Hej, jestem po body jet który zrobiłam wczoraj, tłuszcz z brzucha i wewnętrznych stron ud został podany do piersi.
Koszt: 11.900 zł (miała być to cena za brzuch i piersi, w przypadku gdyby nie starczyło (muszą podać od 150 -200 ml tłuszczu w każdą pierś, w tej samej cenie pobiorą mi z innej części ciała brakującą ilość) Dodam tylko, że modliłam się aby tak było ;))
Aha, dla ciekawskich: mam 170 cm i ważę 66 kg.
W tej cenie: sexi (poważnie) stanik+ubranko które zaczyna się pod piersiami a kończy przed kolanami koronką, wszystko w kolorze czarnym + "dziura na siusiu" -mój mąż miał ubaw.
Zanim zdecydowałam się na ten zabieg (trwało to 3 m-ce) często zaglądałam na to forum i obiecałam sobie, że jeśli się zdecyduję to wszystko opiszę.
Teraz mogę punkt po punkcie napisać co się ze mną działo tym z Was które są ciekawe jak to jest. Być może to co przeczytacie pomoże Wam podjąć właściwą decyzję.
Przed zabiegiem: wykonałam badania tj.: morfologia, próby wątrobowe, lipidogram, USG piersi (klinika musiała mieć pewność, że nie mam raka piersi) dodatkowo wyłącznie dla własnego spokoju wykonałam badania na wykrycie wirusa zapalenia wątroby typu C (na B mam pełne szczepienie)
Koszt: 240 zł
Na dwa tygodnie przed rzuciłam palenie, lekarz powiedział abym spróbowała gdyż papierosy zmniejszają krążenie krwi i utrudniają proces leczenia, 5 dni przed zabiegiem zalecane jest zaprzestanie zażywania aspiryny i ibuprofenu.
Dzień zabiegu: zdenerwowana przeokropnie, mąż nazwał mnie mnichem, do nikogo w domu się nie odzywałam.
W klinice rozmowa z lekarzem tuż przed zabiegiem, podpisanie zgody, rozmowa z anestezjologiem na temat stanu zdrowia, ponieważ miałam mieć podanego tzw. "głupiego jasia" tylko i wyłącznie dla mojego komfortu i powiem Wam, było tak fajnie, że chciałam na wynos ;))))
Następnie: założenie wenflonu (chyba tak to się pisze), zrobienie zdjęć, oznaczenie czarnym pisakiem (wyglądałam jak Indianin) tych partii ciała które były naszym celem, podanie leków przeciwbólowych (troszkę bolało) dostałam także piciu i jedzonko - glukozę w postaci kroplówek (zabieg o godz. 12.30 a ostatni posiłek 12,5h wcześniej) i zaczynamy!
Szczerze mówiąc wcale nie było tak strasznie, wszyscy zgodnie stwierdzili, że zniosłam to nadzwyczaj dobrze. Jeżeli chodzi o brzuch i uda nie czułam bólu, czasami rozpieranie ale nie zawracałam sobie tym głowy-być może pomogło w tym działanie głupiego jasia.
Odczułam tylko niewielki ból przy piersiach pod sam koniec zabiegu ale na własne życzenie nie chciałam już żadnych przeciwbólowych bo i po co jeśli za 10 minut mieliśmy skończyć. Malusieńkie szwy założono mi samo rozpuszczalne. 4 godziny i po wszystkim.
Najwięcej bólu sprawił mi (rozbawiłam tym wszystkich na sali) mały zastrzyk przeciwzakrzepowy który był strasznie szczypiący!!!
Po zabiegu: zmiana opatrunków ponieważ sączył się płyn z wykonanych małych nacięć, ból mniej więcej taki jakbym zrobiła 200 brzuszków i miała zakwasy, nogi dają o sobie znać w mniejszym stopniu, największy ból przy wstawaniu, natomiast piersi w ogóle nie bolą, za to wyglądam jak Dolly Parton ponieważ mam zabezpieczone grubą ilością waty, gdyż mają mieć ciepło, mam także unikać całkowitego odpoczynku aby zabezpieczyć się przed zakrzepicą żylną i gorących kąpieli przez tydzień po zabiegu, przez pierwszy tydzień nosić ubranko uciskowe dzień i noc, potem przez 2-3 tygodnie w dzień, na noc mogę zdejmować.
Brzuch lekko opuchnięty, w niewielkich siniakach (lekarz uprzedzał, że to dopiero początek, więc czekam na więcej..) piersi baardzo pełne jak na pierwszy rzut oka, ciężko stwierdzić o ile większe, rozmiar czy dwa bo jeszcze zabezpieczone opatrunkami. Właśnie czekam aż mąż wróci z pracy i zabieramy się do odklejania wszystkich tych plasterków które mam na sobie.. Dam znać o tym co ujrzą nasze oczy.
To tyle jak na dzień po zabiegu, mam nadzieję, że nie zanudziłam Was tym dość szczegółowym opisem a wręcz przeciwnie uspokoiłam przed nieznanym i zaspokoiłam ciekawość.
Pozdrawiam ciepło Wszystkie Niezdecydowane i Zdecydowane!