po dwoch i pol roku zwiazku rozstalam sie ze swoim narzeczonym przez glupia sprawe. obiecal mi ze zmieni dla mnie wyznanie, ale ostatnio doszedl do wniosku ze nie da rady. zdenerwowalam sie i zerwalam z nim. po dwoch dniach doszlam do wniosku ze moge isc w tej kwestii na kompromis i poprosilam o druga szanse. on sie nie zgodzil, twierdzac ze przestalam sie starac (doszlismy do wniosku ze oboje przestalismy sie starac). mieszkamy w mieszkaniu studenckim, on nie mial wtedy pracy ani zadnych pieniedzy wiec ustalilismy ze sie wyprowadzi jak mu sie wszystko ulozy. natomiast przeniosl sie do pokoju wspollokatorki. nie bardzo mi sie to podobalo bo zaczeli zachowywac sie jak para. niedawno wyszlo na jaw ze sie ze soba przespali, mimo ze ustalilismy ze poki razem mieszkamy nie przyprowadzamy sobie nastepnych partnerow zeby sie nie ranic. zachowal sie potwornie, nie moglam tego zniesc, wiec chodzilam po znajomych i sie strasznie na niego zalilam, w mieszkaniu byly straszne awantury. teraz sobie mniej wiecej wyjasnilismy ta sytuacje i jakos przynajmniej da sie zyc. ale wciaz brakuje mi powaznej rozmowy, zeby nie ucinal tematow, zebysmy wszystko sobie wyjasnili do konca. chcialabym sprobowac jeszcze raz mimo tego ze mnie skrzywdzil, ale on czuje do mnie zal o te awantury. poradzcie co robic, bo nasi wspolni znajomi nie sa obiektywni i juz namieszali mi w glowie