse starszych kobiet z młodszymi mężczyznami często opierają się na tym, że one ryzykują wszystko, a dla młodego chłopaka to jest kolejne doświadczenie, on jest w fazie poznawania życia. To dalekie od świadomości, bo świadomość przychodzi, kiedy musimy wybierać i kiedy się zderzamy ze stratą. Bez ryzyka to byłby po prostu ognisty, zmysłowy romans. A nie był. Kochanek z 'Kobiety...' jest bardziej świadomy. Wydaje się, że jest okrutniejszy. Czyżby? Można powiedzieć, że jest uczciwszy. Pociąga go coś więcej niż zaliczanie kobiet - kolekcjonuje ich pasję i oddanie. Może to go fascynuje i nęci, a może po prostu podreperowuje w ten sposób swoje męskie ego. W finale odpowiada na pytanie, dlaczego romansuje: 'Robię to, bo lubię i mogę'. To uczciwe lub cyniczne postawienie sprawy. Zmiana relacji między nimi następuje, gdy kobieta miesza dwa światy - realny i wyśnionego romansu, który z rzeczywistością nie ma i nie może mieć nic wspólnego. Kochanek mówi jej: 'Jeszcze raz skontaktujesz się z moją żoną, to cię zabiję! Wara od mojego świata! Nasza przestrzeń jest tu, a tamta jest zupełnie inna. I najlepiej zrób to samo ze swoim życiem'. Źródło: Wysokie Obcasy
-
hej czarownice A tutaj obiecany link do artykułu o szalonych babach, które szukają wiatru w polu: :) http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,102559,9756325,Rozgrzeszone_z_pozadania.html Miłego weekendu
-
witam czarownice:) Myślę, że to jest dyskusja odwieczna: romantycy kontra pragmatyści, naiwni kontra rozsądni, żony i kochanki, optymiści i pesymiści itp. Każdy coś innego uznaje za priorytet i dobrze- musi być różnorodność, bo bez niej świat nie rozwijałby się. Pomarańczowy Smaku- myślę, że twoja tutaj obecność jest spowodowana tym, ze chcesz poznać sposób działania twojego faceta ( ex?), dyskutując z kobietami, bo faceci rzadko potrafią ubrać w słowa swoje uczucia i myśli. Poza tym- chyba chcesz poznać racje kochanek i styl ich myślenia. Jak pisałam- to ( romanse) nie ma przeważnie związku z żoną ani mężem, tylko jest obok. OBOK. Poza tym. Z różnych przyczyn. Bywa, że żona kochanka też się przyczynia do romansu męża, sprawadzając go do funkcji mebla domowego. A bywa też tak, że żony są w porządku, a kochanki są... gorsze. A może mąż ma dość ideału i chce się powłóczyć i dowartościować przy kobiecie nieidealnej? Trzymaj się, ale wystrzegaj się pisania i wyrokowania na temat co kto czuje- czy się oszukuje, czy płacze, czy się cieszy czy smuci, bo to twoje tzw projekcje. To znaczy, ze prawdopodobnie Ty czułabyś się w ten sposób, ale to nie znaczy, że inni tak samo podchodzą do pewnych spraw, bo jak pisałam- różnorodność jest wielka:) Buziaczki dziewczyny
-
Mila Kochana, naprawdę jestem z Ciebie dumna, że doszłaś do tego, żeby powiedzieć " fajnie, ze nam się to przytrafiło" Wspomnienia zostaną a złości i żalu- nie ma. Buziaczki! Cierpki Smaku- naprawdę nie musi ci być mnie żal, bo nie ma powodu. Naprawdę :D Nie czuję się ani lepsza ani gorsza. Ale rozumiem cię, że racjonalnie starasz się zrozumieć albo ocenić to co nieracjonalne a to spór nierozwiązywalny. Tym bardziej, że sama masz sytuację bardzo nieprzyjemną i patrzysz na to przez pryzmat osoby zawiedzionej. Jednak myślę, że nieco luzu przydałoby ci się, żeby się emocjonalnie odciąć od wyczynów sublokatora. No, ale czasu nie przyspieszymy. Pozdrawiam :)
-
:) Miło Śliwko, że napisałaś i teraz wiemy co i jak :) Dobrze, że nie przystąpiłaś do przypierania gościa do muru. Nieraz pisałyśmy, że taki stan napięcia przed czymś co może nastąpi a może nie... jest najmilszy, choć też " dołogenny" bywać może. Ale właściwie ty też nie jesteś kochanką w tym dosłownym sensie, tzn. potocznym. Nie wiem czego ci życzyć- czy żeby to się rozwinęło w kierunku romansu, czy żeby to było takie pomiędzy słowami, bliższe przyjaźni a właściwie czegoś więcej. Zatem życzę ci poczucia spokoju i zadowolenia w tej relacji, która ci wiele daje i pozwala znieść fochy męża. Mój mąż też pod wieloma względami jest do mnie podobny, choć oczywiście różnimy się w sprawach nie mających znaczenia dla związku i tu mam szczęście, wiem jaka to ulga dla duszy, gdy w jednym spojrzeniu widać wspólne postrzeganie świata. Dlatego mówiąc o tym, ze wybaczyłabym ewentualną zdradę miałam nie to na myśli, że byłoby mi to obojętne, ale to, że rozumiałabym jego motywy. Ale na razie nie miałam okazji tego sprawdzać i nie zamierzam.
