Tak jak już pisałam w listopadzie... w wielkim skrócie wygląda to tak: od stycznia 2007 r. zaczęłam chodzić do lekarza. Były badania - macica dwurożna, zaburzenia hormonalne, hsg, które wyszło dobrze. Badania męża też ok. Faszerowanie luteiną, metformaxem i clostilbegytem, zastrzyki z pregnylu. Następnie insteminacje x3. Zakończyliśmy owe świadome i kontrolowane starania po pierwszym kwartale 2008 r. Lekarze nie poradzili sobie. Na ostatniej wizycie usłyszeliśmy: adopcja lub in-vitro. Na dzień dzisiejszy tak to wygląda. Daliśmy na luz i nic z tego. Nie chcę po raz kolejny zaczynać czegoś co nie daje gwarancji a powoduje rozchwianie mojej psychiki i duże nakłady finansowe. Pozostaje czekać...