Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

moni789

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Tak mi przykro Tailor... Jestem z tobą, choć żadne słowa nie wyrażą mojego smutku ani nie ukoją twojego bólu... Trzymaj się dzielnie...
  2. Wiesz Tailor, u każdego to może przebiegać inaczej. Ja mogę powiedzieć na przykładzie mojego taty, który już kilka tygodni przed śmiercią nie mógł wstać z łóżka. Trzeba go było codziennie smarować maścią, żeby nie robiły się odleżyny, więc można było zaobserwować jego skórę. Tydzień przed śmiercią już nic nie chciał jeść, tylko pił odrobinę wody - ktoś tu mówił na forum, że tak chory przygotowuje się na śmierć i trzeba uszanować jego wolę, nie wmuszać w niego na siłę, bo to nic nie da, chory i tak nic nie przełknie jak nie będzie chciał. Dwa dni przed śmiercią jego lewa ręka zaczęła sinieć. Na drugi dzień to zasinienie poszło dalej, aż do barku i na pierś, a następnego dnia już nie żył, zasinienie doszło do serca. Męczył się przy tym strasznie, bo to był ból nie do wytrzymania, dostawał plastry z morfiną, które może tylko trochę mu pomogły, ale nie mogły pomóc w oddychaniu. Godzinę przed śmiercią tata, mimo, że nie mógł wcześniej nawet ruszyć ręką - sam zdjął sobie aparat tlenowy i powiedział, że to już niepotrzebne. Pół godziny przed śmiercią jakąś niesamowitą siłą podniósł rękę i przeżegnał się. Potem to już była agonia - oddech krótki, przerywany, czasem oddech urywał się na minutę, potem znów się pojawiał, a tata był mimo to przytomny. W pewnym momencie nawet powiedział do niej: "Przecież ja już umarłem, dlaczego ja jeszcze żyję?" Dobrze, żeby ktoś był przy odejściu ukochanej osoby, żeby nie odchodziła w samotności. Dlatego bądźcie z nimi w tym czasie, choć to takie traumatyczne przeżycie, ale umocni was na przyszłość. Ja cieszę się, że mogłam jeszcze pomóc mamie ubrać tatę, który był jeszcze taki ciepły, spokojny, jakby spał. To była ostatnia rzecz, jaką mogłam dla niego zrobić zanim go pochowano, po raz ostatni przytulić się do niego, jakby jeszcze jego dusza nie odpłynęła...
  3. Andzia, wiem jak to boli. Najgorsza jest ta okropna pustka i ciągłe, natarczywe myślenie, bez względu na czas i miejsce. Łzy, które się same cisną do oczu na widok fotografii z pogodną, jeszcze nie schorowaną twarzą ukochanej osoby, na wspomnienie jej głosu, gestów, zachowania. Jeszcze tak niedawno z nią rozmawialiśmy, trzymaliśmy za rękę, a już jej nie ma z nami... Dziś mijają dwa tygodnie od śmierci taty a nie ma dnia, żebym o nim nie myślała i nie płakała po nim. Mam wrażenie, że wszyscy wokół o tym już zapomnieli, a we mnie wciąż jest ogromny smutek. Nie umiem się zachowywać, jakby nigdy nic, tak jak moi znajomi z pracy, którzy ciągle starają się rozśmieszać mnie swoimi żartami. A mnie już nic nie bawi ani nie cieszy. Nie umiem się szczerze uśmiechać. Wiem, że trzeba jeszcze dużo czasu, żeby ta rana po stracie rodzica się zabliźniła.
  4. Tailor, nie możesz pokazać dziadkowi swojej słabości, musisz być przy nim silna i pogodna. On z pewnością wie, co go czeka i będzie potrzebował waszego wsparcia. Niech zawsze ktoś z was będzie w domu, bo z pewnością wkrótce będziecie musieli być na każde jego zawołanie. Dopóki jest samodzielny, nie ma problemu, gorzej, gdy zacznie niedomagać, przestanie jeść i będzie wyłącznie leżał. Wiem, że to okropnie brzmi, ale tak ta choroba wyniszcza organizm, że to może być nieuniknione. Sama przez to przeszłam z moim już ś.p. tatusiem. Joanka pisze prawdę, dla mojego taty, mamy Andzi oraz wszystkich waszych bliskich, którzy odeszli przez tą okrutną chorobę, lepiej jest, że już się nie męczą. Dziękuję wszystkim, którzy modlą się za nich teraz.