-
hej Ja pisałam o złości a nie żalu, a że czujesz złość to raczej widoczne gołym okiem. To jeszcze nie obojętność- czego ci życzę. Nie myśl, że stoję po jakieś stronie i wypowiadam się "w imieniu", czy jako strona w starciach " kochanki kontra żony", bo to zwykłe pyskówki znane z internetu, które nic nie wnoszą. W dodatku nie jestem przedstawicielką ani kochanek ani żon, które są zdradzane ( na razie nic mi o tym nie wiadomo) Po prostu widzę, że twój sublokator to człowiek, który nawet przed sobą kłamie. Są tacy ludzie. I niestety miałaś pecha na niego trafić. Myślę, ze skoro są mocne dowody, to tylko ośmiesza się brnąc w to dalej. Po przeczytaniu tego wątku może wiesz, że romans to najczęsciej czasowa emigracja ze związku. Najczęściej mija jak ospa i nie wraca, ale czasem uzależnia jak alkohol. Myślę, że twój sublokator do tych uzależnionych należy. Poza tym pamiętaj, ze romans rzadko jest " przeciwko żonom" , on jest " pomimo żon", jest jakby obok. Piszę to abyś nie brała tego tak mocno do siebie, nie traciła poczucia wartości. Ja pisałam że chyba wybaczyłabym bo wiem, że romans nie ma nic wspólnego z wartoscią współmałżonka. On jest obok. No, chyba, ze ktoś ma okropną żonę, czy męża łajdaka, co się wcale tak często nie zdarza jak twierdzą ludzie. Trzymaj się :)
-
Hej Smaku Pomarańczy ( może jak cierpki to Grejpfrut?:)), widzę, że masz powody, aby mieć żal do męża i kochanek też, ale w sumie to trudno mieć pretensje do instytucji kochanka i kochanki, choć można nie lubić tego. Chorób też nie lubimy... a są :p Kochankowanie choć moralnie naganne to jest, było i będzie. Ja sama nie jestem zwolenniczką takich związków a w dodatku nawet sama kochanką nie jestem. Mimo to rozumiem te uczucia i ciągnęło mnie do nich, ale bezpiecznie unikam przekroczenia granicy, bo wiem jak to potem boli i jakie mogą być skutki. Co do mnie to ja już kiedyś pisałam, że mężowi wybaczyłabym zdradę, bo wiem, że to nic groźnego, ale pod warunkiem, że on zachowa w tym wszystkim uczucia dla mnie i szacunek. Wolę jednak nie wiedzieć nic o tym, bo to jego życie, nie jestem z nim na siłę, a dopóki wobec mnie jest w porządku, bez sztucznych gestów typu wręczanie kwiatów celem maskowania wyrzutów sumienia, to jest OK. Może też ma kochankę? Nie sprawdzam i nie zamierzam dopóki jest między nami dobrze. Natomiast kochanek, który zdradza żoną, obmawia ją przed kochanką, kłamie obie, zdradza tajemnice małżeńskie -to dla mnie wstrętny typ, ale nie wiem czemu powszechny. Pewnie jest z żoną dla wygody albo ze strachu co ludzie powiedzą. Oczywiście nie powinno być kochanków, ale są. Tak jak wiele innych rzeczy. To taka garść przemyśleń a osobiście życzę ci żebyś nie czuła do sublokatora złości, tylko z poczuciem ulgi rozpoczęła nowe życie, z facetem czy bez- najważniejsza jesteś ty. Poza tym zauważyłam że kobiety z takim nastawieniem są najbardziej szczęśliwe. Nikt nie docenia ani poświęcenia, ani obiadków, ani wierności jeśli są dawane jednostronnie.
-
Muszelko, jak już jesteś " na haju" :D to chociaż zdaj nam krótki raport co się dzieje. Zielonaa ma rację- teraz to Muszelki nikt nie odciągnie bo uległa siłom wyższym, tzn. siłom większym niż jej rozsądek. Na nic nasze próby zawrócenia jej. No, ale upadek może być bolesny i my tu po to jesteśmy między innymi, aby potem koić serce i dochodzić do tego samego wniosku, że szczęśliwe chwile to motyle. Na moment. A potem gleba. I co najśmieszniejsze- ponad połowa nie żałuje ( tak to oceniam) ze sobie polatała.... ---------- A to filmik ilustrujący ( osoby wrażliwe na brzydkie słowa,niech nie zaglądają) http://www.youtube.com/watch?v=nT81H8B6gzU
-
:) To miłe, że nie potępiasz kochanek, choć zdaje się, że w tym wątku mówimy o kochankach nietypowych tzn. panie są mężatkami. Inaczej sprawa wygląda w przypadku singielek, które latami nieraz są zwodzone przez ich żonatych kochanków. Tu masz rację- że jeśli zakochują się, to panowie "robią porządek" w swoim życiu. Choć i tu różne uwikłania wchodzą w grę. Ja uważam, że los takich kobiet jest naprawdę godny pożałowania, bo przeważnie zawsze pozostają " tymi drugimi" Ten wątek jest inny. Żadna z piszących tu kobiet nie zamierza i nie chce się rozwodzić i chcą pozostać drugimi. Owszem, są huśtawki nastroju, emocje, czekanie, łzy i chwile szczęścia, ale nie oceniając tej potrzeby- o to właśnie chodzi. Niektórzy ludzie wolą czuć, że żyją, choćby życie bolało. Celowo pomijam tu moralne kwestie, choć szczerze mówiąc to sprawa kultury i społecznego konwenansu. W krajach arabskich mężczyźni mogą mieć kilka żon. Może u nas kiedyś kobiety będą mogły mieć kilku mężczyzn. Naprawdę- to kwestie obyczajowości a nie moralności. A my żyjemy w takiej a nie innej obyczajowości, która strzeże monogamii. Co do mnie to jestem dość wyzwolona i staram się wszystko rozumieć a nie potępiać. Co dziwne- potępiają często osoby, które nie sa pewne swojej wartości choć ciągle gadają o wartościach. No, ale to temat na inną dyskusję. Pozdrawiam :)
-
hej czarodziejki:) Revolucjo- sprawy naprawdę przyspieszyły :). Tylko pilnuj, żeby było tak jak tobie odpowiada. Kiedy następne spotkanie? Muszelko- widzę, że on bardzo zapadł ci w serce i to jest właśnie owa " chemia", bo inni choćby stawali na rzęsach sami nam " przechodzą" razem z tymi motylami, tylko wiesz... już raz miałaś nieprzyjemności ze strony jego żony. To się może powtórzyć, niestety. No, ale nie będe ci go wybijała z głowy. Śliwko- ja, podobnie jak Zielonaa nie jestem aż taką zwolenniczką rozmowy, bo sprawa się toczy na poziomie niewysłowionym, domysłów i tej " niepewnej pewności " moc. Kto wie czy jemu to nie odpowiada. Bałabym się, że na postawienie sprawy wprost on może zrobić w najlepszym razie unik. To, co radzi Revolucja jest niezobowiązujące- np. powiedzieć, ze lubisz z nim spędzać czas. A on na to : " ja też" :D i co? Hmmm. ale to niezobowiązujące i bezpieczne, może temat pociągnie... kto wie? U mnie OK. Pracy huk. Artysta naprawdę chce się spotkać, ale roi o " czymś więcej". Nie mam serca mu wybijać z głowy tego pomysłu, chcę się wywinąć jakoś. Problem w tym, że tak długo sie znamy i ja jakoś się czuję za niego odpowiedzialna. Ale to margines mojego życia, taka zimna zupa. Pa!
-
:) Laseczko, fajnie, że się odezwałaś. Tak trzymaj- tzn. Odkurzacza na dystans. Napisz więcej o tym nowym obiekcie na horyzoncie ;) Mila- jak to nie wiesz? Zielonaa ma charakterystyczną, kreatywną interpunkcję ;)- na 95% to ona. No i przesłanie w duchu Zielonej, którą przy okazji serdecznie pozdrawiam! U mnie OK. Artyście nic nie przeszło. Za to mnie- tak. całuski, jestem b. wesoła dziś.