  5. Andzia, łączę się z tobą w bólu. Mój tata umarł 3 dni temu, 31 stycznia, wczoraj 02.02 był pogrzeb. To wszystko tak strasznie boli, odszedł młody człowiek, miał tylko 56 lat, a wycierpiał się strasznie. Do końca był przytomny, co chyba jest najgorsze, bo umierał świadomie. Gdyby chociaż stracił przytomność i tak nie cierpiał... On w niedzielę wiedział, że właśnie tego dnia umrze, niecierpliwił się i czekał na tą śmierć. Moja mama i babcia były przy nim do ostatniej sekundy jego życia, kiedy próbował po raz ostatni zaczerpnąć oddechu i nie mógł. Ja pędziłam w tym czasie samochodem, aby tylko zdążyć zobaczyć go żywego. Nie zdążyłam. Spóźniłam się o kilka minut... Tydzień temu zawiozłam mu laurki od moich dzieci na Dzień Dziadka, jeszcze zdążył je obejrzeć. Teraz już nie zrobią mu laurek... Tak bardzo mi go brakuje...
  6. Choroba mojego taty uświadomiła mi, jak wiele ja sama posiadam. Zdrowie- to jest rzecz bezcenna. Kiedy się kąpię, jem, wychodzę na dwór zaczerpnąć świeżego powietrza czy załatwiam potrzeby fizjologiczne- doceniam to, że mogę to zrobić samodzielnie i jestem z tego powodu szczęśliwa. Mój tata nie może żadnej z tych rzeczy zrobić. A ja wcześniej nie doceniałam tych tak prostych czynności dnia codziennego. Teraz doceniam swoje zdrowie jak nigdy dotąd.
  7. Dziewczyny, podziwiam was, ze jesteście tak dzielne. Mam nadzieję, że ja też będę, zacisnę zęby i nie będę się rozklejać przy tacie. On chyba nie chce, żeby ktokolwiek nad nim teraz płakał, póki jeszcze żyje. Bo kiedy wczoraj zobaczył moją mamę zapłakaną powiedział do niej: "Daj mi jakieś tabletki na sen, żebyś się nie musiała już dłużej ze mną męczyć"... Takie słowa bolą okrutnie...
  8. Dzięki Pauli za słowa wsparcia. Ten niewypowiedziany ból, kiedy widzimy powolne umieranie najbliższej osoby i nic nie możemy zrobić, nie da się opisać. Cieszę się, że jest to forum, na którym można się wypłakać i nikt nie powie, że to głupie itp. Przyjdzie godzina rozstania z kochaną osobą, ale cieszmy się jej obecnością tutaj, dopóki jest z nami, pomimo jej i naszego cierpienia. To trudne, ale musimy być dzielni, aby nasi najdrożsi, najbardziej cierpiący mogli brać z nas siłę.
  9. Piszę tu po raz pierwszy zmotywowana waszymi przeżyciami i cierpieniem- chcę też podzielić się swoim. Mój tata ma 56 lat. Dwa lata temu wykryto u niego dużego guza w gardle pod językiem (tata długo nie chciał poddać się badaniom, dopiero, kiedy nie mógł prawie nic przełykać- nowotwór więc był w bardzo zaawansowanym stadium). Tata był poddany chemioterapii i radioterapii w warszawskim szpitalu na Ursynowie, dało to taki efekt, że przez dwa lata jeszcze mógł w miarę normalnie funkcjonować, oprócz tego, że nie był już zdolny do żadnej pracy po tym leczeniu. W ubiegłym roku w lipcu tata przeszedł ostre zapalenie płuc, co załamało jego i tak już nadwątlone zdrowie, a prześwietlenie płuc wykazało ogromnego guza w prawym płucu (przerzut). Tata został wypisany do domu, wszyscy bardzo przygnębieni, a tata bardzo mało je- po prostu nie może przełykać (rana w gardle po radioterapii). We wrześniu kolejne zapalenie płuc - tata bardzo słaby i wychudzony, a lekarz w szpitalu mówi do mojej mamy: "Nie możemy go przyjąć. Czy chce Pani, żeby mąż swoje ostatnie dni spędził w szpitalu?" Ale po wielokrotnych prośbach mojej mamy zostaje przyjęty na oddział, gdzie spędza kolejne 3 tygodnie. Znów zostaje wypisany ze szpitala i wraca do domu. Pani doktor proponuje hospicjum stacjonarne, ale nie zgadzamy się wraz z całą rodziną na to- wolimy, aby był w domu - tu ma dużo lepszą opiekę. Hospicjum domowe niestety nie obejmuje rejonu, w którym mieszka tata. Jest spokojniejszy, ale nadal prawie nic nie je- pije za to dużo mleka. Obecnie- koniec stycznia- tata jest w stanie skrajnego wyczerpania. Wychudzony do granic możliwości, nie może samodzielnie się poruszać, nie ma siły mówić ani nawet siedzieć. Kości prawie przebijają skórę, oddycha ostatkiem sił. Koszmar straszny dla nas, a dla niego... Wypożyczamy koncentrator tlenu, aby lżej mu było oddychać w tych ostatnich dniach- to powolne umieranie jest gorsze, niż wszystko. Tata męczy się straszliwie, ma pełną świadomość swojego stanu, wie, że umiera i nie chce już żyć. Ale ma przy sobie rodzinę- i to jest chyba najważniejsze w tych ostatnich dniach. Jak wiele człowiek może znieść...
×